Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Conrad Festival. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Conrad Festival. Pokaż wszystkie posty

"Jestem pisarzem, ponieważ jestem czytelnikiem" - Jaume Cabré na Festiwalu Conrada

      
Nie czarujmy się, Jaume Cabré (jakby ktoś jeszcze nie wiedział, jak to się wymawia, to można sobie sprawdzić TUTAJ) pisze cegły! A nawet CEGŁY! Ale ponieważ wkłada w to pisanie całą swoją duszę, nikomu nie przeszkadza objętość jego książek. Wręcz przeciwnie - im więcej stron, tym lepiej. Przed spotkaniem z pisarzem nie miałam pojęcia, że stworzył on już dziesięć obszernych powieści, które my, polscy czytelnicy, poznajemy od końca. I świetnie, bo to oznacza, że jeszcze wiele wspaniałości przed nami:) 

A przecież czytanie książek katalońskiego prozaika wcale nie jest takie łatwe. Jego styl jest pogmatwany, narrator mówi raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie (w zależności od tego, czy zdanie ma charakter subiektywny czy obiektywny), a bohaterowie wyskakują z tekstu jak rybki z wody, by zaraz z powrotem w niego wskoczyć i siedzieć cicho w nurtach powieści przez następne dwieście stron. Książki Cabré są jak rozregulowany wehikuł czasu - nigdy nie wiesz, gdzie i kiedy wylądujesz. Jakim cudem autor ogarnia to wszystko w trakcie pisania, w dodatku bez tworzenia żadnych planów i wykresów - nie mam pojęcia. Ja bym się zgubiła na pierwszym zakręcie. Najważniejsze jednak, że ogarnia i to genialnie. 

Jaume Cabré jest Katalończykiem - to ważne, bo jego dorobek wyrasta z poczucia tożsamości narodowej i z przynależności do środowiska barcelońskiego. Rodzi się pod wpływem tego, czym twórca żył przez wszystkie lata swojego istnienia. Może to jest tajemnicą sukcesu "Wyznaję", "Głosów Pamano" i pozostałych powieści?

Cabré był gościem tegorocznego krakowskiego Festiwalu Conrada. Spotkanie, w którym miałam wielką przyjemność uczestniczyć, było przeżyciem głębokim, zachwycającym, a jednocześnie uroczym. Bo Cabré taki właśnie jest - inteligentny, dowcipny i przesympatyczny. A przy tym gawędziarz z niego zawołany -  jak zacznie mówić, to przestać nie może. 

W tytule miała być palma, ale muszą być Targi Książki, bo inaczej nikt nie będzie tego czytał! :)

O tym, jak wyglądały 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, pisać już nie muszę. Wystarczy, że zajrzycie na jeden z blogów widniejących na pasku bocznym. Każdy był szybszy ode mnie, więc znakomitych opisów i relacji znajdziecie tam sporo. I nie tylko tam. Niektóre są niezwykle optymistyczne, inne podszyte sporą dawką defetyzmu - bo każdy człowiek jest inny. Moja zeszłoroczna wyprawa na Targi okazała się niezbyt udana - nie potrafię poruszać się sprawnie, gdy nie ma czym oddychać. O myśleniu logicznym nie wspominając. W tym roku było o wiele lepiej, gdyż impreza przeniosła się do nowej hali, posiadającej błogosławieństwo pod postacią klimatyzacji. Powietrze więc było. Był też, niestety, spory ścisk, co nie każdemu odpowiada. Wcale się nie dziwię, bo miewam dni, w których uciekłabym na sam widok kolejki czekającej u wrót. Niesamowity był ten ogonek! Mam nadzieję, że przynajmniej atmosfera wśród stojących w nim była miła i rekompensowała czekanie. Nie wiem, bo nie stałam. Ja z branży jestem, więc weszłam innymi drzwiami. ;) 


Znalazłam w Krakowie palmę,
dzięki czemu skupiłam myśli na wspominaniu wakacji,
 a tym samym dzielnie opierałam się naturze,
która chyba postanowiła mnie zahibernować :)

Wciągnął mnie tłum, który mnie wcale nie zmartwił, tylko niezwykle ucieszył. W chwili, gdy na lewo i prawo trąbi się o tym, że Polak nie do końca wie, do czego służy książka, na święcie tego "dziwnego, nieznanego przedmiotu" pojawia się ponad 60 tysięcy ludzi? Rozglądałam się więc z radością, szczerząc się bezczelnie do każdego. Pomachałam Wojtkowi Cejrowskiemu pędząc na spotkanie z Borisem Akuninem, podkadziłam trochę Zygmuntowi Miłoszewskiemu, umówiłam się na spotkanie z Mariuszem Wollnym, ujawniłam Stefanowi Dardzie najważniejszą zaletę mojego wyuczonego zawodu... Dzień spędzony na Targach był obłędny! Poznałam masę wspaniałych osób, zdjęcia znane dotąd tylko z ekranu komputera ożyły i uśmiechnęły się do mnie - naładowałam się pozytywnie życzliwością panującą wokół. Tylko ją chciałam widzieć, tylko ją chłonęłam.




Piątek (24.10) minął mi pod znakiem Festiwalu Conrada, który zaczął się parę dni wcześniej niż Targi. W centrum festiwalowym, osiadłym w Kamienicy Pod Baranami, było przemiło. Jak zwykle zresztą, bo to miejsce ma w sobie specyficzny klimat - miałam okazję posiedzieć tam podczas majowego festiwalu OffPlusCamera i wspominam to doświadczenie z radością. A propos miejsca - na Rynku zaczepiła mnie młoda dziewczyna o nieprzytomnym wzroku: "Przepraszam, tutaj gdzieś jest jakiś plac z baranami czy pod baranami - koleżanka mi mówiła. Wie pani, gdzie to jest?" Młodzież NAPRAWDĘ nie wie? nie zna? nie słyszała?? Czuję się staro...