Mary Ann Shaffer "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"


"Jest rok 1946. Juliet, młoda pisarka, objeżdża zniszczoną Anglię, promując swą książkę i szukając tematu do następnej. Przypadkiem dowiaduje się o małej wyspie, na której istnieje dziwne Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Powołali je podczas wojny rolnicy i gospodynie, by uratować kilka osób przed aresztowaniem. Ale jak się ma literatura do placka z obierek? Zaciekawiona Juliet odwiedza wyspę, co zupełnie zmienia jej życie... Napisana lekko i z humorem, niezwykła historia o ludzkich uczuciach i książkach „pomagających znieść rzeczy normalnie niemożliwe do zniesienia”."


Literatura zmienia człowieka, pomaga mu otworzyć się na inne potrzeby niż tylko te dotyczące walki o przetrwanie, uczy go patrzeć głębiej i zaglądać w duszę, zarówno swoją, jak i bliźniego. Literatura daje nam dostęp do prawdziwego piękna, pozwala nam widzieć więcej, daje wielkie możliwości. To jedno z przesłań, jakie niesie ze sobą ta urocza, niedzisiejsza książeczka, niepozorna, a przecież tak wspaniała.
      
Napisałam niedzisiejsza, ponieważ jest to powieść epistolarna, a w naszych czasach już mało kto wie, co oznacza oczekiwanie na list pisany ręcznie na pięknej papeterii. Klikamy szybkie maile, wysyłamy pocztę elektroniczną, która dociera do adresata w kilka sekund. Takie "listy" już nie są skarbem, nie można ich schować do szuflady, ukryć w tajemnym miejscu pełnym sekretów i zaklętych pocałunków, nie można związać wstążeczką i przekazać wnuczce. Zrobiło mi się smutno po napisaniu tych słów - współczesność niesie ze sobą tyle ograniczeń, tyle sztuczności i tak wielki brak romantyzmu. Ratują go jeszcze takie książki jak maleńka powieść Mary Ann Shaffer, autorki, która już, niestety, nie żyje, więc nie stworzy dla nas więcej takich małych przyjemności.

"Stowarzyszenie..." będzie wielką radością dla każdego miłośnika literatury, zwłaszcza angielskiej. Żeby zrozumieć wiele fragmentów trzeba orientować się w powieściach napisanych przez siostry Brontë, w życiorysie Oscara Wilde'a, trzeba wiedzieć, kim była Beatrix Potter... - ale nie sprawi to przecież problemu żadnemu wytrawnemu czytelnikowi. Pokocha ją każdy, kto uwielbia książki o książkach - jest zabawna, napisana z wdziękiem, ciepła. Juliet to bibliomaniaczka, w której odnalazłam samą siebie - ja chyba też byłabym w stanie ryzykować życiem, żeby ratować zbiory biblioteczne. Chce być szczęśliwa, dąży do urzeczywistnienia marzeń, nie daje się zwieść pozorom. Wie, że największe spełnienie osiągnie dzięki tworzeniu, czytaniu i przyjaźni.

Powieści można zarzucić idealizowanie bohaterów, zbytnie wygładzanie, trochę cukierkowatość, ale po co to robić? Takie książki też są potrzebne, nie można w kółko czytać ambitnych, "przepsychologizowanych", książek pełnych często brzydoty życia. Czasami nie można wręcz się obejść bez takich uroczych powieści, przywodzących na myśl te najlepsze, przedwojenne. Wzmianki o wojnie wyglądają, jakby pochodziły z trzeciej ręki, ale też nie będę się tego czepiać, bo książeczka zdecydowanie mnie urzekła i zachwyciła mimo wszystkich niedociągnięć. 


Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 252 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-247-1444-5 

1 komentarz:

  1. Bardzo miło wspominam tę książeczkę - to jedna z tych małych perełek, które za swoją niepozornością skrywają cudowną fabułę i fascynującą przygodę.
    Mnie również urzekła Juliet - i jej odwaga w dążeniu do szczęścia.
    Czy w czasie wojny i zaraz po niej, gdy ludzie szukali swoich domów wśród zgliszczy i ruin, gdy walczyli i ginęli z bronią w ręku lub umierali w zasypanych kamienicach, można w ogóle mówić o pragnieniu szczęścia? Czy to nie zbyt płytkie, pozorne i egoistyczne? Czy można nie zadowolić się czymkolwiek, skoro kataklizm wojny przeminął?
    Tak myślało wielu znajomych Juliet, która przedkłada własne pragnienia literackie, a później również spontanicznie nawiązane przyjaźnie ponad życie poprawne, które powinna wieźć przyzwoita kobieta, ponad świetnie zaplanowane małżeństwo, dostatek, spokój i bezpieczeństwo. Rezygnuje z zalotów bogatego kandydata, który wyśmiewa jej aspiracje literackie i wyobraża ją sobie jako cichą i potulną żonę. Wybiera podróż w nieznane miejsce, do ludzi znajomych jedynie z listów....
    Głupota, czy odwaga? Można by się spierać... Jednak Juliet osiąga swój cel, spełnia marzenia, a dodatkowo zyskuje rodzinę: córeczkę, którą adoptuje oraz męża, który kocha ją z całego serca, który szanuje jej pracę i marzenia.
    "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" to książka, która zmusza do śmiechu i łez, która opowiada o ludziach, których nie zdołała zniszczyć wojna i o marzeniach, które się spełniają. Polecam ją wszystkim!

    OdpowiedzUsuń