Jane Johnson "Żona sułtana"


"Od haremu w Maroku po angielski dwór królewski Karola II... Żona sułtana to fascynujące połączenie egzotycznej arabskiej baśni z pasjonującą powieścią historyczną. Przenosimy się do Maroka 1677 roku. Dwór okrutnego sułtana Mulaja Ismaila to miejsce, w którym nikt nie może czuć się bezpiecznie. Bardzo dobrze wie o tym niewolnik Nus-Nus, eunuch, skryba prowadzący sułtańską Księgę Łoża. Nieustannie lawiruje między despotycznym władcą, pierwszą żoną mającą niepokojącą skłonność do trucizn i czarnej magii oraz zepsutym, folgującym swoim zachciankom wielkim wezyrem. Jego niewesoła egzystencja staje się jeszcze trudniejsza, kiedy do haremu trafia Angielka Alys Swann uprowadzona przez piratów. Nus-Nus beznadziejnie się w niej zakochuje. Ona zaś, urodziwszy sułtanowi syna, postanawia uciec..."

Muszę się Wam do czegoś przyznać - zdarza mi się oceniać książkę po okładce... Gdyby obwolutę tej powieści zdobiła przepełniona namiętnością para - ona w przezroczystych tiulach i wymyślnych szarawarach, on w turbanie i kapciach z podkręconymi noskami - to na dłużej niż sekunda moje oko by na niej nie spoczęło. Na szczęście grafik wymyślił prześliczną i przyciągającą wzrok kompozycję. To, co widoczne powyżej nie oddaje całego efektu, ponieważ część żółtej siateczki pociągnięta jest delikatnie złotą farbą, a to, co tutaj wydaje się być zwykłym kolorem niebieskim, w rzeczywistości jest nasyconym turkusem kojarzącym mi się z magią obcej kultury. I wygląda naprawdę interesująco. Zaintrygowała mnie i nawet sugestie, że jest to niezwykle romantyczna historia nie zdołały mnie od przeczytania "Żony sułtana" odwieść. I bardzo się z tego cieszę. Powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce nie zawsze się sprawdza:)

Powieść Johnson opowiada przede wszystkim o Mulaju Ismailu, o zwyczajach panujących na jego dworze, o ludziach, którzy go otaczali. Następne w kolejności są dzieje i przygody Nus-Nusa, niewolnika, kastrata, służącego. Dopiero gdzieś na szarym końcu majaczy się jego miłość do Alys Swann, holenderskiej czy też angielskiej (punkt widzenia zależy od zaawansowania w lekturze) branki. Jest to więc głównie powieść historyczna, awanturnicza, chwilami obyczajowa. Nie wierzcie temu, kto będzie Wam wmawiał, że to romans - osobiście zetknęłam się kilka razy z takimi opiniami.


Przygoda goni przygodę - tajemnicze morderstwo, w które zostaje wplątany zaufany sługa sułtana, piraci porywający piękne białe kobiety, aby je następnie dobrze sprzedać na targu niewolników,  pola bitew, na których nie tylko los jednostki, ale i połowy armii nie ma najmniejszego znaczenia... Nie mogłam się oderwać, chłonęłam atmosferę innej, nieznanej mi kultury, zapachy i dźwięki marokańskiego klimatu, akcję pełną niespodzianek i znakomitych zwrotów.


Dwór sułtana fascynuje z perspektywy czasu, ale życie na nim było nie tylko ciężkie - przede wszystkim było niesamowicie niebezpieczne. Nie tylko dlatego, że roiło się tam od intryg. Być sługą sułtana oznaczało nieustanną walkę o przetrwanie. Główną tego przyczyną był sam Mulaj Ismail (już jego przydomek wystarczy za wiele opisów - Safak Ad-Dima, Przelewający Krew) - tyran, satrapa, szaleniec, ale i wizjoner, twórca potężnego i pięknego Meknes, Miasta Stu Bram. Władca absolutny, nie znoszący sprzeciwu, rzucający na zatracenie połowę swojego wojska, aby tylko udowodnić, że jest jedynym człowiekiem posiadającym prawo do tego, by zasiadać na tronie. Człowiek, który zabija sługi niczym muchy - jednym machnięciem miecza, niewartym uwagi i zapamiętania. Nie znał litości dla nikogo - bezpieczni nie mogli się czuć nawet najbliżsi współpracownicy czy ulubione kochanki. Marzyciel, pragnący zbudować najpotężniejsze i najpiękniejsze miasto świata, rywalizujący z Ludwikiem XIV, który właśnie zabrał się za tworzenie Wersalu.

 

Ismail sam projektował stolicę Maroka, ale co rusz zmieniał zdanie, tu poprawił, tam wymazał - nie interesował go fakt, iż niektóre z budynków już zostały wzniesione i trzeba je zburzyć, by wprowadzić w życie jego kolejne pomysły. W trakcie budowy Meknes straciła życie niewyobrażalna liczba ludzi - nikt się nimi nie przejmował, ponieważ targi niewolników dostarczały siłę roboczą nieprzerwanym strumieniem. Mówi się, iż mury Meknes spłynęły krwią - nie ma w tym przesady, gdyż w zaprawie murarskiej znalazło miejsce wiecznego spoczynku wielu ludzi porwanych z miasteczek, wsi, okrętów, a nawet innych krajów, do których zapuszczali swoje macki marokańscy piraci. Tym bardziej przytłacza fakt, iż większość kompleksu, przy którego budowie życie straciło tysiące ludzi, w ciągu kilku minut uległa zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi mniej więcej w połowie XVIII wieku.

Mulaj Ismail przeszedł także do historii jako ojciec największej liczby dzieci. Przypisuje mi się ojcostwo ponad ośmiuset potomków (dane te zmieniają się w zależności od źródła, ale niezmiennie są porażające). Kiedyś pewna pani naukowiec (a dokładniej Dorothy Einon z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego) zabrała się za weryfikowanie faktów i udowadniała, że żaden w świecie mężczyzna nie byłby w stanie spłodzić takiej ilości dzieci. Nie wszyscy badacze i historycy zgadzali się z jej twierdzeniami, ostatecznie więc nadal nie wiemy, ile dzieci miał w rzeczywistości władca Maroka. Można jednak przypuszczać, że posiadając na własność harem, w którym zgromadził setki, o ile nie tysiące najpiękniejszych kobiet, a do tego korzystając z niego, jak głoszą kroniki, każdej nocy przez dziesiątki lat, Ismail mógł spłodzić naprawdę niewyobrażalną liczbę potomków.

Haremem rządziła niepodzielnie jego pierwsza żona, Zidana. Chodziły słychy, iż jest czarownicą. Przyczyna pogłosek była prosta - każdy, kto śmiał jej się narazić umierał w dość szybkim tempie i to nierzadko w nieprzyjemny sposób. Kto wie, ile dziewcząt i dzieci straciło życie z ręki sułtańskiej nałożnicy? Piękna nie była, ale posiadała klucz do serca swojego królewskiego małżonka na tyle skutecznie działający, że to jej syn, choć wcale nie pierworodny, został ogłoszony prawowitym następcą tronu.


Ismail zasłynął także jako władca na miarę królów europejskich. Za jego panowania Maroko rozkwitło - nastąpił rozwój gospodarczy, handel z innymi krajami szedł pełną parą, powstawały zamki, twierdze, całe miasta. Meknes, stolica Mulaja, to cud świata - potężne mury ciągnące się przez wiele kilometrów, pałace, których zdobienia zapierają dech w piersiach, ogromne bramy przyprawiające o zawrót głowy... Niewiele z tego przepychu dotrwało do naszych czasów, ale i to, co mamy okazję oglądać wzbudza szacunek. Ich twórca czuł się na tyle pewnie na swoim miejscu, że bez wahania ubiegał się o rękę córki Króla Słońce - odmowa doprowadziła go do wściekłości.

O tym wszystkim możecie przeczytać w powieści Jane Johnson, pisarki, która w Maroku spędza sporo czasu - nie tylko dlatego, że wyszła za mąż za Berbera, ale również z tego powodu, iż kultura i historia tego kraju stała się jej pasją. Fakty zostały okraszone wątkiem fikcyjnego sułtańskiego sługi, którego przygody, choć chwilami mogą się wydawać nieprawdopodobne, to jednak pasują idealnie do pełnego niebezpieczeństw, a przy tym egzotycznego dla nas i niepojętego życia na dworze sułtana marokańskiego. Ciekawym motywem jest połączenie historii północnoafrykańskiego państwa z dworami Francji i Anglii. O Wersalu dowiadujemy się przez pośredników, ale już do Londynu zostajemy osobiście przez Nus-Nusa zabrani. Mamy tam okazję obserwować kulturę, która choć przecież znana nam i bliska, zarówno z historii jak i niejednej powieści, nagle wydaje się obca, sztuczna, śmieszna - na tle dopiero co przeżytych przygód w otoczeniu sułtana Maroka.

Do tej pory nie czytałam wielu powieści opowiadających o Maroku czy innych krajach z kręgu muzułmańskiej kultury i religii. Po lekturze tej książki zapewne się to zmieni. Pierwsze w kolejności będą inne dzieła Jane Johnson, a co dalej - to się okaże;)


Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania:
Ilość stron: 448 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7510-956-6




Recenzja powstała dla portalu Oblicza Kultury



 

17 komentarzy:

  1. A mnie właśnie okładka odstraszyła! Jednoznacznie kojarzy mi się z romansem w egzotycznej scenerii. Jak to dobrze, że to nie o miłość tu chodzi - przedstawiłaś tu lekturę, na jaką mam ochotę, obyczajowo - historyczną :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyczajowo-historyczno-awanturnicza! Znakomity relaks, a przy tym sporo wiedzy. Nie mogłam się od niej oderwać, a gdy się okazało, że pod koniec książki zabrakło całej, ponad 30-stronicowej wkładki, to byłam okrutnie wściekła. Aż mi się na cały jeden dzień czego innego czytać odechciało, dasz wiarę:):)??

      Usuń
  2. Narobiłaś mi ochoty na tę książkę. Do tej pory trafiałam jedynie na orientalne romanse, a do tych ciągnie mnie średnio. Z kolei mieszanka historii, kultury, tradycji, wojny i miłości brzmi intrygująco.
    I też niejednokrotnie oceniam książki po okładce :) Szczególnie w bibliotece, w której można myszkować między regałami. Chodzę do niej bez planu co wypożyczę, a potem biorę to co przyciągnie mój wzrok. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już nie raz przeczytałam dobrą książkę dlatego, że mnie zainteresowała okładka. Z drugiej strony zdarzało mi się odrzucać książki, które miały ciekawy opis, ale były odpychająco wydane. Taka trochę estetka ze mnie. Nie hołduję jednak tej zasadzie nagminnie, bo można się sparzyć:)

      Usuń
  3. Jakoś nigdy nie interesowałam się Marokiem, nie przyszłoby mi do głowy żeby sięgnąć po książkę z tej tematyki :) Kraje muzułmańskie w literaturze kojarzą mi się głównie z "W pustyni i w puszczy" i z książkami Karola Maya hihihi :)
    Och, i dostałam kiedyś od pewnej osoby książkę "Stroiciel fortepianów", gdzie też było cośkolwiek o krajach muzułmańskich, ale naprawdę niewiele :)
    Romanse z kulturą muzułmańską w tle są dla mnie zbyt rzewne i tendencyjne, za dużo w nich grania na emocjach czytelnika.

    Dlatego jestem troszkę zaintrygowana Twoją recenzją :) Nie wiem, czy w chwili obecnej skusiłabym się na książkę historyczno-obyczajową opowiadającą o Maroku, ale wezmę pod uwagę w przyszłości :)
    A okładka? Hmmm - masz rację, nie jest typowa dla romansideł, ma w sobie coś zagadkowego :) Cieszę się, że ta pozycja książkowa spodobała Ci się :) Jakoś dziwnym zrządzeniem losu moje gusta czytelnicze z grubsza pokrywają się z Twoimi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że Ci się spodoba. Tylko "troszkę" moja recenzja Cię zaintrygowała? Eee, a ja myślałam, że wszystkie rzucicie się do bibliotek:):):)
      Dla mnie każdy romans, nie tylko te z zaśpiewem muezina, jest zbyt rzewny. Jestem w stanie tolerować wątek miłosny tylko w książkach historycznych z 90-procentową dawką historii.

      Usuń
  4. Nie znam książki, którą tu prezentujesz, ale oczarowanie światem Orientu poznałam. Dwa tygodnie to w sumie mało, by poznać kraj, ale na tyle dużo, by jednak w nim się zakochać. Przez pół roku po powrocie czytałam wszystko, co było dostępne o Maroku. Teraz te wspomnienia przyblakły, przesłonięte przez inne sprawy, inne oczarowania.
    Meknes nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia w porównaniu z innymi cudami marokańskimi - jak Fez czy Marakesz.
    Ta ilość dzieci Mulaja Ismaila podawana jest raczej jako legenda, z uśmieszkiem przewodnika, który sam nie wierzy w to, co mówi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meknes w większej części zostało zniszczone, przypuszczam, że dlatego nie robi takiego wrażenia, jakie chciał w przyszłych pokoleniach wywołać Ismail. A szkoda, bo musiało być imponujące. Ja jestem raczej wielbicielką zwiedzania Europy, ale w sumie Maroko niedaleko, można na chwilę zboczyć z trasy:) Na razie może jeszcze coś o tym kraju i tej kulturze poczytam...

      Usuń
    2. Maroko to tylko 16 km od Giblartaru...
      Absolutnie się zgadzam - Europa i dla mnie to nr 1. Nie do zastąpienia.

      Usuń
  5. Z przyjemnością przeczytam,gdyż od jakiegoś czasu bardzo interesuję się Marokiem,jego kulturą i odrębnością.A widzę z Twojego przekazu,że jest w tej powieści wiele ciekawych faktów,pozdrawiam wiosennie:)))****
    -Izuszka J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo faktów, ale wielką zasługą tej książki jest rozbudzenie ciekawości, chęci sprawdzania historii, dowiedzenia się więcej - takie książki są dla mnie cenne i warte posiadania.

      Usuń
  6. Bardzo chętnie przeczytam,gdyż znam te pisarkę z jej poprzednich książek,ma ogromna wiedzę o realiach Maroka,poza tym przeczytałam też ostatnio i kilka innych pozycji o tym kraju,który ogromnie mnie zainteresował.Tak mi się marzy szczypta Orientu i odwiedzenie Marakeszu:-) lub Casablanki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to mnie przyciągnęło - fakt, iż autorka nie siedzi w Anglii pisząc o Maroku, tylko większość czasu spędza w kraju, który opisuje interesując się jego kulturą i historią. To czyni ją wiarygodną.

      Usuń
  7. Lubię Orient i specyfikę jego miast,stare dzielnice,ogromne mury,minarety,śpiew czy raczej nawoływanie muezinów-Jar

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam książki o haremach,kocham czar i zapachy Orientu,marzą mi się dalekie wyprawy,więc na razie sobie poczytam:)*-Halszka

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem,napisana świetnie;czyta się dosłownie jednym tchem.Doskonale skonstruowana fabuła,akcja wartka,bohaterowie wyraziście przedstawieni.
    Zawsze mnie fascynowało Maroko,to moje niespełnione marzenie;w powieści przedstawione obrazowo,Meknes zapowiada się w trakcie budowy na wspaniałe miasto.Jest tutaj egzotyka,którą tak kocham.Znam inne powieści tej pisarki,zna ona dobrze historię Maroka oraz jego teraźniejszość,jest przecież zona Marokańczyka:-),polecam jako doskonałą lekturę i tę książkę,jak i pozostałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie ta książka była o tyle zaskoczeniem, że ta tematyka jest mi raczej odległa, zabranie się za nią było eksperymentem. No i proszę, wciągnęła mnie tak, że oderwać się nie mogłam. Potęga słowa, nie ma co:)

      Usuń