Co się tyczy hobbitów...

Istnieje kilka książek i kilka filmów, które wydały mi się kiedyś, gdy je po raz pierwszy czytałam i oglądałam, najpiękniejsze na świecie, najcudowniejsze - delektowałam się każdym rozdziałem, każdą sceną, smakowałam je i nie chciałam kończyć. W końcu jednak przewracałam ostatnią stronę książki, w filmie kończyła się scena finałowa. Magia, radość i piękno pozostawały w moim sercu, ale obok nich rozsiadał się także dziwny smutek, który szeptał, że już nigdy nie wróci ten "pierwszy raz". Mogę do lektury i do seansu wracać wiele razy, ale pierwszy raz jest jedyny i niepowtarzalny.

Myślę, że każdy z nas ma takie książki, filmy, dramaty teatralne, taką muzykę lub operę. Kultura i uczucia z nią związane są dla nas tak ważne, że wpływają na nasze życie, dają nam nieograniczone szczęście, pozwalają wiele przeżywać i nieraz niosą ze sobą katharsis. Tyle razy już sięgałam po "Wichrowe Wzgórza", ale nie zapomnę nigdy tych wieczorów, gdy czytałam o losach Catherine i Heathcliffa nie wiedząc jeszcze jak się skończą, gdy płakałam nad ich miłością. Takie chwile już nie wrócą... ilekroć patrzę na półki z książkami zawsze wzdycham pragnąc tak bardzo wrócić do dni, gdy lektura "Cienia wiatru" Zafona była jeszcze przede mną:)

Czołową pozycją tego rodzaju jest dla mnie "Władca Pierścieni". Tyle już lat minęło od chwili, gdy sięgnęłam po tę książkę, ale do dziś pamiętam, jak mnie wchłonęła, jak nieprzytomny podnosiłam wzrok, gdy ktoś usiłował przywołać mnie ze Śródziemia przypominając, że trzeba jeść, żeby żyć. Ta pierwsza lektura była jedyna w swoim rodzaju - jeszcze wówczas nie przypuszczałam nawet co stanie się z Gandalfem, nie wiedziałam, że zginie jeden z członków Drużyny Pierścienia, nie miałam pojęcia czy misja Froda zakończy się pomyślnie. Pokochałam tę książkę do tego stopnia, że od tamtej pory czytam wszystko Tolkiena i o Tolkienie co tylko wpadnie mi w ręce.

Wielkim dla mnie szczęściem był fakt powstania znakomitego filmu, który Peter Jackson nakręcił na podstawie dzieła angielskiego profesora. Przyjemność rozłożona na raty - trzy części dawkowane na przestrzeni dwóch lat. Ale i to się skończyło - film od tamtego czasu oglądałam zapewne już kilkanaście razy, ale "dziewiczy" seans był jedyny i niepowtarzalny, tęsknota za nim ciągle do mnie wraca. Myślałam, że na tym skończy się radość "pierwszego razu" jeśli chodzi o Tolkiena... I wówczas gruchnęła wieść, że Peter Jackson nakręci "Hobbita"!


Ta niepozorna objętościowo książeczka jest uroczą baśnią, która napisana została wcześniej niż "Władca Pierścieni". To po jej sukcesie i po wielu prośbach od czytelników Tolkien zdecydował się opowiedzieć dalszy ciąg historii pierścienia znalezionego przez Bilba w jaskini Golluma. Powstała wówczas imponująca epopeja fantasy, przeznaczona już dla dorosłych, w przeciwieństwie do "Hobbita", którego adresatem były dzieci.

Znając fanatyzm reżysera jeśli chodzi o świat tolkienowski byłam pewna, że nakręci on kolejny wspaniały film, pełen magii Śródziemia, przepięknych krajobrazów i niesamowitych przygód okraszonych chwytającą za serce muzyką. Miałam na co czekać - seans "Hobbita" był ciągle przede mną!:) Radośnie przyjęłam wieść o decyzji nakręcenia dwóch części filmu. Ostatecznie okazało się, że części będą trzy, co początkowo wydało mi się przesadą, bo książeczka objętości nie ma imponującej. Teraz, gdy niedawno wróciłam z kina, jestem bardzo zadowolona z tego faktu - wiem, że przyjemność oglądania rozciągnięta jest w czasie, a ja jestem jeszcze "przed" oglądnięciem całości. Mam na co czekać - a w przyszłe Boże Narodzenie znów pójdę do kina i znów przeżyję cudowną przygodę. A i to ciągle nie będzie koniec!


Zapewne już zdążyliście się domyślić, że nowy film Jacksona obłędnie mi się podoba. Zachwyciło mnie w nim wszystko. Jest perfekcyjny od strony wizualnej, dźwiękowej, każdej! Cudowne krajobrazy Nowej Zelandii, przepiękna muzyka Howarda Shore'a, niesamowita scenografia, nie tylko ta stworzona komputerowo, aktorzy, którzy grają tak, że zapomina się o tym, że tak naprawdę nie pochodzą ze Śródziemia... Film jest też dowcipny, chwilami nie można powstrzymać się od spontanicznych wybuchów śmiechu. Czułam się tak, jakbym wróciła do domu, do mojego świata, tego samego, w którym spędziłam kilka wieczorów podczas pierwszej lektury dzieł Tolkiena.


Narracja nie pędzi, powoli pozwala nam smakować poszczególne sceny, montaż jest spokojny i wyważony - to zasługa rozciągnięcia fabuły na trzy filmy. Efektem jest wrażenie, że ktoś opowiada nam baśń do poduszki. Przy tym wcale nie ma się poczucia, że akcja została "rozsmarowana jak masło na zbyt wielu kromkach", jak mawiał kiedyś Bilbo Baggins, że jest rozcieńczona. Trzyma w napięciu przez większość czasu, a spokojniejsze fragmenty są na tyle piękne i poetyckie, że siedzi się w fotelu z zachwyconą i rozmarzoną miną. Trzeba pamiętać, że to baśń i właśnie w takiej poetyce została nakręcona, więc sporo tu filtrów, efektów specjalnych, nierealnej kolorystyki, ale wszystko zostało złożone w całość w taki sposób, że można tylko siedzieć z otwartą buzią i cieszyć się pięknem.


Osobiście mam się za tolkienowskiego purystę, ale nie przeszkadza mi fakt, że do scenariusza dodano sporo scen, których nie znajdziemy w książkowym pierwowzorze. Większość z nich bowiem została wygrzebana z przepastnych zasobów notatek i publikacji Tolkiena, w których autor opisywał bądź zarysowywał to, co działo się w tym samym czasie, w którym Bilbo wędrował z krasnoludami, by odbić Samotną Górę z łap Smauga. Tak więc wszystko zachowuje sens i ducha Tolkiena. Jackson ubarwił narrację jedną wymyśloną rzeczą - dodał wątek osobistych porachunków Thorina z Azogiem (wprowadzając tym samym dowódcę orków do opowieści), ale został on wpleciony w film w taki sposób, że wydaje się niezastąpiony, znakomicie wymyślony, a do tego dzięki niemu mamy rewelacyjną scenę finałową.


Cudowna opowieść o przyjaźni, odwadze i honorze, która obudziła we mnie dziecko zachwycające się wszystkim wokół. A moja kobieca osobowość została zadziwiona faktem, że krasnolud (powtarzam: KRASNOLUD - macie przed oczyma małe, grube, owłosione, ledwo ruszające się i nie kręcące karkami osobniki?) może być nie tylko dostojny, ale także bardzo przystojny:) Kto pamięta Richarda Armitage jako pana Thorntona w serialu BBC na podstawie powieści Elizabeth Gaskell "Północ i południe"? To właśnie on gra Thorina i jest po prostu wspaniały! Krasnolud!:)


Thorin Dębowa Tarcza




15 komentarzy:

  1. Tyle w Twojej recenzji entuzjazmu, że nawet gdybym nie chciała obejrzeć "Hobita", po odwiedzeniu Twojej stronki musiałabym to zrobić!
    Nie mam już żadnych wątpliwości, że film mnie oczaruje:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi się coś podoba, to zachowuję się jak dziecko - chodzę z głową w chmurach i uśmiecham się do siebie. A potem siadam i piszę:)
      Nie chcę nikomu wmawiać, że film spodoba się każdemu i że trzeba na niego iść, bo na pewno każdy będzie zachwycony - ludzie mają różne gusta i różne wyobrażenia o dobrych filmach. Mam nadzieję jednak, że spodoba Ci się tak samo jak podobał się mnie.

      Usuń
  2. Podoba mi się ta nowość u dołu stronki,ciekawa!
    A recenzja filmu-NIESAMOWITA!!!Kocham Tolkiena,więc i stąd moje odczucia!Dzięki,pozdrawiam życząc szampańskiej Nocy Sylwestrowej-ha,ha,a ja chyba pójdę do kina:)))-Jar

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za piękny opis Twoich odczuć i za możliwość wysłuchania cudnej muzyki...buziaki niedzielne-Izuszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Aniu,a ja dziś "pod prąd".Dla rzeszy "wyznawców "będę na pewno obrazoburcą,ale to jednak nie moja bajka,nie te wzruszenia,i nie ta wrazliwość(oczywiście moja).Pardon.Noworocznie najserdeczniej pozdrawiam.
    Halina G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych, co to nie jest ich bajka jest więcej. Ja też nie mogę przyswoić sobie tego typu filmów. Po prostu nie i już. /P/

      Usuń
    2. Dokładnie tak samo jak takich, którzy nie lubią i nie chcą czytać i oglądać romansów, obyczajówek, kryminałów, thrillerów... Moje półki pękają w szwach od fantastyki, książek historycznych, biografii, ale nie znajdziesz na nich ani jednej pozycji z serii wspomnień zwykłych ludzi, którzy na coś chorują lub chorowali, romansów obyczajowych, poradników, itp. To nie chodzi o to, że "nie i już", tylko o to, że nie są to tematy, które mnie ciekawią, poruszają, wciągają - nudzę się czytając o tym. Każdy ma swoje ulubione książki i filmy - nikt nikomu na siłę nie wmawia, że wszyscy muszą kochać Tolkiena, który jest bajką jednych, a innych nie:) I na tym polega piękno lektury - każdy może wybrać to, co chce czytać.

      Pozdrówka wesołe dla wszystkich, którzy Tolkiena nie lubią - Wasze "bajki" też są na pewno fascynujące.

      Usuń
  5. Książkę znam,z chęcią wybiorę się na film-zmobilizowałaś mnie,dzięki-z Noworocznym pozdrowieniem
    Baśka H.

    OdpowiedzUsuń
  6. I don't even know how I ended up here, but I thought this post was great. I don't know ωho you are but defіnitely you are going to a famous blogger if уou aren't already ;) Cheers!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny tekst, masz talent! A i właściwe zainteresowania;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Nie bardzo rozumiem jednak stwierdzenie "właściwe zainteresowania"... Nie wydaje mi się, żeby jakieś zainteresowania były "niewłaściwe", no, chyba że takie, które kłócą się z moralnością:)

      Usuń
  8. Nie jestem fanką powieści typu fantasy,ale z wielkim zainteresowaniem obejrzałam poprzednie ekranizacje tolkienowskie,zresztą doskonale zrobione.Przyznam się,że wciągnął mnie świat Śródziemia.
    Dlatego z wielką przyjemnością przeczytałam tak doskonałą recenzję Hobbita i z niecierpliwością czekam na wyprawę do kina:),z noworocznym pozdrowieniem-
    Zuza K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Filmu jeszcze nie oglądałam, książka za to bardzo mi się podobała;) Twój tekst, jak najbardziej narobił mi chęci na jak najszybsze zapoznanie się z ekranizacją;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja się wybieram na film drugi raz - za jednym razem nie da się ogarnąć wszystkiego co się pojawia :D

    OdpowiedzUsuń
  11. czytałam, oglądałam..czytałam...oglądałam..zakochałam się w tolkienowskim świecie i również tak jak Ty Aniu, żałuję ze nie mam przed sobą tej radości "pierwszego razu"...Ania W.

    OdpowiedzUsuń