O tym, jak nie zadałam pytania Benedictowi Cumberbatchowi

Wiecie, że Benedict Cumberbatch był w Krakowie? A wyobrażacie sobie, że mnie mogło tam wtedy zabraknąć? :) No właśnie! :) Tak więc byłam, widziałam tę chudzinę na własne oczy, niemal samochodem mnie rozjechał, ale słowa zamienić z nim nie zdołałam, bo był chroniony niczym królowa angielska. Przed wszystkimi - nie tylko przed fanami, także przed dziennikarzami. Pojechałam tam jako wielbicielka (oczywiście!), ale też dziennikarka, żeby sobie w jakiś sposób sprawę ułatwić. Liczyłam na to, że uda mi się zadać mu kilka pytań - jeśli nie w trakcie osobnego wywiadu, to przynajmniej w chwili, gdy będzie szedł przed szpalerem kamer i mikrofonów zatrzymując się od czasu do czasu, by zamienić parę słów. Robi tak często, więc miałam prawo się łudzić, a co! Niestety, jedynego wywiadu udzielił dziennikarzowi z Tvn, a resztę czasu spędził na ukrywaniu się przed wszystkimi. 


Podziękowanie za wyróżnienie nagrodą "Pod Prąd"

Benedict przyjechał na Off Plus Camera - Międzynarodowy Festiwal Filmów Niezależnych. Wystąpił w charakterze członka kolektywu produkcyjnego SunnyMarch, który założył z przyjaciółmi w zeszłym roku. Wraz z nim pojawili się także dwaj Adamowie - Ackland i Selves, do kompletu zabrakło im tylko Bena Dillona. Pierwszym stworzonym przez nich obrazem jest krótkometrażowy film "Little Favour" i właśnie to dzieło przyjechali promować w Krakowie. Działalność SunnyMarch jest naprawdę ciekawym przypadkiem, a film, choć może dziełem specjalnie wybitnym nie jest, prezentuje się całkiem nieźle - a już zakończenie mocno wbija w fotel. Tak więc pytań miałam sporo (przy okazji, trochę off-topic, chciałam się dowiedzieć o to nieszczęsne stage door po "Hamlecie", na które podobno Pan Wielki Gwiazdor ma nie wychodzić). No i dowiedziałam się tyle co nic.


Centrum Festiwalowe w Pałacu Pod Baranami (foto moje)
Przyznać muszę, że zadanie wcale nie byłoby takie trudne, gdyby cały pobyt Cumberbatcha był zorganizowany trochę inaczej. Dziennikarzom naprawdę ułatwiano dostęp do gości, na wszelkie spotkania, wykłady, warsztaty, projekcje. Żałuję, że nie mogłam być w Grodzie Kraka przez cały czas trwania festiwalu - skoro jeden dzień był tak pełen wrażeń, to po tygodniu takich ekstremalnych przeżyć chodziłabym nieprzytomna ze szczęścia przez następnych kilka miesięcy. Miałam możliwość porozmawiać z każdym praktycznie gościem, z wyjątkiem tego, na którym mi najbardziej zależało. 



Przed kinem Kijów

W sumie było to dość dziwne, bo aktor słynie z otwartości, z tego, że chętnie się spotyka, rozmawia, nie kręci nosem, gdy trzeba podpisywać, pozować i uśmiechać się w nieskończoność. Tym razem było inaczej - ochrona wyprowadzała go bocznymi drzwiami, na wszelkie sposoby unikano fanów i fotografów, nie pozwalano mu wychodzić do ludzi, zwykle ledwo mu było jedno oko zza pleców bodyguardów widać. Obiecał, że wyjdzie do wielbicieli po spotkaniu Q&A w Centrum Kijów, ale jak przyszło co do czego, to go ochrona na moich oczach wsadziła do wozu i fani zgromadzeni pod kinem mogli tylko wyrazić swoje oburzenie (między sobą, bo nawet nie było kogo objechać za zaistniałą sytuację). 


Obiecanki cacanki, Panie Cumberbatch.
Barierek nie ma, więc cię ochrona na zadeptanie nie wypuści.

Największą porażką był brak barierek. Jakby zostały ustawione w strategicznych miejscach, czyli pod Kinem Kijów i pod Pałacem Pod Baranami, gdzie mieściło się Centrum Festiwalowe, to chłopak mógłby spokojnie wejść, stanąć na chwilę, uśmiechnąć się do fanów i wszyscy byliby zadowoleni. Bez barierek ochrona bała się, że Gwiazdor zostanie zadeptany z miłości i robiła wszystko, żeby tylko widziano go jak najmniej. Biedak, machał gdzieś tam zza ich pleców do ludu, ale na niewiele się to zdało. 


"Is it nice not being me? It must be so relaxing"

W hotelu zamknięty nie siedział - gdzieś tam po Wiśle pływał, gdzieś tam na basenie był, nawet do Wieliczki go zabrano, ale to był jego czas wolny. Pod Sheratonem nie stałam, swój honor mam, więc gdzie i kiedy wyruszał na wycieczki, tego nie wiem. Mam tylko nadzieję, że Kraków mu się spodobał i nikt nam przed nim wstydu nie narobił. Może jeszcze kiedyś przyjedzie, może jakiś film w Polsce nakręci... Fani stanęli na wysokości zadania i zorganizowali się znakomicie - kolejeczki, numerki, spokój, profesjonalny kontakt z Centrum Festiwalowym... Był moment, że niektórych nerwy trochę poniosły - w chwili, gdy Benedict wchodził na pokaz filmu "The Kid" do Pałacu Pod Baranami, ale z mojego punktu widzenia (całkiem niezłego, bo stałam w strategicznym miejscu i widziałam wszystko jak na dłoni) była to wina ochrony, która usiłowała wszystkich wykiwać i braku barierek, które ułatwiłyby wszystkim życie.


No comment

Benedict Cumberbatch to Sherlock, to oczywiste, ale to także cudowny Christopher Tjetjens z "Końca defilady", magnetyczny Khan z najnowszej odsłony "Star Treka", to Stephen Hawkins, Vincent Van Gogh, znakomity William Pitt z "Amazing Grace", no i Smaug (nie tylko głos!). To także uroczy, wesoły człowiek (jeśli chodzi o moje zdanie, to jego największą zaletą jest fakt, iż kocha czytać książki i zna się na dobrej literaturze!), który lubi gawędzić z dziennikarzami, spotyka się z fanami wszędzie, gdzie tylko może, często zamiast zwykłych autografów wysyła pocztą listy i jest ciągnięty za połę marynarki przez swoją menadżerkę, która pilnuje, żeby się nie spóźniał na imprezy, rozdania nagród i takie tam różne zagadawszy się z wielbicielami i z mediami. Dlaczego takiego jego oblicza nie pozwolono mu ujawnić w Krakowie - za nic zgadnąć nie potrafię. Z tego, co mi wiadomo, to pod koniec pobytu urwał się z łańcuszka i pogadał sobie wieczorem pod hotelem z najbardziej wytrwałą grupą fanów. Może trzeba było jechać i fangirlować, zamiast chodzić z akredytacją na szyi i czekać grzecznie na zmiłowanie, czyli na telefon z Centrum Festiwalowego z informacją: Pani Aniu, wywiad jest, Pan Cumberbatch czeka :):)


Gaduła z niego nieprzeciętna ;)

Wypadałoby tutaj podziękować tym osobom z obsługi dziennikarzy, którzy usiłowali na wszelkie sposoby ułatwić mi to, po co przyjechałam - na bieżąco otrzymywałam wszelkie informacje, a przy tym, gdyby aktorowi pozwolono jednak parę wywiadów udzielić, gdyby był traktowany jak producent i aktor, a nie jak gwiazdor, przede wszystkim przez jego własną ekipę, to telefon na pewno by w tej sprawie zadzwonił. Cóż, tym bardziej mi żal - być tak blisko i wrócić z niczym... 

No, może nie tak do końca z niczym, bo ostatecznie mogłam chodzić wszędzie tam, gdzie chciałam nie będąc zmuszaną do stania w tłumie i tłoczenia się za szeroko rozciągniętymi ramionami ochroniarzy (nie, żebym coś przeciwko takim ramionom miała, ale wolę, jak zagradzają przejście komuś innemu). Nie musiałam od piątej rano podsypiać pod kasami czekając na bilety i zazwyczaj widok na wszystko miałam pierwszorzędny. A że aparat kiepski, to inna sprawa. Muszę sobie wreszcie sprawić coś lepszego, bo zaczynam mieć sporo dobrych okazji do pstrykania fotek życia :)


"Wyprawka" przygotowana na wielkie wyjście - serwetka hostelowa, nie liczy się ;)

W sobotę, 10 maja, stałam sobie pod Centrum Kijów i czekałam. W sumie nie do końca "stałam sobie", tylko dobiegłam tam z wywieszonym językiem, bo zabłądziłam, gdzieś pod Wawelem wylądowałam i dotarłam na miejsce niemal w ostatniej chwili. Miejscówkę miałam świetną, bo pod samymi drzwiami, którymi Cumberbatch miał wchodzić. W efekcie zostałam niemal rozjechana przez pojazd, którym Benedict podjechał, bo kierowca jakoś nie uznał dziennikarzy za osobników na tyle cennych, żeby ich nie można było trochę pogonić. Tak więc ostatecznie stałam niemal na masce mercedesa - bo to chyba mercedes był, ale jeśli nie, to przepraszam, jeśli kogoś uraziłam swoją ignorancją motoryzacyjną:) - i na własne uszy słyszałam, jak aktor, wspiąwszy się na stopień samochodu, obiecał, że wróci do fanów po seansie i spotkaniu. Nie dziwię się więc, że bardzo dużo osób, uwierzywszy mu na słowo, czekało potem na niego. Na darmo. 



Wbiegł do kina. Ja za nim. Stanął na minutę "na ściance" dla fotografów. Ja przed nim. Poleciał na salę. Ja za nim. Czy to już się kwalifikuje jako prześladowanie? Zasiedliśmy oboje na swoich miejscach (nie, żeby razem, tak dobrze to nie było) i obejrzeliśmy "Little Favour". Krótkometrażówka całkiem poprawna - kolega prosi kolegę o przysługę, sporą, ale że kolega ma dług wdzięczności, więc wymigać się nie może. Jego zadaniem jest zaopiekowanie się przez kilka dni córeczką kolegi. Niby nic takiego, choć już sam fakt zajmowania się dzieckiem musi być dla samotnego byłego żołnierza wyzwaniem. Nie mija wiele czasu (nie może minąć go wiele, bo cały film trwa 20 minut z ogonkiem) i okazuje się, że wyświadczanie przysług kolegom może być zabójcze. Z Benedicta krew się leje, ciało mu puchnie w szybkim tempie (najgorzej, że na twarzy), niektóre kości na pewno też nie do końca wychodzą z tego bez szwanku, dobrze przynajmniej, że zębami nie pluje. Bardziej wrażliwy widz płci pięknej może skupić się na całkiem niezłym fizycznym przygotowaniu Cumberbatcha do tej roli i jego popisom niemal rodem ze "Star Treka". Mroczna to i dość przerażająca opowieść, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę zakończenie, którego zdradzić Wam nie zamierzam, przykro mi - planującym oglądać zepsułabym niespodziankę. Wyjątkowo genialne dzieło to to nie jest, ale ogląda się przyjemnie, zdjęcia są niezłe, dźwięk i montaż również. Najsłabszą stroną są dialogi, bo choć niektórzy doszukują się w nich głębi i jakiejś symboliki, to ja jakoś niczego takiego nie zauważyłam. W sumie nie wypadało, ale się uśmiałam zobaczywszy na ścianie mieszkania Wallace'a płaskorzeźbę chłopca z granatem w dłoni, która jak nic przypomniała mi coś podobnego z "Gwiezdnych Wojen".


Może miejsce do oglądania filmu nienajlepsze,
ale za to umiejscowione w bliskości gościa specjalnego.

Po filmie ekipa SunnyMarch zasiadła na fotelach ustawionych na scenie, nieobecnego Dillona zastąpiono jak najbardziej obecnym Nickiem Moranem, jednym z aktorów występujących w "Little Favour" obok Benedicta i zaczęło się odpytywanie. Jeśli ktoś sądził, że pytania będzie mogła zadawać publiczność, to się bardzo pomylił, zgrabnie i szybciutko zrobił to za nią Elvis Mitchell, zawodowiec. Jakiś wielkich fajerwerków nie było - chłopcy opowiadali o procesie produkcyjnym, o tym jak doszło do założenia firmy, trochę o samym filmie, o kinie niezależnym. Najbardziej zainteresował mnie fakt, iż mają w planach zabrać się za ekranizację wielkich dzieł literackich, co w przypadku Benedicta wcale nie dziwi, bo jest oczytany jak mało który znany mi aktor. Żartów było wyjątkowo niewiele, co rozczarowywało, bo z Cumberbatchem zwykle jest dość wesoło. Powygłupiał się tylko trochę przy nalewaniu sobie i kolegom napoju z kartonika odciągając uwagę słuchaczy od Morana, który w tym czasie prawił mu komplementy. 


Typowy obrazek z Off Plus Camera
A propos Nicka Morana - spotkałam go potem na Rynku i miałam okazję chwilę z nim porozmawiać. Przeuroczy facet, nie ma w nim nawet odrobiny gwiazdorstwa, zna się na historii (w tym trochę na historii Polski), zna się na literaturze (w tym przypadku już nie wymagałam znajomości naszego piśmiennictwa) i miał ochotę trochę ze mną o tym porozmawiać. Off the record, oczywiście :)

W ramach okazywania wspaniałomyślności pozwolono, by z widowni padły całe trzy pytania i spotkanie zakończono. Jeszcze Anna Trzebiatowska, dyrektorka programowa festiwalu, wbiegła na scenę, by wręczyć gościowi specjalnemu nagrodę "Pod Prąd". Nijak nie rozumiem z jakiej racji ta nagroda. Za bycie fantastycznym nagrodę można mu dać z czystym sumieniem, ale kolektyw produkcyjny, którego jest członkiem to firma zbyt młoda, za mało jeszcze osiągnęła, a poza tym jeden Cumberbatch SunnyMarch nie czyni. On też chyba był dość zdziwiony, ale ładnie podziękował, podarował Krakowowi odcisk swoich dłoni, żeby można było go wmurować w Aleję Gwiazd (słyszałam już hasło: "Łomy w dłoń!" - trzeba będzie nad Wisłą jakąś ochronę postawić) i skierował się w stronę tych drzwi, którymi przyszedł. Niestety, nie zważając na to, że tym samym robi się z niego kłamczucha i podkopuje autorytet, skierowano go do tylnego wyjścia, gdzie już czekał samochód z włączonym silnikiem. I cześć, nawet pomachać ludziom nie zdążył.

Wiedząc już, że z wywiadu nic nie wyjdzie liczyłam na to, iż w trakcie tego spotkania uda mi się przynajmniej jedno pytanie zadać. Cóż, już planowałam niemal po głowach ludzi do mikrofonu się dostać, ale nie zdążyłam. Jeszcze przez kilka godzin łudziłam się, że może jednak ktoś zmieni zdanie, że ktoś zrobi mi niespodziankę i mimo wszystko telefon zadzwoni. Próżne nadzieje. Benedict przyjechał jeszcze do Kina Pod Baranami, gdzie uczestniczył w pokazie filmu Nicka Morana "The Kid" i to były ostatnie chwile, w których się widzieliśmy:) Musiałam go zostawić i odjechać w siną dal, bo kierowca autobusu już zaczynał się niecierpliwić.



Podsumowując - fajnie było. Rozpieszczona przez Davida Tennanta, z którym spotkać się i pogadać było całkiem prosto, spodziewałam się niestworzonych rzeczy - wywiadu, autografu, wspólnego zdjęcia, chyba niemal spaceru pod rękę po krakowskim Rynku i wspominania z rozczuleniem naszej "pogawędki" na Twitterze:) Patrząc w ten sposób miałam prawo wrócić rozczarowana. Niemniej jednak przygoda z Off Plus Camera była naprawdę fantastyczna, a już sam fakt, że uczestniczyłam w ekskluzywnym spotkaniu i ogrzałam się w słoneczku promiennego uśmiechu Pana Idealnego stojąc parę kroków od niego daje mi prawo do napisania książki pod tytułem "O tym, jak spotkałam Benedicta Cumberbatcha" i organizowania pogadanek :)

PS. Zaskoczyło mnie, że to taki szczypiorek jest, chudziutki jak paluszek, do tego wyciągnięty optycznie przez ciemny (fascynująco dopasowany) garnitur. Czy w tej Anglii aktorów się nie karmi? Nie da się żyć samą herbatą! 

No i w sumie mam z nim wspólne zdjęcie! :)


A nawet dwa :)



Jakby ktoś chciał przeczytać o tym, co jeszcze widziałam i o czym jeszcze słyszałam, to zapraszam na Oblicza Kultury.


26 komentarzy:

  1. Zazdroszcze widoku bostwa i oczywiscie wspolnych zdjec. Tylko szkoda, ze nie zalozyl granatowego plaszcza i niebieskiego szaliczka charakterystycznie zawiazanego. No niby mial garnitur jak trza, ale z krawatem. Sherlock w krawacie...?! I wlosy nie te, za krotkie. Tak wiec plaszcz, szalik i dluzsze podkrecone niesforne wlosy, z tym lokiem. I byloby jak powinno byc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sherlock w krawacie całkiem nieźle prezentował się na weselu Watsona :) Cóż, pozostaje nam czekać, aż w Polsce zrobi się jakiś konwent sherlockowy. Tym razem Benedict przyjechał w sprawach zupełnie innych, cały czas tłumaczono, że nie jest tu jako aktor, ale jako producent. A jako takiemu w krawacie chadzać wypada :) Zwłaszcza, że wygląda w nim rewelacyjnie ;)

      Usuń
  2. Ależ fantastyczny tekst Ci wyszedł :D
    Strasznie mi przykro, że Twoje nadzieje zostały tak boleśnie zawiedzione, ale przy Twojej determinacji wszystko jeszcze przed Tobą! Trzymam kciuki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękować, dziękować ;)
      W sumie już przebolałam, bo widząc, jak wszyscy mi zazdroszczą tego, że go w ogóle widziałam, to zaczynam nosa zadzierać ;)

      Masz rację - ostatniego słowa to ja nie powiedziałam :)

      Usuń
  3. Wiem, że powinnam współczuć zawiedzionych nadziei, ale napisałaś taki tekst, że ubawiłam się jak głupia. :D

    Pozostaje mi życzyć jeszcze niejednej okazji na takie spotkanie. Podobnie jak Karolina, wierzę, że Ci się uda! I kiedyś napiszesz tekst w stylu, jak byliśmy z Benedictem na spacerze po Krakowie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało.
      Dziękuję za motywację - jest bezcenna. Nie przyjmuję do wiadomości, że może być inaczej ;)
      W końcu jeszcze wielu chudych Anglików mam na uwadze ;) ;)

      Usuń
  4. Nie zadałaś pytania,no,bo jak?Tak "gwiazdor" chroniony,jakby co najmniej smok wawelski miał się pojawić pod "Kijowem" lub "Baranami"!
    Fantastycznie opisałaś swoje dziennikarskie perypetie,śmiałam się sama do siebie czytając ten tekst:)))
    Nic straconego,zdjęcia masz,widziałaś Idola na własne oczy!To też ważne:)!Pozdrawiam Cię serdecznie-ILONA

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że wywołałam uśmiech na Twojej twarzy - to dla mnie ważne, że mi o tym piszecie. Masz rację, trzeba się cieszyć tym, co się ma - gdzież ja jeszcze pół roku temu przypuszczałam, że takie przygody będę miała i takie "problemy" ;) Nie zmienia to wcale faktu, że planu pogadania nie zarzucam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak to juz z gwiazdorami bywa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym wiedziała, że z gwiazdorami bywa tak zawsze, to bym nie narzekała, ale ja wiem, że bywa też zupełnie inaczej... I nawet z Benedictem bywa inaczej, bo czasami siedzi przez pół dnia z dziennikarzami i gawędzi sobie z nimi, czasami trzeba go na siłę odciągać sprzed kamery, bo jakaś gala już się zaczyna, a on jeszcze ma tyle do powiedzenia... :) I tego właśnie spodziewałam się w Krakowie. Nie wiem, jak jest - może to on zaczyna gwiazdorzyć, może jego menadżerowie obrali teraz taką taktykę, a może po prostu był to wyjątek, pechowo dla mnie. Niemniej jednak - co się odwlecze, to nie uciecze ;)

      Usuń
  7. Zdjęcia boskie. Ale organizacja i fakt że nie dało się z nim porozmawiać... Bu. Szkoda. Może faktycznie bardziej się opłaci, tak nieoficjalnie i pokątnie łapać ich gdzieś na backstage, albo w hotelu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W hotelu jakoś tak nie wypada... To tak, jakby ich zaczepiać w restauracji - nie moja wrażliwość. Ale backstage jak najbardziej, wówczas jeszcze są w pracy ;) No a i oficjalnymi ścieżkami wiele może się udać - w tym przypadku, gdybym miała możliwość być w Krakowie dłużej, mogłam porozmawiać i z Kim Cattrell, i z Nickiem Moranem, tylko ten Benedict jakoś tak uparł się mnie unikać :( Nic to, będą jeszcze okazje :) Może mi się uda być na spotkaniu dla dziennikarzy z okazji wystawienia "Hamleta" - mam dużo czasu na planowanie.

      Usuń
  8. E,tam,będzie jeszcze okazja na rozmowę:)!Pomijając wszelkie niedogodności spotkania,wywiadu,jednak zdjęcie "wspólne" masz:),a co,może nie??? i widziałaś Benedicta-Sherlocka,na żywo i tym razem w super garniturku!!!Na terenie Krakowa na dodatek,a przecież powiedział "Krakow is amazing":)-super wrażenia i fantastycznie przekazane!
    Z majowym pozdrowieniem-Zoja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przekonana, że jeszcze kiedyś uda mi się z nim zamienić słówko. I nie tylko z nim - ja ogólnie bardzo lubię z aktorami rozmawiać, bo teatr i film to moja pasja niemal tak wielka, jak książki, a pogawędka z ludźmi, którzy tworzą coś, co mnie zachwyca zawsze jest czymś wspaniałym. Pod warunkiem, że chce im się rozmawiać i mają coś ciekawego do powiedzenia :) Z naszymi rodzimymi "gwiazdami" nie mam jakiś szczególnie miłych doświadczeń... Rozmowa z Cumberbatchem jest dla mnie tak ważna przede wszystkim dlatego, bo to facet niesamowicie inteligentny, a przy tym zabawny i sympatyczny. I nie popuszczę, dopóki nie sprawdzę osobiście, jak się z nim rozmawia i nie zapytam go o to wszystko, co mi po głowie chodzi :)

      Usuń
  9. Hmmm, no cóż... pomijając fakt niemożności porozmawiania sam na sam, podania dłoni i spojrzenia prosto w oczy, co byłoby pewnie sensacją na skalę światową, przy tym tempie, w jakim Benedict ostatnio żyje i pracuje, to przecież zdjęcie "wspólne" masz :) A to, w połączeniu ze wspólnym pobytem w Krakowie, na tym samym festiwalu, na tym samym seansie, na tej samej widowni i to w dodatku dość blisko siebie, to jest niezły "materiał" na zaczepkę, kiedyś w przyszłości, gdy będzie okazja rzeczywiście przeprowadzić jakiś wywiad, czy choćby powiedzieć parę słów przy okazji jakiegoś stage door. Really? Kraków? Off Plus Camera 2014? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tematów do rozmowy z nim to by mi nie zabrakło, choćby mnie z nim zamknęli na rok w izolatce:):) Nie wychodzi mi z głowy chęć rozpoczęcia rozmowy od pytania, jak mu idzie nauka francuskiego - nawiązując do Twittera:) Ale festiwal kina niezależnego też jest super tematem, bo to naprawdę wspaniała sprawa, że nie zasiada na laurach sławy, tylko szuka stale nowych doświadczeń. No i teatr, przede wszystkim teatr! :)

      Usuń
  10. W samą porę przyjechał Benedict do Krakowa,bo tydzień później bulwary nad Wisłą pod Wawelem były zalane.
    Jednym słowem udał Wam się pobyt w majowym Krakowie,nie było rozmowy,ale są zdjęcia,wspomnienia,odwiedzanie tych samych miejsc.
    I Twoja "uśmiechnięta" relacja,doskonała:)fotki uff,super!
    Pozdrawiam Aniu-Izuszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam zalane bulwary - niezbyt przyjemny widok... Benedict na szczęście zobaczył Kraków pięknie ozłocony promieniami słońca, w pełnej krasie, więc może coś kiedyś u nas nakręci.
      Bardzo mi żal, że mogłam na festiwalu być tak krótko, może w przyszłym roku zabawię dłużej.
      Dziękuję i uśmiechy ślę wesołe!

      Usuń
  11. Och, jak ja Ci zazdroszczę. Narzekasz, że z nim nie rozmawiałaś, ale większość z nas, szaraczków nieśmiałych i niepotrafiących za wiele zdziałać na takim polu oddałaby wiele, żeby być na Twoim miejscu. Podziwiam Cię za determinację i pomysłowość, która dała Ci w sumie tak wiele. Nie narzekaj więc, tylko ciesz się za nas wszystkie, które tam być nie mogłyśmy, ale mogłyśmy się zachłystywać ze śmiechu nad Twoją relacją czując się jakbyśmy niemal tam były. Następnym razem się uda. Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, kochana jesteś. Cieszę się, cieszę, to trochę kokieteria z mojej strony to narzekanie - przynajmniej do takiego wniosku ostatnio doszłam:)

      Usuń
  12. I jeszcze pytanie - rozmawiałaś z Benedictem Cumberbatchem na Twitterze? Gdzie? Jak? Kiedy? Przegapiłam jakiś post? I Ty narzekasz jeszcze? Zgłupiała dziewczyna! *uśmiech*
    Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W grudniu Benedict odpowiadał na Twitterze na pytania fanów z okazji premiery drugiej części Hobbita. Słałam pytanie za pytaniem jednocześnie próbując obserwować "rozmowę". Nie była długa, Ben miał mało czasu, w pewnym momencie ją przerwał i poszedł udzielać wywiadów (był wówczas w LA), ale potem jeszcze na chwilę wrócił. U nas była głucha noc, ja zrezygnowana już spałam, gdy on wyłowił jakimś cudem jedno z moich pytań i na nie odpowiedział. Ależ rano miałam niespodziankę:) W dolnej części bloga jest screen:)

      Usuń
  13. Fajny tekst. Byłam tam i potwierdzam wszystko :P Smutne że ochrona była tak słabo zorganizowana. Bronili pana Benedicta przed całym światem a jednocześnie nie zorganizowali barierek... No ale pozostaje nam cieszyć się że przyjechał do Krakowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, a ponieważ jako tako go sobie obejrzał i jest wielbicielem historii oraz wielkiej literatury pozostaje mieć nadzieję, że sobie Kraków zapamiętał i kiedyś przyjedzie coś u nas kręcić.

      Usuń
  14. Moja żona nawet tych zdjęć zazdrości... Nie wiem jak mam zareagować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty się mnie nie pytaj, ja się z Twoją żoną identyfikuję :) :) :)

      Usuń