"Ryszard II" na scenie Barbican Theatre (2) - Boże, chroń króla!

Bardzo, bardzo się cieszę, że podobała się Wam pierwsza część recenzji "Ryszarda II" - dzisiaj zabiorę Was w dalszą podróż po moich impresjach ze sztuki, którą miałam szczęście oglądać w londyńskim teatrze Barbican. Czas mija, a moje wrażenia, początkowo tak mocno entuzjastyczne, wybuchami barw, uczuć i zachwytów przysłaniające detale, historię czy fenomen postaci opisanych (a raczej stworzonych na nowo) przez Williama Szekspira zaczęły się stabilizować, okrzepły trochę i odsłoniły mi wiele szczegółów, z których dotychczas nie do końca zdawałam sobie sprawę. W trakcie powstawania tekstów, które czytacie ponownie odkrywałam nie tylko adaptację, ale także sam dramat, analizowałam, badałam, przeżywałam ciągle od nowa. Właśnie w ten sposób każde zetknięcie ze sztuką daje mi okazję nie tylko do odczuwania piękna i radości, ale też do pogłębiania wiedzy. A sami doskonale wiecie, jak wielkie może to dać szczęście i jak cudownie urozmaica życie!


David Tennant jako Ryszard II

Tyle już o "Ryszardzie II" napisałam, tyle już wiecie, a jeszcze nawet nie pozwoliłam wyjść aktorom zza kulis:) Gwoli przypomnienia - siedzę w trzecim rzędzie, zachwycam się scenografią i czekam na godzinę 19.15 (czasu londyńskiego). Zaczęło się punktualnie...

Światła przygasły - na scenie pojawiła się wysoka, imponująca postać lady Gloucester, grana przez znaną i cenioną w Anglii (między innymi za role szekspirowskie) aktorkę Jane Lapotaire. Z płaczem upadła na kolana przy trumnie męża, który zszedł z tego świata w sposób dość gwałtowny. Pomógł mu w tym ktoś z bandy hipokrytów schodzących się właśnie, by pożegnać królewskiego wuja, udających, że spotkała ich tak wielka tragedia. Lordowie, możni, damy dworu, słudzy... Po kilku chwilach pojawił się On - władca absolutny, wysoki, z podniesioną głową i butnym spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu, kroczący dostojnie, a jednocześnie błyskawicznie przemieszczający się z miejsca na miejsce, niczym złota strzała. Ryszard II, wnuk króla Edwarda III Plantageneta, syn Edwarda zwanego Czarnym Księciem, bohatera wojny stuletniej, który nie zdążył zasiąść na angielskim tronie, gdyż zmarł rok przed śmiercią ojca. Koronowany jako dziesięciolatek, w chwili, w której go poznajemy ma 32 lata.




Ryszard pokazuje, kto tu rządzi!

David Tennant - gwiazda spektaklu błyszcząca na tle nawet najwspanialszych brytyjskich aktorów. Jego interpretacja postaci Ryszarda wydaje się nieprawdopodobna dla kogoś, kto wcześniej sztukę jedynie czytał. Nie tylko ożywił swojego bohatera, dodał mu wielowymiarowości i kolorów, ale przede wszystkim uczynił z niego prawdziwego człowieka, pełnego wad i zalet, chwilami wielkiego, potężnego i poruszającego, innym razem zaskakująco małego, przygniecionego odpowiedzialnością, zdradą najbliższych, rozczarowaniem. Tennant prezentuje na scenie nieprzebraną gamę uczuć, potrafi być jednocześnie wyniosły i przerażony, załamany i majestatyczny, a wszystko to jest przemyślane w najdrobniejszym szczególe i uzasadnione. Po jakimś czasie dochodzi się do wniosku, że aktor wychodząc na scenę zabrał ze sobą ducha Ryszarda podpowiadającego mu co robić, by wyglądać i zachowywać się jak król przekonany o własnej wyższości nad resztą świata, a co za tym idzie - nie pojmujący, dlaczego ta reszta świata nagle przestała oddawać mu bałwochwalczą cześć.


Kto by się tam przejmował starym wujem wieszczącym nieszczęście...

Mimo iż bardzo wysoki, Ryszard II jest królem bez mała eterycznym - jest tak szczupły, iż czasem ma się wrażenie, że prześwituje przez niego słońce, że światło przenika nie tylko przez jego piękne szaty, lecz także przez całe ciało. Doznanie to potęgują długie włosy, które otaczają jego drobną głowę niczym promienie.

"Patrzcie - król Ryszard już zjawia się niby
Z gorejącego na wschodzie portalu
Zaczerwienione, zagniewane słońce,
Kiedy spostrzega, że zazdrosne chmury
Czyhają, aby mu drogę promienną
Ku zachodowi - zaćmić i splugawić. 
(...) Płomienna źrenica
Jak oko orła miota błyskawice."
W. Szekspir Ryszard II, akt III sc. III, 
tł. K. Berwińska

Poddani patrząc na niego widzą południowe słońce, świetliste i groźne. Z drugiej strony zdają sobie sprawę z tego, że ten wielki władca, uzurpujący sobie prawo do bycia monarchą absolutnym jest tylko delikatnym i wrażliwym młodzieńcem, przekonanym o własnej wyjątkowości i nietykalności. Wszyscy udają lojalność i posłuszeństwo, w rzeczywistości bardzo doskwiera im zginanie kolan przed tym butnym, a jednak fizycznie kruchym człowiekiem.


Wspaniała scena pojawienia się Ryszarda
na blankach zamku Flint

Tennant jest starszy niż Ryszard, który umarł mając zaledwie 33 lata, jednak patrzymy na niego jak na człowieka bez wieku, ponadczasowego, udowadniającego, że uniwersalność sztuki nie zwraca uwagi na wiek. Biega po scenie niczym młodzieniec, a jego twarz wyraża za każdym razem tyle emocji, że mimowolnie czuje się podziw dla jego niesamowitej mimiki.  Wyczuł rolę bezbłędnie - te fragmenty, które podczas czytania dramatu zwracają uwagę potencjałem postaci Ryszarda, w wykonaniu aktora już przeszły do historii teatru i unieśmiertelniły całe przedstawienie.

Scena, w której król wraca z wyprawy do Irlandii zastając kraj w stanie wojny i dowiadując się, że wszyscy sojusznicy go opuścili, a najwierniejsi przyjaciele zdradzili bądź zginęli, jest jedną z najlepszych w całej sztuce. Zasługa to zarówno Szekspira, jak i Tennanta, który włożył w graną przez siebie postać bardzo wiele indywidualnego podejścia, przetworzył po swojemu emocje targające bohaterem, doprawił szczyptą własnej osobowości, a na koniec okrasił z lekka czarnym humorem pozornie bez wysiłku stosując manierę nieraz wykorzystywaną przez samego dramaturga.


Nie dają człowiekowi w spokoju rządzić!

Ryszard co rusz zmienia zdanie, nie może się zdecydować czy jeszcze jest pewien swojej boskości i nietykalności, czy też może już dać sobie prawo do rozpaczy i popadania w histerię. Przy całym dramatyzmie historii, tragizmie postaci i wydarzeń, Tennant potrafił wydobyć z tekstu każdy przejaw komizmu słownego, z premedytacją przerobić na własną modłę i zachwycić widza wyolbrzymieniem pewnych zachowań swojej postaci, rozmyślnym przejaskrawieniem. Tym sposobem genialnie wręcz równoważy pokłady królewskiej godności i majestatycznej potęgi jaką w wielu momentach obdarza Ryszarda.


Groźny, majestatyczny, niefrasobliwy, kochający, zrozpaczony, zabawny,
żałosny, wielki - Tennant obdarza swojego bohatera pełną gamą
ludzkich cech i zachowań.

Humorystyczne elementy bardzo przydały się też w scenie, której akcja toczy się w Parlamencie. Stanowią wspaniałą przeciwwagę dla dramatyzmu i pewnej dozy patetyczności mogące odrobinę za bardzo zdominować momenty, w których Ryszard jest sądzony, oceniany oraz poniżany przez niedawnych przyjaciół i poddanych. Aktor w dużej mierze wykreował i wyeksponował drwiący stosunek upadłego władcy do swoich prześladowców. Niezwykła postać Ryszarda jaśnieje w otoczeniu chmurnych, ponurych i niesympatycznych zwycięzców, którzy chcieliby nad nim górować, pokazać mu, że pokonany - jest nikim.


Sięgnij po koronę, kuzynie. Oto jest...
Postawni i bogato ubrani są jednak zaledwie nieistotnym tłem dla kruchej, delikatnej postaci króla stojącego pomiędzy nimi boso, ubranego w prostą białą szatę sięgającą kostek. Wyprostowany, wysoki i pełen godności jest bardziej dostojny od wszystkich swoich oprawców razem wziętych. Jednym gestem, spojrzeniem, słowem sprawia, że każdy zdrajca spuszcza wzrok i momentami czuje chęć, by upaść na kolana przed tym szczupłym, poniżanym człowiekiem, który nawet pokonany i strącony z wysokości tronu pozostaje jedynym prawowitym królem. Tennant kilkakrotnie wykorzystuje w tej scenie ironiczny dowcip, by tym dobitniej pokazać, jak Ryszard kpi ze swoich oprawców, jak upokarza Bolingbroke'a uzurpującego sobie prawo do tronu, ale nagle głupiejącego w obliczu konfrontacji twarzą w twarz z pokonanym i złamanym kuzynem. Nawet klęcząc przed nowym królem Ryszard wydaje się być bardziej władczy i królewski niż górujący nad nim wzrostem i postawą, dostatnio ubrany i uzbrojony Henryk.

Zresztą przekonajcie się o sami. Royal Shakespeare Company udostępniła fragment tej właśnie sceny w ramach promowania spektaklu.



Ryszard mówi z żalem i wyrzutem:

"Niestety! Czemuż wiodą mnie przed króla,
Nim się z królewskich otrząsnąłem myśli,
Z któremim rządził? Jeszczem nie dość biegły
W dworaków sztuce, jak kolana zginać,
Łasić się, schlebiać, wybijać pokłony.
O, dajcie smutkom więcej trochę czasu,
By tej pokory mogły mnie nauczyć. —
Lecz wszystkich ludzi tych pamiętam rysy;
Nie byliż moi? Czyż mnie przy spotkaniu
Głośnym okrzykiem: «witaj!» nie witali?
Tak niegdyś Judasz powitał Chrystusa;
Lecz on w dwunastu jednego miał zdrajcę,
A ja jednego z dwunastu tysięcy
Nie mam wiernego! — Boże, zbaw nam króla!
Czy nawet jeden nie zawoła: amen?
Samże więc będę księdzem i klerykiem?
Więc dobrze: amen. Boże, zbaw nam króla!
Choć nim nie jestem; powiem jednak: amen,
Jeżeli niebo myśli, że nim jestem. " 
W. Szekspir, Ryszard II, akt IV, sc,I, 
tł. Leon Urlich

Nie wyobrażacie sobie jak wielkiej siły woli wymagało ode mnie zaciśnięcie zębów i nie krzyknięcie z poziomu mojego trzeciego rzędu: "Amen!". Bezwiednie, jakbym była jednym z ostatnich wiernych poddanych tego chwytającego się swojej godności niczym tonący brzytwy, zrozpaczonego króla, któremu od dzieciństwa wpajano przekonanie o tym, jak bardzo jest wyjątkowy i uczono go tylko tego, jak być władcą. Z całej siły powstrzymałam okrzyk - malutką resztą poczucia rzeczywistości zdawałam sobie sprawę z tego, iż wybiłabym aktora z rytmu, bo jego dalsze słowa nie miałyby sensu.


Piękne pożegnanie Ryszarda z ostatnim przyjacielem, który tu jeszcze płacze
z żalu, by za chwilę korzyć się przed zwycięzcami.

David Tennant dokonał rzeczy niewyobrażalnej - stał się bardziej majestatyczny i wspaniały niż jakikolwiek król mógłby w rzeczywistości być - przy całej swojej szczupłości, delikatności, chwilami niemal kobiecej urodzie, a jednocześnie przy swoim charakterze, który sprawia, że zarówno w życiu publicznym jak i prywatnym uśmiech, serdeczność i życzliwość niemal nie schodzą mu z twarzy. Znając go nie przypuszczałam, że będzie w stanie pokazać na scenie taki gniew, iż podskoczą ze strachu nie tylko aktorzy, ale i cała widownia, taką wściekłość, że przerażony widz niemal cofnie się do tyłu, taką potęgę, że podświadomie ma się ochotę zakrzyknąć:  Niech żyje król!


Jan z Gandawy ośmielił się skrytykować rządy bratanka.

W następnej części, już ostatniej, napiszę Wam o pozostałych aktorach, o scenografii, muzyce, oświetleniu, kostiumach, o wszystkim tym, co sprawia, że sztuka stanowi harmonijną całość, zachwycającą i niepowtarzalną. Do rychłego zobaczenia zatem! :)

Nigdy nie mam dość zachwycania się pięknem tego języka:

With mine own tears I wash away my balm,
With mine own hands I give away my crown,
With mine own tongue deny my sacred state,
With mine own breath release all duty's rites:
All pomp and majesty I do forswear;
My manors, rents, revenues I forego;
My acts, decrees, and statutes I deny:
God pardon all oaths that are broke to me!
God keep all vows unbroke that swear to thee!
Make me, that nothing have, with nothing grieved,
And thou with all pleased, that hast all achieved!
W.Shakespeare, The life and death of Richard the Second, a.IV, s.I



Stratford-upon-Avon - 10 X - 16 XI 2013
Londyn, Barbican Centre - 9 XII 2013 - 25 I 2014
reżyseria: Gregory Doran;
występują: David Tennant, Oliver Ford Davies, Jane Lapotaire, 
Nigel Lindsay, Michael Pennington;
muzyka: Paul Englishby;
scenografia: Stephen Brimson Lewis;

22 komentarze:

  1. Jakie to cudownie piękne! Piszesz w tak porywający sposób, że nie można się nie zachwycić! teraz dopiero zazdroszczę wyprawy do Barbican Theatre, teraz dopiero dotarło do mnie, jakie to musiało być niezwykłe, niezapomniane przeżycie! Szczęściara:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już weź i nie przesadzaj:)

      A tak w ogóle - dopiero przy trzecim artykule? O matko, tracę wprawę!! :)

      Usuń
  2. Tak to opisałaś, że w jakiś sposób czuję jakbym sama oglądała ten spektakl. Jednak obcowanie z teatrem, gdzie na żywo, bez szans na poprawkę, ogląda się grę aktorską, to jest coś! Po czymś takim można naprawdę stwierdzić czy aktor jest dobry. I jak widać Tennat jest naprawdę dobry. Niezapomniane przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w zupełności - dopiero po tym, jak zobaczy się aktora w teatrze można stwierdzić, czy naprawdę dostał od Boga talent, czy jest to tylko namiastka szlifowana dziesiątką dubli i poprawek. Aktorstwo teatralne różni się bardzo od filmowego, trzeba uruchomić zupełnie inne pokłady wrażliwości, a przy tym odnaleźć w sobie i zaprezentować zupełnie inne mechanizmy gry. Tylko ci najwięksi, najwspanialsi to potrafią.

      Usuń
  3. Miałaś wspaniałą podróż i przeżycia teatralne. Tak sobie właśnie policzyłam, kiedy to byłam w Londynie. Było to równo 20 lat temu! Czas biegnie niesamowicie...
    Życzę Aniu jeszcze wielu teatralnych oczarowań. Może nie tylko w Londynie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam nadzieję na setki takich oczarowań jeszcze! I mam nadzieję, że nie tylko w Londynie, choć to, co ostatnio prezentują sobą teatry w Polsce, te, do których mam dostęp, raczej nie nastraja optymistycznie. Już dawno nie przeżyłam tylu emocji, ile dane mi zostało tam, w odległym kraju. Polacy, naród o tak wspaniałych teatralnych tradycjach zaczyna je zaprzepaszczać. Anglicy tradycję pielęgnują, udoskonalają, pogłębiają, my się jej wstydzimy... :(

      Usuń
  4. Czyli można grać klasykę pięknie i zrozumiale bez udziwnień i unowocześnień, bez wiedźm z Makbeta tańczących na rurze i bez postaci Chrystusa ze Świebodzina w tle. Jakże ja tęsknię do tego teatru szekspirowskiego, które buduje się w Gdańsku już od trzech lat i wybudować nie może. Nie wiem tylko, czy moje oczekiwania na klasyczny teatr zostaną zaspokojone, bowiem sposób interpretacji sztuk na Festiwalu szekspirowskim nie budzi mojego entuzjazmu (vide Makbet o którym pisałam u siebie). Nie znając języka na tyle, aby uczestniczyć w sztuce w Londynie zmuszona jestem korzystać z jakże ubogiej oferty polskiego teatru. Ale mam nadzieję, że się mylę i nowy teatr zaskoczy mnie nowymi adaptacjami. A Tobie to bardzo zazdroszczę tych fantastycznych przeżyć i już chcę lecieć do Londynu (na West End:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można grać klasykę pięknie i zrozumiale, zdecydowanie, ale nasi twórcy uważają to za przeżytek, wydaje im się, że widz w Polsce potrzebuje nowoczesności do przesady, ekstremalnych przeżyć, szoku i brzydoty. Żeby porywać się na zmienianie klasyki trzeba wiedzieć, co się robi, trzeba postępować z wyczuciem, trzeba mieć do tego przygotowanie. Nie jestem przeciwnikiem wprowadzania zmian, nieraz zachwycałam się tym, jak pięknie można coś znanego do bólu przetworzyć, by było świeże, oryginalne, ale jest jeden warunek - twórca musi mieć w sobie poetycką wrażliwość, musi rozumieć własne metafory. Epatowanie głupotą nie przechodzi do historii...

      Sztuki u nas są robione na szybko, bez przygotowania, bez zagłębiania się w ich genezę. Oglądałam "Dzienniki z produkcji Ryszarda II" - zanim aktorzy przystąpili do prób dogłębnie zapoznawali się z historią, o której opowiada sztuka, zwiedzali miejsca z nią związane, przygotowywali eseje o swoich postaciach, na wspólnych spotkaniach omawiali ich psychikę i ich interakcje z innymi. Włożono w to wiele pracy, wiele czasu. I efekty są zachwycające.

      Kochana, żeby oglądać Szekspira w Londynie nie musisz znać doskonale języka. Wystarczy, że znasz sztukę. Język Szekspira różni się od współczesnego, gdybym nie poznała dramatu wcześniej, to zapewne niewiele bym pojęła z tego, co słyszałam ze sceny. Czytałam Ryszarda kilka razy i tylko dzięki temu w teatrze słuchałam go tak, jakby aktorzy mówili po polsku.

      Toć Ty byłaś na West Endzie, masz przetarte szlaki:)

      Usuń
    2. U nas taki sposób przygotowania się do roli byłby nierealny, pomijając wszystko inne (zaangażowanie aktorów w kilku teatrach, serialach, reklamówkach, eventach, chałturkach i oczywiście pokazywanie się na salonach, wizje reżysera i pomysły dyrektora artystycznego) - chodzi o kasę :(a raczej jej brak. No to mamy, co mamy. Choć myślę, że w dużej mierze winę za te odwołania się do czytelnych znaków i robienie sztuk pod publiczkę to wina reżyserów, czy kierownictwa artystycznego, robią tak, aby się sprzedały bilety, a bilety się sprzedadzą, jeśli padnie odpowiednia ilość słów niecenzuralnych, odpowiednio wiele ciała zostanie odsłonięte a wszystkiemu będzie towarzyszył jakiś skandal (vide dzisiejszy wpis na blogu moja pasieka) Muszę dopowiedzieć, że sama nie mam nic przeciwko unowocześnianiu sztuki i nowemu pomysłowi jej odczytania, wystawienia, jeśli to ma ręce i nogi, jeśli czemuś służy, poza chęcią zaistnienia jako news w mediach. Ok, ale nie będę się produkować, bo myślę, że jesteśmy zgodne w tym temacie. Co do oglądania w Londynie- to co prawda musicale oglądam w angielskiej wersji językowej, ale ja je znam niemal na pamięć po polsku i trochę po angielsku. Aby oglądać Szekspira w oryginale musiałabym lepiej poznać tekst sztuki. Dziś odważyłabym się jedynie na Romea i Julię w oryginale :), ale kto wie, może i to się zmieni.

      Usuń
    3. Zdecydowanie zgadzam się z każdym Twoim słowem - zarówno jeśli chodzi o podsumowanie sporej części ostatnich polskich produkcji teatralnych, jak i w sprawie unowocześniania sztuki.

      Moim skromnym zdaniem - choćby po to warto się uczyć angielskiego, żeby móc oglądać Szekspira w oryginale:):):) Ależ to brzmi, ho ho :):):):):)

      Usuń
  5. Aniu,jak to jest możliwe,że dopiero teraz uraczyłaś nas pierwszą recenzją teatralną?Nie znałam Davida Tennanta do tej pory,ale teraz mam wielką ochotę go poznać.A poza tym,jakby gdzieś jeszcze Ryszard II był wystawiany,to bym się zapożyczyła i poleciała go oglądać nawet na drugą półkulę!Niesamowity tekst-dziękuję za wrażenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę - to się nazywa promowanie kultury:) Szkoda tylko, że od dawna nie mogę niczego tak entuzjastycznego napisać o sztukach, które oglądałam w Polsce. Po prostu nic mnie od jakiegoś czasu nie zachwyciło, dlatego też nie było recenzji teatralnych do tej pory.

    Jutro jadę do Multikina, bo mają wyświetlać "Hamleta" z 2010 roku - nagranie z National Theatre!! Jestem obłędnie ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czego tu nie ma - cytaty, humor, profesjonalizm, świetny styl, pasja. Mogłabym długo wymieniać. Dziękuję, dzięki Tobie byłam na chwilę w Londynie. Pisz jak najwięcej recenzji teatralnych, powinnaś być profesjonalnym krytykiem. Czytałoby się Ciebie o wiele lepiej niż gros recenzji pisanych przez znawców! Będę tu obecna, nie martw się, znalazłam ten blog dzięki tej recenzji, ale już widzę, że zainteresuje mnie każdy wpis, jakiego dokonujesz! Witaj więc i do ciągłego zobaczenia. Eli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Eli, miło Cię gościć! Zapraszam jak najczęściej, czytaj, pisz, co Ci się podoba, a co nie. Dziękuję za ciepłe słowa - myślę, że zacznę się powoli wprawiać w pisaniu recenzji teatralnych, choć przez profesjonalnych krytyków zapewne nigdy nie zostaną uznane za fachowe i kompetentne - za mało w nich obiektywizmu. Chyba:)

      Usuń
  8. Czytałam jednym tchem :) Wszystkie Twoje opisy gry aktorskiej Davida Tennanta tworzą niezwykle barwny i wymowny obraz - jeśli zna się tekst sztuki, to można sobie wyobrazić poszczególne sceny posiłkując się Twoimi opisami :) Tak mi się pomyślało... Ryszard stracił koronę i głowę w wieku 33 lat, ale królem był już 23 lata. Bycie królem było dla niego zupełnie naturalne, nie musiał walczyć o koronę, nie musiał starać się, by pozyskać sprzymierzeńców. On pewnie nawet nie bardzo pamiętał, jak to jest nie być królem... Gdy więc musiał oddać berło, to mógł się czuć tak, jakby oddawał swoje życie - jeszcze zanim wyda ostatnie tchnienie... Tak plącze mi się ta myśl po głowie, bo zastanawiam się, w jakim stopniu ta świadomość Ryszarda wpłynęła na kreację teatralną w wykonaniu Davida Tennanta... Przecież po zaznajomieniu się z historią tamtych lat, nie powinniśmy żałować Ryszarda.... Był wszak królem, który beztrosko trwonił wszelkie skarby swojej ziemi: ludzi, majątki... wydawał wojnę za wojną, zaciągał wojska, tracił na to fortuny, a potem zadowalał się niekorzystnym układem... Mógł tak panować jeszcze przez trzydzieści lat, podczas których Anglia mogłaby się doszczętnie zrujnować... Tak wygląda Ryszard widziany z boku przez pryzmat historii... Ale wiedza o tym, jak wyglądał wówczas, jako człowiek, który ma serce jak każdy inny, który ma wrażliwość i uczucia jest dostępna dla ludzi, którzy potrafią zagłębić się w sztukę i zrozumieć ją dzięki znajomości kolorytu tamtej epoki... Liczę na to, że David Tennant dzięki swoim studiom poprzedzającym "Ryszarda" oraz dzięki swojej wrażliwości i niezwykłej zdolności do wyrażania ekspresji pokazał Ryszarda nie tylko jako króla, ale również jako człowieka, którym targają namiętności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryszarda można oceniać różnie, w sumie większość historyków jest zgodna, że jego panowanie nie było zbyt udane. Ja uważam, że nie bardzo różniło się od panowania sporej części monarchów sprzed wieków. Co można powiedzieć o Henryku V, który toczył nieustanne wojny z Francją trawiąc na to pieniądze i ludzi, o jego poprzednikach, którzy rozpętali wojnę stuletnią i co rusz ją wznawiali?

      Dla mnie Ryszard II miał jedną wielką zaletę, która pozwala mi spojrzeć na tę postać przychylniej - na jego wyrafinowanym i artystycznym dworze mogli rozwijać swoje talenty malarze, rzeźbiarze, poeci, krawcy, architekci, gdyż na dobrą sprawę był on pierwszym takim dworem w Europie. Wystarczy spojrzeć na Westminster Hall - stanowi on znakomitą pamiątkę po latach panowania Ryszarda. Żadnej postaci nie można oceniać jednoznacznie, zawsze trzeba pamiętać, że historię piszą zwycięzcy, a Ryszard II należał przecież do pokonanych.

      Wiedział o tym Szekspir pisząc swoją sztukę i ukazując władcę jako człowieka przeciwieństw - a Tennant odczytał ją doskonale i pokazał, że jego bohater był nie tylko zblazowanym, rozpieszczonym paniczykiem, ale także człowiekiem od maleńkości wychowywanym pod pewnym kątem, uczonym bycia władcą bezwzględnym i twardym, władcą, któremu wszystko się należy. Pokazał nam monarchę, który jest człowiekiem takim samym, jak każdy inny, pełnym wahania, strachu, kochającym i nienawidzącym, sięgającym wyżyn i spadającym w błoto.

      "Nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim." W. Szekspir, Hamlet

      Usuń
  9. Według wypowiedzi Ani,a wierzę Jej,David odtworzył postać Ryszarda jako prawdziwego człowieka,z wszelkimi odczuciami skomplikowanej natury ludzkiej...targały nim zapewne sprzeczne uczucia,ale pokazał się jako aktor pierwszej klasy;doskonały odtwórca ról szekspirowskich,Majka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku twierdził, że ta rola to wielkie wyzwanie - Ryszard w świadomości Anglików nie jest postacią pozytywną, a jednocześnie w źródłach historycznych można odnaleźć wiele okoliczności łagodzących, które ten wizerunek lekko łagodzą. David Tennant chciał to ze sobą pogodzić i udało mu się znakomicie.

      Usuń
  10. Fantastyczna mimika Davida Tennanta-dobrze,że zamieściłaś te wybrane zdjęcia.Przybliżyłaś mi grę tego aktora,którego prawie nie znałam.Z marcowym już pozdrowieniem,niech szybko zawita wiosna,Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tennanta zdecydowanie warto poznać. Dla mnie był do niedawna jednym z wielu angielskich aktorów, którzy gdzieś tam mignęli mi przy okazji jakiejś produkcji, ale ponieważ tam nie miał możliwości rozwinąć skrzydeł nie bardzo zwracałam na niego uwagę, Teraz, po tym, jak mnie zachwycił swoją osobowością zarówno sceniczną jak i prywatną zaczęłam mu się przyglądać lepiej. I jestem porażona jego możliwościami. Polecam zdecydowanie każdemu, kto lubi inteligentne filmy, miniseriale w produkcji BBC - The politician's husmand i The Escape Artist. Znakomite!

      Usuń
  11. Ja jak zwykle spóźniona w komentowaniu, ale Aniu polemizowałabym jeśli chodzi o Bolingbroke'a. Ta sztuka była zupełnie inaczej pomyślana niż choćby Richard w cyklu "Hollow Crown", czy w interpretacji Fiony Shaw. Tam widz współczuł Bolingbrokowi, kłopotów, mimo wszystko niechcianej korony, a przede wszystkim użerania się (nie da się tego inaczej nazwać) ze zniewieściałym i często dziecinnym Richardem. Tu Ryszard był mózgiem, Bolingbroke to siła. I nic dziwnego, że kraj w godzinie próby wybierze właśnie siłę, siłę która obroni, gdy subtelność i inteligencja mogą sprowadzić na manowce. Ten kontrast dla mnie był zagrany przepięknie, ale dopiero po drugim spektaklu nauczyłam się kreację Nigela doceniać. On co do joty realizował założenia reżyserskie, był prosty, bo w tej interpretacji taki właśnie Bolingbroke miał być. Jako kontrast dla królewskiego (ale królewskością nie przystającą do ciężkich czasów w jakich działa się sztuka) Ryszarda. Zresztą już 6 maja Richard II ukaże się na DVD, będzie można na spokojnie obejrzeć ponownie i podyskutować więcej :) Pozdrawiam i do zobaczenia w Londynie - Ania1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie jest wspaniałe w odbieraniu książek, sztuk czy filmów - każdy ma prawo do własnego, subiektywnego odbioru. Cieszę się, że nie każdemu Nigel się nie podobał. Jakby tak było, to ta genialna sztuka traciłaby sporo w recenzjach. Mnie się jednak nie podobał - miałam własne wyobrażenie Bolingbroke'a oparte tylko i wyłącznie na tekście sztuki. Lindsay zagrał go inaczej, jego interpretacja postaci była inna niż moja, dlatego nie przypadł mi do gustu. Jednak byłoby inaczej, gdyby swoją koncepcję przedstawił z ogromnym talentem, gdyby zachwycił mnie grą aktorską - wówczas jestem w stanie przyjąć każdą interpretację i zachwycać się nią bez zastrzeżeń. Jednak talentu Nigelowi Lindsay'owi zdecydowanie zabrakło - moim skromnym zdaniem. Był sztuczny, sztywny, nienaturalny. I to własnie dlatego nie do końca przyjmuję wizję postaci, którą odtwarzał. Nie zamierzam jednak iść w zaparte i udowadniać każdemu, że tylko ja mam rację:):)
      Dziękuję Ci z całego serca za ten komentarz - doskonale uzupełnia mój tekst, bo co to za recenzja bez polemik?:):)
      Pozdróka wesołe!

      Usuń