Mira Jakowienko "Żona enkawudzisty. Spowiedź Agnessy Mironowej"


"Żyła jak królowa: luksusy, dwór pochlebców, kochankowie, żadnych ograniczeń w świecie, w którym na podstawie jednego donosu znikały całe rodziny. Agnessa znała reguły gry, umiejętnie odsuwała od męża kolejne konkurentki, a gdy było trzeba, znowu stawała się niewinną i łagodną dziewczyną. Wygrała marzenia, ale potem omal nie przypłaciła tego życiem. „Żona enkawudzisty” to fascynująca opowieść o miłości w burzliwych czasach, gdy rodziła się stalinowska Rosja. Agnessa zakosztowała raju dostępnego tylko dla czerwonych elit i przeżyła piekło gułagu. Teraz opowiada nam swoją historię."


Czasy i wydarzenia opisane w tej książce nie należą do tematów zajmujących mnie na co dzień, tematów, którymi żyję i którymi mogłabym godzinami zanudzać rozmówców. Przyczyna jest prosta - nie mam o nich większego pojęcia. Chodziłam do szkoły w tych czasach, w których nauczycielowi historii nie udawało się zrealizować programu nauczania do końca, bo mało czasu..., bo matura..., bo powtórki... W efekcie uświadamianie historyczne kończyło się na II wojnie światowej. Jeśli wiem coś o tym, co działo się później, to tylko dzięki rodzinie, filmom i książkom. Po te ostatnie sięgam jednak sporadycznie. Nikomu nie udało się rozbudzić we mnie większego zainteresowania latami powojennymi, kojarzą mi się z polityką, trzymaniem ust zamkniętych na kłódkę, przetasowaniami partyjnymi, ogólnie z jedną wielką nudą. Zanim zdążyłam dowiedzieć się więcej, wsiąkłam w wieki dawniejsze. Oczywiście to nie jest tak, że nie wiem nic, bo losy Polaków, którzy walczyli w czasie wojny są mi bliskie i zdaję sobie sprawę z tego, jak toczyły się potem. Nie jest to jednak temat, który by mnie wciągał i pasjonował. A już zdecydowanie nigdy nie miałam ochoty poznawać reżimu stalinowskiego od środka.

Po książkę Miry Jakowienko sięgnęłam z ciekawości. Ta przypadłość, zwana przez niektórych "wściubianiem nosa", względnie "ścieżką do piekła", a przeze mnie "głodem wiedzy", nieraz pomogła mi trafić na temat intrygujący i wciągający. "Żona enkawudzisty" miała znakomite recenzje, czytałam w nich, jak wiele można się z tej pozycji dowiedzieć, jak wciąga w świat XX-wiecznej Rosji. Stwierdziłam, że nie mogę dłużej ignorować własnej niewiedzy i że czas zapoznać się z tym, co do tej pory omijałam szerokim łukiem.  I dobrze zrobiłam! :)

Początkowo miałam problem z określeniem, czym ta książka w ogóle jest. Pamiętnikiem? Wywiadem? A może powieścią? Kim jest Mira Jakowienko, która widnieje jako autorka książki? Zanim więc na dobre zagłębiłam się w kolejne rozdziały, musiałam zajrzeć na ostatnie strony, żeby poszukać jakiejś informacji na ten temat. Znalazłam obszerną i fascynującą opowieść o kobiecie, która z pasją historyka poszukiwała ludzi i ich wspomnień, zapisywała je, gromadziła, przechowywała ku pamięci przyszłych pokoleń. W pewnym momencie swojego życia Mira spotkała Agnessę, byłą żonę Siergieja Mironowa, wysokiego urzędnika stalinowskiego. I z tej niezwykłej przyjaźni, jaka zawiązała się między dwoma kobietami, powstała książka, której żadną miarą nie da się określić jednym słowem i wsadzić do szufladki z napisanym na wierzchu gatunkiem literackim.


Mira nie wchodziła do mieszkania Agnessy z magnetofonem, zeszytem i stosem ołówków. Siadała przy stoliku, na którym na koronkowej serwetce stały szklanki z herbatą i słuchała. Potem wracała do domu i spisywała to, co udało jej się zapamiętać. Dzięki temu powstało bardzo niebanalne dzieło. Można zarzucać autorce, że na pewno nie była w stanie zapamiętać wszystkiego, przedstawić wspomnień tak, jak brzmiały w oryginalnej wersji. Można insynuować, jak wiele pozmieniała, ile dodała od siebie. Trzeba się jednak zastanowić przede wszystkim, ile prawdy nie wyszłoby w ogóle z ust Agnessy, gdyby widziała przed sobą dyktafon lub gdyby czuła się ograniczona skrzypiącym po papierze ołówkiem. Czy dzięki temu, jaką formę przekazu wybrała Jakowienko, nie dowiadujemy się więcej, choćby nawet spora część informacji została przefiltrowana przez jej pamięć i zacięcie literackie?


Agnessa Mironowa

Jest jeszcze jedna, bardzo ważna zaleta tego specyficznego sposobu prowadzenia narracji. Książkę czyta się jednym tchem, nie można się od niej oderwać. Pozwala na rozwinięcie skrzydeł wyobraźni i odwiedzenie niemal namacalnie tych mrocznych, strasznych czasów, spojrzenie na nie z dystansu, a jednocześnie niemal z samego ich centrum. Autorka nie zarzuca czytelnika datami, suchymi faktami, nazwiskami, zakłada, że zna on przynajmniej ogólne zarysy tamtych lat i potrafi umieścić Agnessę w odpowiedniej przestrzeni historycznej. Tym samym zachęciła mnie do poszperania, dowiedzenia się więcej, zainteresowania się czasami i ludźmi, którzy do tej pory pokutowali gdzieś na granicach mojej świadomości i wiedzy.

Bardzo wielkim atutem "Żony enkawudzisty" jest sama postać bohaterki. Dziewczyna o niezbyt lotnym umyśle, ale wielkiej świadomości własnego uroku, wyrywa się z małego miasteczka dzięki małżeństwu z wojskowym. Dość szybko dochodzi do wniosku, że to wcale nie jest koniec jej możliwości. Zostawia więc męża, by wyjść za pnącego się w górę po szczeblach kariery urzędnika państwowego. Agnessa Mironowa nie jest bohaterką krystaliczną, nie wzbudza większej sympatii. Ani ona sama, ani jej słuchaczka, nie wybielają jej czynów, słów, myśli. Udawała ślepą i głuchą, dbała tylko o siebie, nie widziała dalej poza czubek swojego nosa. Dla Agnessy każda kobieta była brzydka, mała lub koścista, gruba bądź zaniedbana. Żadna nie miała pojęcia o tym, co znaczy być kobietą. A już w szczególności żony jej niezliczonych wielbicieli. Beznamiętnie patrzyła na świat spod półprzymkniętych powiek.

Jest mimo to bohaterką zadziwiającą każdego, kto pozna jej dzieje do końca. Piękna, głupiutka dziewczyna, która często musiała walczyć o byt i zadowalać się byle czym, nagle stała się opływającą w luksusy, rozpieszczaną panią wielkiego domu. Jednak fortuna kołem się toczy, a koło Agnessy toczyło się w wyjątkowo zawrotnym tempie. Powodzenie i bogactwo wiązało się z nieustannym strachem przed ich utratą. Można było być pierwszym po "bogu" - nie chroniło to przed plotką czy kłamliwym donosem. Kolejni ulubieńcy Stalina usuwali poprzednich, zrzucając w otchłań całe rodziny. Każdy czekał na swoją kolej - im dłużej to trwało, tym strach był bardziej wyniszczający. 

Agnessa z piedestału spadła do piekła. Potworne przeżycia, jakim musiała stawić czoła, nie unicestwiły jej ducha, wiary w życie, w świat, w samą siebie. Przeżyła z uśmiechem na ustach. Niesamowity charakter tej kobiety sprawił, że poczułam dla niej szacunek i swoisty podziw. 

Wielką zaletą wydania jest spora ilość zdjęć pozwalających nam spojrzeć w oczy osobom, o których opowiadała Mironowa, a za nią Jakowienko. Widzimy jak wyglądali, nie musimy ich sobie wyobrażać, a to sprawia, że cała historia przestaje być mitem, fantazją, a znajduje mocne zaczepienie w rzeczywistości. Jest jeden tylko minus mnogości stalinowskich twarzy na stronach książki. Agnessa mówi o mężczyznach - piękni, przystojni, zachwycający od pierwszego wejrzenia. Moja wyobraźnia szaleje. Kilka kartek dalej znajduję fotografie tych "zachwycających" - i toto ma być przystojne?? ;)


Agnessa i Sierioża Mironowie

Poprzez snujące się przez wiele stron, pozornie niewiele znaczące kobiece opowieści o mężczyznach, zauroczeniach, zdradach, o kapeluszach i sukienkach przebija się obraz życia w Rosji w dwudziestym wieku. Z czasem zagęszcza się atmosfera nieustannego zagrożenia, strachu o siebie, bliskich i znajomych, obserwowanie niesprawiedliwości panującej w każdej sferze życia, ukrywanie wszystkiego, co mogłoby zostać opacznie zrozumiane lub przekręcone. Agnessa jest znakomitą gawędziarką, stopniuje napięcie wtrącając od czasu do czasu parę drastycznych szczegółów z życia wziętych. 

Na koniec zastanawiam się nad jeszcze jedną sprawą - czy opowieść żony enkawudzisty można rzeczywiście nazwać "spowiedzią"? Ta forma zakłada przyznanie się do winy, wyznanie grzechów. Agnessa w żadnym wypadku tego nie robi. Każde jej działanie miało dla niej sens, było usprawiedliwione, podobnie jak wszystko, co robił jej mąż. Nie znalazłam w całej książce ani jednego słowa świadczącego o wyrzutach sumienia z powodu ignorowania szalejącego wokół bohaterki świata nieszczęść, głodu i śmierci, z powodu przymykania oczu na znikające każdego dnia całe rodziny. 

Tytuł oryginału: Agnessa
Przekład: Dorota Bal
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Liczba stron: 443
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-240-3010-1








16 komentarzy:

  1. Przeczytalam tę recezję zastanawiając się, w jakim stopniu powieść odzwierciedla czas historyczny, w którym rozgrywają się opisane w niej wydarzenia.Z książkami z tego okresu nigdy nic nie wiadomo, zazwyczaj prezentują tylko jeden punkt widzenia na świat. Miałam napisać "jedną stronę medalu", ale w tym momencie pomyślałam, że w okresie stalinizmu tych stron było zdecydowanie więcej niż dwie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywistym jest, że wspomnienia takiej osoby jak Mironowa nie mogą być bezstronne i obiektywne. Niemniej jednak wydaje mi się, że nie znajdzie się wiele opowieści o tamtych czasach przedstawionych z punktu widzenia, który prezentuje żona stalinowskiego siepacza. Agnessa niewiele opowiada o działalności męża - albo nic nie wiedziała, albo nie chciała się do wiedzy przyznać. Pomijając to, o wszystkim innym opowiada raczej szczerze i barwnie - w książce pełno znakomitych zestawień skrajności: prominenci bawią się, ubierają w jedwabie i futra, piją szampana, a w tym samym czasie biedny operator kinowej maszynerii jest zsyłany do gułagu za to, że pomylił rolki z filmami i puścił je w odwrotnej kolejności; kolacja, na której bogacze zajadają się frykasami odbywa się nieopodal miejsca, w którym składa się zwłoki, itp. Z racji faktu, iż są to wspomnienia jednej, specyficznej osoby, przedstawiają one, oczywiście, tylko jeden punkt widzenia. Jednakże jest on świetnie umiejscowiony - tak jakby pośrodku. Dzięki temu nie popada w skrajności. I to jest niesamowita zaleta tej książki.

      Usuń
  2. No tak, spowiedź to nie do końca szczęśliwe i uzasadnione określenie :-/
    Niemniej jednak lektura fascynująca, trudno się od niej oderwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Oryginał nie ma takiego podtytułu, to chyba dodatek tylko do polskiego wydania. Bardziej adekwatne byłoby sformułowanie "wyznania", a jeszcze bardziej nawet "wspomnienia" lub "opowieść". Ale cóż, "spowiedź" jest zawsze bardziej chwytliwa :) :)

      Usuń
  3. Uff, co za temat! Na pewno się skuszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tej książce nawet mnie udało się zainteresować tym tematem, to znaczy, ze musi być dobra :) :)

      Usuń
  4. A mnie nie przekonuje. Nie wiem dlaczego. Z książek historycznych wole XVIII-XIXw. ;P
    pokolenie-zaczytanych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy, kto kocha historię, ma taki okres, którego nie lubi, o którym czyta sporadycznie. Dla mnie jest to historia powojenna, dlatego właśnie nie byłam przekonana do lektury "Żony enkawudzisty". Ciekawość jednak zwyciężyła:) I dzięki temu mogę powiedzieć, że dzisiaj wiem więcej, jestem o parę faktów mądrzejsza. Dla takiej świadomości warto czasami zajrzeć tam, gdzie zazwyczaj się nie zagląda ;)
      Pozdrówka wesołe!

      Usuń
  5. ZAWSZE skusisz. ZAWSZE zaciekawisz. ZAWSZE napiszesz tak, że i Ciebie chce się czytać i to co polecasz....... Kocham Cię za to :)
    Pozdrawiam serdecznie.
    Cedra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że powinnam wreszcie wziąć się za siebie i napisać książkę? :) :) :)
      Dziękuję kochana, takie komentarze dodają skrzydeł - nawet nie wiesz jak bardzo!

      Usuń
  6. Tak, tak, weź się za siebie :):):)
    Piszesz pięknym językiem Aniu... zrozumiałym dla wszystkich i niesłychanie plastycznym.
    Twoje słowa czarują, przemawiają, uruchamiają wyobraźnię....jest w nich magia.
    Potrafisz zainspirować, zmotywować, zaintrygować...Chce się Ciebie czytać...
    (jakie- dodają skrzydeł ?)
    Masz skrzydła bez dwóch zdań ! Tylko je po prostu uwolnij ... rozprostuj, wznieś !!!
    Buziaki.
    Ja tam czekam na Twoją powieść:)
    Cedra.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mam już jednego czytelnika zapewnionego :) Dziękuję Ci, całym sercem. Cieszę się, że podoba Ci się to, co robię.
      Przesyłam ciepłe wieczorne pozdrowienia:)

      Usuń
  7. A ja bardzo lubię ten okres, jest mi bliski poprzez historię mojej rodziny. Dawnych losów moich przodków nie znam, do czasów powojennych jestem w stanie sięgnąć. Bardzo, bardzo się cieszę, że czasami i Ty czytasz coś o tym okresie. Dzięki temu znów wiem, po co sięgnąć. Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami czytam, ale z reguły wolę średniowiecze i XIX wiek. Ten ostatni jeszcze, jeszcze, ale jeśli chodzi o wieki średnie, to rzeczywiście ciężko wyśledzić tam jakiś swoich przodków - a szkoda, wielka szkoda:)

      Usuń
  8. "I toto ma być przystojne?" :D No właśnie. :D Często łapię się na tym, że dawniej mieli jakieś inne pojęcie na temat urody. Hm.. To by też był niezły temat na posta. Muszę zanotować.
    Nie wiem czy zabiorę się za lekturę, ta tematyka jakoś mnie nie ciągnie, chociaż całość jest... Nie powiem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tematyka, która mnie bardzo interesuje, zapowiada się dobrze :)
    B. Jęcek

    OdpowiedzUsuń