Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bellona. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bellona. Pokaż wszystkie posty

Nadeszła wiekopomna chwila - konkurs na Zielonym Wzgó... eee... Blogu! ;)

Byli tacy, którzy od dawna próbowali mnie przekonać, że konkursy na blogach są fajną rzeczą i że warto czasami taką zabawę zorganizować. I choć ustawicznie się od tego wymigiwałam, wróżyli mi z fusów po herbacie, że rychło zmienię zdanie. Fusy nie kłamią. :)


Książki mnie zasypują, więc czas, by niektóre z nich oddać w dobre ręce. A najlepsze i najchętniejsze dłonie znajdę przecież wśród Was. Bez zbędnego gadania: książek jest pięć, możecie je sobie wziąć. Do wyboru macie (klikając na tytuł znajdziecie recenzję):





Konkursy polegają na tym, że coś trzeba zrobić, żeby coś wygrać. Wyjątkiem być nie zamierzam - ostrzegam, że wymyśliłam warunki bardzo wredne! ;) 

Jerzy Besala "Polskie królowe. Zawiedzione miłości. Odtrącone i niekochane"

   

"Królowa jako postać kojarzy się ze szczęściem. Otaczał ją przecież splendor dworu, czemu towarzyszyły zabiegi możnych tego świata o łaskę. Gdy pofolgowały wczesnośredniowieczne więzy, mogła też królowa korzystać ze zbytku do woli i nade wszystko stroić się i dąsać.
Jednak nie wszystkie były szczęśliwe. Powodem był brak miłości ze strony koronowanych mężów. Tak się stało z żoną Przemysła II księżniczką Ludgardą, Adelajdą Kazimierza Wielkiego, habsburskimi małżonkami Zygmunta Augusta, Anną Jagiellonką wzgardzoną przez Henryka Walezego, a potem przez Stefana Batorego. Gorycz odrzucenia bądź zaniedbania odczuły też królowa Ludwika Maria Gonzaga od Władysława IV Wazy, Eberhardyna żona Augusta II Wettyna, i małżonka "króla Lasa", Katarzyna Leszczyńska.
Z jakich powodów były odrzucane i niekochane - możemy dowiedzieć się z tej pasjonującej książki."


Jerzy Besala przyzwyczaił nas do tego, że sięgając po jego książki znajdujemy w nich ogrom informacji dotyczących dziejów Polski oraz ludzi, którzy przez wieki kreowali świat będący dla nas nie tylko minioną przeszłością, ale także czymś, co nas ukształtowało, co nas określa jako Polaków. Intrygujące ciekawostki, znakomite szkice biograficzne, powiązania, które nigdy w życiu same by nam do głowy nie przyszły, a to wszystko napisane stylem przystępnym, lekkim, pozbawionym patosu - oto czego gwarancją jest nazwisko tego autora.

Najnowsza książka Besali opowiada o życiu polskich królowych. Nie wiem, czy znalazłaby się choć jedna władczyni, której egzystencja była od początku do końca usłana różami. Kobieta nosząca koronę kojarzy się dzieciom z przepięknym zamkiem, w którym echo rozbrzmiewa za każdym razem, gdy wypowie się choćby jedno słowo, ze strojami, klejnotami i uwielbiającym swoją żonę królem. Dorośli znają prawdę o wiele lepiej - los monarchini wiąże się zazwyczaj z brakiem elementarnej prywatności i miłości, z samotnością pośród ludzi i tragedią odrzucenia. Lektura "Polskich królowych" nie pozostawia złudzeń - bycie żoną władcy niemal nigdy nie wiązało się ze szczęściem i spełnieniem, które mogłyby przesłonić to, co złe, smutne i tragiczne.

Autor książki pisze w niej o wielu bardzo różnych przypadkach, ukazuje, na ile różnych sposobów można było unieszczęśliwić kobietę poprzez włożenie na jej głowę korony. Od średniowiecza po XVIII wiek przez naszą historię przewijały się nieszczęścia ukryte za drzwiami zamkowych komnat lub wręcz przeciwnie, wywlekanych na światło dzienne. Nierzadko przez same zainteresowane. Na początek spróbujmy wyobrazić sobie, jaka była najczęstsza przyczyna tragedii na najwyższych szczeblach władzy.

Akcja toczy się w średniowieczu, na królewskim dworze. Królowa właśnie wydaje na świat dziecko. Wszyscy są podekscytowani. Świeżo upieczony tatuś wędruje niecierpliwie po sali tronowej czekając na wieści. Damy dworu biegają we wszystkie strony starając się przydać do czegoś, a w rzeczywistości każda chce być ta, która zaniesie władcy radosną wiadomość o narodzeniu się męskiego potomka, następcy tronu, spadkobiercy. Królowa wydaje na świat dziecko - poród był trudny, a ona ledwo donosiła ciążę czując się fatalnie przez ostatnie dziewięć miesięcy. Znosiła jednak wszystko dzielnie pragnąć uszczęśliwić męża synem. Kobiety obecne w sypialni już nie są takie chętne, by iść do króla. Nie można jednak dłużej zwlekać - najodważniejsza staje przed zniecierpliwionym i pełnym nadziei obliczem monarchy i z ukłonem, wpatrując się w podłogę, mamrocze: "Masz, panie, córkę." Król odchodzi bez słowa i wraca do swoich obowiązków. Nie pyta o zdrowie żony, dziecka, nie odwiedza położnicy przez następne dni. Królowa zawiodła.

Jaka była naprawdę Maria Pawlikowska - Jasnorzewska? - wywiad z Agnieszką Stabro


Niedawno w księgarniach pojawiła się książka Agnieszki Stabro "Życie listami pisane". Jest to zbeletryzowana opowieść o Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej, najsłynniejszej polskiej poetce, o kobiecie, która wywoływała w ludziach tak skrajne emocje, iż wydaje się to niemal niemożliwe. Jaka była naprawdę? Czy w listach i dziennikach, które autorka książki wzięła pod lupę można odnaleźć prawdziwą Marię? A może tylko taką, jaką chciała nam się pokazać? Agnieszka Stabro odpowiedziała na kilka moich pytań dotyczących zarówno książki, jak i jej bohaterki.

Anna Urbańska: Maria Pawlikowska – Jasnorzewska to poetka, kobieta, o której powiedziano i napisano już bardzo wiele. Co skłoniło Panią do tego, by sięgnąć  głębiej do biografii tej właśnie artystki? Ceni ją Pani jako osobowość, człowieka czy też jest Pani wielbicielką jej poezji?
Agnieszka Stabro: Wszystko zaczęło się od tego ostatniego, czyli poezji. Bardzo cenię i lubię jej wiersze, zawsze trafiało do mnie ich przesłanie, utwory miłosne towarzyszyły mi w zasadzie przez całe życie, ważne też są dla mnie sztuki teatralne Jasnorzewskiej. To prawda, o Pawlikowskiej napisano już bardzo wiele, jednak w tych relacjach wciąż czegoś mi brakowało, mianowicie jej własnego  głosu. Postanowiłam zatem sięgnąć do wówczas niemalże nieznanych, a przynajmniej nie istniejących w powszechnej świadomości, świadectw autobiograficznych Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, czyli listów i notatek dziennikowych. Był w nich taki ładunek emocjonalny, a zarazem tyle ciekawych, nieznanych wątków biograficznych, że pomyślałam, iż warto nie tylko poznać je w całości, ale też i w jakiejś formie opublikować. Po to, aby pokazać inną, zapomnianą twarz poetki.


O podróżach w czasie - rozmowa z Agnieszką Lisak

      Agnieszka Lisak, autorka książek o tematyce historycznej, między innymi "Życia towarzyskiego w XIX wieku", zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań związanych z jej pracą, zainteresowaniami i pasjami. Pisarka, poetka, radca prawny – zajęciami i zamiłowaniami, którym poświęca się Pani Agnieszka, można by obdzielić kilka osób, a ona tymczasem nie ustaje w pracy nad kolejnymi nowościami. Od jakiegoś czasu coraz większą popularność zdobywa prowadzony przez nią blog historyczno-obyczajowy. Zaciekawiło mnie przede wszystkim podejście pisarki do historii – nieszablonowe i niespotykane na co dzień.

Anna Urbańska (czyli mówiąc skromnie - ja): Z wykształcenia jest Pani prawnikiem, dała się Pani poznać jako utalentowana poetka, a jednocześnie stała się Pani kronikarką opisującą przeszłość. Skąd wzięło się to zainteresowanie historią, życiem ludzi w dawnych czasach?

Agnieszka Lisak: Gdzieś w okresie chodzenia do liceum zaczęłam kupować książki poświęcone dawnej obyczajowości. Jedną z pierwszych były "Dzieje obyczajów w dawnej Polsce" Jana Bystronia. No i przepadłam z kretesem. Oczarowała mnie możliwość wchodzenia w buty innych ludzi, przyglądania się im z bliska, temu, jak żyli, jak się zachowywali, ubierali… kilkaset lat temu. Moim mottem jest powiedzenie, że najpiękniejszy rodzaj podróży to podróż w czasie.

A.U.: Czy podróżować w czasie po epokach pomagają Pani tylko książki, listy, dokumenty, czy też sięga Pani po coś jeszcze?

A.L.: Listy, książki, dokumenty… dają "background", gruntowne przygotowanie. Dzięki niemu zwiedzanie muzeum, starych miast, skansenów, oglądanie obrazów nabiera zupełnie innego wymiaru.  Jest to dla mnie coś na granicy magii, tego się nie da opisać.

A.U.: Czy studia prawnicze pomogły Pani w pisaniu książek?

A.L.: Wprawdzie kończyłam prawo, niemniej jednak temat mojej pracy magisterskiej był jak najbardziej historyczny. Pisałam o najstarszych polskich więzieniach, co chyba było zapowiedzią tego, czym zamierzam zajmować się w przyszłości. Następnie przyszedł czas na pracę doktorską, której temat brzmiał: "Kara śmierci w dawnych rycinach i malarstwie". Losy tej pracy okazały się bardzo kręte. Nie żałuję jednak czasu, jaki jej poświęciłam. Dziś jestem radcą prawnym. Zawód ten daje mi sporą samodzielność finansową i nienormowany czas pracy, dzięki czemu mogę wciąż coś czytać i pisać.  

Agnieszka Lisak "Życie towarzyskie w XIX wieku"



"Niby tak dużo już wiemy o życiu towarzyskim w XIX wieku, ale Agnieszka Lisak znów udowadnia, że pozory mylą. Zdziera puder z pięknych twarzyczek i zagląda pod spódnicę. Przy okazji zabiera czytelnika na pokazy iluzjonistów, by obejrzeli najnowsze osiągnięcia dziewiętnastowiecznej magii, na seanse spirytystyczne, na pokaz cudu natury w postaci braci syjamskich i baby z wąsami. Jest i strasznie, i śmiesznie. Bo taka już autorki natura, że lubi pośmiać się z przodków, a nieobecni jak zawsze nie mają racji. Jeszcze lepiej jednak, gdy można pośmiać się z nich razem z czytelnikiem."

Takie książki to skarb bezcenny. Nie tylko dlatego, że są książkami (jak zapewne większość z Was zdążyła się zorientować każdy tom, który mam na swoich półkach jest dla mnie na wagę złota), a tym samym ozdobą moich czterech kątów, moją dumą i radością. Przede wszystkim dlatego, że tak doskonale pomagają mi przenieść się w czasie do epoki, którą opisują, wyobrazić sobie życie ludzi istniejących w przeszłości, a przecież dokładnie takich  jak ja. Dają mi możliwość namacalnego wręcz uzmysłowienia sobie, że nie byli oni tylko postaciami na papierze, ale że patrzyli na świat takimi samymi oczyma jak moje, mieli takie same ręce i nogi, tak samo marzyli, czuli. Mogę ich niemal dotknąć, bo wyobraźnię mam mocno wizualizującą:) Mogę z nimi porozmawiać o tym, co zajmowało ich myśli, bo dzięki takim książkom mam o tym pojęcie.

Wracam do tych pozycji co jakiś czas, przeglądam, podczytuję, pochłaniam klimat dawnych lat. Dlatego zawsze mam pod ręką "Miłość staropolską" - poprzednią książkę Agnieszki Lisak, dlatego też "Życie towarzyskie w XIX wieku" będzie zawsze leżało w bliskiej okolicy mojego biurka i ukochanego fotela z lekka szalonej czytelniczki.

XIX wiek to epoka, o której czytać lubię najbardziej. W jakiejkolwiek formie. Podręczniki do historii, rozprawy naukowe o literaturze, poematy, biografie, powieści historyczne, obyczajowe, fantastyczne, publicystyka - cokolwiek wpadnie mi w ręce długo się w dziewiczym stanie nie uchowa. Sprawili to zapewne poeci romantyczni, których twórczość i życiorysy upodobałam sobie już w szkole podstawowej, potem nauka historii, fascynacja malarstwem impresjonistycznym, wreszcie ukochanie angielskiej literatury wiktoriańskiej. Skończyło się na tym, że w snach najczęściej ląduję w  malarskim atelier Degasa lub Renoira, piję zdrowotne wody w XIX-wiecznym Bath lub pomykam na koniu obok adiutanta generała Langiewicza. Zdarza mi się także przebywać w ramionach twórcy "Giaura" wpatrując się w jego szaroniebieskie, byronowskie oczy i długie rzęsy (ale to tajemnica, więc nie rozgadajcie!).

Agnieszka Lisak "Miłość staropolska"

      

"Autorka zaprasza czytelnika na chwilę do staropolskiej alkowy, gdzie działo się naprawdę wiele. Nasi pradziadowie podlegli tym samym słabościom i pragnieniom, co my: potrzebie miłości, bliskości drugiego człowieka, pożądaniu. Pod aksamitnym kubrakiem zdobionym drogimi kamieniami, pod pancerzem zbroi dokładnie tak sam biło i pękało z miłości serce jak pod wiejską koszulą czy współczesnym garniturem. W tej książce nie znajdą czytelnicy ani królów w koronie, ani wielkich magnatów w kontuszach. Nie będzie też nic o marsowych zwycięzcach, którym bliżej do pomników ze spiżu niż do żywego człowieka. Odnajdą za to zwykłych ludzi z ich namiętnościami - w sypialni, w nocnej koszuli, w plątaninie wątpliwości. W czasach staropolskich, podobnie jak i dziś, każda dziewczyna marzyła o wielkiej dozgonnej miłości. Śpiewano o niej piosenki, zaczytywano się w romansach, korzystano z porad wróżek. Niestety nie każdej pannie dane było wyjść za mąż z wielkiej miłości. O zamęściu bowiem decydowała zasadniczo wola rodziców, którzy z racji wieku i doświadczenia lepiej wiedzieli, kto będzie właściwym kandydatem do ręki córki. Dokonując wyboru, nie zawsze miano przy tym na względzie dobro dziecka."


Stanisław Szczęsny Potocki, będąc jeszcze bardzo młodym człowiekiem i nie śniąc nawet o tym, co wydarzy się za jakiś czas w ukraińskiej miejscowości o złowrogiej nazwie Targowica, zakochał się w pannie ślicznej, lecz pochodzącej z rodziny, dla której progi magnackich rezydencji Potockich były o wiele za wysokie. Miłość ta rozwinęła się w romans niemalże narodowy, bo takim uczynił go słynny utwór poetycki Antoniego Malczewskiego pt. „Maria”. Nie minęło wiele czasu i Gertruda Komorowska, bo tak zwało się dziewczę, zaszła w ciążę. Szczęsny, zachowując resztki godności, poślubił ukochaną, czym niewyobrażalnie naraził się rodzicom.

Wkrótce potem na dwór Komorowskich napadli nieznani złoczyńcy wywlekając Gertrudę w samej koszuli nocnej na mróz – następnego dnia ciało dziewczyny znalazło się pod lodem zamarzniętej rzeki. Jedna z wersji wydarzeń mówi, że przygnieciono ją futrami, które miały stłumić krzyki, co doprowadziło do uduszenia się ofiary. Szczęsny chciał podobno popełnić samobójstwo, ale jednocześnie nie przestawał błagać ojca, prawdopodobnego sprawcy śmierci Gertrudy, o przebaczenie mezaliansu.


L. Wyczółkowski, Gertruda Komorowska