Jerzy Besala "Polskie królowe. Zawiedzione miłości. Odtrącone i niekochane"

   

"Królowa jako postać kojarzy się ze szczęściem. Otaczał ją przecież splendor dworu, czemu towarzyszyły zabiegi możnych tego świata o łaskę. Gdy pofolgowały wczesnośredniowieczne więzy, mogła też królowa korzystać ze zbytku do woli i nade wszystko stroić się i dąsać.
Jednak nie wszystkie były szczęśliwe. Powodem był brak miłości ze strony koronowanych mężów. Tak się stało z żoną Przemysła II księżniczką Ludgardą, Adelajdą Kazimierza Wielkiego, habsburskimi małżonkami Zygmunta Augusta, Anną Jagiellonką wzgardzoną przez Henryka Walezego, a potem przez Stefana Batorego. Gorycz odrzucenia bądź zaniedbania odczuły też królowa Ludwika Maria Gonzaga od Władysława IV Wazy, Eberhardyna żona Augusta II Wettyna, i małżonka "króla Lasa", Katarzyna Leszczyńska.
Z jakich powodów były odrzucane i niekochane - możemy dowiedzieć się z tej pasjonującej książki."


Jerzy Besala przyzwyczaił nas do tego, że sięgając po jego książki znajdujemy w nich ogrom informacji dotyczących dziejów Polski oraz ludzi, którzy przez wieki kreowali świat będący dla nas nie tylko minioną przeszłością, ale także czymś, co nas ukształtowało, co nas określa jako Polaków. Intrygujące ciekawostki, znakomite szkice biograficzne, powiązania, które nigdy w życiu same by nam do głowy nie przyszły, a to wszystko napisane stylem przystępnym, lekkim, pozbawionym patosu - oto czego gwarancją jest nazwisko tego autora.

Najnowsza książka Besali opowiada o życiu polskich królowych. Nie wiem, czy znalazłaby się choć jedna władczyni, której egzystencja była od początku do końca usłana różami. Kobieta nosząca koronę kojarzy się dzieciom z przepięknym zamkiem, w którym echo rozbrzmiewa za każdym razem, gdy wypowie się choćby jedno słowo, ze strojami, klejnotami i uwielbiającym swoją żonę królem. Dorośli znają prawdę o wiele lepiej - los monarchini wiąże się zazwyczaj z brakiem elementarnej prywatności i miłości, z samotnością pośród ludzi i tragedią odrzucenia. Lektura "Polskich królowych" nie pozostawia złudzeń - bycie żoną władcy niemal nigdy nie wiązało się ze szczęściem i spełnieniem, które mogłyby przesłonić to, co złe, smutne i tragiczne.

Autor książki pisze w niej o wielu bardzo różnych przypadkach, ukazuje, na ile różnych sposobów można było unieszczęśliwić kobietę poprzez włożenie na jej głowę korony. Od średniowiecza po XVIII wiek przez naszą historię przewijały się nieszczęścia ukryte za drzwiami zamkowych komnat lub wręcz przeciwnie, wywlekanych na światło dzienne. Nierzadko przez same zainteresowane. Na początek spróbujmy wyobrazić sobie, jaka była najczęstsza przyczyna tragedii na najwyższych szczeblach władzy.

Akcja toczy się w średniowieczu, na królewskim dworze. Królowa właśnie wydaje na świat dziecko. Wszyscy są podekscytowani. Świeżo upieczony tatuś wędruje niecierpliwie po sali tronowej czekając na wieści. Damy dworu biegają we wszystkie strony starając się przydać do czegoś, a w rzeczywistości każda chce być ta, która zaniesie władcy radosną wiadomość o narodzeniu się męskiego potomka, następcy tronu, spadkobiercy. Królowa wydaje na świat dziecko - poród był trudny, a ona ledwo donosiła ciążę czując się fatalnie przez ostatnie dziewięć miesięcy. Znosiła jednak wszystko dzielnie pragnąć uszczęśliwić męża synem. Kobiety obecne w sypialni już nie są takie chętne, by iść do króla. Nie można jednak dłużej zwlekać - najodważniejsza staje przed zniecierpliwionym i pełnym nadziei obliczem monarchy i z ukłonem, wpatrując się w podłogę, mamrocze: "Masz, panie, córkę." Król odchodzi bez słowa i wraca do swoich obowiązków. Nie pyta o zdrowie żony, dziecka, nie odwiedza położnicy przez następne dni. Królowa zawiodła.

Narodzenie się córki było wówczas, w większości przypadków, tragedią. Władca chciał mieć syna, a tym samym spokojną głowę - jest chłopiec, jest następca, nie trzeba się martwić losami dynastii. Winą za dziewczynkę w kołysce obarczano matkę, co wytykano jej na każdym kroku. Podobnie rzecz się miała, gdy królowa nie mogła zajść w ciążę. To już była przyczyna powszechnej histerii, a wszystkie pretensje były oczywiście kierowane do nieszczęsnej królowej. 

Zaszczuta, poniżana, ignorowana, niekochana - taki był najczęściej los dziewczyny z możnego rodu, wydanej za mąż nie z własnej woli, przeznaczonej tylko i wyłącznie do wydawania na świat kolejnych synów. W sumie przydałoby się jeszcze, żeby ładnie wyglądała podczas różnych uroczystości państwowych, ale najlepiej, by w ogóle nikomu się nie pokazywała, tylko cały czas oddawała się "przyjemności" noszenia w łonie potomka. Zaszczyt bycia żoną króla sprowadzał się więc do haftowania i czytania w towarzystwie dam dworu i wieczornym czekaniu w łożnicy na przybycie męża, który z czasem pojawiał się coraz rzadziej. Po jakimś czasie dochodził nieustający lęk przed usunięciem z powodu braku syna lub braku dzieci w ogóle. Czy w takich okolicznościach można mówić o jakimkolwiek uśmiechu losu?


Elżbieta Habsburżanka, pierwsza żona Zygmunta Augusta

Wydawać by się mogło, że te królowe, które miały szczęście wydać na świat chłopca, będą hołubione, uwielbiane i noszone na rękach przez rozanielonego małżonka. Guzik z pętelką! Król, spokojny o losy dynastii, pozostawiał niekochaną, narzuconą mu przez obowiązki żonę i coraz rzadziej interesował się jej osobą. Dwór pełen kobiet nie sprzyjał wierności. Taka władczyni miała przynajmniej spokój z oskarżeniami o niemożność urodzenia syna czy dziecka w ogóle, ale to wcale nie znaczy, że miała prawo czuć się bardziej kochaną. Kobiety z wyższych sfer nie miały wówczas zbyt wiele do roboty - do rządzenia dopuszczane były rzadko, do sensowniejszego kształcenia się jeszcze rzadziej, mogły tylko czytać i zajmować się robótkami ręcznymi. A spróbowalibyście kiedyś choć przez miesiąc siedzieć w ponurych murach zamku, przez większość czasu przy świecach, mając do dyspozycji tylko dzierganie i lekturę. Nawet najbardziej kochający książki człowiek wytrzymałby może tydzień, może dwa, ale pół życia?? Ja się osobiście wcale nie dziwię, że żony naszych monarchów były nie tylko nieszczęśliwe, ale także w większości przypadków po prostu chore.

Jerzy Besala pisze w swojej książce o królowych znanych nam dobrze, ale także o takich, o których większość z nas słyszała bardzo niewiele. Zaczyna od księżniczki meklemburskiej, Ludgardy, żony wielkopolskiego władcy Przemysła II oraz Adelajdy Heskiej, wybranki Kazimierza Wielkiego. Obie nie mogły mieć dzieci, co okazywało się przeszkodą nie do przejścia. Adelajda przynajmniej nie straciła z tego powodu życia. Nieszczęsna Ludgarda zniknęła z tego świata w bardzo tajemniczy sposób - przypuszcza się, że zdesperowany małżonek usunął niewygodną żonę, aby móc poślubić kogoś lepiej rokującego. 


Katarzyna Habsburżanka, siostra Elżbiety

W książce znajdziemy także wiele o żonach Zygmunta Augusta, dwóch siostrach Habsburżankach, których dzieje są tak tragicznie smutne, że nie mogą nikogo pozostawić obojętnym. Pierwsza, Elżbieta, była niewinną dziewczynką, która odstręczała królewskiego małżonka niedoświadczeniem i nieśmiałością. Przede wszystkim jednak przerażała go jej ciężka choroba - padaczka. Elżbieta szybko zmarła - powodem była nie tylko wrodzona przypadłość, ale przede wszystkim zaszczucie przez teściową i odrzucenie przez męża. Po śmierci ukochanej Barbary Radziwiłłówny, Zygmunt, nie do końca właściwie wiadomo dlaczego, poślubił siostrę Elżbiety, Katarzynę. Ona także cierpiała na padaczkę, ale przede wszystkim za bardzo wtrącała nos w sprawy państwa szpiegując polskiego króla na rzecz dworu cesarskiego. Król odsunął ją od siebie całkowicie, niemal zmuszając do opuszczenia Polski. 

Inne były dzieje siostry Zygmunta Augusta, Anny Jagiellonki, która wyszła za mąż w podeszłym, jak na owe czasy, wieku. "Stara panna" miała wobec małżonka, Stefana Batorego, takie wymagania, że zdołała go skutecznie do siebie zrazić. Anna była fatalnie wychowywana przez matkę, Bonę, niewydana zawczasu za mąż, odtrącana i nieustannie nikomu niepotrzebna, zgorzkniała, poniżona przez Henryka Walezego - wcale się nie dziwię, że z czasem nabrała wielu paskudnych cech charakteru i była wręcz unikana przez brata, szlachtę, magnatów, królów. 

Losy kolejnych kobiet, o których możemy przeczytać w "Polskich królowych", wcale nie były łatwiejsze, przyjemniejsze, szczęśliwsze. Ludwika Maria Gonzaga była przez królewskich małżonków, Władysława IV Wazę i Jana Kazimierza, traktowana jako zło konieczne, Krystyna, żona Augusta II Sasa, niezwykle drażniła swoją pobożnością uwielbiającego hulanki i swawole króla, a małżeństwo Stanisława Leszczyńskiego i Katarzyny Opalińskiej było przez lata przepełnione głównie goryczą.

Smutny korowód kobiet nieszczęśliwych, umierających z braku czułości, coraz bardziej zgorzkniałych z powodu odsunięcia od wszystkiego, co było dla nich ważne, zmuszonych do tolerowania armii kochanek przewijających się przez łoża mężów, nie raz nie potrafiące już wybaczyć, uśmiechnąć się, spojrzeć na świat przychylniej. Jedno jest pewne - czytanie opowieści o nich skutecznie zniechęciłoby mnie do szukania kandydata na męża pomiędzy koronowanymi głowami ;)

Styl, jakim posługuje się Jerzy Besala niezmiennie mnie zachwyca. Jest lekki i przyjemny, a jednocześnie profesjonalny, naukowy. Przyjmuję go z całym dobrodziejstwem inwentarza, uczę się i niezmiennie cieszę, że dzięki niemu wiem o wiele więcej nie tylko o kobietach, które zasiadały na polskim tronie, ale także o stosunkach panujących wówczas między ludźmi i o życiu na europejskich dworach.

Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 334 s.
Oprawa: miękka 
ISBN: 978-83-11-13119-4


Recenzja powstała dla portalu:





16 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zainteresowałaś tą książką, w ogóle nigdy nie słyszałam o tym autorze - koniecznie muszę nadrobić te braki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Jerzy Besala wydaje dużo książek o historii Polski, większa ich część opowiada o miłości i małżeństwie w dawnych czasach. Są pełne fascynujących faktów, bardzo wiele się z nich nauczyłam.

      Usuń
  2. W ostatnich latach pojawia się coraz więcej książek o kobietach zasiadających na europejskich tronach. Z wolna zaczyna się rozwiewać przekonanie o wielkiej szczęśliwości, która zawsze powinna przecież przez cale życie towarzyszyć królewskiej parze. Przynajmniej tak w domyśle przez pokolenia zakładaliśmy, czytając baśnie i legendy o królewnach i królewiczach i uśmiechając się z zadowoleniem przy niezmiennym prawie zakończeniu, które brzmiało nie inaczej, jak tylko: "I żyli długo i szczęśliwie". Takie książki, jak ta, o której tutaj napisałaś pozwalają spojrzeć na całą sprawę z perspektywy historyka i człowieka dorosłego, a nie dziecka. Historia jest fascynująca, ale jest też okrutna i nie oszczędza żadnego człowieka, a już tym bardziej kobiety tkwiącej u boku władcy, nie daje jej w prezencie anielskiego życia, a raczej karmi troskami, cierpieniami i strachem. Kiedy czytam Twój tekst, to niemal widzę te wszystkie kobiety spętane kajdanami drogich szat i klejnotów i uwięzione w bogatych komnatach... I aż zimno robi mi się na myśl, że takie właśnie z reguły było życie większości królowych nie tylko polskich, które tylko czasem zaznawały dobroci serca, życzliwości i miłości ze strony mężów, których poślubiły i którym miały nieba przychylać dla dobra dynastii, dla podtrzymania stosunków międzynarodowych i tym podobnych rzeczy. Opisałaś to wszystko bardzo przystępnie i obrazowo, więc łatwo wyobrazić sobie te czasy, te kobiety i tę atmosferę, która panowała w królewskich komnatach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak było, ale nie tylko w przypadku koronowanych głów. Dotyczyło to większości kobiet, które miały majątek, koneksje lub już tylko nazwisko. Pamiętasz Catherine, żonę Hugona z "Czarownicy"? Właśnie tak ciągnęła się egzystencja kobiet z wyższych sfer... Rodziły się po to, by zostać żonami, żonami zostawały po to, by wydawać na świat kolejne dzieci, przede wszystkim synów. Potem stawały się niepotrzebne... :(

      Usuń
    2. O tak, pamiętam... Niestety to smutna prawda... Gdyby chociaż na tej "niepotrzebności" się kończyło, gdyby nie utrudniano im życia, nie snuto intryg i złośliwości, to jeszcze taka sytuacja byłaby znośna do zaakceptowania. Można wszak było spędzać dnie na spacerach po zamkowych ogrodach, na czytaniu książek i słuchaniu przyjezdnych bardów... Tymczasem rzadko która królowa, księżna, czy inna arystokratka miała taką "sielankę". Jeśli nie udało się jej dopchać do władzy, jeśli nie zdołała przekupić sługusów, to odchodziła w cień niełaski króla i mogła tylko cicho cierpieć. Jako kobieta nie posiadała nic, wszystko było własnością jej męża. On decydował o jej losie, o tym, czy będzie lubiana i szanowana, czy też pogardzana i wyśmiewana nierzadko nawet przez królewskich dworzan. Naprawdę, nie ma czego zazdrościć królewnom i księżniczkom :)

      Usuń
    3. Czy w tej książce są przypisy do źródeł?

      Usuń
    4. Przykro mi, ale nie jestem w stanie sprawdzić, nie mam już tej książki na swoich półkach, poszła dalej w świat.

      Usuń
  3. Aniu najmilsza....brak słów, żeby podziękować za Twoje rewelacyjne recenzje....
    Kolejne cudo do przeczytania.
    Dziękuję.
    Wydaje mi się, czy zaszły zmiany na blogu ? Kolorystyka może ? Jest pięknie.
    Buziaki.
    Cedra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry człowieku! :) Bardzo, bardzo się cieszę, że tak Ci odpowiadają moje podpowiedzi książkowe - mam nadzieję, że okażą się trafione.
      Fakt, pozmieniałam trochę kolorki. Żeby było bardziej zielono :) Taka próba, ale skoro jest dobrze, to może zostawię już tak na dłużej.
      Dziękuję - za każde słowo!
      Ucałowania na miły wieczór!

      Usuń
  4. Kocham naszą historię. O tej nie słyszałam, dziękuję, że ją wynalazłaś, świetnie opisałaś! Aż chce się ją mieć. Już! Pozdrawiam, Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu będzie styl Besali odpowiadał. Trzeba naprawdę kochać historię i pasjonować się losami ludzi żyjących dawno temu, bo pełno tutaj faktów, informacji do zapamiętania. Besala nie wymyśla historyjek na bazie faktów, jak robi to na przykład Kamil Janicki. Mimo to bardzo, bardzo lubię jego książki, bo zawsze są pełne fascynujących odkryć, czegoś, o czym nie miałam pojęcia.

      Usuń
  5. Hmm.... Pozycja ciekawa, choć nie za bardzo w moim guście. Polecę ją jednak mojej mamie, której powinna się spodobać :)

    Przy okazji chciałam Cię zaprosić do Liebster Blog Award, do którego Cię nominowałam. Byłoby mi bardzo miło :)
    http://sklep-z-pamiatkami.blogspot.com/2014/09/liebster-blog-award.html#more

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za uznanie mojego bloga za wartego LBA. Postaram się odpowiedzieć na Twoje pytania w ciągu kilku dni.

      Usuń
  6. Bardzo bym chciała mieć ten tytuł u siebie. Nawet jeśli bym go od razu nie przeczytała, to - z naukowych potrzeb - pewnie bym po niego sięgnęła... ps a mogłabym poprosić o autora i rok wydania tego "Axis mundi" co widać na zdjęciu? bardzo nie ta pozycja intryguje (o axis mundi było trochę w mojej pracy mgrskiej).

    OdpowiedzUsuń
  7. http://www.axismundi.org.pl/
    "Axis Mundi" Wiktora Trojana - to naprawdę rewelacyjna powieść historyczna. Uwielbiam ją, mimo jej objętości i drobnego druku pochłonęłam ją błyskawicznie. I czekam na więcej, ale autor zdecydowanie się obija :(

    Mam "Polskie królowe" na półce z książkami do sprzedania - za 1/3 ceny + przesyłka. Jeśli jesteś zainteresowana, to pisz na maila.

    Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo... Ta książka, to jak dla mnie lektura obowiązkowa. A tak na marginesie świetny post.

    OdpowiedzUsuń