Anne Brontë "Lokatorka Wildfell Hall"


"Losy kobiety walczącej o niezależność w świecie, gdzie w oczach społeczeństwa i w świetle prawa żona jest jedynie własnością męża. Pojawienie się we dworze Wildfell Hall pięknej i tajemniczej wdowy wywołuje huragan plotek wśród okolicznych mieszkańców. Czy młoda kobieta skrywa jakiś mroczny sekret? Nikt nie może uciec przed przeszłością..."

Wreszcie udało mi się wziąć do rąk "Lokatorkę Wildfell Hall", powieść Anne Brontë, autorki świetnej "Agnes Grey". Oglądając jakiś czas temu serial BBC oparty na dziele Elizabeth Gaskell pt. "Żony i córki", zwróciłam uwagę na wzmiankę, którą uczyniła bohaterka na temat tej właśnie książki, należącej w Anglii do klasyki, a u nas zupełnie nieznanej. Na szczęście nie minęło wiele czasu i powieść ta pojawiła się wreszcie w Polsce. Zacierałam ręce zobaczywszy jej objętość - grube tomy, które raczej na pewno okażą się znakomite, to jest to, co Tygryski lubią najbardziej:) Miałam wizję wielu wieczorów spędzonych przyjemnie na wrzosowiskach i w mrocznych korytarzach starych dworów. Cóż, stało się inaczej - ani się obejrzałam i już odwracałam ostatnią stronę. Losy Helen Graham i Gilberta Markhama wciągnęły mnie bez reszty i przeniosły w czasie - wraz z lekturą "Lokatorki" poczułam się jakbym wracała do domu.

Drewniana szkatułka okraszona delikatnymi złotymi elementami zdobniczymi i perłowymi maleńkimi detalami - ta powieść przypomina mi taki właśnie piękny przedmiot. Zapewne już się domyślacie, że ma ona budowę szkatułkową. Jedna opowieść przechodzi w kolejną, każda ma innego narratora. Jest to jednocześnie powieść epistolarna, choć właściwie po kilku stronach zapomina się o tym fakcie. 



Młody ziemianin, Gilbert Markham pisze do swojego przyjaciela bardzo długi list i opowiada w nim historię z lat swojej młodości. Poznał wówczas tajemniczą kobietę, która wynajęła pobliski zrujnowany dwór i zamieszkała w nim z pięcioletnim synem. Helen, młoda wdowa, robiła wszystko, by tylko zniechęcić do siebie okolicznych mieszkańców - nie chciała ich wizyt, nie pragnęła bywać w ich domach. Takie postępowanie wzbudziło tylko lawinę plotek rozrastającą się z czasem do monstrualnych rozmiarów. Gilbertowi udało się pozyskać przyjaźń pani Graham, która obdarzyła go zaufaniem i dała do przeczytania swój dziennik. Tutaj pojawia się opowieść w opowieści - Markham przepisuje dziennik Helen w liście do przyjaciela. Poznajemy dzieje młodej i pięknej dziewczyny zauroczonej przez łajdaka, którego poślubia. Jej losy nie raz sprawiały, że dłonie zaciskały mi się w pięści, a głowa pękała od zastanawiania się - jak to możliwe, że w tamtych czasach, w końcu nie tak odległych, kobieta była traktowana jak mebel, jak własność męża, który mógł z nią robić co tylko przyszło mu do głowy. 


To właśnie postanowiła napiętnować Anne Brontë pisząc powieść, która miała nieść przesłanie i pokazać, że kobiety nie zasługują na los elementów wyposażenia domu. Książka wydana w 1848 roku wywołała skandal - autorka odważyła się stanąć murem za kobietą, która uciekła od męża popełniając tym samym najcięższy grzech. Stanowiło to nie tylko wykroczenie przeciwko obyczajom i moralności, było także przestępstwem w świetle angielskiego prawa. Anne nie tylko przyznała rację swojej bohaterce, ale ośmieliła się w taki sposób poprowadzić jej dzieje, że Helen za wszystkie działania została nagrodzona. Z czasem "Lokatorka" została uznana za pierwszą powieść feministyczną, za głos tyranizowanych kobiet, które spychane na margines człowieczeństwa nie miały prawa praktycznie do niczego.


piękny obraz nieznanego autora, który zdobił okładkę wydania "Lokatorki"  w edycji Wordsworth'a

Anne nie zawiodła pokładanych w niej przeze mnie nadziei - dopieściła i dopracowała w każdym calu doskonałą fabułę. Akcja nie toczy się może w zawrotnym tempie, nie jest bardzo dynamiczna, ale taki już urok powieści wiktoriańskich, w tym tkwi ich doskonałość. Świetnie prowadzona, urozmaicona narracja pierwszoosobowa nadaje całości aury tajemniczości, sekrety są odkrywane powoli, odsłaniane niczym kolejne kurtyny. Potężnym plusem jest nakreślona z rozmachem panorama XIX-wiecznych stosunków społecznych, co mnie, wielbicielkę aspektu historycznego w obyczajowym bardzo cieszy. Barwni bohaterowie, znakomity styl, ciekawa fabuła - to wszystko sprawia, że "Lokatorka Wildfell Hall" jest powieścią doskonałą.


Wydawnictwo: MG
Oprawa: twarda
Ilość stron: 528
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7779-068-7





4 komentarze:

  1. Witam!Jak zawsze recenzja wspaniała,jeszcze nigdy nie zawiodłam się na książkach polecanych przez Ciebie!"Wiktoriańska perełka",hmm-i nie przeczytać???
    Jaki cudny obraz,zauroczył mnie do reszty:)
    Buziaki ślę gorące-
    ZOJA

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli książka posiada wszystkie cechy, które mnie intrygują i stanowią gwarancję udanej lektury!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabuła książki przypomina mi troszkę film The Duchess. To z tego filmu dowiedziałam się o tym, jak przedmiotowo byłyśmy kiedyś traktowane, niezależnie od grupy społecznej.
    Bardzo zachęcająca recenzja.
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka jest dla mnie pozycją obowiązkowa! Uwielbiam siostry Brontë. Interesująca recenzja, dodatkowo mnie zachęciłaś do przeczytania.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń