Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Joanna Jurgała-Jureczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Joanna Jurgała-Jureczka. Pokaż wszystkie posty

Joanna Jurgała - Jureczka "Tajemnice prowincji"


"Justyna Skotnicka powraca do swoich rodzinnych stron. Zostaje kustoszem niewielkiego muzeum hrabiny Doenhoff. Pełna obaw, czy poradzi sobie w nowej sytuacji, przejmuje również tymczasową opiekę nad synami siostry: niesfornym pierwszoklasistą, Kubą i jego dużo starszym bratem, Maciejem. W Brzozowie zamierza spędzić tylko rok. Wbrew oczekiwaniom nadchodzący czas przyniesie jej sporo niespodziewanych wrażeń. Kobieta pozna związaną ze Śląskiem Cieszyńskim rodzinę Kossaków i ekscentrycznego Witkacego, porozmawia z dawną dziedziczką Brzozowa, spotka wyniosłego prawnuka hrabiny, a także mieszkańców prowincji. Odtworzy niezwykłe wydarzenia z przeszłości, wpisane w rytm wielkiej historii, dostrzeże urok zmieniających się pór roku, które z dala od zgiełku wielkich miast każą spojrzeć na życie i ludzi z innej perspektywy. Czy Justyna znajdzie prawdziwe i dojrzałe uczucie? Jaki wpływ na nią i  mieszkańców prowincji będą miały rozwiązane zagadki i ujawnione tajemnice?"


Ależ mnie Leń dopadł. Lenia tłumaczy się zazwyczaj ucieczką weny twórczej, czyli gremialnym wyjazdem wszystkich olimpijskich muz na wycieczkę. Wszystkich, bo nigdy nie wiem, która w rzeczywistości odpowiada za moje zwyczajowe gadulstwo: Calliope, Clio, czy może ta, którą lubię najbardziej, czyli Thalia :) Niemniej jednak czasami trzeba rzeczy nazywać po imieniu, a nie poetyzować na siłę - to po prostu zwykły, prozaiczny Leń przez wielkie L. Wakacyjna egzystencja jest jakimś wytłumaczeniem - jeździ się to tu, to tam, a nawet jak się nie jeździ, to ma się Bąbla przez cały dzień w domu i trzeba mu rozrywkę zapewniać. Warunki do pisania znikome. A wieczorami tak ciągnie do książki czy do filmu... Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za ten tradycyjny letni przestój i nie zrezygnujecie z zaglądania tutaj.

Minęło już sporo czasu od chwili, w której postanowiłam polecić Wam książkę miłą, lekką i przyjemną (postanowiłam i udałam się na wakacje, po czym przez jakiś czas nie chciało mi się postanowienia zrealizować - i jak widzicie, zwaliłam winę na Lenia). Wszelkiej maści sondaże, listy i prognozy dostępne w Internecie od początku wakacji twierdziły, że taka właśnie lektura jest do walizki i na łono natury najbardziej pożądana. W moim przypadku pora roku nie ma tu nic do powiedzenia, wybór zależy tylko i wyłącznie od mojego humoru i ochoty, więc "podpowiadacze", którzy chcą mi włożyć w dłonie tonę niezbyt wymagających powieści obyczajowych, są mi zazwyczaj zbędni. Przeglądam jednak ich propozycje, bo zdarza się, że natrafię na coś interesującego, na co normalnie uwagi bym nie zwróciła. I właśnie taką sympatyczną książeczkę, wyłowioną przypadkiem, chciałam polecić tym z Was, których najdzie ochota na przeczytanie czegoś niezwykle przyjemnego, niewymagającego skupienia i głębszej kontemplacji. Cóż, jeszcze zdążę, w końcu lato trwa - niektórzy ciągle mają wakacje, inni rozkoszują się urlopem, wszyscy mają sporo pięknej, chwilami wręcz upalnej, pogody (pomijam trąbę powietrzną, która niedawno przemknęła w mojej okolicy).