Stanisława Kuszelewska - Rayska "Kobiety"


"Bohaterkami książki Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej są zdeterminowane i dzielne kobiety, które biorą czynny udział w walce z Niemcami. Są wśród nich te wykształcone i te proste, ale łączy je jedno, miłość do ojczyzny i miłość do synów oraz mężów walczących w obronie swego kraju. W obliczu zagrożenia stają do walki. Odnajdują w sobie niezwykłą siłę i podejmują ryzyko. Drukują ulotki, ukrywają Żydów, organizują szpitale powstańcze, szyją ubrania z tego, co mają pod ręką, oddają krew, by za zarobione pieniądze kupić na czarnym rynku to, co niezbędne. To obraz kobiet walczących każdego dnia o przeżycie. Nie dla siebie, ale dla ukochanych, którym trzeba pomóc, przygotować i dostarczyć paczki do obozu pracy."


Był w moim życiorysie czas, w którym czytałam tylko i wyłącznie książki o tematyce wojennej. Chciałam wiedzieć, pamiętać, znaleźć odpowiedzi, choć trochę zrozumieć. Chłonęłam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. A było tego sporo, bo w wielopokoleniowej domowej biblioteczce pozycji tego typu nigdy nie brakowało. Po jakimś czasie poczułam przesyt. Kolejne książki, po które sięgałam, powielały historie, życiorysy i informacje, poznane przeze mnie wcześniej. 

Przede wszystkim jednak dotarło do mnie, że nigdy w życiu, choćbym nie wiem jak się starała, nie będę w stanie pojąć tego, co przeżywali wówczas ludzie, co czuli, gdy świat walił się na głowy, gdy szaleństwo docierało do ich domów i odbierało im wszystko, WSZYSTKO! Jedyne, co mogłam, to zapamiętać i przekazać dalej, żebyśmy nigdy nie przeszli nad tym do porządku dziennego. 

Potem długo omijałam tę problematykę, krążyłam wokół, ale nie zapuszczałam się głębiej, bo miałam wrażenie, że nic nowego i świeżego nie pojawia się na rynku wydawniczym. Parę lat temu sięgnęłam po poruszającą "Wojnę Klary", zachwyciłam się książką Władysława Bartoszewskiego "Mój Auschwitz", ale na tym skończyły się próby powrotu do tematu. 

Ostatnimi czasy, po latach posuchy, wojna wraca na półki księgarń, co jest zjawiskiem pozytywnym i pożądanym. Młodzi ludzie nie mają dzisiaj większego pojęcia o tym, co się działo w połowie zeszłego wieku. Z oburzeniem wykrzykują, gdy zaczyna się im cokolwiek opowiadać, że to nieprawda, że to niemożliwe, nieprawdopodobne, że przecież prawa człowieka..., prawo do własności..., do życia..., niepodległość..., suwerenność... Słyszy się coraz więcej głosów za tym, żeby nie rozpamiętywać, zapomnieć, żyć przyszłością, a nie przeszłością. 

Pisałam o tym już wielokrotnie, znacie więc moje zdanie na temat uświadamiania młodych ludzi, wychowywania ich poprzez odsłanianie przed nimi Historii. Wiecie, że priorytetem jest dla mnie w tym przypadku pamiętanie i uczenie się na błędach przeszłości. Dlatego cieszy mnie powrót do wydawania literatury, która mówi o losach ludzi w czasach II wojny światowej. Może dzięki temu wszyscy zrozumieją, iż o wojnie trzeba pamiętać. 


Jestem czytelnikiem mocno przekonanym o niedoskonałości wspomnień spisanych po tak wielu latach, za bardzo już przefiltrowanych przez chęci, pragnienia, przez wiedzę, która napływała dekadami. Takie są na przykład opowieści zawarte w "Dziewczynach z powstania" Anny Herbich (Znak Horyzont, 2014) - historie wygładzone przez czas, uwznioślone przez pamięć samych zainteresowanych, starannie wybrane przez redaktorkę... Nie umniejsza to jednak ich niewątpliwej zasługi przypominania nam o tym, jak wyglądało życie ludzi, którym ktoś postanowił zgotować piekło na ziemi. Warto sięgnąć także po "Bohaterki powstańczej Warszawy" Barbary Wachowicz (Muza, 2014) - ja jeszcze nie czytałam, ale książki tej autorki są dla mnie arcydziełem same w sobie, więc polecam je w ciemno.

Nie bez powodu podałam tytuły, w których ukazano wojenne losy kobiet. Zanim tradycyjnie zaczęłam tworzyć degresję za dygresją ;), planowałam od pierwszego akapitu opowiadać Wam o książce poruszającej ten temat właśnie.

Mówi się o tym, że historie kobiet żyjących podczas wojny, zarówno tych biorących udział w walce, jak i tych działających na tyłach, w domowym zaciszu, były do tej pory spychane na boczny tor, pomijane. Owszem, ich rola nie była eksponowana, mało napisano pozycji, które mówiłyby tylko i wyłącznie o nich, ale nie mogę powiedzieć, żeby milczano o nich zupełnie. W wielu książkach, które czytałam do tej pory, przewijały się wspaniałe, bohaterskie postaci dziewcząt, kobiet, o których nie sposób zapomnieć. Wiedza o tym, jak ogromna była ich rola w walce, spływała do mnie przez lata z dziesiątek publikacji, nie jest to więc dla mnie żadnym zaskoczeniem i nie zgodzę się z twierdzeniem, iż do tej pory nic na ten temat nie było wiadomo.

Niemniej jednak... takiej książki jak "Kobiety" Stanisławy Kuszelewskiej - Rayskiej jeszcze nie było. I śmiem twierdzić, że nigdy już nie będzie.


Stanisława Kuszelewska - Rayska

Wiele książek mnie zachwyca, ale ta okazała się fascynująca w sposób wyjątkowy. Jej wydanie jest jak powiew świeżej prawdy historycznej, spojrzenia na wojnę oczyma kogoś, kto jest w niej zanurzony, kto nią żyje i oddycha. Nie są to relacje wywołane po latach, to coś, co działo się dla autorki przed chwilą, opowieści wolne od naleciałości późniejszych czasów. Pod tym względem można ją porównać do "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego.

W książce znajdziemy dwa zbiory opowiadań (obrazów? impresji?) - "Kobiety" oraz "Dziwy życia", napisane bezpośrednio po wojnie i wówczas wydane. Była to jedna z pierwszych książek, które wyszły nakładem Instytutu Literackiego Jerzego Giedroycia. Aż do tej pory nigdy nie ukazały w Polsce!!

Rozumiem doskonale, że wydanie jej w czasach PRL-u nie wchodziło w grę - wiele w niej prawdziwych opowieści dotyczących berlingowców, życia w pierwszych miesiącach po wejściu Armii Czerwonej, zawiązywania się początków nowej władzy... Ale jak można było zapomnieć o takiej perełce i nie wydać jej po 1989 roku? Całe szczęście, dr Sławomir Cenckiewicz, historyk, postanowił Stanisławę Kuszelewską - Rayską Polsce przywrócić. Dołożył wszelkich starań, by wydanie "Kobiet" i "Dziwów życia" doszło do skutku. Te ulotne szkice, notowane niemal na bieżąco, powstały w chwilach dla autorki najcięższych, pisanie ich było dla niej niczym terapia, ratunek. I to jest ich największa zaleta - niezwykła autentyczność, tchnienie prawdy nie przerobionej przez czas i refleksje historyczne.
"1942. Warszawa. Getto. Kto nie widział, kto nie widział, kto nie zobaczył własnymi oczami, ten niech nie próbuje zrozumieć, niech - nie - próbuje - zrozumieć."
Stanisława Kuszelewska - Rayska była żołnierzem. Walczyła już w czasie Wielkiej Wojny, była aktywna politycznie i społecznie przez cały okres dwudziestolecia, od pierwszych dni II wojny światowej brała czynny udział we wszystkim, co miało związek z oporem stawianym wrogowi. Pozostała w kraju, gdzie wraz z córką brała udział w Powstaniu Warszawskim. Z pokonanej stolicy wyszła sama - jej ukochane dziecko, Ewa Matuszewska ("Mewa"), została zamordowana przez Niemców pod koniec powstańczego września.


Ewa "Mewa" Matuszewska 

Ze względu na swoją ofiarną aktywność, autorka "Kobiet" była pierwszorzędnym świadkiem historii. A przy tym miała idealny zmysł literacki, cudowny, lekki styl, którym zaczarowuje czytelnika. Raz jest to niemal baśniowy obrazek, innym razem sucha relacja - niezależnie od obranej przez autorkę formy, język, którego używa, jest najpiękniejszą odmianą polszczyzny.

Opowieści, które znalazły się w obu zbiorach, to krótkie impresje, ukazujące kobiety w najróżniejszych wojennych sytuacjach - od konieczności radzenia sobie z brakiem jedzenia, po stanie na pierwszej linii frontu. Wszystkie obrazki zostały spisane z pamięci, to nie fikcja, a zbeletryzowane wspomnienia. Są pełne pokory, nie ma w nich wielkich słów, wychwalania pod niebiosa bohaterstwa - to proste, a jednocześnie sugestywne przedstawienie faktów, z których my sami mamy wyciągnąć wnioski.
"- Pocałuj mnie na do widzenia, syneczku - szepnęła łzawo pani Kazimiera. Jak ona umiała wymawiać słowo "syneczku"! Zdawałoby się, ot, kilka syczących, niezdarnych liter, ale nie, to był obłok płatków różanych. Falował, otulał, różowiał, dymił wonią, sięgał niebios. Sy-necz-ku. - Ach, te baby! - burknął Jędrek z tłumioną, męską serdecznością. - Daj pyska."
Nie znajdziemy tutaj dwóch takich samych kobiet. Heroiny pochodzą z warszawskich kamienic, ze szlacheckiego dworu, z wiejskiej chaty. Niektóre dopiero wstały ze szkolnej ławki, inne są w kwiecie wieku, są też takie, których życie dobiega końca, bo przeżyły już bardzo wiele lat. Wszystkie są identyczne pod jednym względem - służą Polsce i idei wolności tym, co potrafią robić najlepiej. Na polu bitwy, w konspiracji, w powstańczej kuchni, ukrywając zbiegów, przechowując broń, dostarczając ulotki, rozkazy...

Poprzez pełne wdzięku opowieści o bohaterkach, cichych, ukrytych, o których nikt nie wiedział, którym nikt nie gratulował, na piersiach których nie zawisły ordery, przebija opisana genialnie rzeczywistość wojenna - okupacyjna, powstańcza, partyzancka. Aresztowania, łapanki, nocne wizyty gestapo, rozstrzelania, mały sabotaż, zamachy. Ukryci ludzie, przechowywana broń, drukarka do "bibuły", gromadzenie zapasów na wypadek walki, szpitale, krew, ból... Wszelkie barwy strachu i cierpienia, niepewności i tęsknoty, ale także odwagi graniczącej z brawurą. W każdym polskim domu toczył się bój o wolność.

Opowiadania Kuszelewskiej - Rayskiej opanowały moje myśli, zadziwiły i rozkochały w sobie. Każde słowo pisane było tęsknotą, rozpaczą, każde miało na celu zachowanie dla potomnych bohaterstwa kobiet, które były naszymi matkami, babciami, ciotkami, których krew płynie w naszych żyłach.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 432 s.
Oprawa: miękka 
ISBN: 978-83-7785-508-9 



11 komentarzy:

  1. To bardzo dobrze, ze wreszcie ta ksiazka wyszla. Jakkolwiek nie czuje sie teraz na silach ja przeczytac, na pewno to zrobie w niedalekiej przyszlosci. Dziekuje za rekomendacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam z czystym sumieniem. Prawda o wojnie w najczystszej postaci, a jednocześnie nie brutalna, a skupiająca się raczej na uczuciach.

      Usuń
  2. Jeszcze nie wysłałam listu do Świętego Mikołaja, jeszcze uzupełniam, jeszcze dopisuję , ale JUŻ się cieszę na tą czytelniczą ucztę :)
    Dziękuję za to, że jesteś.
    Buziaki.
    Cedra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, te listy do Mikołaja, ciężko skończyć je pisać, lista się wydłuża w nieskończoność :)

      Usuń
  3. Zgadzam się z tą opinią i podpisuję się pod nią rękami i nogami. Książka jest wyjątkowa. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać, a potem oddać się refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książka Kuszelewskiej wywołuje głębokie refleksje - nie szokuje brutalnością, nie zraża naturalizmem, ale właśnie daje powód do zastanowienia się nad wieloma sprawami, nad miłością, wiernością, poświęceniem, itd.

      Usuń
  4. Piękna i wzruszająca recenzja,i nie tylko,napisana sercem:)!
    Świadczy o doskonałej znajomości poruszanych spraw,tak bardzo trudnych,powikłanych przez nasze dzieje.
    Takich książek teraz bardzo potrzeba i ludzi propagujących je,zachęcających do czytania,a czynisz to zawsze z pasją:),pozdrawiam w nastroju melancholii jesiennej-Aniu-
    Zoja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten temat faktycznie jest moją pasją. Tyle przeczytałam książek o wojnie, a jeszcze do tej pory nie trafiłam na żadną, którą można porównać do tej. Jest jedną z najlepszych, najpiękniejszych, a jednocześnie najbardziej wzruszających.

      Usuń
  5. Już czytałam o tej książce i zapisałam sobie ją na listę książek do przeczytania i posiadania....Teraz zostałam dodatkowo zachęcona.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj koniecznie, sprawia, że zaczyna się nagle na wojnę patrzeć trochę inaczej, niż patrzyło się do tej pory...

      Usuń
  6. Książka piękna;polecam ją każdemu,podobnie jak Ania.
    Napisana językiem poetyckim,wspaniałą polszczyzną,opowieści tej niezwykle dzielnej,wspaniałej kobiety,czyta się jak powieść pełną dramaturgii i...bólu.Mnóstwo ciekawych informacji dotyczących samej powstańczej i w ogóle wojennej Warszawy,losy warszawiaków po klęsce powstania,prześladowania żołnierzy AK,wkroczenie wojsk radzieckich.Ciekawy rozdział "Czerwony Kraków".Czasem aż trudno uwierzyć,do jakich poświęceń i cierpień zdolne były kobiety-matki,żony,narzeczone.
    Znam dużo opowieści powstańczych,ale akurat te ważne ze względu na czas ich spisania,są autentyczne,pisane cierpieniem.
    Szkoda,że dopiero teraz pozycja ta wydana w Polsce,w Rzymie ukazała się już w roku 1946,potem zaś w Londynie.Do czytelnika dociera teraz ta bardzo wartościowa,godna polecenia opowieść.
    Ciepło i pięknie wypowiada się o niej Lechoń,wspomina Wańkowicz.
    Pisarka znana była w kręgach konspiracji i na uchodźstwie.

    OdpowiedzUsuń