Sporo już czasu minęło od chwili, gdy ostatnio zaglądaliśmy do mojego ulubionego skandalisty okresu międzywojnia i sprawdzaliśmy, co u niego słychać. Najwyższy więc czas znów go odwiedzić. Pamiętacie romans młodego małżonka Zofii Pareńskiej z aktorką, Jadwigą Mrozowską? Tym razem przygoda zakończyła się bez większych dramatycznych scen (pomijając kilkudniowe topienie smutków w kieliszku, ale o tym nie warto nawet wspominać - takie niewinne morderstwo popełniane na troskach było dla ówczesnych artystycznych dusz chlebem powszednim), pozostali przyjaciółmi i przez jakiś czas odwiedzali się wzajemnie. A choć w pismach Żeleńskiego nie raz można natknąć się na zdania świadczące o tym, iż był on sceptyczny wobec kobiet uprawiających zawód aktorki i nie miał o nich najlepszego zdania, ciągnęło go do nich niezmiernie i kolejnych ofiar swojego uroku poszukiwał właśnie na scenie.
Znaną anegdotę o tym, jak "wielki pan pediatra" Tadeusz Żeleński usiłował wmówić matce chorego niemowlęcia, które skończyło zaledwie drugi miesiąc życia, że maleństwo zatruło się rybą, a potem ze skruchą zgodził się wezwać "prawdziwego" lekarza, przytaczałam już przy okazji artykułu o Dagny Przybyszewskiej (a propos - Bukowy Las wydaje w maju powieść biograficzną o tej fascynującej kobiecie - nie przegapcie!). Przypominam ją dlatego, że właśnie zamierzam napisać parę słów o mamie tego biednego dziecka, powierzonego lekarzowi, którego powołaniem było zostać pisarzem. Nazywała się Izydora Leszczyńska i po jakimś czasie została, jakżeby inaczej, aktorką.