Człowiek, który odkrył impresjonizm

Był taki czas, w którym nie istniały jeszcze "nenufary" Moneta i "baletnice" Degasa, a obraz "Impresja. Wschód słońca" wywoływał w widzach nie tylko śmiech i pogardę, ale niemalże pragnienie polowania na czarownice. Czas, w którym malarstwo miało przygnębiające barwy, a powierzchnia płócien była gładka niczym stół. Ludzie żyli kiedyś bez impresjonizmu... 


"Roztańczone" obrazy Renoira - ozdoba wystawy "Inventing Impressionism"

Tak, był taki czas i trwał uparcie dość długo. Malarze zmagali się z krytyką, odrzuceniem, szyderstwem, z biedą. Jak wielu z nich nie dało się poznać przyszłym pokoleniom, zrezygnowawszy z walki ze strachu przed ubóstwem i opinią publiczną? Wytrwała garstka. Kiedyś nie byli w stanie zapewnić sobie środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb, bo nikt nie chciał kupować ich płócien, dzisiaj ich obrazy są warte miliony. 

Krytycy z uporem odrzucali nowoczesne obrazy, nie chcąc pogodzić się z tak potężną rewolucją w malarstwie. Francuska sztuka miała być konserwatywna, pozbawiona żywych barw, "wylizana", młodzi malarze mogli się tylko dostosować lub zginąć. 

I nieuchronnie czekałaby ich zagłada, gdyby nie jeden człowiek. Człowiek, który stał się moim bohaterem!


Plakat wystawy z National Gallery w Londynie

Paul Durand-Ruel był właścicielem galerii sztuki, marchandem. Pokochał nowy sposób malowania od pierwszego wejrzenia, do tego stopnia, że był w stanie poświęcić majątek i reputację, byle tylko promować impresjonizm. Od lat sześćdziesiątych XIX wieku wspierał młodych twórców, zadłużał się, by nie pozwolić im głodować. Skupywał ich dzieła zdając sobie sprawę z tego, że nie zdoła ich sprzedać, że publiczność, podburzana przez krytyków, nie jest jeszcze gotowa na nową sztukę. Przez jego galerię przewinęło się niemal dwanaście tysięcy obrazów impresjonistycznych.

Wielokrotnie balansował na granicy bankructwa, wyprzedawał rodzinną kolekcję klasycznych twórców, by stać się "misjonarzem malarstwa", jak nazwał go Renoir. Latami wierzył w to, że impresjonizm w końcu odniesie sukces - hazardzista niezłomny w swej wierze.


Paul Durand-Ruel na portrecie Renoira, 1910

"Nikt nigdy nie zniszczy Twojego umiłowania sztuki i pragnienia walki o młodych malarzy. W przyszłości będzie to Twoja droga do sławy".
August Renoir, 1885

Paryż, Londyn, w końcu Nowy Jork - Durand-Ruel przez ponad dekadę bezskutecznie pracował na rzecz nowego ruchu, otwierając galerie i wystawy. Walczył bez wahania, mimo iż obrazy impresjonistyczne zajmowały każdy centymetr powierzchni jego galerii, domu, magazynów, bo nikt nie chciał ich od niego kupować.  Jakże silną musiał mieć osobowość, jak niezłomny charakter.

"Bez niego nie udałoby się nam przetrwać".
Claude Monet

W końcu, po latach wyrzeczeń i walki, udało mu się osiągnąć sukces i wprowadzić impresjonistów nie tylko do kolekcji wielbicieli malarstwa, ale przede wszystkim do muzeów. O ironio, stało się tak dzięki Amerykanom, którzy zobaczywszy wystawę Durand-Ruela w Nowym Jorku, zachwycili się francuską sztuką nowoczesną. Nie tyle poznali się na geniuszu impresjonistów, ile pragnęli udowodnić Europejczykom, że potrafią docenić artystów ze Starego Kontynentu, że to, co wywołuje emocje we Francji, wzbudza je także za oceanem. 




cykl pięciu obrazów Claude'a Moneta, Topole

Jakkolwiek by nie było, to właśnie decyzja wytrwałego marchanda o pokazaniu w Ameryce Moneta, Renoira, Sisley'a, Degasa i innych, była strzałem w dziesiątkę.

"Moje szaleństwo okazało się mądrością. Gdybym zmarł w latach sześćdziesiątych, odszedłbym w długach, jako bankrut, otoczony bogactwem niedocenianych skarbów".
Paul Durand-Ruel

Francuskie Grand Palais MuseumMusée d’Orsay, londyńska National Gallery oraz Muzeum Sztuki z Filadelfii zwarły szyki, by pokazać światu, jak wiele zawdzięczamy paryskiemu właścicielowi galerii sztuki. Zorganizowano wystawę, pokazywaną od zeszłego roku w wymienionych muzeach, opowiadającą widzom o drodze impresjonistów do sławy - przez pryzmat ich kontaktów z Paulem Durand-Ruelem. Dla tych, którzy nie planują podróżować za ocean, ekspozycja stała się jedyną okazją do tego, by zobaczyć na żywo wiele obrazów, na co dzień wiszących w amerykańskich muzeach i galeriach, w tym niemal nieznane portrety Durand-Ruela i jego dzieci namalowane przez Renoira. 


Pierre Renoir, George i Charles Durand-Ruel, 1882

Phil Grabsky, brytyjski dokumentalista, stworzył film, który przybliża to wydarzenie wszystkim, nie mającym okazji, by wybrać się do Paryża, Londynu czy Filadelfii oraz tym, którym nie chce się stać w tasiemcowych kolejkach - bo wystawa święci triumfy wszędzie tam, gdzie się pojawi. Zdjęcia ilustrujące niniejszy tekst, pochodzą w większości właśnie z tej ekspozycji.  Parę dni temu miałam okazję obejrzeć film Grabsky'ego w ramach projektu Exhibition on Screen w Multikinie. Przepiękne ujęcia obrazów, wciągająca opowieść o walce o impresjonizm, wypowiedzi specjalistów, cytaty - film jest przepełniony wiedzą, pięknem i głęboką refleksją. Po wyjściu z kina czułam się tak, jakbym zobaczyła wystawę na własne oczy, a przy tym poszerzyła moją wiedzę o ogrom niesamowitych faktów. 



Kto nie zdołał wybrać się do Multikina może to zrobić 7. września - tego dnia film "Impresjoniści" zostanie powtórzony. Nie spodziewajcie się szczegółowej i wyczerpującej wiedzy o samym ruchu - takie ujęcie było już maglowane w nieskończoność. Tym razem poznacie impresjonizm z trochę innej strony - oczyma człowieka, który go odkrył, który walczył o niego z uporem hazardzisty i dzięki temu wygrał nieśmiertelność. 


zdjęcie przedstawiające wnętrze mieszkania Durand-Ruela,
obok - oryginalne drzwi pochodzące z tego miejsca, ozdobione przez Claude'a Moneta


Ktoś mnie będzie dzisiaj szukał? Znów mnie znajdziecie w Multikinie. Chyba spakuję plecak, karimatę i się tam po prostu przeprowadzę - będzie szybciej. ;) Dzisiaj bowiem wybieram się na retransmisję sztuki wystawianej w 2013 roku w Gielgud Theatre przy Shaftesbury Avenue w Londynie. 



"The Audience" jest opowieścią o cotygodniowych spotkaniach brytyjskiej królowej Elżbiety II z kolejnymi premierami. Spektakl przedstawia wyobrażenia na temat tych przełomowych posiedzeń premierów z Królową – prywatnych audiencji. Prezentując losy władczyni od momentu kiedy jest młodą matką, aż po jesień życia, sztuka dokumentuje również przemiany polityczne i społeczne. Nic tylko zatrzeć łapki, zasiąść na widowni i zatracić się w genialnej kreacji Helen Mirren. 

Szczegóły: TUTAJ.





4 komentarze:

  1. Dziękuję, że mi wczoraj przypomniałaś o sztuce, bo zapomniałam i nie poszłabym. A byłam na niej. Wspaniała. Nie mogę się doczekać Twoich wrażeń. Eli

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie malarstwa światowego bez impresjonizmu,bez tych cudownych obrazów,które oddają ulotne piękno,moment,chwilę,tych dzieł cudnie przesyconych światłem przenikającym przez liście,połysku wody,drżącej od lekkiego podmuchu wiatru,plamek tworzących barwne kwiaty,ogrody,zakątki nad Sekwaną.
    I pomyśleć,że TO całe PIĘKNO zawdzięczamy jednemu niezwykłemu CZŁOWIEKOWI,który uwierzył w talent malarzy,stawiających pierwsze kroki w nowym kierunku malarstwa,w innym spojrzeniu na świat.
    Jestem pełna podziwu dla wytrwałości,niezłomnej siły woli i wierze w zwycięstwo Durand-Ruela,który znosił niedostatki życia z uporem i przekonaniem,że jego trud nie jest daremny.I chwała Mu za to!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że to, iż impresjonizm zaistniał, zawdzięczamy właśnie Ruelowi. Gdyby nie wspierał finansowo malarzy, to wszyscy szybko daliby za wygraną - poumieraliby z głodu po prostu...

      Usuń