Walczyć z apokalipsą...


"Książka przedstawia wybrane akcje polskiego podziemia w okupowanej przez Niemców Warszawie i Krakowie, a także na ziemiach zagarniętych po 1939 roku przez ZSRR. Zostały w niej opisane zamachy, akcje likwidacyjne, akcje odbicia więźniów – niektóre nieznane lub wręcz zapomniane. Każda z tych historii nadaje się na scenariusz dobrego kina sensacyjnego… Autor opisuje przygotowania to wybranych akcji i ich przebieg, ale zwraca także uwagę na motywację i pomysłowość uczestników, a także podłoże emocjonalne i konsekwencje."


Osiemdziesiąt lat temu świat był inny. Czarno-biały, pokryty patyną i zamazany jak stare fotografie. To przeszłość odległa niczym epoka kamienia łupanego. Niedawno skończyła się wojna, zaborcy przestali nas gnębić, ale ludzie, nauczeni doświadczeniem, nie przestali spodziewać się kolejnych ciosów. Wiedzieli, że nie wolno żyć spokojnie, oddychać pełną piersią, chodzić na spacery i cieszyć się życiem rodzinnym, bo w każdej chwili może nadejść cios, który całe to szczęście zniszczy. Byli gotowi na utratę wszystkiego, nieustannie spięci. Tak bardzo różnili się od nas, martwiących się o spłatę kredytu, o to, żeby znaleźć pracę, żeby mieć pieniądze na edukację dzieci. Młodzież z tamtych lat była wychowywana do walki, więc gdy okazja do niej nadeszła, nikt nie był zaskoczony. Teraz młodzi ludzie mają zupełnie inne sprawy na głowie. Oni i my - dwa różne światy, dwie różne planety. Czy aby na pewno?

Wierzcie mi lub nie, ale niejednokrotnie zetknęłam się z taką filozofią. "Oni" byli inni - nie żyli tak jak My, potrafili walczyć, wiedzieli, co się robi z bronią, jak się zabija. Ich świat był uboższy, nie mieli tego wszystkiego, co dzisiaj sprawia, że nasze życie jest ciekawsze. A zresztą Unia Europejska... prawa człowieka... cywilizacja... Ich świat został zburzony przez wojnę, ale przecież to był inny świat... 

Współczesnemu człowiekowi czasami ciężko pojąć, że jego dziadkowie i pradziadkowie mieli dokładnie takie samo życie jak my, że ludzie, którzy wówczas stanęli u wrót piekła, którym do domów zapukała śmierć i rozpacz, którym odbierano wszystko co mieli i co kochali, mieli żywe ciało, serca pełne marzeń i nadziei oraz głowy, w których nie mieściła się myśl o nadchodzących potwornościach. Ich świat był taki sam jak ten za naszymi oknami, ich domy były identyczne jak te, w których mieszkamy, problemy - kropka w kropkę jak nasze. Zapominamy o nich, machamy ręką na przeszłość, nie chcemy się oglądać. Oni walczyli z bronią w ręku, bo musieli. My nie musimy - po co więc mamy o nich pamiętać? 

Moja wyobraźnia serwuje mi czasami trudne obrazy: siedzę przed komputerem i piszę, gdy nagle drzwi z hukiem wypadają z zawiasów, a do mieszkania wpada ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do niszczenia i zabijania; jestem na spacerze w parku, oddycham świeżym powietrzem i bawię się z synem, nieświadoma, że za moment w to miejsce spadnie bomba... Nie odsuwam od siebie tych wizji, nie macham na nie ręką, nie uśmiecham się lekceważąco z przekonaniem, że to przecież dzisiaj nie jest już możliwe. W takich chwilach usiłuję zrozumieć, co mogli czuć ludzie, którzy przeżyli to naprawdę i którzy tak samo jak ja nie spodziewali się, że hekatomba jest jeszcze możliwa. I stają mi się przez to jeszcze bardziej bliscy, a ich ból i przerażenie nie są abstrakcją z podręcznika do historii, ale uczuciami kogoś takiego jak ja. Chcę o nich pamiętać, by ich życie nie ginęło w mrokach, by tragedie, których byli uczestnikami, nie stały się nieważne, nieistotne. 

Nie chcę zapomnieć, że ludzie pełni życia, pragnący realizować swoje pasje i cele, kochający i mający takie samo jak ja prawo do wolności i spokoju, zostali postawieni przed koniecznością wzięcia do ręki broni i wyjścia na ulicę, by zabijać wroga. Tym trudniej było mi przejść do porządku dziennego nad podtytułem książki Remigiusza Piotrowskiego "Rozkaz: Trzaskać!", który brzmi: "Zapomniane akcje polskiego podziemia". Smutne to i przykre, że już się o tej historii nie pamięta. Dla mnie większość wydarzeń opisanych w książce to opowieści o ludziach, z którymi zaprzyjaźniłam się wiele lat temu - dzięki mojej fascynacji wspomnieniami z okresu wojny. Tym bardziej mi żal, że ich losy są dzisiaj niemal nieznane.

Czego w książce Piotrowskiego nie ma? Suchych faktów, wyliczania nazw, podnazw i podpodnazw ;) najróżniejszych organizacji składających się na polskie wojsko podziemne oraz natłoku dat potykających się o siebie nawzajem. Mimo to "Rozkaz: Trzaskać!" jest pozycją niezwykle wiarygodną historycznie, znakomicie udokumentowaną, prawdziwą. Miło jest od czasu do czasu wziąć do ręki książkę opartą na faktach i poczytać o przeszłości bez poczucia, że każdą informację należy sprawdzić i zweryfikować. Czasami ma się ochotę odpocząć od reaserchu i po prostu zaufać autorowi. Bibliografia umieszczona na końcu książki, a do tego moja własna wiedza i pamieć o całej pochłoniętej niegdyś literaturze faktu, wspomnieniach oraz dziennikach, pozwoliły mi w spokoju zatracić się w lekturze - wiedziałam, że tutaj błędów raczej nie będzie.



Ci z Was, którzy nigdy nie mieli obsesji na punkcie czytania o wojnie, którzy nie przeżyli fascynacji biografiami młodych żołnierzy polskiego podziemia i nie kochali się w Bronku "Locie" Pietraszewiczu i Jurku "Słoniu" Gawinie (lub - w przypadku męskiej części moich Czytelników - w Krysi Krahelskiej), mają świetną okazję do tego, by nadrobić zaległości. Może dzięki temu określenie "zapomniane akcje" przestanie mieć rację bytu. 

Poczytajcie o Janku Kryście, jedynym okupacyjnym kamikadze, o akcji "Góral", dzięki której podziemne wojsko zyskało olbrzymią sumę pieniędzy (przeznaczoną potem m.in. na szkolenia, wykupywanie więźniów Pawiaka i pomoc najbardziej prześladowanym), o akcjach szybkich i brawurowych, ale także o takich, które latami narażały ich uczestników na śmierć - jak akcja "N", mająca na celu podkopywanie w Niemcach wiary w sens wojny i zaufania do dowódców. "Rozkaz: Trzaskać!" jest książką, w której znalazło swoje miejsce kilkanaście akcji ważnych, ciekawych i różnorodnych, dobranych tak, by nie nudzić i oddać w nasze ręce obraz okupacji w pigułce. 

"W kieszeniach i pod płaszczami każdego z wymienionych "przechodniów" znajdowały się steny, empi 40, visy i granaty. Ot, chciałoby się powiedzieć, typowi obywatele Generalnego Gubernatorstwa".

Autor pełnymi garściami czerpał ze znakomitych źródeł, przytoczył wiele wypowiedzi kombatantów zamieszczonych swego czasu we wspomnieniach wojennych. W wielu miejscach znalazły się z lekka przerobione fragmenty pozycji wydanych lata temu i w sumie miał to być zarzut, ale ostatecznie machnęłam ręką - dzięki temu ton narracji całej książki przypomina dawne, najciekawsze, pochłaniane przeze mnie z zapartym tchem, opowieści z takich książek jak "Cichy front" Aleksandra Kunickiego czy "Zaczęło się pod Arsenałem" Stanisława Jastrzębskiego. Remigiusz Piotrowski nie ograniczył się do siedzenia w książkach i przytaczania źródeł. Przeprowadzał wywiady, własne "śledztwa", dotarł do nigdy niewydanych wspomnień. Dokonał rzeczy wspaniałej - ożywił historię. 

Warto zwrócić uwagę na uczciwość autora, który docenia bohaterstwo i szanuje pamięć każdego uczestnika akcji, ukazuje niezwykłą inteligencję, z jaką operacje były planowane, wymienia ich zalety, pozytywne skutki, a mimo to nie mówi jednoznacznie i dobitnie, że były jedynym rozwiązaniem, nie ocenia dowódców i ich rozkazów. Dowiadujemy się także o tragicznych skutkach działań polskiego podziemia - rozstrzelania, aresztowania... Piotrowski trafnie zauważa, że Niemcy nie potrzebowali pretekstu. Egzekucje, łapanki, wywózki, tortury - to wszystko było na porządku dziennym i odbywałoby się tak samo, nawet bez naszych akcji. Powyższe fakty dostajemy do samodzielnej oceny - czy było warto? Tylko czy nasze dzisiejsze osądzanie ma jakikolwiek sens?

Wielką zaletą książki jest brak bezbrzeżnej gloryfikacji. Armia Krajowa nie składała się z samych nieomylnych świętych. Piotrowski opowiada nam o zdrajcach i ich działalności, o tragicznych pomyłkach. Akcje w pełni udane zajmują tyle samo miejsca, ile działania zakończone fiaskiem.

Autor od nowa przywołał pamieć o tych ludziach, którzy nie byli Spartanami, od maleńkości szkolonymi w zabijaniu i wymachiwaniu bronią, lecz żyjąc w spokoju i marząc o przyszłości zostali brutalnie wrzuceni w surrealistyczną rzeczywistość. Ich twarze znów nabierają kolorów. Nie walczyli dla sławy, ale na nią zasługują. I może - może... - uda się zachować dzieje tych ludzi w pamięci.

Paplanina na zakończenie: 
Te nietypowe mapki widoczne na moich zdjęciach i robiące za tło dla książki, to graficzne przedstawienie niektórych akcji zbrojnych polskiego podziemia. Na plan ulic naniesiono miejsca, w których stały poszczególne osoby i samochody, strzałki pokazują ich ruch lub kierunek, w którym leciały kule. Takie mapki stanowią bardzo ciekawe uzupełnienie tekstów, ale te konkretne nie zostały dołączone do książki "Rozkaz: Trzaskać". Wyjęłam je ze stareńkiego i zaczytanego egzemplarza "Zaczęło się pod Arsenałem" Jastrzębskiego, którą to pozycję zainteresowanym zdecydowanie polecam! ;) 

Tytuł: Rozkaz: Trzaskać! Zapomniane akcje polskiego podziemia
Autor: Remigiusz Piotrowski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN
Rok wydania: 2015
ISBN: 9788377058572
Ilość stron: 396
Format: 15.0x21.0cm
Oprawa: Twarda

Recenzja powstała dla portalu:



11 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zainteresowalas ta ksiazka. Zdecydowanie po nia siegne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    Trafiłam tu, szukając informacji o księżnej Tarakanow. No i zachłysnęłam się, i zostałam. :) Tytuł bloga kojarzy mi się z moją ulubioną książką Ireny Szczepańskiej. No i trafiłam na nieznaną mi powieść "Lubonie" J.I. Kraszewskiego. Ponieważ dotyczy mojej ukochanej epoki, to na pewno po nią sięgnę. Widzę, że będę tu chętnie zaglądać. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło przeczytać taki komentarz (każdy czytać miło, ale taki - wyjątkowo!). Dziękuję. Zapraszam - do czytania nowych postów i starszych, bo wszystkie tworzone są z pietyzmem i myślą o tym, by zaciekawić czytelnika. Mam nadzieję, że wszystkie okażą się warte tego, by zaglądać na zielony blog jak częściej.

      Usuń
  3. Aniu, Twoje pasje są dla mnie źródłem zdumienia, bo tak ich wiele, i inspiracji. Kiedyś sięgnęłam po literaturę wojenną dzięki Tobie i tak samo stwierdziłam, że nie wolno zapomnieć. Nie wiedziałam, czy ta książka jest warta czytania, teraz wiem, że jest. Dziękuję za polecenie. Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co - miłej lektury Ci życzę. Jakby co - pospieszę z listą lektur rozwijających temat. ;)

      Usuń
  4. Literatura wojenna nie jest moją ulubioną, czytam ja rzadko, wzbudza we mnie zbyt duże emocje, niekiedy smutek, a niekiedy złość, że młodzi ludzie(bo najczęściej tacy brali udział, nie Spartanie, jak sama wspomniałaś) musieli walczyć o wolność, że musieli się poświęcać.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie ta literatura także wzbudza wiele emocji, ale ich rodzaj jest uzależniony od okresu, w którym ją czytam. Czasami jest to jedynie wściekłość, innym razem przede wszystkim pragnienie wsączenia w pamieć jak największej liczby faktów, dat, nazwisk - żeby nigdy o nich nie zapomnieć. Bohaterstwo ludzi jest warte poznawania, ciężkie losy warte pamiętania. Młodzi ludzie musieli walczyć - to fakt i nic tego nie zmieni. My możemy już tylko o nich nie zapomnieć i przekazać przyszłym pokoleniom, którym grozi totalna niewiedza, jak wyglądała wojna - żeby robili wszystko, by apokalipsa się nie powtórzyła.

      Usuń
  5. Mało jest książek o podobnej tematyce, które nie są wyłączeni dobre, ale i przekazują treść w sposób naprawdę warty uwagi. Trzeba się faktycznie naszukać, ale kiedy już się znajdzie - zapowiada się literacka uczta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, niewiele jest książek o takiej tematyce, które byłyby idealne pod każdym względem. Książki pisane współcześnie zawierają niejednokrotnie zbyt wiele bzdurnych teorii, pobożnych życzeń, upiększeń lub nachalnego, sztucznego dramatyzowania (przykładem niech będzie pozycja "Dziewczyny z powstania" Anny Herbich). W książce Piotrowskiego można wyczuć naturalną prawdę. I to jest jej największą zaletą.

      Usuń
  6. Coś dla mnie! Podoba mi się, że Autor nie gloryfikuje Armii Krajowej, co jest dla mnie oznaką profesjonalizmu. Koniecznie będę musiała przeczytać tę ksiażkę.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń