Renata Czarnecka "Barbara i król"


"Historia Barbary Giżanki, pięknej mieszczki, która miała być jedynie narzędziem w rękach ambitnego rodu Mniszchów, a stała się ostatnią miłością króla Zygmunta Augusta.
Jest schyłek 1570 roku. Niemal od dwudziestu lat Zygmunt August opłakuje Barbarę Radziwiłłównę. Jej przedwczesna śmierć, kolejne nieudane małżeństwo — tym razem z Katarzyną Habsburżanką — i brak następcy tronu powodują, że starzejący się król utracił już nadzieję na odmianę losu. Niespodziewanie na jego drodze staje kobieta łudząco podobna do zmarłej Radziwiłłówny. Barbara Giżanka, kupiecka córka, sprawia, że król odzyskuje wolę życia i ponownie zaczyna marzyć o szczęściu. Ale piękna kupcówna nie dzieli z królem jedynie łoża. Jej wpływ na króla jest coraz większy, co wzbudza nienawiść dworzan i szlachty. Jak długo Barbarze uda się wieść dostatnie życie na dworze i zachować miłość króla…?"


Dawno, dawno temu był sobie król, którego życie nie było bajką. Piękny i bogaty, był jednocześnie bardzo nieszczęśliwy. Pokochał kobietę, której nie miał prawa poślubić, a gdy zrobił to wbrew wszystkiemu i wszystkim, odebrała mu ją straszliwa choroba. Od tej chwili każdy jego uśmiech był wymuszony, a w spojrzeniu na zawsze zastygło cierpienie. Postarzał się, zaczął chorować, przestał liczyć na to, że jeszcze kiedykolwiek zazna miłości. I w chwili, gdy zrezygnowany król oczekiwał już tylko na śmierć, los postawił na jego drodze kobietę, która do złudzenia przypominała mu jego ukochaną żonę. Tak bardzo chciał wierzyć w przeznaczenie, że nie widział spisków, nie zauważał macek, jakimi został omotany przez żądnych władzy i bogactw ludzi. Nie przyjmował do wiadomości oczywistości, rzucił się zaślepiony w ostatnie promienie radości jakie mu pozostały. Oszukiwany i wykorzystywany, zmarł samotnie pogrążywszy w chaosie kraj, którym władał. Ci, którym ufał do końca, nie zwracając uwagi na majestat łoża śmierci, rzucili się, by rozgrabić to, co do zagarnięcia jeszcze zostało. Kronikarz zanotował: "Po skonaniu króla taki okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czem przykryć nagi trup jego"*...


Jan Matejko, Śmierć Zygmunta Augusta

Mniej więcej tak, w wielkim skrócie, można opisać dzieje Zygmunta Augusta, władcy, którego miłość do Barbary Radziwiłłówny od lat rozpala wyobraźnię wielbicieli sentymentalnych historii. Syn Bony Sforzy i Zygmunta Starego utknął w wyobraźni rodaków jako bohater wielkiego romansu i nie ma zmiłuj - mało kto wie o nim coś więcej. Tymczasem król ten był zapalonym reformatorem, tolerancyjnym i szanującym inne poglądy, ostatecznym twórcą Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wielkim mecenasem literatury i sztuki.  Dla mnie osobiście był przede wszystkim ostatnim monarchą z dynastii Jagiellonów, tym, przez którego wygasł potężny ród, a Polska pogrążyła się w chaosie elekcyjnym. 


To nie jego wina, że nie miał dzieci? Mam zupełnie inną teorię. Życie prywatne Zygmunta Augusta, podobnie jak Henryka VIII w Anglii, niezwykle wpłynęło na historię i losy naszego państwa. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że gdyby syn Bony nie zaraził się w młodości syfilisem, to nie stałby się bezpłodny, mógłby mieć następcę tronu i dynastia trwałaby nadal. Idźmy dalej - gdyby król nie chorował, a jego organizm nie byłby coraz bardziej wyniszczany, być może nie popadałby z biegiem lat w coraz głębszy marazm, zwracałby uwagę na to, co dzieje się wokół niego, nie pozwoliłby fałszywym doradcom oplatać go kolczastymi pędami intryg i spisków, a tym samym skarb państwa nie byłby w zastraszającym tempie trwoniony na kolejne kochanki, nagrody, łapówki... Dla mnie Zygmunt August jawi się przede wszystkim jako człowiek, który miał zadatki na wielkiego, mądrego monarchę, ale który poprzez nadmierny pociąg do kobiet stał się wrakiem ciągnącym Rzeczpospolitą do upadku. Prowadząc inny tryb życia nie rujnowałby kraju na faworyty, a wizerunek władcy zachowałby autorytet. Miłość do Barbary Radziwiłłówny odegrała w tym wszystkim rolę całkiem sporą, ale nie najważniejszą. Utrata ukochanej sprawiła przypuszczalnie, iż władca nie miał chęci walczyć z chorobą, poddawał się jej, by w końcu, w wieku pięćdziesięciu lat, stać się staruszkiem noszonym przez dworzan na rękach. Paweł Jasienica pisał, że "osobowość Zygmunta Augusta pozostawiła w historii niezatarte ślady."** Szkoda, że Polska nie wyszła z tego tak obronną ręką, jak Anglia po aferach henrykowskich.

Mimo wszelkich pretensji jakie osobiście żywię do ostatniego Jagiellona jego postać i jego czasy interesują mnie w sposób szczególny (ot, takie gadanie - każdy okres historyczny interesuje mnie w sposób szczególny). I bardzo, bardzo się cieszę, gdy ktoś spogląda na niego nie tylko przez pryzmat stosunków władcy z rodziną Radziwiłłów. Renata Czarnecka jest jedną z niewielu pisarek, które na polskim rynku wydawniczym usiłują wypełnić wielką czarną dziurę. Owa otchłań bez dna powinna być sukcesywnie wypełniana powieściami opowiadającymi o naszej historii, o dziejach ludzi, których losy wcale nie są mniej ciekawe od życiorysów opisywanych przez Philippę Gregory, Christophera W. Gortnera, Michelle Moran, przez Sandrę Gulland, Juliet Grey, Alison Weir i innych. Niestety, idzie to naszym powieściopisarzom jak krew z nosa, ale tendencja jest wzrostowa i może dzięki takim nazwiskom jak Cherezińska, Stachniak i Czarnecka, jak Wollny, Piekara czy Komuda beletrystyka mówiąca o polskiej historii będzie się mnożyć. Dopisałabym Szczęsnowicz, ale ciągle nieznane są losy wyczekiwanych przeze mnie z utęsknieniem "Rufina Piotrowskiego przypadków", dodałabym także chętnie Wiktora Trojana, ale po błyskotliwym debiucie pod postacią "Axis Mundi" zrobiło się o nim cicho i głucho.

Wracając do autorki "Barbary i króla", którą to książkę bezskutecznie usiłuję zrecenzować, bo zaplątując się w dygresje i historyczne teorie znowu zaczynam gubić wątek... Renata Czarnecka napisała już kilka świetnych powieści dotyczących dziejów Polski. Może pamiętacie, jak bardzo wciągnęła mnie opowieść o kapeluszniczce królowej Bony? Zachwycił mnie wówczas specyficzny klimat, który panował w "Signorze Fiorella" - niezwykle obrazowo ukazany renesansowy Kraków, a jednocześnie duszna atmosfera ciemnych komnat i wąskich korytarzy Wawelu, intryganci kryjący się za każdym gobelinem, karierowicze szepczący do ucha władcom, unoszący się wszędzie dym z palących się świec i atmosfera żalu, zawiedzionych nadziei, wzajemnych pretensji. Autorka traktuje pióro niczym pędzel malarza, plastyczna sugestywność jej stylu zaczarowuje mnie na długie godziny spędzone nad lekturą. "Barbara i król" konsekwentnie przenosi czytelnika dokładnie w ten sam świat, który wcześniej został wykreowany przez pisarkę w "Signorze Fiorelli", opowiadającej o tym, co działo się w Polsce już po śmierci Zygmunta Augusta, a także w "Królowej w kolorze karminu", zbeletryzowanej biografii Barbary Radziwiłłównej. 

Opowieść o tragicznej miłości Zygmunta do litewskiej szlachcianki, będąca debiutem pisarki, na razie mnie do siebie nie przekonała - rozwlekła, pełna niepotrzebnych, niewiele wnoszących do treści opisów, scen i dialogów, a przy tym zbytnio przeładowana nie zawsze uzasadnionym dusznym erotyzmem, okazała się dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia. Niemniej jednak doceniam drzemiący w tej książce olbrzymi potencjał, bo napisana jest z wielkim talentem, a przy tym z dbałością o wierność źródłom. Mam nadzieję, że doczekam się odpowiednio przeredagowanego nowego wydania. Z kolei "Signora Fiorella" była już zdecydowanie lepiej przemyślana, konstrukcja stała się lżejsza, a świat przedstawiony magnetyzował mnie od pierwszej strony. Idealnie wyważona, wspaniale ukazywała krakowski dwór Henryka Walezego i jego otoczenie. W przypadku "Barbary i króla" zabrakło mi odrobinę większej dbałości o pogłębienie tła, tutaj znów opisów mogłoby być więcej, ale jest to drobne zastrzeżenie, które wcale nie przeszkadzało mi w przeczytaniu tej powieści już dwa razy i w pokochaniu jej tak, jak na to zasługuje. 


Tadeusz Popiel, Zygmunt August i Barbara Giżanka
(nadanie szlachectwa czy też dokument przyznający jakiś zameczek na własność
sprytna dziewczyna w ręku trzyma?)

Jako się rzekło na okładce, jest to historia "ostatniej miłości Zygmunta Augusta". A Barbara Radziwiłłówna wcale ostatnią nie była, choć z tego, co mi wiadomo, dla większości czytelników była to pierwsza myśl po zerknięciu na obwolutę powieści Czarneckiej. I właśnie tu się kłania odwieczne przekonanie, że jak Zygmunt August, to Radziwiłłówna. A tymczasem była sobie piękna warszawska mieszczka, która miano na chrzcie takie samo jak zmarła królowa otrzymała (wybaczcie napadającą mnie czasem chęć korzystania z dziwnej, niedzisiejszej składni, ale tyle się ostatnio historii naczytałam, że samo jakoś tak wychodzi). Barbara Giżanka została wygrzebana z klasztoru, w którym jakoweś nauki pobierała, przez królewskiego dworzanina Mikołaja Mniszcha, któremu po tym, jak zauważył jej niezwykłe podobieństwo do ukochanej Zygmunta, w momencie zaczął klarować się w głowie plan zdobycia zaszczytów i bogactw, o jakich się zwykłemu pokojowcowi śnić nie powinno.

Giżanka została królowi pod nos podstawiona - Renata Czarnecka skłania się ku teorii, iż to właśnie ją monarcha zobaczył w lustrze Twardowskiego. Zygmunt August, schorowany, cierpiący, nieustannie tęskniący za zmarłą żoną, był tak bardzo spragniony szczęścia i miłości, że niemal bez wahania uznał wygląd kupieckiej córki za znak i szybko uczynił ją swoją pierwszą faworytą. Czy kochał ją prawdziwie, czy tylko szukał ciepła i uczucia, za którymi tęsknił rozpaczliwie? Czy Barbara żywiła do niego jakiś afekt, a może była wyrachowaną karierowiczką? Kto był ojcem jej dziecka, skoro oczywistością było dla wszystkich, iż król jest bezpłodny? Czy konkubina brała udział w grabieniu królewskiego mienia po śmierci Zygmunta? Na te pytania autorka usiłuje znaleźć logiczne odpowiedzi i przyznać trzeba, że udaje jej się to perfekcyjnie. Podobnie jak Philippa Gregory w swoich powieściach historycznych, Renata Czarnecka nie stawia przed nami gotowych odpowiedzi, nie twierdzi, że było właśnie tak, a nie inaczej i koniec dyskusji. Snuje teorie, zakłada pewne rzeczy, a jednocześnie zostawia otwartą furtkę domysłom i dywagacjom. Pozwala nam na to, byśmy mogli sami zdecydować, która wizja jest nam najbliższa. 

Świat przedstawiony, bohaterowie, wydarzenia - wszystko to przed naszymi oczyma zostaje żywcem przeniesione z XVI wieku, rozłożone na kartach powieści i mimo chęci, by samodzielnie snuć teorie, nie można oprzeć się wrażeniu, że wszystko odbyło się dokładnie tak, jak zostało tutaj opisane. A zadanie miała autorka niełatwe, bo o Barbarze Giżance wiadomo bardzo niewiele. Informacje, którymi dysponujemy stały się punktem wyjścia do stworzenia spójnego obrazu kilku ostatnich lat życia Zygmunta Augusta, stosunków panujących na dworze królewskim w Warszawie, postaci Anny Jagiellonki (fantastycznie odmalowanej już w "Signorze Fiorelli") i całej watahy pasożytów ubranych w stroje dworzan. Zabrakło mi drobnego szczegółu - klamry zamykającej powieść. Akcja prologu toczy się już po śmierci króla, widzimy Barbarę, już wówczas żonę księcia Woronieckiego, składającą hołd królewnie i oczekującej ze strony siostry byłego kochanka łaski i gestu sympatii. Następnie cofamy się w czasie i poznajemy historię Giżanki od początku. Po zamknięciu książki czułam, jakby całość nie została należycie zamknięta, wzięta w ramy, nie było dalszego ciągu konfrontacji Barbary i Anny - co się stało później, jakie były losy królewskiej konkubiny, gdzie podziała się jej córeczka? Ten drobny brak nie psuje jednak wcale całokształtu i nie przeszkadza cieszyć się świetną powieścią.

Nie tylko prawda dziejowa czy świetnie oddane realia renesansowe sprawiają, że powieść tę czyta się na jednym oddechu, nie śpiąc, nie jedząc i wchodząc z nią do wanny:) Fabuła tylko wówczas będzie kompletna, gdy świat przedstawiony będą zaludniać żywi bohaterowie. A tutaj każda postać, od monarchy po pazia, jest znakomicie psychologicznie umotywowana, prawdziwa do bólu, kompletna. Emocje, które nimi targają - obojętność, miłość, namiętność, nienawiść - pozwalają nam na okazywanie im sympatii bądź niechęci, niczym żywym ludziom otaczającym nas na co dzień. Świetnie skonstruowana sylwetka Gizowej, oparta na pogłoskach, jakoby rodzina Barbary zaczęła się na zamku szarogęsić jak u siebie, przypominała mi chwilami postać kniahini Kurcewiczowej z "Ogniem i mieczem" targującej się ze Skrzetuskim o Helenę. Najciekawszymi postaciami są bracia Mniszchowie, których wyrachowanie i dążenie do władzy stało się już niemal legendarne, oraz Zuzanna Orłowska, faworyta walcząca do końca o królewską łaskę. Trochę niedoceniony został Lorenz Duhr, astrolog, medyk, wróżbita, człowiek o wielu talentach, który w naszej świadomości na wieki wieków utknął na księżycu:) 


Twardowski wywołuje ducha Barbary - szkic Jana Matejki
(przysięgam, że byłam pewna, iż to Szancer namalował - popatrzcie na Twardowskiego!)

Pochodzący z Niemiec nadworny lekarz Albrechta Hohenzollerna wylądował na dworze Jagiellonów w chwili, gdy Zygmunta Augusta naszła ochota na wywołanie ducha zmarłej żony. Spolszczoną wersję jego nazwiska wysnuto od łacińskiego słowa "durus", czyli "twardy". W powieści znajdziecie niezwykle intrygująco opisaną scenę seansu, podczas którego król zobaczył w lustrze postać Radziwiłłówny. Na moją wyobraźnię, złaknioną tajemniczych i niesamowitych opowieści opartych na prawdzie, zawsze niezwykle działało lustro znajdujące się w kościele w Węgrowie, a które ponoć do Twardowskiego właśnie należało. Dziwy się o tym zwierciadle opowiada. Wisi ono wysoko w kościelnej zakrystii, żeby nikogo nie kusiło szukanie w nim wizji przyszłości. Byli podobno tacy, którzy ją w nim ujrzeli...


Na ramie lustra widnieje napis: Bawił się tym lustrem Twardowski, magiczne sztuki czyniąc, 
teraz przeznaczone jest na służbę Bogu 
(przyjrzyjcie się uważnie, może coś tam siedzi w tym lustrze...)

W kilku słowach: "Barbarę i króla" przeczytać trzeba, trzeba ją mieć i postawić na półce z najukochańszymi powieściami, co też niżej podpisana uczyniła już dawno. Jest to konieczność, żeby nam autorka pisać nie przestawała. Na kolejne biografie Renaty Czarneckiej czekać trzeba, choć niekoniecznie gryząc paznokcie, jak to robi wspomniana niżej podpisana. A co jeszcze warto? Warto wiedzieć, doczytywać, poszukiwać smaczków, którymi historia jest przepełniona, warto poznawać naszą przeszłość, bo jest pasjonująca.

Życzenia na dzisiaj: ładnej pogody, uśmiechu i ciekawej książki,
Ania


Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 350 s.
Oprawa: miękka 
Wymiar: 150x230 mm
ISBN: 9788324580941



* Świętosław Orzelski, Bezkrólewia ksiąg ośmioro...;
**Paweł Jasienica, Ostatnia z rodu;

P.S. Zobaczcie, co się dzisiaj pojawiło! Tak będzie wyglądać okładka kolejnej powieści Renaty Czarneckiej!! Jak to niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba ;)


20 komentarzy:

  1. Nie ciągnie mnie do biografii, ale kurcze taką rekomendacje napisałaś, że moja ciekawość nie da mi spokoju póki do niej nie zajrzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzyj, zajrzyj, to nie do końca jest biografia - to raczej powieść opowiadająca ostatnie lata życia Zygmunta Augusta. Przy tym ukazuje świetnie tło obyczajowe. Jestem ciekawa Twojej opinii.

      Usuń
  2. Z tego co piszesz tutaj Aniu, wynika, że ostatni z Jagiellonów miał charakterek i dokonałby niejednego, gdyby nie choroba i gdyby nie bariera szlachty, już wówczas obdarzonej wieloma przywilejami. Ja, wstyd przyznać, o pierwszym lepszym księciu angielskim z epoki Tudorów wiem więcej niż o jakimkolwiek królu polskim. Przyczyna - jak piszesz, na razie małe zainteresowanie się polską historią na pulpitach pisarskich. Jednak po tej recenzji od razu sięgnę po "Barbarę i króla", bo i mnie "Fiorella" podobała się bardzo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki takim książkom jak "Barbara i król" ma się ochotę zatopić nos w książkach historycznych i czytać, zgłębiać, chłonąć. Ich rola jest więc nieoceniona. Miejmy nadzieję, że dzięki takim przykładom będzie ich coraz więcej i wiedza o własnej historii w narodzie wzrośnie:)

      Usuń
  3. twoja recenzja jak zwykle cudowna, nie przepadam za biografiami polskich władców czy znanych osób, choć wszystko co związane z historią mnie interesuje, więc muszę koniecznie książkę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba koniecznie patrzeć na tę powieść jak na biografię. Jest to raczej obraz życia w ostatnich latach życia Zygmunta Augusta, obyczajów panujących na jego dworze, spojrzenie na społeczeństwo i na ludzi otaczających króla. Jest to też opis tego, jak w tamtych czasach musiały radzić sobie kobiety, by osiągnąć cokolwiek. Myślę, że powinna Ci się podobać, bo przecież bardzo lubisz historię.

      Usuń
    2. uwielbiam na przykład powieści Pani Gregory, całe tło historyczne obraz obyczajów itp., więc chyba mnie skusiłaś :)

      Usuń
  4. Z przyjemnością się czytało oraz oglądało twoją recenzję :). Barbarę i króla przeczytałam już dawno temu, i pamiętam że mi także brakowało w niej ''klamry'' zamykającej powieść. Nowej książki nie mogę się doczekać, choć myślałam że będzie o Bonie...
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie o Bonie, będzie, bo z tego, co mi wiadomo, "Księżna Mediolanu" to pierwszy tom. Traktuje o matce Bony, a tym samym o dzieciństwie naszej królowej spędzonym we Włoszech. Za jakiś czas ukaże się ciąg dalszy. Zacieram łapki, oj, zacieram :) Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam renesansowe Włochy i strasznie się cieszę, że Renata Czarnecka zdecydowała się rozbudować powieść o dzieje Izabeli Aragońskiej.

      Usuń
  5. Jak to dziwnie się ułożyło w naszej historii, że Piastowie i Jagiellonowie tak szybko wymarli, choć we wcześniejszych pokoleniach byli całkiem liczni, dość wspomnieć małżeństwo Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki pobłogosławione trzynaściorgiem dzieci. W przypadku Zygmunta Augusta żałość bierze, że tak utalentowany i inteligentny człowiek popadł w ostatnich latach życia w marazm i zniechęcenie. Jego choroba niewątpliwie miała wpływ na jego niepłodność. Żałować również wypada, że królowa Bona postanowiła udać się na polowanie będąc w piątym miesiącu ciąży i nie urodziła drugiego syna...
    Szkoda, że książka nieco rozczarowuje, gdyż ta epoka obfituje w barwne osobowości i ciekawe charaktery. Dobrze jednak, że pojawia się coraz więcej beletrystyki bazującej na naszej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo u nas to była dziwna polityka dynastyczna, panowie szlachta wiecznie mieli jakieś zastrzeżenia, pretensje. Nie stało syna królewskiego? Oddać władzę córce. Nie stało córki? Poszukać w dalszej rodzinie. Szkoda, że woleli sięgać po obcych monarchów, niż wśród swoich poszukać godnych tego tytułu. Choć nie zawsze źle na tym wychodziliśmy, bo Jagiełło z importu był idealny, potem jeszcze Batory nie był taki najgorszy, ale większość zdecydowanie mogliśmy sobie darować. Cóż, teraz pozostaje nam tylko o tym czytać i cieszyć się wiedzą, jaką nam to czytanie daje.

      Bona w tym przypadku popełniła ogromny błąd i my to już teraz doskonale wiemy. Nie był to jej pierwszy błąd i nie ostatni... Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej... A swoją drogą, ciekawa byłaby próba spisania historii alternatywnej - co by było, gdyby... :)

      Gdzieś Ty wyczytała, że książka rozczarowuje? :) To debiut pisarki, moim skromnym zdaniem, trochę jej nie wyszedł ("Królowa w kolorze karminu"), ale materiał na znakomitą powieść jest gotowy, wystarczy tylko pozbyć się scen nic nie wnoszących do akcji, zdynamizować ją trochę i voilà! mamy kolejną świetną powieść. Poczekamy, aż autorka odzyska prawa do niej i na pewno doczekamy się nowego wydania. A "Barbara i król" to już klasa sama w sobie, Renata Czarnecka wyrabia sobie markę i już wkrótce będzie jednym tchem wymieniana obok naszych najukochańszych autorów piszących o historii.

      Usuń
    2. No cóż, ja zwykle przeglądam blogi wieczorem i często jestem dość zmęczona, tak więc tym razem chyba wzięłam Twoją opinię o wcześniejszej książce Renaty Czarneckiej za opinię o "Barbarze i królu". ;)

      Usuń
  6. Jestem wychowana "na książkach historycznych",dlatego lubię chętnie do nich powracać.Szczególnie interesuje mnie nasz Złoty Wiek,może i ze względu na ogromny sentyment do Krakowa,w którym renesans jest "na wyciągnięcie ręki".
    Postać króla Zygmunta Augusta od zawsze mnie intrygowała,może i młodzieńcza fascynacja,ze względu na opiewaną w literaturze i malarstwie miłość do Barbary;cała otoczka tej namiętności?
    Ciekawe miejsca,zawsze dla mnie piękna,odległa i obdarzona dużym sentymentem Litwa,Wilno,potem krużganki wawelskie,czy Niepołomice.
    Z wielką przyjemnością przeczytałam poprzednie powieści p.Czarneckiej,teraz na pewno sięgnę po tę najnowszą,tak ciekawie przez Ciebie recenzowaną.
    Przy okazji w swojej biblioteczce znalazłam małą książeczkę zakupioną kilka lat temu na Zamku w Warszawie...o wywoływaniu ducha Barbary przez Twardowskiego.
    Jest ilustrowana,posiada też bibliografię.
    Wywoływanie ducha,tajemnicze,magiczne zjawisko działające na wyobraźnię.
    Byłam w Węgrowie,widziałam lustro czarnoksiężnika wśród portretów sarmatów w zakrystii kościoła,prawdziwej perełki baroku.Ileż legend można tam wysłuchać o owym lustrze,zamieszany jest w te opowieści i... Napoleon.
    Tam na każdym kroku czuć powiew historii,na jednej z ławek widnieje napis w jęz,francuskim i podpis żołnierza napoleońskiego z 1812r.
    To wszystko mnie mocno zaintrygowało,dlatego i powieść o Giżance zaraz czytam:-)!Książki p.Renaty wciągają,postacie ukazane barwnie,są prawdziwe w swych życiowych zmaganiach.Akcja ciekawa,wciągająca,tło historyczne to wspaniała,rozległa panorama naszych dziejów.
    Czekam z niecierpliwością na opowieść o młodej Bonie,okładka piękna.
    Dziękuję Aniu za ciekawy,bogato ilustrowany tekst, a p.Renacie życzę wiele przyjemności w obcowaniu z historią i nowych pomysłów na kolejne książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Barbara i król" na pewno bardzo Ci się spodoba, bo choć to nie Kraków, to jednak atmosfera dworu królewskiego podobna jak we "Fiorelli".
      Nowa książka Renaty Czarneckiej będzie opowiadać o matce Bony, dopiero druga część przybliży nam postać naszej królowej. Ja też nie mogę się doczekać, bo renesansowe Włochy lubię tak samo, jak renesansową Polskę :)

      Usuń
  7. Oj, ale książka - Ty polecasz, ja kupuję, taka jest kolej rzeczy! I nigdy się nie zawodzę. Dzięki, Eli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, mam nadzieję, że tak będzie nadal. Widocznie mamy taki sam gust ;)

      Usuń
  8. Od lat wypatruję powieści o polskiej historii. Nadal pojawiają się rzadko, ale lepsze coś niż nic. Oby dalej to szło w dobrym kierunku. Dzięki za świetną opinię o książce, Zefir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :)
      Też mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.

      Usuń
  9. ksiązki mojej imienniczki Pani Renaty czarneckiej pochlaniam w lot znam wszystkie sa dla mnie cenna kopalnia wiedzy czekam na kolejna o ksieznej Mediolanu czyli Izabelli sworza

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobry wieczór.
    Może trochę po czasie (bo przecież Pani tekst z 2014) ale Ela Szczęsnowicz i Ela Cherezińska to ta sama Ela :-) Szczęsnowicz to nazwisko panieńskie.
    Uprzejmie doniósł kuzyn tejże Eli.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń