Od kaczek po malinowy chruśniak


A. Schouppe, Widok Iłży (1880)
Opowiem Wam bajkę... baśń... legendę... Dawno, dawno temu, za górami, za lasami mieszkała sobie zła czarodziejka. Była królową, a że królowe mogą wszystko, więc wydawało jej się, że ma wyłączne prawa do miłości swojego syna. Nienawidziła więc jego żony za zawłaszczenie serca młodego człowieka, oskarżała ją o wszelkie intrygi i knowania, jakie tylko wpadły jej do głowy. Królowa nakazała budowę zamku, mrocznej, wysoko położonej warowni, z plątaniną lochów i bardzo, wprost niezwykle, głęboką studnią. Z uroczym, lecz fałszywym uśmiechem zaprosiła na świeżo wybudowany zamek swoją synową, która z radością przyjęła zaproszenie będąc przekonaną, że wreszcie serce teściowej otworzyło się dla niej.

Niestety, zła królowa miała plan. Zamieniła dziewczynę w białą kaczkę i wrzuciła do lochów, by tam, zagubiona w plątaninie korytarzy, została na zawsze. Nie doceniła jednak mocy czystego serca. Królewna. błąkając się po podziemnych przejściach płakała rzewnymi łzami nad swoją utraconą miłością, nad złym sercem teściowej, nad okrucieństwem świata. Płakała tak bardzo, że z tych słonych kropelek utworzył się strumyczek, który doprowadził bielutką kaczuszkę do suchej dotąd, niedawno wykopanej studni. Przylecieli aniołowie i zanieśli ją z powrotem do ukochanego. Zła czarodziejka, dowiedziawszy się o tym, ze złości zamieniła się w czarną kaczkę i uciekła tak daleko, że nikt już o niej więcej nie usłyszał.


Zamek, wybudowany tylko w tym celu, aby przynieść smutek, nieszczęście i śmierć, zapadł się pod ziemię - ku ostrzeżeniu ostał się jedynie jego mały fragment - wieża stercząca wśród ruin. A na pamiątkę łez dobrej, kochającej dziewczyny miejscowość położona wokół zamku przybrała najpierw nazwę Jej Łza, która z czasem zmieniła się w Iłżę.

Inna legenda związana z tym miejscem mówi o lochach pełnych skarbów, które można zobaczyć tylko w Boże Narodzenie, ale przekroczyć wrót podziemi nie wolno, bo zatrzasną się one na wieki i już nigdy nie wypuszczą "szczęśliwego" znalazcy.


Iłża to miejscowość, która była tradycyjnym przystankiem moich wakacyjnych wypraw przez wiele lat. Zawsze wiązała się z miłymi wspomnieniami, z wspinaczką do ruin poprzedzoną marzeniem o znalezieniu wśród kamieni ukrytego skarbu (nie wiedziałam wówczas, że w lipcu kosztowności nie ma co szukać, trzeba czekać do grudnia) i z lodami zjadanymi na miłym ryneczku u stóp wzgórza zamkowego. Wówczas na moją wyobraźnię działała wizja dwudziestu młodzieńców, którzy za czasów biskupa Kajetana Sołtyka wyśpiewywali z wieży pieśń pochwalną przed poranną mszą. 

 

druga połowa XIX wieku
Siedziba była własnością biskupów krakowskich, a jej historia sięga przełomu XIII i XIV wieku. Wiąże się z nią wiele ciekawych opowieści, jak choćby ta o biskupie Janie Grocie, który schronił się w murach zamku przed zemstą króla Kazimierza Wielkiego, na którego śmiał rzucić klątwę. Intencje kapłana nie były czyste, ponieważ ukarany miał być za prowadzenie własnej polityki nie do końca zgodnej z interesem kraju. Nic z tego nie wynikło, bo wysłannikom króla murów warowni sforsować się nie udało.

Od XVIII wieku zamek powoli niszczał, nikt go nie zamieszkiwał i o niego nie dbał. Wreszcie uległ pożarowi, potem zaborcom (kto wie co gorsze), aż ostatecznie zostało z niego mniej nawet niż na XIX-wiecznym obrazie Schouppego. Dziś ruiny rozsławiają małe miasteczko ścielące się u ich stóp. To niemi, niestety, świadkowie wspaniałych lub dramatycznych wydarzeń, momentów chwały, ale i cierpienia, spotkań koronowanych głów i najtęższych umysłów Rzeczypospolitej.
W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
B. Leśmian
Pamiętacie? Maliny te zrywał Leśmian u stóp zamkowego wzgórza w Iłży. W miasteczku tym dwór posiadała rodzina poety, spędzał tam więc często wakacje. Najpierw nawiązał romans z kuzynką, Celiną Sunderland. Zakochał się bez pamięci w młodszej od siebie o osiem lat malutkiej kobietce, która, choć podobno niezbyt ładna, nadrabiała inteligencją i wdziękiem. Pasowali do siebie, Leśmian nie był ani przystojny, ani wysoki (Franz Fisher, jego największy - również fizycznie - przyjaciel, zwykł mawiać, że "przyjechała pusta dorożka i wysiadł z niej Leśmian" - zdanie to niezmiennie wywołuje u mnie salwy śmiechu), ale za to mówił, pisał i czuł - jak nikt inny.

Celina pojechała do Paryża, aby studiować malarstwo, a Bolesław podążył za nią. Tam poznał jednak koleżankę ukochanej, Zosię Chylińską, która zauroczyła kochliwego poetę i wkrótce została jego żoną. Pierwsza miłość nie została jednak z jego serca ostatecznie wyparta, więc posiadanie nowej żony nie przeszkadzało w odwiedzaniu starej kochanki. Celina pozostała jego przyjaciółką do końca życia.

Bolesław Leśmian, a właściwie Lesman (na polskim firmamencie literackim jaśniał też drugi poeta tego nazwiska, którego stryjeczny brat Bolek nakłonił do przybrania innego pseudonimu uznając, że dwóch pisarzy tego samego miana to przesada - Jan Lesman został więc... Janem Brzechwą) był chorowity, zakompleksiony i zupełnie niezaradny. Studiował prawo, ale go nie znosił, dostał pracę jako rejent, ale tak bardzo ignorował swoje obowiązki, że szybko ją stracił.

Interesowała go tylko poezja, ale pasja ta nie przynosiła dochodów, z których mógłby utrzymać rodzinę. Brakowało mu stanowczości, dlatego stale wikłał się w zarówno w romanse, jak i w kłopoty, z których nie potrafił znaleźć wyjścia. Dostawszy wreszcie pracę, która zapewniała mu stały dochód pozostał zupełnie ślepy na rzeczywistość, skutkiem czego jego zastępca zdefraudował olbrzymią sumę pieniędzy. Leśmian do końca życia nie wyplątał się z długów, a afera spowodowała kłopoty z sercem i przyspieszyła śmierć.

W 1917 roku poznał w Iłży przyjaciółkę Celiny, Teodorę Lebenthal. Zakochał się bez pamięci, ale - cały on - nie zerwał ani z żoną, ani z Celiną, układ więc był dość interesujący, żeby nie napisać, dziwaczny. Dora na wieki została uwieczniona w przepięknych erotykach, do których zalicza się wiersz, którego fragment przytoczyłam powyżej. On miał lat czterdzieści, ona była o osiem lat młodsza, podobnie jak Celina, która dopiero po kilku latach przestała być kochanką, a została tylko przyjaciółką.

Leśmian zmarł na zawał serca w 1937 roku. Brzechwa pisał: "W przeddzień pogrzebu zeszliśmy się przed zalutowaniem trumny w kościele św. Aleksandra. Bolesław leżał w niej drobny jak woskowa lalka. (...) I wtedy nastąpiła scena godna leśmianowskiej ballady. Dora padła przy trumnie na kolana i przylgnęła ustami do ust zmarłego." 

Celina wraz z Theodorą schroniły się w Iłży podczas II wojny światowej. Pierwsza niedługo wyjechała z miasta, a Dora pozostała w nim do śmierci w 1941 roku. Zmarła na tyfus. 





9 komentarzy:

  1. a ja może nie całkiem a propos..ale niejako na marginesie twórzości Bolesława Laśmiana-polecam tym,którzy nie znaja piękny wiersz "Dziewczyna"B.L.i Bergsonowski elan vital.
    Pani Aniu-piękna i wizja i realizacja -ukłony dla poetyckości Pani bloga.
    Pogodnych świąt.
    Halina Grabowska

    OdpowiedzUsuń
  2. O,jak miło się czyta opowieść o przeszłości zamku w Iłży.
    Wprowadziłaś czytelnika w niezwykłą atmosferę,w tajemniczość świata legend,baśni.Nie jest to łatwe...
    Jednak potrafiłaś zafascynować,zaintrygować,opisałaś to wszystko z wielką swadą,stylem gawędziarskim.
    Historia zamku niezwykła,i ta legendarna,i ta prawdziwa.Żałuję,że nie było mi dane pospacerować wśród tych romantycznych ruin,które tyle mogłyby jeszcze nam opowiedzieć.
    Przypomniała mi się powieść Deotymy "Branki w jasyrze",która wspominając o zamku w Iłży pisze o podziemnych lochach,które jakoby w średniowieczu miały łączyć zamek iłżański z innym, położonym w pobliżu.Podobno,wg pisarki,chroniła się tam ludność przed atakującymi oba zamki,Tatarami.
    Z przyjemnością obejrzałam,w ogóle mi nieznane ryciny przedstawiające górę zamkową w Iłży.Doskonała ilustracja opisanych wydarzeń:),gratuluję pomysłu i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy bym nie przypuszczała,że z tymi majestatycznymi ruinami górującymi nad miasteczkiem i okolicą są związane takie niezwykłe legendy.
    A sama nazwa miasta tak bardzo romantyczna i piękna-JEJ ŁZA!Szkoda,że z biegiem lat została przekształcona.
    Dziękuję Droga Aniu za tyle ciekawych faktów z naszej przeszłości,które tutaj,u Ciebie znajduję.Pozdrawiam gorąco,TAK TRZYMAJ!!!Świetny BLOG,Kaśka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu,świetnie napisane!!!
    Rozśmieszyły mnie perypetie miłosne Leśmiana,ależ z niego był Don Juan:)!Wianuszek kobiet dookoła,a tak niepozorny jak wspomniałaś,ha...ha...
    No,ale dzięki tym miłostkom mamy teraz wspaniałe erotyki!
    Ciekawa jestem,o której "swej" damie serca myślał,gdy pisał:

    "Młodsza twa siostra, zrywając wrzos,
    Śledziła szept nasz daleki.
    I mówiąc z nami-zniża głos,
    A milcząc- spuszcza powieki.

    I po ogrodzie mknie wzdłuż i wszerz
    Zaprzepaszczona w swym śpiewie.
    I tak nam słodko,że ona też
    Wie o tym,o czym nikt nie wie..."

    Kto to wie?
    Och,ta Dora,która padła w objęcia...Takie bywały miłości życia aż po grób:)!I jak tutaj nie przeczytać u Ciebie takich historii?
    Pozdrawiam Cię,Aniu najserdeczniej i najcieplej,życzę wspaniałych pomysłów i powodzenia,Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. ŚNIEG

    "Pamiętam ów ruchliwie rozbłyskany szron
    I śniegu ociężałe w gałęziach nawiesie,
    I jego nieustanny z drzew na ziemię zron,
    I uczucie, że w słońcu razem z śniegiem skrzę się.

    A on ciągle narastał tu w kopiec, tam — w stos,
    I drzewom białych czupryn coraz to dokładał,
    Ślepił oczy i łechtał podbródek i nos,
    I fruwał — i tkwił w próżni — i bujał i padał.

    I pamiętam ów niski, wpół zapadły dom
    I za szybami włóczek różnobarwne wzory.
    Kto tam mieszkał? Pytanie — czy człowiek, czy gnom?
    Byłem dzieckiem. Śnieg bielą zasnuwał przestwory.

    Dotknąłem dłonią szyby, mimo strachu mąk,
    I uczułem ślad hojny, niby czarów zbytek.
    Tą dłonią dotykałem mych sprzętów i ksiąg
    I niańki, by ją oddać na baśni użytek...

    Serce marło, gdym w dłoni unosił ten ślad
    W ciszę śniegu, co, prósząc, weselił się w niebie.
    Śnieg ustał — i minęło odtąd tyle lat,
    Ile trzeba, by ślady zatracić do siebie.

    Jakże pragnąłbym dzisiaj, gdy swe bóle znam,
    Stać, jak wówczas, przed domu wpół zapadłą bramą
    I widzieć, jak śnieg ziemię obiela ten sam,
    Śnieg, co fruwa i buja i pada tak samo.

    Z jakimż płaczem-bym zajrzał — niepoprawny śniarz
    Do szyby, by swą młodość odgrzebać w jej szronie,
    Z jakąż mocą-bym tulił uznojoną twarz
    W te dawne, com je stracił, w te dziecięce dłonie!"

    (Bolesław Leśmian )

    Taki inny,nie typowo "leśmianowski" ale piekny.
    Miłego poniedziałku Aniu-pozdrawiam i życzę dużo zdrowia i słonka-ZYTA M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bolesław Leśmian

    Poranek

    Kto na Święta Zielone, dal kusząc, rwie kwiaty -
    Mówią o nim: "Deszcz zrywa!" - że niby to właśnie
    W ślad za kwiatem - wszemrany w pijanych wód baśnie
    Deszcz nadbiegnie - wesoły, kropliście skrzydlaty!

    Miedzą w zieleń idziemy. Najskrytszym źdźbłem dłoni
    Wzywaj się w kwiat, oślepły od słońca i rosy!
    Deszcz zrywamy! Pod wierzbą przykucnął wiatr bosy!
    Ciszom, spadłym z zaświatów, do ucha świerszcz dzwoni!

    W trawie - świateł, wznak ległych, czujne próżnowanie...
    Deszcz zrywamy! Dość westchnąć, a śpiew się już słyszy!
    Spójrz w obłoków różowe w niebie pączkowanie,
    Gdy ich ruchom - barw zmiana, niechcąc, towarzyszy...

    My dwoje - iluż dalom stąd widni i światom!
    Któryż z rzędu nam błękit uderza do głowy?
    Zrywamy deszcz! Idź wolniej i śnij się tym kwiatom...
    Deszcz zrywamy! O, dłuż ,się, poranku czerwcowy!

    Aniu-pozostawiam dzisiejszego poranka-swój "ślad" wierszem Leśmiana-akurat "na czasie"-bo Zielone Świątki-moc majowych buziaków-ZOJA

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za wiersz i "odkurzenie" artykułu o Leśmianie - mam do niego spory sentyment, dobrze mi się go pisało i ciągle dobrze mi się go czyta:)
    Dziękuję Ci za każdy ślad, który zostawiasz - są dla mnie bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzwoń,Zielona Godzino! Płomień się goręcej,
    Dniu,szelestem gałęzi zwabiony z mgieł dali!
    Poznaj się,duszo moja ,po zapachu traw!

    Tyś jest kwiatem i drzewem,mniej nieco a więcej...
    Przez las biegnie sen wioseł o słońcu na fali-
    Teraz mi całą ziemię przebyć w bród i wpław!

    Skwar widmem złotych iskier uderzył w drzew tłumy!
    Trzebaż im ponadawać raz jeszcze imiona,
    By je poznać w zamęcie upalnego snu?

    Zamieniły się wzajem na cienie i szumy,
    Wysnuwając wbrew sobie z rozkwitłego łona
    Dziwy,wichrem wmawiane jeziornemu dniu!

    Paproć rzuca cień lilii,co w nikłym kielichu
    Dźwiga wspomnienie łodzią rozszemranej wody
    Wespół z cieniem motyla,co tę wodę pił.

    Wierzba ściele na trawie-mgłom znany ze słuchu
    Cień dziewczyny,idącej kędyś przez ogrody,
    Wyśpiewane z fujarki przez kogoś,co śnił.

    (...)

    Bolesław Leśmian

    Aniu,wpatrujmy się w niebo,witajmy z radością dzień nowy...słońce otula nas ciepłem i rozjaśnia światłem...za darmo!
    Z ciepłym pozdrowieniem-ANNA H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Leśmiana letnią porą - jakże zielony, przyjemny nie tylko dla ucha, ale i dla oka (wyobraźni) wiersz.

      Usuń