Ars Longa, Vita Brevis

Vincent van Gogh to twórca, który - jak żaden inny artysta - pobudza do działania moje zmysły i mój intelekt, opanowuje wyobraźnię, podsyca poczucie piękna i fascynację techniką malarską oraz zainteresowanie wpływem biografii człowieka na tworzone przez niego arcydzieła. 

Jednocześnie, paradoksalnie, stosunek do jego dzieł miewam skrajnie różny. Szaleję za ich kolorystyką i uważam, że nie ma na świecie zajęcia bardziej pasjonującego od kontemplowania pociągnięć pędzla - tak wyraźnie widocznych na obrazach Holendra. Pejzaże, martwe natury, te płótna, na których utrwalił własną wizję świata, przyrody i architektury, są dla mnie niewyczerpalnym źródłem zachwytu, tworem człowieka dotkniętego palcem Geniuszu. Z drugiej strony portrety, które wychodziły spod jego ręki, odrzucają mnie swoją niekształtnością, wręcz malarskim turpizmem, a przy tym hipnotyzują doborem barw, sposobami, w jaki powstawały, związkami, z życiem artysty.


John P. Russell, Vincent Van Gogh (1886)

Postać Vincenta, jego osobowość, życiorys i dzieła, tworzą nierozerwalną całość, doskonale harmonijną. Przeplatają się, wynikają z siebie nawzajem, uzupełniają. Mogłabym to wszystko studiować do końca życia, a i tak - zapewne - nie zbliżyłabym się nawet do tajemnicy jego osobowości, do źródła przepełniającego go talentu.

Jest wielu krytyków, interpretatorów dzieł kultury, którzy twierdzą, że sztukę należy odłączyć od biografii twórcy, że trzeba ją traktować jako byt samodzielny. Cała moja wiedza - to, co wiem o literaturze, malarstwie czy rzeźbie oraz moje intuicyjne pojmowanie arcydzieł - buntuje się wobec takiego stwierdzenia. Za bardzo kocham studiować życiorysy artystów, zbyt wiele satysfakcji i poczucia zrozumienia daje mi łączenie tego, co o nich wiem, z tworami ich umysłów. Umysłów tkwiących przecież w rzeczywistości, w określonym czasie i w pewnych specyficznych okolicznościach.


Vincent Van Gogh, Żółty Dom w Arles (1888)


Tak wyglądał Żółty Dom przed wojną - Vincent mieszkał tam w 1888 roku,
w części, która widnieje na pierwszym planie.
Niestety, dom dziś już nie istnieje, zniszczony w 1944 roku.

Oszałamia mnie osobowość Vincenta, jego inteligencja, dążenie do perfekcji. Imponuje mi to, jak bardzo był zdyscyplinowany w ćwiczeniu, w rozwijaniu umiejętności. Niesamowicie ciężką pracą był w stanie przezwyciężyć wszelkie ograniczenia, co jednak nie pozostawało bez wpływu na jego obsesyjno-depresyjny charakter. Każde zetknięcie z nowością - czy to zmiana otoczenia, poznanie nowatorskiego sposobu malowania, zachwycenie się nieznanym dotąd prądem w sztuce, itp. - stanowiło niesamowicie ważny czynnik twórczości tego artysty, a przy tym pogłębiało chaos w jego skołatanej głowie.

Po śmierci malarza większość obrazów i szkiców odziedziczył jego brat Theo, wspierający Vincenta w każdej minucie ich wspólnego życia. Gdy Theo zmarł, dziedzictwo przypadło jego żonie i synowi. Tym sposobem spora część dzieł, które wyszły spod ręki najwybitniejszego przedstawiciela postimpresjonizmu, została tam, gdzie jej miejsce - w rodzinie. Spadkobiercy utworzyli w Amsterdamie muzeum poświęcone Van Goghowi. Można tam obejrzeć jego listy, rysunki, akwarele i bardzo wiele obrazów - w tym takie, które niekoniecznie należą do szeroko znanych i w nieskończoność komentowanych.


Vincent Van Gogh, fragment obrazu Pole pszenicy ze żniwiarzem (1889)

Jakiś czas temu pisałam Wam o życiu Van Gogha, a także o moich ulubionych (bądź wręcz przeciwnie) filmach i książkach, których autorzy starali się odpowiedzieć na pytania, mnożące się w głowie każdego, kto poznaje biografię artysty. Zajrzyjcie TUTAJ

Phil Grabsky, brytyjski dokumentalista i pomysłodawca projektu Exhibition on Screen, w ramach którego możemy oglądać w Multikinie filmy dotyczące sztuki, postanowił wziąć na warsztat wystawę, prezentowaną zwiedzającym przez Van Gogh Museum. Jednak filmowanie w Amsterdamie było tylko kroplą w morzu pomysłów tego znakomitego twórcy. Odwiedzał miejsca, w których Vincent żył i tworzył, poszukiwał detali znanych z obrazów i życiorysu malarza, rozmawiał nie tylko z historykami sztuki, ale także z artystą, opowiadającym o tym, jak patrzy na świat i jak - być może - patrzył nań Van Gogh, z restauratorką, pokazującą z detalami, jak wygląda praca nad odnawianiem płócien, z prawnukiem Theo - Vincentem Willemem Van Goghiem.


Phil Grabsky w szale twórczym ;)

Film sprawił, że przez dłuższy czas nie mogłam dojść do siebie. Jest piękny, wzruszający i niezwykle głęboki. Delikatnie dotyka geniuszu. Opowiada o dziełach i życiu malarza, stanowiących jedną, nierozerwalną całość. Legenda schodzi na dalszy plan, a my obserwujemy człowieka, który z każdym dniem bardziej się rozwijał, czerpał inspirację ze wszystkiego, z czym się zetknął, który pragnął pomagać ludziom rozumieć świat, koić ich pięknem. Grabsky przedstawia Vincenta nie tylko poprzez jego listy, szkice i obrazy - podąża śladami artysty pozwalając nam zbliżyć się do niego na wyciągnięcie ręki.  


Aktor, który odtwarza postać Vincenta w filmie Grabsky'ego,
sprawia, że mamy wrażenie obserwowania samego artysty.

Film można będzie obejrzeć w Multikinach 17 sierpnia - polecam go Wam całym sercem. Przyjrzycie się obrazom Vincenta z bardzo bliska, poznacie jego inspiracje i jego życie, ale przede wszystkim spojrzycie na malarza trochę inaczej niż dotychczas.  Dostrzeżecie to, co dla mnie jest oczywiste - że dzięki Vincentowi świat wokół nas jest jeszcze piękniejszy. Szczegóły: TUTAJ

Jutro, dla odmiany, wybieram się na sztukę przeniesioną na ekrany Multikina z londyńskiego National Theatre. Będzie to adaptacja dramatu Bernarda Shawa "Człowiek i nadczłowiek". Dlaczego się na nią wybieram? 



Po pierwsze - występuje tam Ralph Fiennes, a jego ekspresja wywołuje u mnie dreszcz emocji za każdym razem, gdy go oglądam - czy to w "Wichrowych Wzgórzach", czy w szekspirowskim "Coriolanie". Po drugie - sztuka dostała znakomite recenzje i w większości cztery gwiazdki od najbardziej cenionych krytyków. Po trzecie - filozoficzne sztuki Shawa pociągają mnie niezmiennie od lat. Coś mi mówi, że jutro znów wyjdę z kina nieprzytomnie zachwycona. :) Czego i Wam z całego serca życzę! Szczegóły: TUTAJ.

Nie zapomnijcie, że 13 sierpnia, w przyszły czwartek, w ramach projektu National Theatre Live, dzięki współpracy Multikina i British Council, będziemy mogli zobaczyć na wielkim ekranie fenomenalną sztukę Arthura Millera "Widok z mostu" z Markiem Strongiem (który dziwnym zbiegiem okoliczności ma dziś urodziny)! Ja będę w tym czasie bardzo daleko od jakiegokolwiek Multikina, więc będę łkać w poduszkę i tęsknie spoglądać w księżyc, trzymając kciuki, by sztukę szybko udało się wyświetlić w kinach ponownie, ale Wy idźcie koniecznie! Szczegóły: TUTAJ



3 komentarze:

  1. Byłam tego lata w Oslo i w muzeum Muncha trafiłam na świetną wystawę zestawiającą twórczość jego i van Gogha. Jakoś tak się stało, że nie wiedziałam o niej wcześniej, więc czułam się, jakbym złapała Pana Boga za nogi :) Wrażenie - MEGA.
    A co do mojego jakże ukochanego tematu - "Człowiek i nadczłowiek" jest naprawdę bardzo dobry, ale "Widok z mostu" to teatralne arcydzieło. Rozmawiałam o nim w piątek ze znajomym, który też oglądał i był zachwycony, natomiast bardzo się zdziwił, gdy mu powiedziałam, że zamierzam to w przyszłym tygodniu obejrzeć trzeci raz (bo dwukrotnie widziałam w teatrze). Powiedział, że to zakrawa na ostry masochizm. I coś w tym jest niewątpliwie, bo ten spektakl robi z widza miazgę.
    Jestem absolutnie pewna, że będą to powtarzać. Zresztą w Krakowie wyświetlają to ponownie tydzień później, w innym kinie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażenie z wystawy musiało być niesamowite - szkoda, że Grabsky się za nią nie wziął (a może się wziął i dowiemy się o tym za jakiś czas ;)).
      Mam wielką nadzieję na jakąś niespodzianą powtórkę, bo na razie nie ma tego w repertuarze. Obłędnie jestem nakręcona na ten spektakl (zupełnie niezależnie od faktu, ze uwielbiam Stronga). Tylko że w rzeszowskim Multikinie różnie bywa... :(

      Usuń
  2. Uważam,że nie można oddzielić życia artysty,w tym wypadku malarza,od kolei jego życia,przeżyć,niekiedy choroby czy wręcz osobistych tragedii;oczywiście i chwil radosnych.Przecież to wszystko rzutuje na psychikę każdego człowieka,a artysty,bardziej wrażliwego,tym bardziej.U Van Gogha jest to szczególnie widoczne!
    Widzę,że film był super zrealizowany,że reżyser dotarł tam,gdzie tylko mógł zaczerpnąć jakąś kompetentną wiedzę na temat dzieł artysty.

    OdpowiedzUsuń