Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytaty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytaty. Pokaż wszystkie posty

Raptularz impresjonistyczny [2]

Światło, dźwięk, powietrze, ruch... Na to, co mnie otacza i tworzy tło dla mojego życia patrzę oczyma impresjonistów. Nauczyli mnie widzieć, ukształtowali moją wrażliwość na piękno. Przez pryzmat ich obrazów dostrzegam złote plamy światła w koronach drzew, skrzącą się klejnotami wodę, nieskończoność otaczających mnie kolorów. Zdarza mi się siedzieć nad rzeką i zupełnie zapomnieć o rzeczywistości, bo moje myśli wiążą ze sobą teraźniejszość i przeszłość. Materializuje się przy mnie Monet stojący przed sztalugami, trzymający pędzel niczym dyrygent batutę i wykończający obraz delikatnymi chmurkami farby. I widzę pejzaż takim, jakim zobaczyłby go on - sto lat temu. Czuję na twarzy to samo światło, które co minutę zmieniało wygląd fasady katedry w Rouen i o każdej porze dnia inaczej barwiło stogi siana w Giverny.

Georges Clemenceau pisał: "Prekursorskie oko Moneta wyprzedza nas i prowadzi w kierunku nowego spojrzenia na świat. Wzbogaca i wyostrza nasz odbiór tego, co nas otacza".

Pissarro, Manet, Boudin, Renoir, Monet, Degas, Sisley, Bazille, w końcu Cezanne i Van Gogh - to postaci historyczne, które są mi bliskie jak żadne inne. Są moimi przyjaciółmi. Znam ich życiorysy niemal tak dobrze, jak swój własny, ale przede wszystkim patrzę na świat ich oczyma. Dzięki temu widzę więcej, zachwycam się mocniej. To przez nich płaczę czasami, patrząc na jakiś obraz - piękniejszy jeszcze niż rzeczywistość. To ich wina, że zdarza mi się siedzieć w ciemności z szeroko otwartymi oczyma i zastanawiać się, ilu kolorów trzeba użyć, by namalować mrok.

Uwieczniali ruch wody, parę kłębiącą się w powietrzu, dźwięk wiatru w trawie, przestrzeń, pory dnia - poranną pieśń skowronka, popołudniowy skwar, wieczorny chłód... Utrwalali dla nas to, czego nie odda fotografia, czego nie opisze żadne słowo. Chwytali swój świat, byśmy mogli go oglądać dziesiątki i setki lat później. 

"Wziął w dłonie ulewę spadającą na morze i rzucił ją na płótno."
Guy de Maupassant o Monecie

Dla Moneta światło było bóstwem, kochał je bardziej od siebie samego. Taką pasję mogę tylko wielbić. Widzę ją na każdym płótnie, na którym uwiecznił swój zachwyt - wówczas oddycham tym samym powietrzem, którym oddychał on i jego przyjaciele.

Gdy panny Brontë były guwernantkami...


Guwernantka.

Niepozorne słówko, które potrafi wywołać jedyne w swoim rodzaju emocje. Przypomina mi cudowne godziny spędzone nad najpiękniejszymi, pisanymi dawno temu powieściami. Niesie ze sobą powiew dziewiętnastego wieku i wizję armii panien z włosami związanymi w koczek, przemykających po posępnych korytarzach szkół i dworów. Dzięki literaturze dziewczęta te stały się ważnym elementem naszych wyobrażeń o czasach, w których przyszło im żyć. 


Hellen Allingham, Lekcja, ok. 1880

Romantyczny dla dzisiejszego czytelnika zawód guwernantki był w rzeczywistości gorzkim i ciężkim losem. Praca nauczycielki domowej była w XIX wieku jedynym godnym szacunku zajęciem dla dobrze urodzonej panienki, która została zmuszona do zarabiania na swoje utrzymanie. Nierzadko traktowane na równi ze służbą, lekceważone, często poniżane - życie guwernantek nie było usłane różami. Nie każda miała szczęście zostać przyjaciółką swojej podopiecznej, a następnie dobrze wyjść za mąż - jak panna Taylor, jedna z bohaterek "Emmy" Jane Austen. 

Dojrzeć Ducha ponad malinami z koszyka Aliny, czyli 205. rocznica urodzin Juliusza Słowackiego


"Ten wielki poeta... miał serce... jak niewiasta tkliwe. Spoglądał on z miłością, rodzicielską jakby, na każde cierpienie ludzi słabszego ducha - i zniżał się do nich z pociechą, taką jednak zawsze, która ich podnosiła z upadku i pojęciem smutku panującego wiecznie na wyżynach ducha, koiła ich drobne, osobiste smutki. Zresztą jakaś niewidzialna, lecz nieprzeparta siła ciągnęła już ku niemu każdego, komu do siebie raz zbliżyć się pozwolił" - to słowa wspomnienia o Juliuszu Słowackim zapisane przez Aleksandra Niewiarowskiego, poetę i dziennikarza, przyjaciela twórcy Króla-Ducha w jego ostatnich latach życia. 

Możecie mi nie wierzyć, ale twórczość Słowackiego pokochałam w szkole podstawowej, w chwili, w której miałam nauczyć się na pamięć Z pamiętnika Zofii Bobrówny. Te śliczne, urocze strofy, których większa część moich rówieśników z założenia nie znosiła (jak czegoś każą się uczyć, to oznacza, że nic to nie jest warte - mnie też to w pewnym momencie dopadło, bo nie cierpię Gombrowicza, ha!), zapadły mi w serce głęboko, a potem już każdy kolejny poznawany utwór pogłębiał obsesyjną miłość. Najpiękniejsze na świecie liryki, genialne dramaty, wzruszające listy, przepiękny raptularz - wszystko to wymieniłabym jednym tchem na początku listy utworów, które ukształtowały moją pasję.

O tym, jak rodzice spać dziecku nie dają :)

Dzisiaj u mnie w domu bardzo rozchichotany wieczór. Tylko Bąbel u siebie w pokoju zły, bo mu spać nie dajemy. Mój mąż dorwał "Wyspę na prerii" Wojciecha Cejrowskiego i usiłuje mi co rusz kolejne fragmenty czytać na głos. A ja nie chcę, bo jak tylko łaskawie raczy mi książkę oddać, to przeczytam sobie sama. W ramach rewanżu zdjęłam z półki "Gringo wśród dzikich plemion" tegoż autora i tak się przerzucamy cytatami. A ponieważ miałam w planach napisać dziś coś ciekawego, ale mi w tym udatnie przeszkadza poniedziałkowe "nie chce mi się", więc Was też po prostu kilkoma cytatami obdaruję. A miejcie i Wy wesoły wieczór:)

Wszystkie poniższe cytaty pochodzą z książki Wojciecha Cejrowskiego "Gringo wśród dzikich plemion", Zysk i S-ka, 2011.


HEHENY

"Mówiąc najbardziej delikatnie - Peren nie jest ziemią, która żywi. Chyba że potrafimy zadowolić się dietą złożoną z owadów. Ooo, wtedy Peren daje nawet szansę przytyć. 
Gryzło i bzyczało wszędzie. Myślę, że stanowiłem tu dawno nie widzianą atrakcję - człowiek pełen krwi, pokryty cienką skórką, którą łatwo przekłuć. Albo się przez nią przegryźć. 
Wtedy to po raz pierwszy poznałem heheny - owady, które nie kłują, tylko się wgryzają. A potem chłepczą taplając mordy w wypływającej krwi. Żeby im za wcześnie nie zakrzepła, plują na lewo i prawo czymś takim, co przy okazji wywołuje swędzenie. Po jedzeniu odlatują i zostawiają na pamiątkę maleńki czarny punkcik, wielkości takiej jak one same. Ten punkcik to skrzep. Zostawiają też oczywiście - bo jakżeby inaczej - swędzenie. Jego wielkość jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości hehena. 
Było ich pełno. W każdym razie tak myślałem wtedy. Kilka lat później nad Orinoko przekonałem się, że pojemność słowa "pełno" jest dużo większa."

AUTOSTOP

"Rano, po dotarciu do Sayaxche oglądaliśmy ślady po kulach na obu burtach ciężarówki, mniej więcej na wysokości naszych pięt. Przestrzelone były także drzwi szoferki od drzwi pasażera. 
Jakie to szczęście, że kierowca był nieużyty i nie chciał wieźć nikogo obok siebie - teraz ten ktoś byłby dziurawy. A zgadnijcie KTO mu proponował za to miejsce pięć dolarów?"

Historia pewnego oczarowania - "Nigdziebądź" Neila Gaimana

"Nigdziebądź" Neila Gaimana to nie książka - to przygoda! Od dawna słyszałam, że jest to jedna z najlepszych powieści fantasy naszych czasów, ale ja w takie zapewnienia zazwyczaj nie wierzę - wydawcy wiedzą co robią, gdy umieszczają podobne hasła na okładkach. Gaiman kojarzył mi się tylko z "Koraliną" w wersji filmowej i komiksowej oraz z przyjemną baśnią "Gwiezdny pył", która o wiele bardziej podobała mi się na ekranie niż pod postacią książki. 


Londyn Pod
      
Perełki zwykle znajduje się przez przypadek. Natrafiłam kiedyś na słuchowisko radiowe BBC, które zostało zrealizowane na podstawie "Neverwhere" ("Nigdziebądź"), przy udziale Gaimana jako twórcy scenariusza. W ramach szlifowania znajomości języka angielskiego założyłam słuchawki i... nie zdejmowałam ich przez dłuższy czas. Przepiękna produkcja, bez reszty wciągająca w świat magiczny, tajemniczy i pełen przygód. Znakomita obsada, wspaniałe efekty foniczne - mając do dyspozycji tylko dźwięk można stworzyć arcydzieło. Takie cuda to tylko w BBC.
Rozległ się szelest, niczym wiatr przemykający przez las albo bicie potężnych skrzydeł.

I jak tu nie kochać jesieni?

I znowu nadeszła... Z jednaj strony piękna, radosna i kolorowa (teoretycznie - wszystko zależy od oświetlenia), z drugiej smutna, ponura, deszczowa... Różnie bywa. Wzbudza we mnie mieszane uczucia, jednak zdecydowanie więcej pozytywnych (ha! mówię tak zapewne dlatego, że dziś było ciepło i słonecznie). Czasami wzdycham z rozpaczą, gdy muszę wyjść na dwór w deszcz i wichurę porywającą szalik (zawiązany "na Sherlocka", a jakże!), dopada mnie melancholia, gdy przez mgłę nie jestem w stanie dostrzec pięknych barw jesiennych liści, a zdarza się też, że łzy wyciska mi myśl o zbliżającej się zimie. I chciałoby się wówczas powtórzyć za poetą:

Eeech! to się jesień zaczęła
 i nie ma komu dać w mordę... 
Tristis est anima meausque, 
jak mówią, ad mortem.*
K.I. Gałczyński, Cyrulik jesienny

*dla tych, którzy łaciną męczeni nigdy nie byli i łacińskich sentencji nie mieli szczęścia wkuwać: Tristis est anima mea usque ad mortem - Smutna jest dusza moja aż do śmierci.

Z drugiej strony nic tak nie wywołuje uśmiechu, jak radość dziecka zbierającego kasztany, nic tak nie zachwyca, jak niemal surrealistyczne widoki żółto-czerwono-rdzawych Bieszczad. Poza tym bardzo fajnie brodzi się w kolorowych liściach:) 


V. van Gogh, Drzewo morwowe jesienią
Najpiękniejsze wiersze mówią o jesieni. A jaka w nich różnorodność - od złotej radości, po śmiertelny smutek. Każdy ciepły, słoneczny jesienny dzień naładowuje moje baterie, które uruchamiam wówczas, gdy "dżdżu krople padają i tłuką w me okno..." A propos - gdyby nie ta właśnie pora roku, to Staff nie napisałby "Deszczu jesiennego". I świat od razu byłby uboższy...

Jesienne słoneczniki ostatniego dnia lata

Za moim oknem trochę za bardzo ponuro jak na złotą jesień, nie wspominając o tym, że dziś jeszcze, bądź co bądź, jest lato:) Słońce nawet na chwilę nosa zza chmur nie wystawia, a wiatr mocno szarpie liśćmi. Nie traćmy jednak ducha - zawsze można wczołgać się pod kocyk i poczytać coś w niedzielne popołudnie:) Ja mam na balkonie dodatkowy pocieszacz pod postacią żółcących się jeszcze słoneczników, a na biurku... vangoghowski bukiet od przyjaciółki:) Przesyłam zdjęcia, żeby i Wam (jeśli potrzeba) humor poprawiły, ze szczególną dedykacją dla guciamal w nagrodę za odgadnięcie nazwiska mojego ulubionego rzeźbiarza. Na październikowy, dzwoniący o szyby, staffowski deszcz jeszcze przyjdzie czas, na razie uśmiechają się do nas jeszcze małe, żółte słoneczka.


Kwiatami, które uszczknąłem, 
Pozdrowień przyjmij tysiące! 
Ach! Ileż razy się zgiąłem, 
Gdy je zbierałem na łące, 
I do serca przycisnąłem 
Nie raz, a dwa tysiące! 
J.W.Goethe, Pozdrowienie kwiatami

Matka i dziecko

W zeszłym roku zamieściłam post o samym tylko Dniu Dziecka - niektóre z moich ukochanych obrazów i cytatów, coś dla oka i dla ducha. Tym razem postanowiłam połączyć w jedno święto Mamy ze świętem jej Pociechy i obdarować Was kolejnymi moimi zachwytami. To dla mnie szczególny czas - 26 maja byłam mamą już po raz ósmy...


Berthe Morisot (1841-1895)


Stanisław Wyspiański (1869-1907)

"Matka, jak Pan Bóg, może kochać wszystkie swe dzieci, każde z osobna i każde najwięcej."  
Zofia Kossak, Dziedzictwo

Joanna D'Arc - godna pędzla nie tylko Matejki

Odkryłam ostatnio cudowny obraz Jana Matejki, o którego istnieniu niby wiedziałam, ale jakoś nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. Nie jestem nawet pewna, czy kiedykolwiek widziałam go w całości. Zwiedzając niedawno Galerię Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach przystanęłam na dłużej przy niewielkim obrazku namalowanym przez mistrza Jana przedstawiającym Joannę D'Arc. Nie mogłam się nie zachwycić, zwłaszcza, że postać Dziewicy Orleańskiej jest mi bardzo bliska. 


Krakowska wersja obrazu Matejki "Dziewica Orleańska" (1883)

Grzebiąc potem gdzie się da w poszukiwaniu informacji o tym dziele przypomniała mi się wiedza zdobyta dawno temu i do teraz zapomniana: jednym z niewielu obrazów Matejki niedotyczącym historii Polski jest właśnie "Dziewica Orleańska" - największe płótno stworzone przez tego malarza (ma prawie 50 metrów kwadratowych!). Muzeum w Krakowie posiada tylko mały szkic olejny, natomiast właściwy obraz znajduje się w muzeum w Rogalinie. Przedstawia wjazd Joanny do Reims w 1429 roku. 


Jan Matejko, Dziewica Orleąńska, 1886
W glorii chwały i świętości wiejska dziewczyna, która właśnie pokonała Anglików, wiedzie na koronację delfina Karola VII. Niedługo potem zostanie zdradzona przez tych, którzy w chwili triumfu ogłaszali ją wybawicielką Francji i pośrednio wydana w ręce wroga. Joanna miała na sobie białą zbroję, błyszczącą niczym srebro i otulającą ją całkowicie. Jedną ręką kierowała konia, a w drugiej trzymała olbrzymią białą chorągiew obszytą jedwabiem; na polu usianym kwiatami lilii postać Zbawiciela i dwóch aniołów trzymających w dłoniach lilię. Z boku napisano słowa: "Jezus Maria." J. Benzoni

Wiatr zmian Vianne Rocher

CZEKOLADA

Czekolada kojarzy mi się zawsze z czymś przyjemnym. Jaką lubię najbardziej? Czy Vianne i w moim przypadku nie popełniłaby błędu? Na pewno nie, przecież jest czarownicą, wróżką czekolady, choć się do tego nie przyznaje. Spojrzałaby na mnie spod lekko przymkniętych powiek, przyjrzała się kolorom mojej aury i od razu sięgnęłaby po miętowe, aksamitne nadzienie oblane ciemną, bardzo gorzką czekoladą. A może po coś zupełnie innego? Może najbardziej lubię to, czego jeszcze nigdy nie próbowałam? 
"(...) na toaletce rzędy buteleczek, jak gdyby zamknięta w nich armia duchów wyczekiwała uwolnienia."
"Patrzył na mnie. Jego oczy stały się niemal fioletowe w mętnym oświetleniu gwiazd."
"I parsknęła śmiechem, który brzmiał tak, jakby skrzypce oszalały."


Pasja życia Vincenta van Gogha

Dziś jeszcze nie będzie wielkanocnego artykułu. Ci z Was, którzy zajrzą tutaj w niedzielny poranek trochę się zapewne zdziwią, ale "co się odwlecze, to nie uciecze" - zrobię wszystko, żeby odpowiedni tekst, od dawna planowana niespodzianka świąteczna, ukazał się jutro wieczorem, w sam raz na Wielkanocny Poniedziałek. 

Teraz życzę Wam krótko przepięknych, kolorowych Świąt, podczas których wcale nie będzie przeszkadzał fakt, iż za oknami nic jeszcze nie kwitnie i się nie zieleni. Niech będą takie, jakie kochacie, niech sprawią Wam satysfakcję i dadzą poczucie dobrze spędzonego czasu. Niech przyniosą Wam siłę i spokój!


Gwiaździsta noc, 1989

Przyczyną odłożenia tematyki Wielkiej Nocy może być tylko Vincent van Gogh. W sumie każdy dzień byłby dobry na to, by o nim napisać, ale dziś obchodzimy 160. rocznicę jego urodzin, nie może go więc w takiej chwili zabraknąć na zielonym blogu. Wiele czynników składa się na podziw, jakim go darzę. Nie są to tylko same obrazy, których wcale nie przyjmuję bezkrytycznie - niektóre z nich po prostu mi się nie podobają. Nie przepadam na przykład za jego portretami. Szanuję go za determinację, pasję, za bardzo dobre serce, za to, ile w życiu wycierpiał - nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie. Kocham to, w jaki sposób prowadził pędzel, jak nakładał farby na płótno. Zdarza mi się, że wolę z bliska przyglądać się szczegółom jego dzieł, niż oglądać cały efekt z odległości. Miałam to szczęście, że widziałam niektóre oryginały prac van Gogha. Było to wspaniałe przeżycie - zobaczyć, w jaki sposób tworzył arcydzieło, jak dobierał kolory, w jakiej kolejności nakładał je na obraz. Przy oglądaniu samych tylko płaskich reprodukcji nie da się dostrzec, że jego dzieła są niemal trójwymiarowe -  tak grubo niekiedy nakładał farbę. Kolory aż wylewają się z obrazu, a niebo faluje, płynie, porusza się - w tym tkwi magia malarstwa Vincenta. 


fragment obrazu Domy w Auvers, 1890


Pierre-August Renoir - malarz radosny

172 lata temu światu został ofiarowany chłopiec, który sprawił, że ludzie są szczęśliwsi. Czy można patrzeć na to, co namalował i nie czuć w sercu radości i spokoju? Wystarczy mi jedno spojrzenie, by mieć ochotę biec do ludzi, których portretował, usiąść z nimi na trawie czy przy stoliku i gawędzić w cieple słonecznych promieni, śmiać się razem z nimi, cieszyć życiem. Każdy pejzaż czy obraz natury, który wyszedł spod jego pędzla zachwyca harmonią, kolorem i sugestywnością. Niemal słyszę ptaki ćwierkające wśród gałęzi, marzę o tym, by biegać wśród drzew łapiąc plamki słońca prześwitujące spomiędzy liści i leżeć z książką na trawie. Wśród JEGO drzew i na JEGO trawie, bo są one piękniejsze i bardziej miękkie niż te prawdziwe. 
Szarość jest wrogiem malarstwa! Należy odrzucić wszelkie kolory ziemiste, używać zieleni i fioletu, nakładać je w stanie czystym, w miejscach jasnych, bez mieszania.
August Renoir


Ogród różany w Wargemont (1879)

Père Lachaise - Mały Paryż Wielkich Ludzi

Przeglądałam niedawno zdjęcia, które parę lat temu przywiozłam z pobytu w Paryżu. Znalazłam wśród nich te, które niezmiennie urzekają mnie niepowtarzalnym klimatem niespotykanym nigdzie indziej. Nie jest to zasługa fotografa, ale miejsca na nich uwiecznionego. Błądząc ulicami miasta wypatrywałam duchów przeszłości. Oczy mojej duszy zamknięte były na współczesne samochody, turystów, na witryny sklepowe, reklamy i neony. Wędrowałam otoczona mgiełką tajemniczości, niczym ulotna postać z dawnych lat. Czy byłam widoczna dla ludzi, którzy mnie mijali? Nie wiem - nawet jeśli zwracali na mnie uwagę, to ja ich nie widziałam. Dla mnie Paryż jest portalem do przeszłości unoszącym mnie daleko od rzeczywistości. 

Najwspanialszym miejscem dla mojej wyobraźni był oczywiście Montmartre, gdzie na każdym kroku natykałam się na znajome twarze. Na jednej z ulic spotkałam Claude'a Moneta, chwilę później zgarnęliśmy do towarzystwa Augusta Renoira, który zaproponował, by wyciągnąć na przechadzkę ponurego Degasa. W kawiarni zastaliśmy już Cezanne'a rozmyślającego nad szklaneczką absyntu. Chłopcy pili różne podejrzane płyny, ja zadowoliłam się zwykłą wodą (nie oparłam się jednak pokusie delikatnego spróbowania Zielonej Wróżki - oczywiście tylko i wyłącznie w celach poznawczych) - idylliczna atmosfera pochłonęła mnie do tego stopnia, że nie zauważyłam jak szybko płynie czas.

Wspomnienia zupełnie mnie opanowały, a przecież wcale nie miałam zamiaru opowiadać Wam dzisiaj o moich spotkaniach z XIX-wiecznymi malarzami (a przynajmniej nie tymi na Montmartrze). Chciałam zabrać Was do drugiego z najważniejszych dla mnie paryskich miejsc. 
Z dala od miasta szukajmy napisów,
Gdzie wielki cmentarz zalega na górze.
O!jak tu smutno,kędy śród cyprysów
Pobladłe w cienie chowają się róże
A pod stopami-dalej-miasto w chmurze
Topi się we mgłach gasnących opalu...
(...)
Juliusz Słowacki, Paryż 



Ofelia

Dzień dobry, dziś święty Walenty (...) 
Bezbożność to wielka; Bóg widzi,
Jak wielka w mężczyznach bezbożność!
Cny młodzian się tego nie wstydzi,
Gdy tylko nastręczy się możność.
Wszak nimeś cel życzeń otrzymał,
Przysiągłeś się ze mną ożenić!
To ona mu tak mówi, a on jej odpowiada:
I byłbym był słowa dotrzymał,
Lecz trzeba ci było się cenić.
W. Shakespeare, Hamlet (Akt IV, scena V), tłum. Józef Paszkowski


Artur Hughes (1832-1915)

 "(...)szczerze i ślicznie wychwalano dusze czyste, cierpiące bez skargi, słodkie istoty, które nie myślą bronić się ani mścić, jak Ofelia"  
S. Żeromski, Ludzie bezdomni


John William Waterhouse (1849-1917)

Oni wszyscy walczyli o wolność...

Dzisiejszy dzień od rana wydawał mi się jakiś inny, wyjątkowy. Zwykle jestem z datą na bakier, żyję radośnie w nieświadomości, jakiego dnia miesiąca otwieram o świcie oczy. Zapytacie mnie: którego dziś mamy?, a ja zacznę powoli liczyć od ostatnio zarejestrowanej daty - w styczniu przypuszczalnie od Trzech Króli:) Dzisiaj szybko doszłam do wniosku, że trzeba zerknąć na kalendarz, bo światło poranka było inne niż zazwyczaj. Bardziej poetyckie? 

225 lat temu przyszła na świat niepokorna, rogata dusza. Poezja, która spływała z jego pióra zachwyca i oczarowuje, a życie, które tworzył swoimi czynami - fascynuje, pociąga, nie pozostawia obojętnym nikogo. Od tego czasu minęły ponad dwa wieki, a mnie wydaje się to chwilą, bo George Byron jest postacią bardzo mi bliską - najpierw zakochałam się w jego twórczości, potem w wyglądzie:), w końcu w osobowości. Niebanalny dowcip, jaki charakteryzuje jego listy i pamiętniki sprawiał, że nieraz zaśmiewałam się do rozpuku; ich liryzm i delikatność stylu wielokrotnie wyciskały mi łzy z oczu. Przekorny, rozpustny, a jednocześnie dobry, wspaniałomyślny, odważny.


"Był młody, piękny;  jego szaroniebieskie oczy rzucały pełne uczucia spojrzenia spod długich rzęs. cera jego miała jakąś delikatną, niemal przeźroczystą bladość. Usta jego, jak usta czarującej kobiety, miały wyraz zmysłowy i kapryśny... (...) Zbliżywszy się doń spojrzała na tę piękną twarz, te brwi o doskonałej linii, te sfalowane włosy, w których przebłyskiwały jeszcze z rzadka rudawe odcienie, te usta o wargach greckiego posągu, z leciutko opuszczonymi kątami; słuchała przez chwilę tego łagodnego głosu, niskiego i tak dźwięcznego, że dzieci mówiły o nim: Ten pan, co mówi, jakby grał.
Widziała jego wypracowaną kurtuazję, jego dumną, niemal bezczelną pokorę." A. Maurois, Byron
Zawsze wierzyłam, że gdyby Byron dożył 1830 roku, to spakowałby walizki i błyskawicznie pojawiłby się w Warszawie, by wspomóc swoją osobą i majątkiem walkę Polaków o wolność. Tak zrobił w przypadku Grecji, lecz wyprawy tej, niestety, nie przeżył. Niepodległa państwowość (obok wolności jednostki mającej prawo decydować o sobie i o swoim postępowaniu) była tym, w co wierzył najmocniej. W walce odnajdywał sens życia - początkowo były to spory z konwencjami, fałszem i udawaną moralnością, ostatecznie poświęcił się bojom o wolność obcego państwa, które pokochał całym sercem.

O zimie - bardzo różnie...



"Im bardziej pada śnieg,
Bim – bom 

im bardziej prószy śnieg,
Bim – bom 
tym bardziej sypie śnieg,

Bim – bom
jak biały puch z poduszki.
I nie wie zwierz ni człek,
Bim – bom
choć żyłby cały wiek,
Bim – bom
kiedy tak pada śnieg,
Bim – bom
jak marzną mi paluszki"
A.A.Milne, Chatka Puchatka

Bielą się pola, oj bielą,
Zasnęły krzewy i zioła
Pod miękką śniegu pościelą...
Biała pustynia dokoła. -
Adam Asnyk 


Vincent Van Gogh, Pejzaż zimowy

"Nieba prawie już nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg taki gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły. Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?..." 
B. Prus, Kamizelka


Claude Monet, Sroka
Ile dziś skrzydeł ptasich spadło i zgasło,
jakbyś sam w anielski ich trzepot się dostał?
Rzeźbi cisza spokojny gotyk - blanki, miasto
na maleńkich wieżach ostów.
Płacz, płacz w rozdwojone wrota snów:
po obłoki zasypany w spokój.
Jak po szeregach głów,
po głowach zasypanych,
po stopniach zamarzłych powietrza wstępujesz najwyżej,
w glorię marmurowych obłoków. 
K.K.Baczyński, Śnieg  


Claude Monet, Droga do Giverny
 - jak on to zrobił, że słyszę jak ten śnieg trzeszczy???

 "Wschodnia Syberia (...) Była ona prawdziwym królestwem tajgi i najsroższej na świecie zimy. (...) Gdyby istniał Demon Zimy, to chyba tę właśnie krainę obrałby za królestwo." 
A. Szklarski, Tajemnicza wyprawa Tomka

 A Mrożek pisał o śniegu: woda w proszku:)



"Chopin, świetlany bladej mej twarzy kochanek..."


"Gdyby car rosyjski był człowiekiem rozumnym - powinien by zabronić w Polsce grywania polonezów i mazurków Chopina. To nie muzyka - to zarzewie powstańcze."
muzyk austriacki z XIX wieku


F.Barrias, Śmierć Chopina
Chopin to dla większości ludzi nazwisko, potęga muzyki, nuty, dźwięki, miłość do Ojczyzny - to symbol. Dla mnie jest to także człowiek, którego ulubionymi kwiatami były fiołki, który bardzo kochał i bardzo cierpiał, szedł przez życie samotny i nierozumiany. Czy jego śmierć wyglądała tak, jak na obrazie Barriasa? Mało prawdopodobne, ale dzieło wpisuje się w poetykę romantyczną, sprawia, że dramatyzm sceny pozostaje w naszej pamięci na długo. Niestety, patrząc na ten obraz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że malarz sportretował Delfinę Potocką, a Chopin posłużył mu tylko do tego, aby mieć pretekst do pokazania tej kobiety w scenie, w której mogłaby wyglądać pięknie i łzawo.

Delfina śpiewała dla Fryderyka dwa dni przed jego śmiercią - to ona właśnie stoi przy fortepianie niczym uosobienie natchnienia, niewzruszona, nieobecna, zajęta tylko sobą i tym, by pięknie wyglądać. Jakże różni się od tej przesadzonej postaci klęcząca za nią, skromna i niepragnąca narzucać się nikomu Marcelina Czartoryska, prawdziwa przyjaciółka kompozytora, uczennica, opiekunka w jego ostatnich dniach; jak przejmujący wydaje się żal Solange Sand-Clésinger płaczącej przy piersi zakonnicy - dla niej Chopin był ideałem, wzorem, geniuszem, w końcu przyjacielem. Przy Fryderyku czuwa jego siostra Ludwika, która z narażeniem życia zawiozła potem serce brata do Polski. Cztery kobiety - każda inna, tak jak różne są odczucia wywoływane w widzach przez obraz Barriasa. Ja go lubię - mimo wszystko, w końcu Potocka wygląda tak pięknie...
"Gdyby fiołki i konwalie
Zamiast pachnieć grać umiały,
Byłaby to muzyka Szopena." L.Staff, Nonsens


T. Kwiatkowski, Ostatnie chwile Chopina

Myśli listopadowe...

"Śmierć - to jakbyś (nie całkiem, ale przyjmij, że prawie...)
Rozdmuchiwał wodorosty, zimne i zielone,
  I jakby się na przestrzał - nagle - w ciemnym stawie
Zrobił otwór błękitny wprost na Tamtą Stronę..."B. Obertyńska
Początek listopada to czas głębszego zadumania nad Wiecznością, to więcej myśli poświęconych tym, którzy odeszli. Dla mnie jest to także czas sięgnięcia do literatury, która wiosną czy latem, podczas mojego biegania po słońcu i wakacyjnych wycieczek leży na półce samotna i tęskniąca za mną. Dla mnie epoka Mickiewicza i Słowackiego to nie Pan Tadeusz czy komedie Aleksandra Fredry, ale Anhelli, Dziady, Irydion, Król Duch, Ballady i romanse... To wiara w zjawiska nadprzyrodzone, w zjawy, duchy i boginki wodne. To wiara w "las, w którym drzewa gadają i mieszczą w sobie dusze samobójców." Kocham pejzaże księżycowe, na których gdzieś w tle przemyka duch poległego powstańca.
"Cóż jest w tej cichej śmierci okropnego? Czemu
Lękamy się tej ziemi, co nam czoło plami,
I snu z założonymi na piersiach rękami?"
J. Słowacki, Mazepa


A. Grottger, Nokturn

Śmierć poety

Jakiś dźwięk nad jego kołyską. Nie słyszała go matka, nie słyszała niania. On usłyszał - głuchy dźwięk kamienia uderzającego w żelazo. I zobaczył - kobietę trzymającą w ręku kosę. Uśmiechnął się do niej, wyciągnął małe rączki. Dotknęła delikatnie jego czoła. Jej oczy mówiły: Poczekaj maleńki, jeszcze nie czas. Niedługo, ale jeszcze nie teraz. Śpij spokojnie, ale pamiętaj.

Dźwięk ten nie ustąpił z jego pamięci, w przeciwieństwie do innych odgłosów i obrazów z wczesnego dzieciństwa. Towarzyszył mu stale, słyszał go każdego poranka budząc się i każdego wieczora zasypiając. Pewnego dnia dźwięk się zmienił. Jeszcze go nie rozpoznał. W tym momencie został poetą.

Wkrótce podobne brzmienia otoczyły go ze wszystkich stron - był to szczęk karabinu. On jednak odróżniał swój odgłos od innych. Zrozumiał. Pamiętał piękną kobietę pochylającą się nad kołyską. Napisał: Zanim dwadzieścia lat minie umrze mu życie w złocieniach rąk. Dowiedział się, czym jest Przeznaczenie.

I nadszedł rok przepowiedziany przez Wieszcza. I wybiła Wielka Godzina. Nie unikał tego, co musiało przyjść. Wyszedł z domu i więcej nie wrócił. Znaleziono go z malutką dziurką od kuli - w czole.

Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu


Na paryskim bruku...


"Oj Paryż, Paryż, mości książę! Tam jest nasz horyzont. W oddaleniu od Paryża my wszyscy pleśniejem. Sam książę przyznasz, że Warszawa o tyle tylko jest nam przyjemną, o ile choć w czymkolwiek Paryż przypomina..." H. Rzewuski, List starosty Wieluńskiego do księcia generała Ziem Podolskich, r. IX
 

V. van Gogh, Dachy Paryża

"Poznałem,czym jest rozkosz owych przechadzek trwających godzinami, owych tęsknot, jakie wywołuje najpiękniejszy pejzaż na świecie, kamienny pejzaż starego Paryża od Notre Dame aż po Luwr; poznałem tę rozkosz, szperając jednocześnie w skrzyneczkach z książkami, ustawionych wzdłuż bulwarów [...]"
T. Boy-Żeleński