Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jagiellonowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jagiellonowie. Pokaż wszystkie posty

Tragedia goni tragedię, czyli opowieść o trzech renesansowych damach w wersji light



"Żyły w epoce największej potęgi Rzeczpospolitej. Opływały w niewyobrażalne luksusy, na swoje zawołanie miały setki dworzan i służących. „Złoty wiek” był jednak tylko fasadą dla najbardziej bezwzględnego okresu dziejów Polski. Otaczała je sieć intryg i spisków.  Oczekiwano od nich, że będą tylko statystkami w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Ale damy złotego wieku nie pozwoliły uwięzić się w złotych klatkach. Wzięły sprawy we własne ręce. Księżniczka z podrzędnego włoskiego rodu ma zasiąść na tronie najpotężniejszego państwa Europy. Czy jej największym wrogiem okaże się ukochany syn?  Magnatka nosi w łonie nieślubne dziecko młodego władcy. Czy dzięki tej ciąży jej ród zostanie wywyższony? A może spadnie na nią hańba i powszechne potępienie?  Królowa walczy z przeklętym dziedzictwem matki i spiskuje przeciw swojemu mężowi. Czy koniec jej dynastii będzie także końcem polskiego imperium? Autor bestsellerowych „Pierwszych Dam II Rzeczpospolitej” i „Upadłych Dam II Rzeczpospolitej” prezentuje świat dworskich intryg, politycznych rozgrywek, nieograniczonych ambicji i niepohamowanych namiętności. W takim świecie żyły Bona Sforza, Barbara Radziwiłłówna i Anna Jagiellonka."

Znowu miałam zacząć od narzekania. Naskrobałam elaborat o tym, jak to mi nie pasuje umieszczanie w każdym tytule książki Kamila Janickiego określenia "damy". Tekst miał już chyba cztery akapity, gdy połapałam się, jakie masło maślane tworzę. Zwłaszcza, że pisałam już o tym przy okazji recenzji "Upadłych Dam II Rzeczpospolitej". Czasami dopada mnie "czepialstwo pospolite". Nie bez przyczyny moim ulubionym smerfem był zawsze Maruda! :)

Tak więc wstępna wersja początku tego tekstu właśnie wyleciała przez okno i rozbiła się o łańcucki bruk. Wynikała ona z mojego rozczarowania. Ujrzawszy w zapowiedziach okładkę "Dam Złotego Wieku" liczyłam po cichu na odgrzebanie mniej znanych renesansowych życiorysów. Przecież jakieś kobiety musiały w tym polskim szesnastym wieku istnieć, prawda? I nie wszystkie bezszelestnie siedziały w salonach, alkowach czy kuchniach, nie wszystkie przemykały boczkiem po kartach naszych dziejów. Cóż, muszę jeszcze poczekać, bo pod pojęciem "damy Złotego Wieku" po raz kolejny znalazły się trzy doskonale znane mi osoby: Bona, jedna z jej córek (ta, o której losach słyszał już chyba każdy, nawet wbrew własnej woli) i jedna z jej synowych ("kopiuj-wklej" poprzedni nawias).

Moje kręcenie nosem trwa zwykle mgnienie oka, więc marudzenie szybko zostało zastąpione podekscytowaniem. W końcu dzieje upadku dynastii Jagiellonów są niezmiennie pasjonujące - choćby się czytało o nich po raz pięćdziesiąty piąty.

Zaopatrzona w porządny Zestaw Maniakalnego Czytelnika (książka, kocyk, herbata cytrynowa, święty spokój) otworzyłam pierwszą stronę. I pozostało po mnie tylko wspomnienie, bo znów na wiele godzin pochłonął mnie wir czasowy. "Damy Złotego Wieku" są kolejną pozycją autora, który ma fenomenalny zmysł gawędziarski, który opowiada o swoich bohaterkach tak, jakby znał je osobiście, jakby był ich najbardziej zaufanym powiernikiem. Lekki styl, malownicze przedstawienie tła historycznego oraz dyskretny humor okraszone są szeregiem przełomowych, wręcz rewolucyjnych hipotez. Trzeba tylko uważać, żeby się nimi nie skaleczyć!

Renata Czarnecka "Barbara i król"


"Historia Barbary Giżanki, pięknej mieszczki, która miała być jedynie narzędziem w rękach ambitnego rodu Mniszchów, a stała się ostatnią miłością króla Zygmunta Augusta.
Jest schyłek 1570 roku. Niemal od dwudziestu lat Zygmunt August opłakuje Barbarę Radziwiłłównę. Jej przedwczesna śmierć, kolejne nieudane małżeństwo — tym razem z Katarzyną Habsburżanką — i brak następcy tronu powodują, że starzejący się król utracił już nadzieję na odmianę losu. Niespodziewanie na jego drodze staje kobieta łudząco podobna do zmarłej Radziwiłłówny. Barbara Giżanka, kupiecka córka, sprawia, że król odzyskuje wolę życia i ponownie zaczyna marzyć o szczęściu. Ale piękna kupcówna nie dzieli z królem jedynie łoża. Jej wpływ na króla jest coraz większy, co wzbudza nienawiść dworzan i szlachty. Jak długo Barbarze uda się wieść dostatnie życie na dworze i zachować miłość króla…?"


Dawno, dawno temu był sobie król, którego życie nie było bajką. Piękny i bogaty, był jednocześnie bardzo nieszczęśliwy. Pokochał kobietę, której nie miał prawa poślubić, a gdy zrobił to wbrew wszystkiemu i wszystkim, odebrała mu ją straszliwa choroba. Od tej chwili każdy jego uśmiech był wymuszony, a w spojrzeniu na zawsze zastygło cierpienie. Postarzał się, zaczął chorować, przestał liczyć na to, że jeszcze kiedykolwiek zazna miłości. I w chwili, gdy zrezygnowany król oczekiwał już tylko na śmierć, los postawił na jego drodze kobietę, która do złudzenia przypominała mu jego ukochaną żonę. Tak bardzo chciał wierzyć w przeznaczenie, że nie widział spisków, nie zauważał macek, jakimi został omotany przez żądnych władzy i bogactw ludzi. Nie przyjmował do wiadomości oczywistości, rzucił się zaślepiony w ostatnie promienie radości jakie mu pozostały. Oszukiwany i wykorzystywany, zmarł samotnie pogrążywszy w chaosie kraj, którym władał. Ci, którym ufał do końca, nie zwracając uwagi na majestat łoża śmierci, rzucili się, by rozgrabić to, co do zagarnięcia jeszcze zostało. Kronikarz zanotował: "Po skonaniu króla taki okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czem przykryć nagi trup jego"*...


Jan Matejko, Śmierć Zygmunta Augusta

Mniej więcej tak, w wielkim skrócie, można opisać dzieje Zygmunta Augusta, władcy, którego miłość do Barbary Radziwiłłówny od lat rozpala wyobraźnię wielbicieli sentymentalnych historii. Syn Bony Sforzy i Zygmunta Starego utknął w wyobraźni rodaków jako bohater wielkiego romansu i nie ma zmiłuj - mało kto wie o nim coś więcej. Tymczasem król ten był zapalonym reformatorem, tolerancyjnym i szanującym inne poglądy, ostatecznym twórcą Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wielkim mecenasem literatury i sztuki.  Dla mnie osobiście był przede wszystkim ostatnim monarchą z dynastii Jagiellonów, tym, przez którego wygasł potężny ród, a Polska pogrążyła się w chaosie elekcyjnym. 

O tym, jak Henryk Walezy wcale nie chciał być królem

Wiosną 1519 roku, równo dwanaście miesięcy po koronacji Bony Sforzy na królową Polski, Wawrzyniec Medyceusz, młody władca Florencji, został ojcem. Niestety, maleńka Katarzyna niemal od razu została sierotą. Matka nie przeżyła połogu, a Wawrzyniec (z którym Niccolo Machiavelli wiązał wielkie nadzieje i dedykując mu "Księcia" liczył na to, iż to właśnie ten członek jednego z najpotężniejszych włoskich rodów zdoła zjednoczyć wszystkie księstwa Italii) zmarł na syfilis niespełna miesiąc później. Dziewczynkę wychowywał stryj, papież Klemens VII, który niemal od początku zastanawiał się nad korzystnym mariażem swojej podopiecznej. Myślał, myślał, aż wymyślił księcia Orleanu, drugiego syna króla Francji.

Henryk Walezjusz był rówieśnikiem Katarzyny - pobrali się, gdy oboje mieli po 14 lat. Ona zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, on był raczej obojętny - nie minął rok, a delfin już romansował na całego ze starszą o 20 lat Dianą de Poitiers (kto czytał Dumasa na pewno pamięta świetną powieść awanturniczą "Dwie Diany"). Jakiś czas później mąż Katarzyny został królem Henrykiem II. Mieli razem całą masę dzieci, z których aż trzech synów włożyło na skronie koronę.

Opowieść o każdej postaci, która przewinęła się przez karty historii może być intrygująca i niesamowicie wciągająca. Gdybym pisała w tej chwili tekst o Katarzynie Medycejskiej przeczytalibyście w jego dalszej części o Nostradamusie i jego złowrogich, a jednocześnie prawdziwych przepowiedniach, o Nocy św. Bartłomieja, o sieci szpiegów w spódnicach, zgrabnych nogach królowej i damskim siodle do jazdy konnej. Nie przeczytacie jednak, ponieważ tekst będzie o kimś zupełnie innym. Postać Katarzyny jest dla mnie w tej chwili ważna, ponieważ była ona matką Henryka Walezego. A moja opowieść będzie właśnie o nim, a dokładniej o tym, co nawyrabiał, gdy został władcą Polski.


Édouard Debat-Ponsan, Katarzyna ogląda efekty Nocy św. Bartłomieja
Mamusia była istotą o niezwykle silnym charakterze. Postanowiła, że każdy z jej synów będzie królem i niemal udało jej się dopiąć swego. Koronę Francji założył najpierw najstarszy, a po jego rychłej śmierci młodszy - Karol. Katarzyna nie spodziewała się, że po czternastu latach panowania także i on osieroci ojczyznę pozostawiając władzę następnemu bratu, zaczęła więc robić co w jej mocy, by swego trzeciego w kolejności męskiego potomka posadzić na tronie jakiegoś innego państwa. Nie udało się z Anglią, Szkocją, a nawet Algierią, w końcu padło na Polskę.