Latające poduszki i obolałe czoło, czyli Magdalena Knedler przekonuje się, że udzielanie mi wywiadu bywa niebezpieczne (odcinek 1)

Miał to być normalny wywiad - parę pytań do Magdaleny Knedler, autorki powieści Pan Darcy nie żyje (premiera: 9 IX 2015 r., Wydawnictwo Czwarta Strona, recenzja: TUTAJ). Jednak już po kilku pierwszych zdaniach okazało się, że rozmowa od normalności będzie odbiegać dość daleko. Zamiast regularnej, profesjonalnej i zrównoważonej konwersacji powstała tasiemcowa pogaducha dwóch postrzelonych pasjonatek. 


Magdalena Knedler w XIX-wiecznej odsłonie (fot. Anna Mruk).

Chcecie dowiedzieć się, co Magda myśli o ewentualnym małżeństwie Darcy’ego z Jane Bennet? Ciekawi Was, kto - być może - będzie przedkładał lekturę powieści Coelho nad poezję Byrona? A może chcielibyście wiedzieć, co łączy mnie z detektywem Valentim, jednym z bohaterów występujących w Panu Darcy’mDla każdego coś miłego – sporo o dziewiętnastowiecznej literaturze, o potyczkach autorki z natchnieniem, a na deserek Loki, Iron Man i teorie spiskowe dotyczące wody. Pół-żartem, pół-serio. No, może ćwierć-serio. 

A żeby nie było, że przez naszą niekończącą się (aczkolwiek fascynującą!) rozmowę nie mieliście czasu, by zjeść śniadanie/obiad/kolację (względnie podwieczorek/podkurek), ciachnęłam wywiad na pół. I okrasiłam go obrazkami. Są wśród nich wspaniałe fotografie, na których bohaterka niniejszego tekstu oraz Marta z Buduaru Porcelany, obie wystrojone w kiecki (autorstwa Marty, rzecz jasna!), na widok których sama Jane Austen zapiszczałaby z zachwytu, odgrywają dla Was role Jane i Lizzy Bennet. A może raczej Rosie Hinds i Zoe Alcott?

Oddaję w Wasze ręce pierwszą część rozmowy z Magdaleną Knedler. Bawcie się dobrze!



Ania Urbańska: Czy możemy uznać, że Duma i uprzedzenie jest Twoją ulubioną powieścią Jane Austen? A może ma jedynie ogromny potencjał, jeśli chodzi o „wariacje na temat” i dlatego stała się dla Ciebie inspiracją? Najgłośniejsze ekranizacje, najbardziej charakterni bohaterowie itd.?

Magda Knedler: Chyba tak. To znaczy źle. CHYBA jest to moja ulubiona powieść Austen, ale NA PEWNO ma największy potencjał, jeśli chodzi o rozmaite „wariacje na temat”. Całe mnóstwo ekranizacji, postaci bardzo wyraziste, humor, społeczne obserwacje i przede wszystkim dwójka głównych bohaterów, którzy tak bardzo wymykali się współczesnym Austen „kanonom”. Darcy jeszcze jeszcze, ale Lizzie? Kiedy o niej czytasz, masz wrażenie, że to współczesna dziewczyna, pyskata i zbuntowana, co na tyłku usiedzieć nie może i ciągle łazi, biega. No, chyba że czyta książkę, a jak wiemy – lubi czytać.

A.U.: W literaturze „przed Jane” ciężko znaleźć równie ekspresyjne portrety kobiet…

M.K.: Można je policzyć na palcach. Kobiety miały być słodkie, cierpliwe, spokojne, wierne, układne i grzeczne. A Lizzie? Już podczas pierwszego balu, na którym poznaje Darcy’ego, patrzy mu w oczy, szepcze coś do ucha Charlotty Lucas i chichra się z niego. A później ciągle wbija mu jakąś szpilę. I on z początku jest przecież lekko wobec niej, jakbyśmy to dziś powiedzieli, nieogarnięty. Bo taka zadziorna.

Kojarzysz pisarkę Mary Russel Mitford? Żyła w tym samym czasie, co Austen, tylko że dłużej. Ma na swoim koncie więcej dzieł, zarabiała sporo pieniędzy, pisała sztuki, które wystawiano m.in. w Covent Garden. I ona kiedyś stwierdziła: „To okropne, że taka wulgarna dziewczyna jak Lizzie, jest ukochaną tak wspaniałego mężczyzny jak Darcy. Darcy winien poślubić Jane”. Wyobrażasz to sobie? Darcy i Jane? Stukasz się w czoło? Bo ja tak.

A.U.: Mignęła mi przed oczyma wizja Darcy’ego, który rok po ślubie idzie nad rzekę, by się utopić. Z nudów. J

M.K.: Lepiej bym tego nie ujęła. J Tylko pamiętaj, że on pewnie potrafił pływać, więc musiałby się obciążyć jakimiś kamykami albo innymi cegłami z Pemberley. Ale ta wypowiedź Mary Russel Mitford doskonale pokazuje, jak bardzo Lizzie wymykała się współczesnym literackim kanonom powieściowej „heroiny”. Zauważ, że w innych książkach Austen rzadko już spotkasz taką bohaterkę. No, może Emma, ale ona jest inna. Też perfekcyjnie wykreowana, fakt. Ale to przede wszystkim taka mała snobka, która uczy się tego, że świat wcale nie kręci się wokół niej. Lizzie nie jest snobką. Lizzie ma po prostu chwilami ADHD. J



Co do innych powieści Austen, to na równi z Dumą i uprzedzeniem uwielbiałabym Perswazje, gdyby główna bohaterka, Anna Eliot, miała odrobinkę więcej charyzmy. Anna jest jednak dla mnie za spokojna i zbyt uległa, choć jej rozterki za każdym razem, kiedy czytam powieść, rozdzierają mi serce. Perswazje to najdojrzalsza powieść Austen, mniej oświeceniowa, a bardziej romantyczna. O dziewczynie, która w bardzo młodym wieku kieruje się rozsądkiem, a później – jako dorosła kobieta – sercem. I mój ulubiony, lakoniczny komentarz odautorski: „naturalne konsekwencje nienaturalnego początku”. Czytaj: natura zawsze upomni się o swoje.

A.U.: Poza tym jest jeszcze kapitan Wentworth…

M.K.: To, prócz Darcy’ego, najdoskonalszy mężczyzna stworzony przez Austen. Też niby dumny, wredny wobec kobiety, która go przed laty odrzuciła, niby ignoruje, pręży się itd., ale… no przecież wieeeemy, że nadal ją kocha J

A.U.: Czy pamiętasz chwilę, w której po raz pierwszy pomyślałaś: „Napiszę powieść”? Tak zupełnie na poważnie, a nie w kategoriach: „fajnie by było, może kiedyś, jak znajdę czas”? Czy w tym samym momencie, w którym dopadła Cię owa pewność, zasiadłaś do pisania?

M.K.: To trudne pytanie. Trudne, ponieważ pisanie zaczęłam od krótkich form. Tworzyłam opowiadania, wysyłałam je na konkursy i kilka udało mi się wygrać, dzięki czemu „pojawiłam się” w druku. I chyba to mi dodało wiary w pisanie. Kiedy za którymś razem otrzymałam mail z informacją, że moje opowiadanie dostało jakąś nagrodę/wyróżnienie w konkursie i zostanie opublikowane, pomyślałam: czas na powieść. Zaczęłam kilka, później je porzuciłam - nadal są niedokończone i nie wiem, czy do nich kiedykolwiek wrócę. Ale z Darcy’m było tak: wycierałam kurz z książek, zobaczyłam Dumę i uprzedzenie, przypomniała mi się moja praca magisterska i postanowiłam – napiszę powieść! Będzie nosiła tytuł: Pan Darcy nie żyje. J J


Co na tym zdjęciu jest anachronizmem? ;) Telefon czy sukienka? (fot. Anna Mruk)

A.U.: Mam czasami wrażenie, że pisząc powieść o czymś, co kochamy, wybierając tematykę bliską naszemu sercu, można łatwo popaść w przesadę. Gdybym ja zabrała się za tworzenie fabuły na podstawie moich pasji, pogrążyłabym się w egzaltacji i zarzuciłabym czytelników szczegółami ważnymi jedynie dla mnie. A to uczyniłoby z tej książki niszową pozycję dla podobnych stukniętej autorce fanatyków. J Nie bałaś się sięgać po temat, który jest Ci bardzo bliski? Jak udało Ci się uniknąć napisania peanu na cześć Jane Austen i ekranizacji powieści kostiumowych?

M.K.: Myślę, że są w powieści takie fragmenty, w których nie udało mi się uniknąć peanów… Ogólnie jednak starałam się patrzeć z perspektywy moich bohaterów – a ci, wiadomo… Jedni Jane Austen lubią/kochają, jak Oscar Lyne czy Zoe Alcott, inni jej nie lubią/nie rozumieją/mają do niej stosunek obojętny. Przecież Ben Rudd mówi wprost, że „naprawdę kobiety nie rozumie”, choć oczywiście nie może w Anglii mówić o tym głośno, bo przecież dla większości Brytyjczyków Austen jest jak święta. 

Producent nie inwestuje w film z miłości do Austen, a raczej po to, by, mówiąc brzydko, trzepać kasę. Zoe Alcott natomiast zawsze marzyła o zagraniu Lizzie, Oscar Lyne ma kłopoty z napisaniem scenariusza, bo narzucono mu za wiele zmian w stosunku do pierwowzoru i wszystko się w nim buntuje – to także przejaw uwielbienia dla pisarki.

A.U.: Każdy tę miłość pokazuje na swój sposób…

M.K.: Właśnie. Jedźmy dalej. Bell przez kostiumy, Alan Fawley – przez odpowiednie prowadzenie aktorów grających bohaterów Austenowskich. Chyba stąd brak (przynajmniej w części) peanów. Nie chciałam myśleć jak ja. Oddałam głos narratorom. Choć oczywiście opinia, że Colin Firth najlepiej (ever) zagrał Darcy’ego jest… jak najbardziej moja. Poczęstowałam nią swoich bohaterów. Nie mieli wyjścia…


Pewne oczywistości pozostaną oczywistościami. Na wieki. 

Czy się bałam sięgać po temat, który jest mi bliski? Oczywiście. Bałam się, że coś sknocę, nie będę potrafiła oddać brytyjskich realiów, odtworzyć klimatu itd. Poza tym z pewnością znajdą się tacy, którzy uznają, że próbuję się wybić na popularności Dumy i uprzedzenia. A mnie wcale nie o to chodziło. Przecież równie dobrze można by powiedzieć, że na Jane Austen próbowały się wybić wszystkie autorki, które napisały kontynuacje i wariacje na temat jej najsłynniejszej książki. W tym także P.D. James, która napisała świetną powieść Śmierć przybywa do Pemberley – a ma ona przecież na polu literatury tyle zasług, że nawet nie zamierzam ich liczyć. I oddała wspaniały hołd swojej ulubionej autorce – napisała kontynuację Dumy i uprzedzenia, która była zwieńczeniem jej długoletniej kariery. P.D. James umarła niedługo po publikacji tej powieści.

A.U.: Death comes to Pemberley to już właściwie klasyka. Poza tym powstało sporo wartych uwagi, znakomitych, a jednocześnie lekkich i zabawnych książek, które nawiązują do świata wykreowanego przez Austen.

M.K.: Mam kilka ulubionych, jak choćby Klub miłośników Jane Austen (kapitalny motyw przewijającego się przez całą treść hasła: „co zrobiłaby Jane?”, które bohaterowie zadają sobie w trudnych momentach życia) czy Austenland (genialny obraz brytyjskiej obsesji na punkcie Dumy i uprzedzenia).

Ja również chciałam po pierwsze oddać się swojej pasji, po drugie zabawić się konwencją, a po trzecie… napisać powieść, przy której może ktoś się uśmiechnie.

A.U.: Uśmiechnie?? Może ktoś taki się znajdzie, owszem, ale jak dotąd słyszę opinie, że większość czytelników cierpi na niekontrolowane wybuchy opętańczego chichotu spowodowanego lekturą Twojej książki. Mnie bawiły sytuacje, ale przede wszystkim język, którym posługują się bohaterowie – niby potoczny, ale nie do końca. Częstym błędem debiutantów na polu literatury (i nie tylko!) jest zapis dialogów żywcem przeniesionych z ulicy, z autobusu lub z rozwlekłego, mdłego popołudnia w domu. Tym sposobem powstają nudne, banalne rozmowy, które nic do fabuły nie wnoszą, rażą i irytują.

Ty podeszłaś do tego zupełnie inaczej – użyłaś języka potocznego, ale jednocześnie cudownie dostosowałaś go do reguł rządzących literaturą. Każde słowo wypowiadane przez Twoich bohaterów ma znaczenie, żadne nie jest jedynie „zapychaczem”. A przy tym wszystko tak doskonale wpisuje się w to, jakim językiem posługują się Brytyjczycy, w tę jego naturalną i wcale nieszokującą soczystość! J Czy pisanie dialogów przychodzi Ci z łatwością? Idealne słowa od razu pojawiają się w Twojej głowie, czy też szlifujesz je i poprawiasz wielokrotnie?


Na planie filmowym trwa przerwa. Co też Zoe i Rosie w tych kubkach mają?
Kto czytał książkę Pan Darcy nie żyje, ten się domyśla! ;) (fot. Anna Mruk)

M.K.: Ojej… Dialogi to moja największa słabość. W tym sensie, że jestem w nich… cienka. I uprzedzając Twoją ripostę powiem, że nie tylko ja tak uważam. J Kiedy je piszę, to na gorąco tego nie widzę. Dopiero później czytam i moje czoło ma ochotę dynamicznie zetknąć się z blatem biurka… Poprawiam, wykreślam. Wykreślanie to ostatnio moja ulubiona czynność pisarska – wiem już, że prawie zawsze lepiej jest coś wykreślić, niż dodać. Chyba że sytuacja wymaga poszerzenia opisu. Ja, jak każdy początkujący pisarz, cierpię jeszcze czasem na biegunkę przymiotnikową. J Ale już przy kolejnych książkach powinno być z tym lepiej… Najlepszym „Stoperanem” jest klawisz „delete”. 

Co do języka Brytyjczyków – rzeczywiście pojawiają się opinie, że choć powieść napisana jest po polsku, humor wydaje się brytyjski. Mogę powiedzieć tylko tyle – cieszę się bardzo. Nigdy bym nie przypuszczała, że to się uda. Brytyjski humor jest specyficzny, trudny, często niezrozumiały dla reszty świata. Ja wychowałam się na brytyjskiej literaturze i brytyjskim kinie, więc może coś wchłonęłam przez osmozę…? 

A.U.: Zalążkiem pomysłu na fabułę Twojej powieści był widok dachu Groombridge Place, angielskiego dworu, „odtwarzającego” rolę Longbourn w tej ekranizacji Dumy i uprzedzenia, w której nie grał Colin Firth. J Popatrzyłaś na niego, pomyślałaś: „Fajny dach…” i postanowiłaś, że kiedyś kogoś z niego strącisz?

M.K.: W sumie tak. J Do tego dworku odwołuję się pośrednio w Panu Darcy’m – przecież u mnie dworek nazywa się Bridebridge Hall. Groom… Bride… Taaakie tam gierki słowne. J

Ale zainspirowały mnie głównie materiały z planu filmowego – reportaże, wywiady, różne „za kulisami” itd. Podczas kręcenia tej ekranizacji aktorzy mieszkali właśnie w dworku, nie w hotelach czy przyczepach. Poza tym robili tam różne rzeczy – np. bawili się w chowanego. Reżyser chciał, by w ten sposób dobrze poznali przestrzeń. Wydaje mi się, że to ważne i że było to widać później  w filmie – oni po prostu dobrze czuli się w tym miejscu. Wiele scen było improwizowanych albo wymyślonych nie przez reżysera, a aktorów.


Sporo mailowałam ze statystami zatrudnionymi przy tym filmie i wszyscy zgodnie przyznawali, że atmosfera na planie była niezwykła, bardzo ciepła. Wiele lat później aktorka Carey Mulligan (która grała Kitty Bennet) powiedziała, że nigdy chyba nie przeżyje już niczego podobnego, jak na planie Dumy i uprzedzenia. Udzieliła mi się trochę ta atmosfera. Kocham ten film.

A z tym strącaniem z dachu… No tak wyszło. J

A.U.: Mnie w tym filmie niesamowicie podoba się klimat, otoczenie właśnie, cudowne zdjęcia. Mam czasami wrażenie, że serial z 1995 roku opiera się głównie na postaciach, na ich genialnie wymyślonych charakterach i fantastycznych odtwórcach. Natomiast film Joe Wright’a zapisał się w mojej pamięci jako szereg pięknych, magicznych niemal, obrazów, ujęć, sposobów wykorzystania światła i cienia, kostiumów i wnętrz.

Co do aktorów - trudno było się przestawić, bo Darcy, Lizzy, Jane, pani Bennet, Kitty, pan Collins, właściwie totalnie wszyscy aktorzy grający w serialu, byli dla mnie żywcem przeniesieni z kart powieści. Z czasem udało mi się trochę odpuścić i w tej chwili uważam Keirę Knightley za przeuroczą Elizabeth. A Matthew Macfadyen’a… No właśnie, zanim cokolwiek napiszę – co Ty o nim sądzisz? Pomijając jakiekolwiek porównania z Colinem Firthem?


M.K.: Ależ mnie się on bardzo w tym filmie podobał. Pokazał tę postać inaczej niż Colin Firth, bardziej postawił na Darcy’ego w wersji smutno-zamyślonej, jakiejś takiej… hamletycznej nawet. Kiedy patrzysz na Matthew w tym filmie, nie wydaje Ci się, że on ciągle rozważa jakieś egzystencjalne kwestie? J Ludzie wokół niego niby łażą, tańczą, ktoś tam gada, ale on patrzy ponad ich głowami i wszystkich ma gdzieś. Chyba w kreowaniu tej postaci pomógł aktorowi jego wzrost… Bo rzeczywiście może patrzeć ponad głowami wszystkich. J

A.U.: Dokładnie!! Od pierwszego spojrzenia na zdjęcia promocyjne twierdziłam, że Matthew wygląda bardziej jak Hamlet lub Werter niż jak Darcy! J Obejrzałam film i owo zdanie podtrzymałam - co ciekawe, wcale nie miałam mu tego bardzo za złe. Jego interpretacja jest niesamowicie oryginalna, widać, że bardzo nie chciał kopiować Colina, że starał się obdarzyć swoją postać nowym życiem. I udało mu się to doskonale – moim skromnym zdaniem. 

Mcfadyen w ogóle ma w sobie ciekawą melancholię, która udziela się jego bohaterom i sprawia, że zwraca się na nich szczególną uwagę.

M.K.: Widzę to w każdej jego roli. Uwielbiam go w Małej Dorrit. Widziałaś? (uchylam się przed lecącą poduszką; wiem – NIE lubisz Dickensa! :P)

Wróćmy zatem do tematu. J Darcy w interpretacji Matthew jest mniej dumny, a bardziej smutny właśnie, prawie jak bohater romantyczny. Colin-Darcy ocieka cynizmem i jest bufonowaty. Matthew-Darcy stara się przetrwać w całym tym cyrku, który zupełnie go nie interesuje. Zauważ, że on właściwie nie wypowiada takiej kwestii, w której byłby naprawdę wredny. Może tylko ta uwaga o Lizzie, którą uważa za „ledwie znośną”… Ale przecież ona jej – teoretycznie – nie słyszy. I krótka riposta na pytanie: „Tańczy pan, panie Darcy?” – „Nie, jeśli mogę temu zapobiec”. A tak poza tym? Czy odzywa się do kogoś niegrzecznie wprost? Nie. Po prostu sterczy gdzieś z boku i ma wszystko w d… To też ciekawa interpretacja.


Rozmowa zdąża w dziwnym kierunku - zaczyna być więcej Mcfadyena niż Firtha... Hmmm...

Aha – i jeszcze lubię scenę na łące o wschodzie słońca. Można mówić, że ckliwa i melodramatyczna, kiczowata i nierealna – bo raczej nie miałaby miejsca w tamtych czasach. Ale mnie się bardzo podoba. A wiesz… że w „realu” Matthew Macfadyen ma bardzo kiepski wzrok i kiedy kręcili tę scenę, reżyser kwitł w trawie z wielką chorągwią, żeby Matthew widział, dokąd ma iść? :D

A.U.: Takie mi się te jego niebieskie oczęta zawsze z lekka liryczne wydają – pewnie przez tę wadę wzroku. J A jeśli już mówimy o scenach rzewnych, tandetnych i zupełnie niepasujących do dziewiętnastowiecznych obyczajów, a jednak wywołujących potoki łez i rozmarzony uśmiech… Wolisz Elizabeth i Darcy’ego na tle wschodzącego słoneczka J czy Thorntona i Margaret z serialu Północ & Południe, całujących się w tłumie ludzi na stacji kolejowej?

M.K.: Ha! Wolę Lizzie i Darcy’ego, ale z jednego powodu. Z tego, że oni się w tej scenie NIE pocałowali! No przecież, że nie! J


No w sumie się nie pocałowali... faktycznie... 

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ (S01E01).

A.U.: Z powodu niepowstrzymanego słowotoku Autorki (powiedzmy, że tylko jej J) jestem zmuszona w tym miejscu - bo w żadnym innym nie udało mi się tego sensownie wtrącić - oburzyć się na insynuację, jakobym nie oglądała Małej Dorrit (i to za to właśnie leciała poduszka!) J Poza tym, ponieważ Magda co jakiś czas wypomina mi, że swego czasu głosiłam wszem wobec i każdemu z osobna, że nie przepadam za Dickensem, przyznaję, iż walczę dzielnie z niechęcią i w chwili obecnej jestem już na etapie "ostrożnego darzenia jego prozy sympatią".

M.K.: Od razu słowotok... J


10 komentarzy:

  1. Wywiad czyta się z przyjemnością, czekam na ciąg dalszy!

    Zgadzam się, że Colin to najnajnajlepszy Darcy ever :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam książkę Pan Darcy nie żyje, oczywiście dzięki Twojej rekomendacji. Byłam oczarowana powieścią i zdziwiona rozwiązaniem tajemnicy. Teraz jestem również oczarowana autorką. Czytałam ten wywiad trzy razy i przeczytam jeszcze kolejne trzy. Kiedy drugi odcinek? Uwielbiam Was i tyle! Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Tak, zakończenie książki jest naprawdę zaskakujące, a co za tym idzie - doskonałe. Drugi odcinek (obiecywany od tak dawna) już wkrótce. Jak widzisz, skoro udało mi się odpowiedzieć na komentarze, to oznacza, że powoli dochodzę do siebie, ogarniam grafik i wracam do żywych :)

      Usuń
  3. Świetnie się czytało. Aż nabrałam ochoty na "Pana Darcy'ego..." ;)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie czytam książkę "Jane Austen i jej racjonalne romanse" i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Lizzy ma sporo z autorki która ją stworzyła. :) Polecam lekturę, świetny obraz epoki, realiów w których Jane żyła. Lektura obowiązkowa dla fanów panny Austen. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ją na uwadze i co jakiś czas zerkam tęsknie w jej stronę. Na pewno przeczytam :)

      Usuń
  5. Fantastyczny wywiad :) Uwielbiam Jane Austen więc miałam jeszcze większą przyjemność z czytania. A odchodząc od tematu - czy będzie Pani obecna na targach książki w Krakowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie, w tym roku, niestety (wielkie, gargantuiczne NIESTETY), na Targach w Krakowie mnie nie będzie. Bardzo mi źle z tego powodu, ale nie udało mi się tego wyjazdu wcisnąć w grafik. Może za rok...

      Usuń