Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo M. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo M. Pokaż wszystkie posty

Baśń, o którą wszyscy się kłócą - "W poszukiwaniu Grzmiącego Smoka"


"Mała Amber i jej kuzyn Tashi na grzbiecie latającej Tygrysicy wyruszają na poszukiwanie tajemniczego Grzmiącego Smoka, ukrytego w niedostępnych Himalajach. Pięknie ilustrowana opowieść przybliża legendy egzotycznej azjatyckiej kultury Królestwa Bhutanu. Zapraszamy wszystkie dzieci do niezwykłej podróży w poszukiwaniu grzmiącego Smoka. Tak jak mała Amber i jej kuzyn Tashi możecie udać się do niezwykłego Królestwa Bhutanu, położonego u stóp najwyższych gór świata - Himalajów. Tym prawdziwym królestwem włada prawdziwy król Jigme Khesar Namgyel Wangchuck, a jego wojska strzegą spokoju smoka, który śpi w niedostępnych górach. Tam właśnie mieszka dziadek dzieci, który opowiada fantastyczne historie, związane z tym niezwykłym miejscem. Jedna z nich dotyczy właśnie grzmiącego Smoka, którego spotkać jest bardzo trudno! Trzeba pokonać wiele przeciwności, aby go odnaleźć! Nie martwcie się pomoże Wam w tym latająca Tygrysica na grzbiecie której możecie wyruszyć w pełną przygód podróż!"


Gdzie indziej są koty, względnie jakieś świnki morskie. A my mamy... smoki!* Tak, tak, hodujemy je z Bąblem po kątach, takie słodkie, ziejące ogniem maleństwa z ostrymi kiełkami. Mamy smoki karłowate (draco parvulus), afrykańskie wyverny (draco africanus), a nawet kilka odmian lotopłazów (draco americanus). Na potrzeby tego tekstu pozwolił się nam sfotografować nieśmiały smok tybetański (draco montana) - to ten czerwony. Niestety, zażyczył sobie do towarzystwa lunga chińskiego (draco orientalis magnus), który nijak tutaj nie pasuje. Ale cóż począć - chciało się mieć smoka z Tybetu, trzeba było uwiecznić także jego kumpla.**


Nie istnieje smok, który miałby przed nami tajemnice, jednak, aby dojść do takiego mistrzostwa, trzeba przez wiele lat studiować fachową literaturę. Żadna pozycja, w której mowa o tych wspaniałych stworzeniach, nie uchowa się długo poza naszym zasięgiem. Polujemy na wszystko - od książek z puzzlami po encyklopedie i poradniki. Kochamy smoki i już, taka nasz mała obsesja. :)

Najbardziej pożądane są oczywiście baśnie. Nie od dziś wiadomo, że przekazywana z pokolenia na pokolenie mądrość ludowa zawiera najwięcej pożytecznych i najpewniejszych informacji. Dzięki nim potrafimy odróżnić smoka łagodnego jak kociak od takiego, który tylko udaje niewiniątko, smoka przyjaznego, od wrednoty pokazującej rogi w najmniej spodziewanym momencie. Wiemy, które łatwo dają się hodować (a raczej łaskawie wyrażają zgodę na to, żebyśmy je karmili i zapewniali im ciepłe miejsce do spania), a które chętnie schrupałyby na śniadanie nieuważnego wielbiciela.

Nie ma na świecie kraju czy regionu, który uchowałby się bez własnych legend o smokach lub gadzinach smokopodobnych. Dlatego też literatura pełna jest kapitalnych, zachwycających opowieści, w których te istoty odgrywają główną rolę. I ciężko znaleźć w nich dwa takie same stwory - różnorodność zapewnia permanentną, niekończącą się przyjemność czytania.

Idealny duet: Hans Christian Andersen i Vladyslav Yerko

Odrywam się na moment od pól bitewnych angielskiej wojny domowej, na chwilkę zostawiam heroiny Jane Austen same z ich problemami - wszystko po to, by opowiedzieć Wam o książce dla dzieci. Czytam ich sporo od kilku lat, bo literatura jest jedną z ulubionych rozrywek mojego synka. Po drodze natrafiłam już na masę wspaniałych pozycji - jedne są piękne, inne zabawne, niektóre wciągają bez reszty w świat przygód, większość uczy wielu pożytecznych rzeczy. Nigdy jednak jeszcze się nie zdarzyło, żebym zapragnęła o którejś z tych opowieści napisać na blogu. Ostatnio jednak dorwaliśmy się z Patryczkiem do takiej książki, na którą nie sposób nie zwrócić Waszej uwagi.


O twórcy najpiękniejszych baśni na pewno nie muszę Wam opowiadać. Właśnie dziś wygrzebałam z pudła z książkami z dzieciństwa powieść biograficzną o nim, która kiedyś mnie zaczarowała. Napisała ją Esther Meynell nadając jej prosty tytuł "Andersen". Cieszę się, że ją znalazłam nie tylko dlatego, że chętnie znów do niej wrócę, ale także z tego powodu, że chciałam już dawno Wam ją polecić, a nie pamiętałam nazwiska autorki.

Nie sądziłam, że Patryka zainteresuje nowe wydanie "Królowej Śniegu". Baśń jest mu znana do bólu, a poza tym byłam pewna, że oświadczy, iż on bajek dla dzieci i dziewczynek już nie potrzebuje, bo przecież "Opowieści z Narnii" są o wiele ciekawsze. To ja nie mogłam się oprzeć tej przecudownie wydanej książce. Sprawiłam ją więc właściwie sama sobie, ale kiedy tylko moje dziecko ją zobaczyło straciłam prawa do niej na zawsze:) Nie dziwię mu się - Królowa Śniegu patrzy z okładki wręcz magnetycznym spojrzeniem, a przy tym niezwykle przypomina Białą Czarownicę, bohaterkę powieści C.S. Lewisa - właśnie tak ją sobie wyobrażaliśmy.