Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rytm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rytm. Pokaż wszystkie posty

Majówka, czyli wszystko co dobre szybko się kończy

Dawno już nie byłam tak zadowolona z tego, jak spędziłam kilka wolnych dni. Zwykle zbiera się masa spraw do załatwienia, pełno kurzu do usunięcia, szaf do posprzątania, okien do umycia - wymieniać można długo. A potem nagle okazuje się, że wolne chwile są już tylko wspomnieniem, a wielkie plany dotyczące wypoczynku nadal pozostają planami. Tym razem udało mi się jakoś zorganizować i spędzić długi majowy weekend tak, jak sobie to wymarzyłam, a nawet jeszcze lepiej.

Przede wszystkim nie planowałam nigdzie jechać, ale dzięki luźno rzuconemu pomysłowi i szybkiej jego realizacji prawie z marszu spakowałam rodzinkę i pojechaliśmy na dwa dni w nasze ulubione miejsce, czyli do Krakowa. Prognozy pogody nie były optymistyczne, mieliśmy więc plan A i tzw. plan alarmowy, czyli plan B. W środę pogoda, choć niezbyt rozpieszczająca ciepełkiem, była jednak znośna i plan podstawowy dotyczący tego dnia został zrealizowany w stu procentach. Nieważne, że nie udało mi się zaprezentować na krakowskim Rynku nowych sandałków. Nie padało, więc wszystkie marzenia mojego Bąbla zostały spełnione.

Mimo tego, iż każdy zakamarek zoo poznał już jakiś czas temu, także i tym razem oświadczył, że zwierzaki punktem głównym wycieczki muszą być. Wdrapaliśmy się więc do wysoko położonego zwierzyńca, zarejestrowaliśmy optymistyczny fakt powstawania pawilonu dla żyraf, których bardzo w tym miejscu zawsze brakowało, pogadaliśmy z Aslanem (lwem), Marlenką (wydrą), królem Julianem (lemurem) i innymi futrzakami, z których prawie każde zostało przez Bąbla ochrzczone imieniem z filmu lub książki i ruszyliśmy wreszcie w niepoznane jeszcze rejony. A dokładniej w kierunku kopca Piłsudskiego - tam do tej pory nie byliśmy. Trochę wiało, a widoczność nie była najlepsza, ale szczyt udało nam się zdobyć:) Po obiedzie Bąbel pomknął na hulajnodze przez krakowskie uliczki, a my pomknęliśmy za nim z językami na brodach. Przemknęliśmy w ten sposób przez Rynek, Grodzką, a potem bulwarem pod Wawelem. Na szczęście łaskawie pozwalano nam chwilami odpocząć. Na koniec jeszcze spacerek Plantami. Byłam mocno zmęczona fizycznie, ale psychicznie odpoczęłam znakomicie.