Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska szlachecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska szlachecka. Pokaż wszystkie posty

Mariusz Wollny, "Krwawa jutrznia", t.1 i 2


Tom 1: "Dno Czarciego Oka skrywa straszną tajemnicę. Pełno w nim okaleczonych ludzkich zwłok, a każde z ciał pozbawiono głowy. Okolice Sambora nawiedzili czarni jeźdźcy. Sieją grozę wśród okolicznych mieszkańców. Gwałcą, mordują, a co najgorsze, piją ludzką krew. Na Rusi wstaje krwawy świt, nastał czas wielkiego zamętu. Czy to kara za osadzenie na carskim tronie Borysa Godunowa? Czy nie przyszła pora, aby na tronie zasiadł prawowity władca Dymitr? Pewien młody, obdarzony rzadkimi talentami człowiek trafi niespodziewanie i wbrew swojej woli w sam środek tych wydarzeń. Znajdzie miłość i ją utraci. Utraci miłość, by zachować życie. Zachowa życie, bo jego przeznaczeniem jest ocalać innych od niechybnej śmierci. Takie jest przeznaczenie każdego, na kogo wołają Ryx."

Tom 2: "Kacper Turopoński wymyka się śmierci w kanałach pod moskiewskim zamkiem dzięki wrodzonemu sprytowi i... znajomości rozwiązań holenderskich budowniczych. Wkrótce potem syn słynnego inwestygatora staje się naocznym świadkiem drugiego „powrotu” cara Dymitra. Ale polityczne zmiany nie wywierają na niego takiego wpływu jak poznanie prawdziwej twarzy carycy Maryny, w której był zakochany. Niebawem Turopoński odkrywa coś więcej – prawdziwe pragnienia swego serca.
A gdy traci to, czego najbardziej pragnie, walczy bez strachu u boku lisowczyków. Czy już zawsze będzie jednym ze straceńców?"

Tom 3: oczekiwany z utęsknieniem ;)


Na samym początku muszę szybko coś wyjaśnić - to nie są powieści o wampirach! Nie wiem, czy czytając przytoczony powyżej opis pierwszego tomu mieliście wrażenie podobne do mojego, ale od kilku lat tyle się dokoła pałęta krwiopijców, że człowiek głupieje i spodziewa się ich wszędzie. W pierwszej chwili podejrzewałam, że i tutaj natknę się na baśniowych wąpierzy, bo okładkowy zarys treści, choć ostatecznie okazuje się rzetelny, to jednak z początku jest lekko mylący. Na szczęście cykl Mariusza Wollnego to książki dla czytelników:
a) kochających historię i mających mocne nerwy oraz odporne żołądki;
b) tak bardzo kochających historię, że dzielnie pokonują mdłości na widok głów masowo zlatujących z karków;
c) ciekawych tego, jak rewelacyjnie można pisać o historii naszego kraju.

Czas, w którym kto żyw (i kto nie żyw, co wyjaśnię poniżej) bił się o tron moskiewski, został w Rosji nazwany Wielką Smutą. Polskie interwencje, czyli knucie, spiskowanie, podbijanie, zdobywanie, mieszanie się w wewnętrzne sprawy innego kraju i próby podporządkowania go sobie (a nie zdarzało nam się to przesadnie często - trzeba to było wówczas doprowadzić do zwycięskiego końca, a uniknęlibyśmy w przyszłości całej masy "problemów"), nazwano Dymitriadami. Ten trudny i pod bardzo wieloma względami tragiczny okres zawsze wydawał mi się pełen potencjału, pociągający i pobudzający wyobraźnię. Niestety, trafiałam nieustannie na opisy nudne i politycznie przegadane: kto, skąd i dlaczego wyruszył; kto, gdzie i po co dotarł; kto, z kim i z jakim skutkiem się bił; kto, kogo i w jaki sposób zamordował, itd.

Trzeba było Mariusza Wollnego i jego "Krwawej jutrzni", żeby mi się wydarzenia w głowie poukładały i żebym zdołała wyobrazić sobie wszystko ze szczegółami (a imaginację mam bujną, więc bywało... hmmm... interesująco). Odbyłam jedną czy dwie wycieczki w czasie, poznałam kilka cudownie ekscytujących postaci i tym samym zapałałam wielkim entuzjazmem do owych XVII-wiecznych awantur. Gdyby Pan Mariusz miał chęć, to postuluję, żeby go ustanowić narodowym twórcą podręczników do historii - ręczę, że nagle gwałtownie wzrosłaby liczba pretendentów do nauki w klasach o profilu historycznym.

Jacek Piekara "Falsum et verum" czyli "Szubienicznik 2"


"Tropiciel złoczyńców gwałcicielem i mordercą? Podstarości Jacek Zaremba, który przybył do stolnika Ligęzy, by rozwikłać sprawę sfałszowanych listów, został oskarżony o okrutne zbrodnie. Czy dowiedzie swej niewinności i tego, że również padł ofiarą intrygi? A może Zaremba to wilk w owczej skórze? Kontynuacja „Szubienicznika” do ostatniej chwili trzyma czytelnika w napięciu. Stare tropy jeszcze bardziej się plączą, nowe fakty wychodzą na jaw. Kto jest kim w tej tajemniczej rozgrywce?"

Może niektórzy z was pamiętają moje zachwyty nad pierwszą częścią nowej powieści Jacka Piekary? "Szubienicznik" wciągnął mnie w wir szlacheckich biesiad i fascynujących gawęd, oślepił błyskiem szabel rąbiących na lewo i prawo z prędkością światła, oczarował lekkim, a jednocześnie wspaniale dopracowanym stylem, a nade wszystko zdenerwował brakiem zakończenia:) No bo jak można było mnie i moją wyobraźnię przenieść w przeszłość, rozkochać w bohaterach, niemal przebrać w XVII-wieczne fatałaszki, a potem porzucić gdzieś w nieokreślonym czasie i nie wiadomo jakiej przestrzeni? W dodatku w takim momencie, że pozostało mi tylko zgrzytanie zębami - szlachecki temperament takiego rozwiązania nie preferuje, ale białogłowie nie wypada od razu po broń sięgać. Cliffhanger to zabieg literacki, który toleruję tylko wówczas, gdy natychmiast mam pod ręką dalszy ciąg historii, a w tym przypadku nie bardzo było wiadomo, kiedy ten dalszy ciąg nastanie.

Pocieszając się stosem innych fascynujących książek doczekałam do chwili, w której mogłam zasiąść nad kuflem (herbaty oczywiście, a Wy co myśleliście?) i drugą częścią "Szubienicznika". Nie zważając na to, że jestem w trakcie czytania jakiejś innej powieści porwałam "Falsum et verum", żeby wreszcie się dowiedzieć kto i na jakiej podstawie śmiał oskarżyć kryształowego, jak mniemałam, bohatera o morderstwa i gwałty! Wygłodniała rzuciłam się na pierwszy rozdział, z oburzeniem wysłuchałam oskarżeń, pochłonęłam wyjaśnienie zagadki i... powietrze ze mnie uszło.

Jacek Piekara "Szubienicznik"


"Kto i po co zgromadził obcych sobie ludzi w majątku stolnika Ligęzy? Kto i po co napisał do nich wcześniej dramatyczne listy w imieniu gospodarza? Jakie tajemnice skrywają owi goście i co ich łączy? Zemsta, nienawiść, wielki skarb? Wydaje się, że okrutny demiurg plącze ludzkie losy. Kto jeszcze padnie ofiarą jego knowań? Czy powstrzyma go podstarości Jacek Zaremba, uznany tropiciel złoczyńców? Nikt nie jest tym, kim się wydaje – każdy może być myśliwym albo zwierzyną..."

Ech, ta nasza wspaniała Polska szlachecka... Historia przepełniona fascynującymi opowieściami, genialnymi wręcz charakterami, niepowtarzalnym klimatem nieskrępowanej fantazji, błysków krzyżujących się szabel, czynów bohaterskich traktowanych czasem na równi ze zbrodniczymi, nieograniczonej wolności dla wybranych...  Szkoda, że stosunkowo niewielu autorów sięga po natchnienie do tamtych czasów - czytałabym to wszystko w czambuł. Robią swoje wspomnienia z wczesnej młodości - dzień, w którym odkryłam trylogię sienkiewiczowską na zawsze pozostał w mojej pamięci, a niezapomniane chwile spędzone nad tymi książkami w pewnym sensie sprawiły, że dziś tak bardzo kocham historię. Dlatego właśnie niezmiernie się cieszę, gdy trafiam na powieść, której akcja toczy się w czasach, gdy po karczmach dymiły podgolone łby, szable furkotały, a panowie szlachta tłukli kryształowe szklanice o ściany drewnianych dworków. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości, do czego doprowadziło, prywata, zdrady, itd., niemniej jednak nieposkromiona wyobraźnia sarmackiej braci przemawia do mnie i pociąga niezmiennie od lat.

To głównie te powody sprawiły, że "Szubienicznik" wylądował w moich rękach w kilka dni po premierze. Jednak to, iż został przeze mnie pochłonięty z wypiekami na twarzy jest już tylko i wyłącznie zasługą autora. Rewelacja po prostu i tyle:) Cierpiałam, bardzo, bardzo cierpiałam, niemal fizycznie, gdy musiałam odłożyć książkę, bo zegar nieubłaganie uświadamiał mi, że niedługo trzeba wstać skoro świt i jeszcze być w miarę przytomną. Równie mocno bolało, gdy w miarę zagłębiania się w ostatni rozdział zorientowałam się, że zakończenia nie będzie, nie będzie rozwiązania zagadki, a tym samym nie będzie pełnego szczęścia i satysfakcji. I pozostał wielki żal do wydawcy, który ukrył podstępnie informację o tym, iż "Szubienicznik" jest pierwszym tomem nie wiadomo jakiego cyklu o niesprecyzowanej objętości... Cóż, nie można mieć wszystkiego, często się zdarza, że radość jest doprawiona jakąś gorzką przyprawą:(

Wracając do zachwytów... Piekara pisze w takim stylu, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Obrazowy, sugestywny, wciągający. W momencie, gdy wykorzystuje swój niewątpliwy talent do opisywania historii rodem z XVII wieku, ma we mnie dozgonną wielbicielkę. "Szubienicznik" nie jest powieścią o historycznych polach bitew, znanych z podręczników postaciach czy wydarzeniach, to historia kryminalna, opowieść o zbrodniczej osobowości enigmatycznego człowieka, o którego wyczynach dowiadujemy się z gawęd snutych przez jego ofiary. Jednego doprowadził do ruiny, innemu zamordował ojca i brata - zalazł za skórę większości postaci poznawanych przez nas w trakcie lektury. Nieszczęśnicy zostają zgromadzeni w majątku stolnika Ligęzy przez tajemniczego autora fałszywych listów - po co, tego nie dane jest nam dowiedzieć się w trakcie lektury pierwszego tomu. Choć mam spory żal o to, że nie ostrzeżono mnie, iż nie poznam od razu rozwiązania zagadki, to jednak gniewać się długo nie mogę - w końcu dostałam do ręki tak fascynującą historię, że długo o niej nie zapomnę.