Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książnica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książnica. Pokaż wszystkie posty

Philippa Gregory, władczyni półek mojej biblioteczki



"Przejmująca historia Elżbiety York, żony pierwszego Tudora na tronie Anglii i matki Henryka VIII. Pretendent do angielskiej korony zwołuje armię, podważając legalność dynastii Tudorów. Ale czy faktycznie jest jednym z zaginionych książąt, odesłanym w nieznane przez Elżbietę Woodville, czy zwykłym oszustem ― wrogiem Henryka Tudora i jego żony, księżniczki Yorku? Zdobywając koronę Anglii na polu bitwy pod Bosworth, Henryk VII Tudor wiedział, że aby zjednoczyć kraj targany wojną domową, przyjdzie mu poślubić księżniczkę z konkurencyjnej dynastii ― Elżbietę York. Wszakże ona nadal kochała poległego króla, Ryszarda III, a jej krewni z rodu Yorków wciąż marzyli o odnalezieniu zaginionego następcy tronu i tryumfalnym powrocie do władzy. Po ślubie z Henrykiem młoda Elżbieta staje przed wielkim dylematem. Jakże ma wybrać między Tudorami i Yorkami, między własnym mężem a chłopcem utrzymującym, że jest jej ukochanym zaginionym bratem ― powracającą nareszcie do domu „różą Anglii”?"

Jedna z najdłuższych i najszerszych półek mojej prywatnej biblioteczki ugina się cała pod tomiszczami dotyczącymi średniowiecznej i renesansowej historii Anglii. Winę za to ponosi, w stopniu naprawdę niemałym, Philippa Gregory. Nie tylko dlatego, że jej książki mają spore gabaryty, ale przede wszystkim z tej przyczyny, iż powieści, które pisze, rozbudowały moje zainteresowanie Plantagenetami i Tudorami do niebotycznych rozmiarów. Najulubieńszą rozrywką jest dla mnie tworzenie, po raz dwudziesty piąty, drzewa genealogicznego władców Anglii - bo na poprzednich wersjach nie ma już miejsca, a ja właśnie wydedukowałam, że trzeba dorysować połączenie między Janem z Gandawy a ostatnim Jagiellonem! Mówię Wam, zabawa jest przednia! ;)

Koronnym powodem, dla którego szaleję za książkami angielskiej pisarki, jest jej wykształcenie - tytuły naukowe z historii oraz literatury. Gregory publikuje artykuły w prasie specjalistycznej, prowadzi wnikliwe badania dotyczące ludzi i czasów, o których pisze, wyciąga wnioski ze sprawdzonych faktów i przytacza racjonalne argumenty. To wszystko sprawia, że ma moje zaufanie. Podążam za jej konkluzjami, przyjmując je za dobry punkt wyjścia do własnych badań i dociekań. 

Philippa Gregory nie tworzy kolejnych kalek, nie ma w zwyczaju pisać książek opartych na zlepku teorii powieściopisarzy, którzy przed nią poruszali dany temat. Sama buduje prekursorskie koncepcje, sięgając do najdawniejszych źródeł, kichając nad zakurzonymi manuskryptami i inkunabułami, przedzierając się przez teksty pisane w najróżniejszych językach - od kronik po spisy inwentarzy małych gospodarstw. Mozolnie odtwarza dawno miniony świat z maleńkich kawałków olbrzymiej, rozsypanej układanki. 

Jest dla mnie niezwykle wiarygodna. Wszelkie wnioski, do jakich dochodzi - nie jako autorka fikcyjnych fabuł, lecz jako historyk starający się, by każdy element stworzonej książki był zasadny - opatruje komentarzami, tłumaczy, przytacza źródła. Wszystkie jej powieści opatrzone są długą bibliografią. Philippa opowiada o historii w taki sposób, że mam ochotę zapoznać się z życiorysem każdej postaci, jaka kiedykolwiek przewinęła się przez karty dziejów Anglii, tworzę niekończące się drzewa genealogiczne, dochodząc samodzielnie do zaskakujących i niezwykle mnie satysfakcjonujących wniosków. Dla uważnego i świadomego czytelnika, każde zdanie z książek Gregory niesie ze sobą informacje tworzące wielki mur wiedzy historycznej.


Zmierzch świata dżentelmenów oraz dowód na to, jak łatwo przemycić Cumberbatcha do recenzji :)



"Rok 1920, Wielka Brytania. Kraj otrząsa się po pierwszej wojnie światowej. Młodziutka Lily Valance pragnie zapomnieć o ciężkich czasach i rzuca się w wir szalonych lat dwudziestych. Gdy spotyka przystojnego kapitana Wintersa, ulega czarowi jego pozycji społecznej i bogactwa. On liczy na to, że związek z młodą śpiewaczką pozwoli mu się wyzwolić od traumatycznych wspomnień. Lily decyduje się poślubić Stephena Wintersa, a jednocześnie zamierza kontynuować karierę sceniczną. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jak trudne będzie wejście do klasy średniej i stawienie czoła hipokryzji skrywanej za fasadą domu Wintersów. Stephen nie potrafi sobie poradzić z dręczącymi go koszmarami, aż w końcu prawda o jego wojennych losach zmusza rodzinę do bolesnego rozliczenia z przeszłością..."


Dżentelmen prosto z Londynu - biały kołnierzyk, eleganckie spinki u mankietów i... kijek zatknięty za plecami. Przede wszystkim jednak nienaganne maniery, traktowanie każdej kobiety niczym królowej oraz motto: prędzej śmierć niźli złamanie danego słowa! Rycerz z parasolem zamiast miecza. Ech, marzenie mojego życia! :)

Czytana lata temu "Saga o dżentelmenie" Forda Madoxa Forda kształtowała moje spojrzenie na brytyjską arystokrację epoki edwardiańskiej. Wzdychałam sobie do głównego bohatera, cudownie brytyjskiego Christophera Tietjensa - cóż z tego, że sztywnego niczym deska, skoro jednocześnie wrażliwego, dobrego i bohaterskiego. Głowę straciłam do reszty, gdy obejrzałam "Parade's End", serial BBC oparty na powieściach Forda. Nie mogło być inaczej - mimo szwankującego miejscami scenariusza i za mało dynamicznego montażu - Tietjensa zagrał Benedict Cumberbatch, człowiek, który urodził się po to, by mi sen z powiek spędzać swoimi rolami.


Nie będę się upierać, że nie jest to moje ulubione zdjęcie promocyjne z serialu ;)

Moich wyobrażeń nie były w stanie zmienić ani książki Edwarda Forstera, ani nieprzemawiająca do mnie powieść "Noc i dzień" Virginii Woolf. Etykieta, którą kierowały się klasy średnia i wyższa angielskiego społeczeństwa, kojarzyła mi się z tradycją rycerską, honorem, wysoką kulturą. Z otwieraniem kobietom drzwi i chronieniem ich przed wdepnięciem w kałużę. Przymykałam oko na wszelkie skutki uboczne, takie jak swoisty cynizm czy brak elastyczności. Wady "systemu" wydawały się maleńkie w konfrontacji z jego zaletami.

Aż nadeszła Wielka Wojna i całą dżentelmenerię diabli wzięli. Świat się zmienił, kurtuazyjność umierała powoli na polach bitew. Bohater Forda Madoxa Forda został postawiony w obliczu utraty wszystkiego, w co wierzył, co nadawało sens jego życiu. Młodzi ludzie wracali z okopów odmienieni, przepełnieni wstrętem do zasad, które w ogniu walki okazały się nieprzydatną abstrakcją. Cała Europa utraciła niewinność, ale Anglicy musieli dodatkowo stanąć wobec prawdy, że pewne reguły i normy nie wytrzymują konfrontacji z bestialstwem i polityką.

Troski renesansowej księżniczki




"Dzieje Izabeli Aragońskiej, matki królowej Bony. Gdy w 1489 roku dziewiętnastoletni książę Mediolanu Gian Galeazzo Sforza spotyka po raz pierwszy swą poślubioną per procura małżonkę, z trudem kryje rozczarowanie. Izabela Aragońska nieświadoma jeszcze niechęci męża pragnie kochać i rządzić Mediolanem. Tymczasem Lodovico Sforza Moro, wuj Izabeli i stryj Gian Galeazza, sprawuje faktyczną władzę w Mediolanie, usuwając w cień młodego bratanka. Z czasem Izabela odkrywa tajemnice rodu Sforzów, a zamiast oczekiwanej miłości poznaje smak upokorzenia i zdrady. Staje do walki o Mediolan osamotniona, pozbawiona wsparcia męża, którego szczerze kocha. Jej największą rywalką jest ambitna i pozbawiona skrupułów Beatrycze d’Este, małżonka Mora."

Podczas wszystkich wojen, które toczyły się na przestrzeni wieków, marzenia, uczucia i pasje jednego człowiek nie miały większego znaczenia. Przez tysiące lat posyłano młodych ludzi na fronty, by ginęli w imię polityki, ambicji przywódców, dla dobrobytu nielicznych. Znikali z powierzchni ziemi ludzie tchórzliwi, głupi, źli, a wraz z nimi geniusze, bohaterowie, święci. W sukurs konfliktom zbrojnym szły choroby, najróżniejsze katastrofy, podążali mordercy.

Jak potoczyłyby się losy ludzkości, gdyby wszystkie unicestwione przedwcześnie istnienia dostały szansę na długie i szczęśliwe życie? Gdyby każdy człowiek, przez dowódców lub suwerenów potraktowany niczym nieznaczący element wojskowej kampanii, mógł w spokoju żyć i kochać? Gdyby sprowadził na świat dzieci, które z kolei same mogłyby nie tylko kreować własne losy, ale także tworzyć rzeczywistość wokół siebie, w społeczeństwie, w którym przyszłoby im żyć? Co stałoby się z historią, gdyby na przestrzeni wieków zawarto kilka innych małżeństw niż te znane nam z podręczników, podjęto kilka innych decyzji? Jak wówczas wyglądałby dzisiejszy świat? Ilu geniuszy i ilu oprawców nigdy nie ujrzało światła dziennego?

Często zastanawiam się, jak wyglądałaby dzisiejsza Europa, gdyby Juliusz Cezar nie zdążył niczego dokonać, zamordowany przez piratów? Czy Krzysztof Kolumb odkryłby Amerykę, gdyby Jan z Gandawy nie miał dzieci? Czy Zygmunt August byłby ostatnim Jagiellonem, gdyby jego matką nie była włoska księżniczka - Bona Sforza?

Renata Czarnecka "Barbara i król"


"Historia Barbary Giżanki, pięknej mieszczki, która miała być jedynie narzędziem w rękach ambitnego rodu Mniszchów, a stała się ostatnią miłością króla Zygmunta Augusta.
Jest schyłek 1570 roku. Niemal od dwudziestu lat Zygmunt August opłakuje Barbarę Radziwiłłównę. Jej przedwczesna śmierć, kolejne nieudane małżeństwo — tym razem z Katarzyną Habsburżanką — i brak następcy tronu powodują, że starzejący się król utracił już nadzieję na odmianę losu. Niespodziewanie na jego drodze staje kobieta łudząco podobna do zmarłej Radziwiłłówny. Barbara Giżanka, kupiecka córka, sprawia, że król odzyskuje wolę życia i ponownie zaczyna marzyć o szczęściu. Ale piękna kupcówna nie dzieli z królem jedynie łoża. Jej wpływ na króla jest coraz większy, co wzbudza nienawiść dworzan i szlachty. Jak długo Barbarze uda się wieść dostatnie życie na dworze i zachować miłość króla…?"


Dawno, dawno temu był sobie król, którego życie nie było bajką. Piękny i bogaty, był jednocześnie bardzo nieszczęśliwy. Pokochał kobietę, której nie miał prawa poślubić, a gdy zrobił to wbrew wszystkiemu i wszystkim, odebrała mu ją straszliwa choroba. Od tej chwili każdy jego uśmiech był wymuszony, a w spojrzeniu na zawsze zastygło cierpienie. Postarzał się, zaczął chorować, przestał liczyć na to, że jeszcze kiedykolwiek zazna miłości. I w chwili, gdy zrezygnowany król oczekiwał już tylko na śmierć, los postawił na jego drodze kobietę, która do złudzenia przypominała mu jego ukochaną żonę. Tak bardzo chciał wierzyć w przeznaczenie, że nie widział spisków, nie zauważał macek, jakimi został omotany przez żądnych władzy i bogactw ludzi. Nie przyjmował do wiadomości oczywistości, rzucił się zaślepiony w ostatnie promienie radości jakie mu pozostały. Oszukiwany i wykorzystywany, zmarł samotnie pogrążywszy w chaosie kraj, którym władał. Ci, którym ufał do końca, nie zwracając uwagi na majestat łoża śmierci, rzucili się, by rozgrabić to, co do zagarnięcia jeszcze zostało. Kronikarz zanotował: "Po skonaniu króla taki okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czem przykryć nagi trup jego"*...


Jan Matejko, Śmierć Zygmunta Augusta

Mniej więcej tak, w wielkim skrócie, można opisać dzieje Zygmunta Augusta, władcy, którego miłość do Barbary Radziwiłłówny od lat rozpala wyobraźnię wielbicieli sentymentalnych historii. Syn Bony Sforzy i Zygmunta Starego utknął w wyobraźni rodaków jako bohater wielkiego romansu i nie ma zmiłuj - mało kto wie o nim coś więcej. Tymczasem król ten był zapalonym reformatorem, tolerancyjnym i szanującym inne poglądy, ostatecznym twórcą Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wielkim mecenasem literatury i sztuki.  Dla mnie osobiście był przede wszystkim ostatnim monarchą z dynastii Jagiellonów, tym, przez którego wygasł potężny ród, a Polska pogrążyła się w chaosie elekcyjnym. 

Philippa Gregory "Uwięziona królowa"


"Maria Stuart, królowa Szkotów, zmuszona do ucieczki przed zbuntowanymi lordami, zwraca się o azyl do swej kuzynki, Elżbiety I. Lecz w Anglii zamiast bezpiecznego schronienia czeka ją proces i więzienie. Zostaje odesłana do zamku Tutbury, którego gospodarze, a zarazem strażnicy Marii wierzą, że przyjęcie pod swój dach królewskiego więźnia przyniesie im zaszczyty i bogactwa. Szlachetny i prostolinijny George Talbot jest dumny z tego, że może gościć u siebie intrygującą królową. Natomiast jego żona Bess, zaufana królewskiego kanclerza Williama Cecila, dostrzega w tym swoją szansę i pragnie ją wykorzystać. Wkrótce jednak przekonuje się ze zgrozą, że George ulega urokowi pięknej Marii, a ich zamek staje się epicentrum intryg, których ostrze jest wymierzone w samą Elżbietę, królową Anglii. To opowieść o dwóch kobietach walczących o jednego mężczyznę, a przede wszystkim opis losów pełnej determinacji władczyni, która wolała zginąć, niż wyrzec się swoich zasad i pragnienia wolności. "

Philippa Gregory trzyma poziom. Praktycznie od 1998 roku wydaje jedną powieść rocznie, a od momentu, w którym zaczęła "na boku" tworzyć "Zakon Ciemności", to nawet dwie. Oczywiście nie jestem taką fanatyczką, żeby twierdzić, iż dosłownie każda jej książka jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Po pierwsze - nie mam najmniejszego prawa tak uważać, bo jeszcze sporo do przeczytania mi zostało, po drugie - sporadycznie trafiają się jej z lekka słabsze pozycje. Niemniej jednak uważam, że ta kobieta nie jest w stanie wypalić się jako pisarka - jeśli już zdarza jej się popełnić coś nie do końca dopracowanego, to przez następne lata nadrabia to wieloma znakomitymi pozycjami sygnowanymi jej nazwiskiem.

W tym roku Philippa wydaje "The King's Curse". Mam nadzieję, że polski tłumacz zostawi tę "królewską klątwę" w spokoju i nie ozdobi jej kolejną "księżniczką", "królową" lub "kochanką" - ileż można!? Ja wiem, że w wielu tytułach oryginalnych owe pannice widnieją, ale niezaprzeczalnym faktem jest, iż w polskich wersjach jest ich o wiele więcej. (Rety, te dygresje mnie wykończą - zapominam międzyczasie, o czym miałam pisać. I Wy pewnie też...) Otóż "The King's Curse" będzie opowiadać o Margaret Pole, córce Izabelli Neville, będącej jedną z latorośli Ryszarda Neville'a (zainteresowanych, a niekojarzących człowieka, odsyłam do mojej recenzji "Córki Twórcy Królów"). Gregory jak nikt inny potrafi wyłuskać z historii kobiety, o których warto pisać i których losy, choć mało popularne, są równie fascynujące, jak powszechnie znane wydarzenia pierwszoplanowe.

Philippa Gregory "Czarownica"


"Anglia za panowania Henryka VIII - czasy pożogi i polowań na czarownice. Władca, po zerwaniu z Rzymem, podporządkowuje sobie angielski kościół, a jego wasale palą posłuszne papiestwu opactwa. W hrabstwie Castelton z płonącego klasztoru ratuje się tylko jedna osoba - nowicjuszka Alys. Przygarnia ją wiejska znachorka ciesząca się sławą czarownicy i odkrywa w dziewczynie dar, jaki niewielu posiada. Niebawem w okolicy wybucha zaraza i wieść o umiejętnościach Alys dociera do zamku. Kiedy jej kuracja przywraca zdrowie staremu lordowi, ten żąda, aby pozostała przy nim na zawsze. Tymczasem w całym kraju trwa polowanie na heretyków i czarownice…"

Recenzje książek historycznych zaczynam zazwyczaj od opowiedzenia Wam o ciekawostkach dotyczących postaci, które w nich występują - uważam, że przeszłość i losy prawdziwych ludzi są bardziej ekscytujące od najwymyślniejszej fabuły. Czy może być inaczej, gdy zabieram się za tekst o jednej z powieści Philippy Gregory? Owszem, może. Też się zdziwiłam, bo angielska pisarka przyzwyczaiła mnie do tego, że sięgając po coś, co wyszło spod jej pióra (klawiatury raczej) otrzymam kolejny wciągający tom pełen nazwisk znanych z podręczników do historii i starych kronik oraz faktów udokumentowanych przez dziejopisarzy. "Czarownica" jest inna. Gregory napisała kilka powieści, które ciężko nazwać stricte historycznymi, ale ta jest jak dotąd jedyną, po którą sięgnęłam.

Fantastyką czy też mdłym romansidłem, w pełnym tych słów znaczeniu, oczywiście nie jest. Philippa słynie przecież ze znakomitych opisów życia, które toczyło się pod rządami Plantagenetów i Tudorów, z tego, iż obraz dziejów układa z dziesiątków drobnych elementów, które ukrywa w dialogach, monologach, sposobie zachowania i myślenia postaci. Autorka wykorzystała świat znany nam z innych jej powieści (tych, które powstały zarówno przed "Czarownicą", jak i po), położyła go na stolnicy i postanowiła trochę pozagniatać, trochę rozwałkować, trochę ponakłuwać, jednym słowem odrobinę się nim pobawić i ulepić z niego coś nowego. To, co powstało jest oryginalne, zaskakujące, z lekka szokujące. I bardzo, bardzo mi się taka intrygująca mieszanka podobała.

Philippa Gregory "Córka Twórcy Królów"


"Piętnastowieczna Anglia w niespokojnych czasach Wojny Dwu Róż. Tron zdobyli Yorkowie, ale walka o koronę trwa nadal. Ryszard Neville, zwany Twórcą Królów, pragnie, by sięgnęły po nią jego córki: Izabela i Anna. Nie doczekawszy się syna, czyni z nich pionki w rozgrywce politycznej i planuje ich małżeństwa z potomkami obu zwaśnionych rodów. Anna Neville szybko przeistacza się z ufnego i naiwnego dziecka w pełną obaw młodą kobietę. Spełnienie ambicji ojca staje się jej celem, ale także przekleństwem."

Wyobraźcie sobie, że mamy wiek piętnasty, a Wy jesteście najpotężniejszym i najbardziej wpływowym człowiekiem w kraju, dowódcą zwycięskich wojsk, mentorem i przyjacielem chłopca, który zasiadł na tronie dzięki Waszej pomocy. Postawcie się na chwilę na miejscu takiego człowieka, który przyzwyczaił się do tego, iż oddawane mu są królewskie niemal hołdy, że monarcha słucha z zapartym tchem każdego Waszego słowa, a bogactwa i łaski nieustająco spływają na Was i na Waszą rodzinę. Większość ludzi uważa Was za właściwego władcę nadając Wam miano "Twórcy Królów", a w Waszych żyłach płynie dość rozwodniona, ale jednak, królewska krew. 

Myślę, że w takich okolicznościach mielibyście prawo sądzić, że już zawsze Wasze słowo będzie świętością dla osoby zajmującej tron, a strumień zaszczytów nigdy nie wyschnie. Dodać trzeba jednak jeden mały szczegół - jesteśmy w Anglii, a tam Fortuna potrafiła odwrócić oblicze od swoich najukochańszych dzieci w ciągu zaledwie jednej nocy. Nie było niczego nadzwyczajnego w tym, że zasypiało się królem, a budziło się więźniem (lub nie budziło się wcale) - równie dobrze mogło być na odwrót. Historia tego kraju jest pełna niemożliwych niemal zwrotów akcji. Czytając o tym czasem aż chwytam się za głowę nie mogąc zrozumieć - jak takie rzeczy mogły być możliwe?

Wielu z Was zapewne od razu zorientowało się, że powyższy opis dotyczy Ryszarda Neville'a, hrabiego Warwick. Jego prapradziadkiem był król Edward III Plantagenet, Warwick nie mógł jednak wykorzystać tego faktu i samemu walczyć o koronę. Trzeci z kolei syn Edwarda III, Jan z Gandawy, miał żonę - jedną, potem drugą, ale to wcale nie stało mu na przeszkodzie do posiadania także kochanki, którą ostatecznie uczynił trzecią panią Janową. Ich dzieci, narodzone jeszcze przed zalegalizowaniem związku, teoretycznie nie miały praw do tytułów ani do majątków ojca, nie wspominając o nazwisku. Jan z Gandawy jednak stanął na wysokości zadania i ogłosił je prawowitymi spadkobiercami, co wcale nie było wówczas takie popularne. Kolejny król, obawiając się jeszcze jednej bocznej linii królewskiej, która kiedyś mogłaby zagrozić tronowi uznał decyzję Jana, brata swojego dziadka, za prawomocną, zastrzegł jednak, iż potomkowie Beaufortów (takie miano otrzymały dzieci Jana z Gandawy i Katarzyny Swynford, kochanki, która została żoną), nie mają nigdy prawa do dziedziczenia korony. 

P. Gregory, D. Baldwin, M. Jones "Kobiety Wojny Dwu Róż"


"Fascynująca prawda o trzech kobietach uwikłanych w burzliwe dzieje Wojny Dwu Róż. Philippa Gregory, bestsellerowa autorka "New York Timesa", oraz wybitni brytyjscy historycy David Baldwin i Michael Jones opisują losy wyjątkowych kobiet, które odegrały znaczącą rolę w Wojnie Dwu Róż - konflikcie pomiędzy zwaśnionymi rodami Yorków i Lancasterów w XV-wiecznej Anglii. Zaciekłą rywalizację o koronę wygrał potomek obu rodów, zapoczątkowując dynastię Tudorów. Kobiety Wojny Dwu Róż to nowatorska, pięknie ilustrowana portretami i wzbogacona materiałami źródłowymi książka, która nie tylko poszerza wiedzę o mniej znanych postaciach historycznych, ale daje także wgląd w inspiracje kryjące się za powieściami Philippy Gregory."

Książka, o której chcę dzisiaj Wam napisać nie należy do beletrystyki, jak mogłoby sugerować umieszczone na okładce imię i nazwisko znanej dobrze w Polsce autorki powieści historycznych. Jest to zbiór trzech esejów biograficznych - inicjatorką powstania tej pozycji była właśnie Philippa Gregory, ona też napisała jeden z rozdziałów oraz obszerny i naprawdę znakomity wstęp. W pełni zasłużyła więc na to, by jej nazwisko zostało na obwolucie szczególnie wyróżnione. Przypuszczam, iż nie wszyscy wiedzą, że jest ona przede wszystkim doktorem historii, badaczem, autorką wielu publikacji naukowych. Przedmowa, którą przygotowała do "Kobiet Wojny Dwu Róż" przybliża nam jej warsztat, pracę, którą wykonuje przed przystąpieniem do pisania czegokolwiek, także powieści.

Wstęp ten sprawia, że nie tylko esej o Jakobinie Luksemburskiej, który wyszedł spod pióra (no dobrze, klawiatury zapewne) Gregory, ale także wszystkie jej powieści stają się pozycjami niezwykle cennymi pod względem historycznym. Autorka w profesjonalny, a przy okazji pełen pasji sposób pisze o swoich poszukiwaniach, o tym, jak tworzy każdą ze swoich postaci, opisuje proces poprzedzający powstawanie tekstów historycznych. Wszystko to jest tak wiarygodne i budzące respekt, że każe zupełnie inaczej spojrzeć przede wszystkim na powieści Gregory, które niektórzy mogą uznawać za wyssane z palca romantyczne obyczajówki. Tymczasem są to twory pisarki, która do historii ma olbrzymi respekt, podchodzi do niej z szacunkiem, miłością i wiedzą.

Opisanie postaci Jakobiny, baronowej Rivers, matki przyszłej królowej Anglii, nie było łatwe. Źródła historyczne praktycznie o niej milczą. W końcu kobiety, według ówczesnej mentalności, nie zasługiwały na to, by kronikarze rozwodzili się nad ich losami i działaniami. Dochodzenie do tego, jak toczyły się dzieje jakiejkolwiek niewiasty żyjącej w średniowieczu przypomina syzyfową pracę, niemniej jednak łatwiej opisać królową, niż jej matkę. O Jakobinie nie wiadomo prawie nic, a jednak Philippie Gregory udało się zbudować przekonujący i na pewno prawdziwy obraz jej życia. Jakim cudem?