"Kawa – magiczny napój, nawet Ci, którzy jej nie piją, kochają zapach
świeżo parzonej małej czarnej. W Polsce pod koniec XIX wieku kupowano w
sklepach surowe ziarno kawy, które później palono na kuchennych
patelniach lub w specjalnych blaszanych bębenkach. Pierwszą profesjonalną palarnię kawy pod nazwą „Pluton” założył w
1882 roku w Warszawie Tadeusz Tarasiewicz. Autor książki, Kordian Tarasiewicz, wnuk
założyciela przedsiębiorstwa, przedstawia fascynujące dzieje „Plutona”
na tle historii Polski
i Warszawy od końca XIX wieku do lat 50-tych XX wieku. Praktykę w
firmie rozpoczął w 1930 roku, a cztery lata później objął w niej funkcję
dyrektora. Właśnie z okresu jego działalności pochodzą najbogatsze
wspomnienia, liczne anegdoty oraz historie wojenne. Relacja autora
opiera się na zachowanych dokumentach firmowych oraz archiwach, ale
przede wszystkim na wspomnieniach własnych oraz pracowników firmy. To
barwna opowieść o ludziach, którzy wspólnie tworzyli „Plutona”, o
tradycji kawy w Polsce, o sztuce prowadzenia uczciwego biznesu."
Za kawą nie przepadam. Piję ją tylko wówczas, gdy już zapałki podpierające powieki nie pomagają, a ja siedzę w pracy i muszę być w miarę przytomna albo w sobotni wieczór, gdy mogę w końcu czytać i pisać do rana, a oczy jakoś nie chcą mi na to pozwolić. Jednak zdarza się czasami, że piję ją z przyjemnością - w kawiarni, gdzie parzenie kawy jest sztuką, w kafejce, w której ktoś przygotowuje ją z czułością... Takie miejsca istnieją jeszcze, wbrew pozorom. Są ludzie, którzy twierdzą, że ciężko im bez niej żyć. Jakby na to nie patrzeć, jest to napój specyficzny, o ciekawej historii.
Niedawno czytałam świetną książkę Agnieszki Lisak "Życie towarzyskie w XIX wieku". Natrafiłam tam na fragment (szukajcie, a znajdziecie na stronach 172-173), który uświadomił mi pewną niezwykle interesującą prawdę - kawę, tę "zamorską truciznę", rozpropagował w Europie Polak, Jerzy Kulczycki. Dostał się on pewnego dnia do niewoli tureckiej, z której nie udało mu się umknąć przez dziesięć lat. Przebywając wśród "niewiernych" nabył bardzo przydatną umiejętność - nauczył się parzenia kawy. W chwili, gdy wolność odzyskał został tłumaczem i cukiernikiem Jana III Sobieskiego. Wsławił się wówczas doskonałym parzeniem czarnego napoju. Wdzięczne Polakom za ocalenie przed "nawałą turecką" władze Wiednia "nadały J. Kulczyckiemu przywilej założenia pierwszej publicznej kawiarni. Otworzył ją w 1683 roku w swoim domu nazywając "Pod Niebieską Butelką". Lokal szybko zyskał powodzenie. W dowód uznania zrzeszenie wiedeńskich kawiarzy uznało go za swojego patrona."
Niedawno czytałam świetną książkę Agnieszki Lisak "Życie towarzyskie w XIX wieku". Natrafiłam tam na fragment (szukajcie, a znajdziecie na stronach 172-173), który uświadomił mi pewną niezwykle interesującą prawdę - kawę, tę "zamorską truciznę", rozpropagował w Europie Polak, Jerzy Kulczycki. Dostał się on pewnego dnia do niewoli tureckiej, z której nie udało mu się umknąć przez dziesięć lat. Przebywając wśród "niewiernych" nabył bardzo przydatną umiejętność - nauczył się parzenia kawy. W chwili, gdy wolność odzyskał został tłumaczem i cukiernikiem Jana III Sobieskiego. Wsławił się wówczas doskonałym parzeniem czarnego napoju. Wdzięczne Polakom za ocalenie przed "nawałą turecką" władze Wiednia "nadały J. Kulczyckiemu przywilej założenia pierwszej publicznej kawiarni. Otworzył ją w 1683 roku w swoim domu nazywając "Pod Niebieską Butelką". Lokal szybko zyskał powodzenie. W dowód uznania zrzeszenie wiedeńskich kawiarzy uznało go za swojego patrona."