Bł. Natalia Tułasiewicz


 "Kocham książki jak kocham muzykę, teatr, jak kocham przyrodę".Bł. Natalia Tułasiewicz    


Zbliżyło mnie do niej wspólne nasze marzenie - pisać. I zawód ten sam. Jej inteligencja, wiara i nieprzeciętny hart ducha pozostają poza moim zasięgiem, ale nie przeszkadza mi to uważać jej za wzór. Natalia jest jedną z męczenniczek II wojny światowej, to postać, która była wielką stratą dla polskiej kultury. Zamęczam ją monologami, gdy potrzebuję natchnienia, gdy szukam odpowiedzi na pytanie - czym jest moja droga życiowa, a także wówczas, gdy nachodzą mnie wątpliwości, czy za kilkadziesiąt lat będę mogła powiedzieć, że moje życie było wartościowe. „Polonista to właściwie człowiek, który powinien mieć renesansowy rozmach życia” – pisała już podczas wojny do profesora Romana Pollaka. Cóż za wspaniałe i dające do myślenia zdanie.

Urodziła się w Rzeszowie, jest więc nasza, podkarpacka. Nie dość, że marzyła o pisaniu, to ukończyła również filologię polską, a i pracę magisterską pisała z romantyzmu (dokładny tytuł: "Mickiewicz a muzyka") -  zupełnie tak, jak niżej podpisana (z małą różnicą w nazwiskach poetów - w moim przypadku był to najpiękniejszy, najwspanialszy, najgenialniejszy, naj-, naj- Juliusz Słowacki). Natalka prowadziła jednak życie świętej, co bardzo odróżnia ją ode mnie, ale sprawia, że jest wzorem i osobą, którą podziwiam i bardzo szanuję.

Już w szkole średniej wygłaszała referaty na temat życia duchowego, prowadziła piękne i pełne teologicznych rozważań dzienniki, a także pisała wiersze. Dzisiejsze nastolatki powinny obrać ją sobie za patronkę. Jej marzeniem był wieczór autorski - nie zdążyła go zrealizować. Była nauczycielką prowadzącą tajne komplety. Żyjąc w czasie wojny zapewne również robiłabym to samo, ale mam niejasne wrażenie, że moje pobudki byłyby inne - ona robiła to dla wyższych celów, pragnęła „aby wojna nie wyjałowiła z dusz uczennic dobra i piękna”, mnie wystarczałoby to, że robię na złość Niemcom, radowałby mnie sam dreszczyk emocji.


Dobrowolnie pojechała na roboty do Niemiec - właśnie tak, została misjonarką wśród przymusowych robotników. Czuwała nad ich moralnością, wspierała ich dobrym słowem i wlewała w ledwo tlące się dusze nadzieję. Malutka, drobniutka istotka o tak mocarnym, wspaniałym charakterze. Niedościgły wzór. Złapana, torturowana, osadzona w obozie w Ravensbrück nadal nie ustawała w swojej misji i podtrzymywała na duchu niejedną dużo silniejszą i zdrowszą współwięźniarkę. Chorowała na gruźlicę, cierpiała. Jako nieprzydatna do pracy została zagazowana w przeddzień Wielkanocy 1945 roku, na moment przed wyzwoleniem obozu.


Starając się szukać tego, co nas łączy, poza przyziemnymi sprawami takimi jak zamiłowania literackie, studia i sposób nauczania ("Być polonistką »wyczerpuje do szpiku«, poprawianie zeszytów to »gwóźdź do trumny«. Nie cierpię omawiania dzieł sztuki w szkole na modłę stereotypową: ogłupiająco pochwalną – sama prowokowałam moje wychowanki do ostrej krytyki"), znalazłam w jej dzienniku piękną myśl, którą uważam za najważniejszą dla ludzkości w dzisiejszych czasach. Gdyby człowiek był dla drugiego człowieka cudem, takim, jakim w rzeczywistości jest, świat byłby rajem: "Największym darem życia jest człowiek, jego dobre, czujące serce, każdy człowiek, spotkany przygodnie, choćby najbardziej banalny, wart jest tego, by poświęcić mu trochę uwagi." Uczę się tego każdego dnia.

Każde istnienie unicestwione podczas II wojny światowej było warte zachowania, każdy człowiek, z jego marzeniami, myślami, pasjami był niepowetowaną stratą dla świata. Odebranie życia Natalii Tułasiewicz było jedną z tych zbrodni, którą liczy się wielokrotnie.


4 komentarze:

  1. Piękna sylwetka i piękna historia... zostaje w pamięci i w sercu. A wartość jej - rośnie, gdy pomnożyć ją przez trudy tamtych czasów, przez grozę okupacji, horror obozów koncentracyjnych, nieustające zagrożenie życia towarzyszące każdej akcji sabotażowej. To, czego dokonała Natalia Tułasiewicz kilkadziesiąt lat temu, byłoby heroizmem nawet dzisiaj, w dobie społecznego cynizmu i ubóstwiania samego siebie (ja, mnie, mi...). Zrobić coś dla kogoś - to już wielkie osiągnięcie, wyłamanie się z szablonowego egoizmu. Dzisiaj altruistom grozi co najwyżej cyniczne spojrzenie :) Ale wówczas, w latach hitlerowskiego szaleństwa, za wywrotowe działania groziła śmierć, najczęściej okrutna.
    Przeczytałam stosy książek o wojnie i właściwie powinnam się już uodpornić na takie historie i na niezasłużone cierpienia setek ludzi, którzy zapłacili życiem za swoje antyhitlerwoskie działania. Powinnam, ale nie potrafię. Zawsze w moim oku kręci się łza, w sercu wzbiera fala uczucia... i zawsze myślę sobie, jak ważne jest to, żeby o tych ludziach mówić i pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachwyciło mnie u Pani emocjonalne wyeksponowanie współjednosci urodzenia,wspólnota zainteresowań literackich oraz silna więź regionalistyczna z opisywaną bł.Natalią Tułasiewiczówną.
    Osobiście wzruszyłam się Osobą-wspomnianą przez Panią li tylko marginalnie-profesora Romana Pollaka.Tak się bowiem w mym życiu zdarzyło,ze miałam szczęście być słuchaczką Jego wykładów z literatury staropolskiej,które głosił w auli Collegium Philosophicum UAM na ul.Matejki w Poznaniu.
    Za to szczególne wzruszenie ,po tak wielu latach-dziękuję.
    Halina Grabowska

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy bł.Natalia może dawała jakieś koncerty na skrzypcach?

    OdpowiedzUsuń