W tytule miała być palma, ale muszą być Targi Książki, bo inaczej nikt nie będzie tego czytał! :)

O tym, jak wyglądały 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, pisać już nie muszę. Wystarczy, że zajrzycie na jeden z blogów widniejących na pasku bocznym. Każdy był szybszy ode mnie, więc znakomitych opisów i relacji znajdziecie tam sporo. I nie tylko tam. Niektóre są niezwykle optymistyczne, inne podszyte sporą dawką defetyzmu - bo każdy człowiek jest inny. Moja zeszłoroczna wyprawa na Targi okazała się niezbyt udana - nie potrafię poruszać się sprawnie, gdy nie ma czym oddychać. O myśleniu logicznym nie wspominając. W tym roku było o wiele lepiej, gdyż impreza przeniosła się do nowej hali, posiadającej błogosławieństwo pod postacią klimatyzacji. Powietrze więc było. Był też, niestety, spory ścisk, co nie każdemu odpowiada. Wcale się nie dziwię, bo miewam dni, w których uciekłabym na sam widok kolejki czekającej u wrót. Niesamowity był ten ogonek! Mam nadzieję, że przynajmniej atmosfera wśród stojących w nim była miła i rekompensowała czekanie. Nie wiem, bo nie stałam. Ja z branży jestem, więc weszłam innymi drzwiami. ;) 


Znalazłam w Krakowie palmę,
dzięki czemu skupiłam myśli na wspominaniu wakacji,
 a tym samym dzielnie opierałam się naturze,
która chyba postanowiła mnie zahibernować :)

Wciągnął mnie tłum, który mnie wcale nie zmartwił, tylko niezwykle ucieszył. W chwili, gdy na lewo i prawo trąbi się o tym, że Polak nie do końca wie, do czego służy książka, na święcie tego "dziwnego, nieznanego przedmiotu" pojawia się ponad 60 tysięcy ludzi? Rozglądałam się więc z radością, szczerząc się bezczelnie do każdego. Pomachałam Wojtkowi Cejrowskiemu pędząc na spotkanie z Borisem Akuninem, podkadziłam trochę Zygmuntowi Miłoszewskiemu, umówiłam się na spotkanie z Mariuszem Wollnym, ujawniłam Stefanowi Dardzie najważniejszą zaletę mojego wyuczonego zawodu... Dzień spędzony na Targach był obłędny! Poznałam masę wspaniałych osób, zdjęcia znane dotąd tylko z ekranu komputera ożyły i uśmiechnęły się do mnie - naładowałam się pozytywnie życzliwością panującą wokół. Tylko ją chciałam widzieć, tylko ją chłonęłam.




Piątek (24.10) minął mi pod znakiem Festiwalu Conrada, który zaczął się parę dni wcześniej niż Targi. W centrum festiwalowym, osiadłym w Kamienicy Pod Baranami, było przemiło. Jak zwykle zresztą, bo to miejsce ma w sobie specyficzny klimat - miałam okazję posiedzieć tam podczas majowego festiwalu OffPlusCamera i wspominam to doświadczenie z radością. A propos miejsca - na Rynku zaczepiła mnie młoda dziewczyna o nieprzytomnym wzroku: "Przepraszam, tutaj gdzieś jest jakiś plac z baranami czy pod baranami - koleżanka mi mówiła. Wie pani, gdzie to jest?" Młodzież NAPRAWDĘ nie wie? nie zna? nie słyszała?? Czuję się staro... 

Wracając do Conrada. W przyszłym roku zaplanuję chyba wcześniejszy przyjazd, żeby wziąć w nim porządnie udział, bo zachwyciła mnie organizacja tego wydarzenia. Program też. A tym razem miałam okazję być tylko na spotkaniu z Jaume Cabré. Napiszę o nim osobno.


Piątkowy wieczór z Jaume Cabre w Centrum Kongresowym.

Boris Akunin był moim priorytetem, bo jestem kimś w rodzaju psychofanki. Jego książki zaczęłam kupować sto lat temu, mam pierwsze polskie wydania wszystkiego, od najwcześniejszych przygód Fandorina, poprzez Pelagię, aż do "Czarnego miasta". Popędziłam na stanowisko Świata Książki dwie godziny przez planowanym pojawieniem się autora, żeby sobie lokalizację zapamiętać, uśmiechnąć się miło do obsługujących posterunek i tym samym dowiedzieć się, kiedy najlepiej przyjść i gdzie stanąć. Zaopatrzona w tę bezcenną wiedzę mogłam ruszyć dalej.

Pobiegłam szukać Mariusza Wollnego, którego książki czytam pasjami. Z napisanymi przez niego przewodnikami chodzę po Krakowie za każdym razem, gdy tam jestem i mam chwilkę czasu. Zaprosił mnie serdecznie na pogawędkę do sklepu "U Kacpra Ryksa", gdy tylko będę jeszcze kiedyś w Grodzie Kraka. Chyba się wybiorę, żeby poznać kilka tajemnic związanych z tworzeniem powieści historycznych - jak się uczyć, to od mistrza! :)



Wracając z nurtów "Dunaju" w wody "Wisły" (hale się tak nazywały, dlaczego oczy wielkie robicie?) zobaczyłam w oddali tłum w tłumie, czyli kolejkę u stóp Zygmunta Miłoszewskiego. Pisnęłam z irytacji, bo sobie "Bezcennego" nie zabrałam - walizka za mała. A kolejka kusiła, wzywała, ciągnęła... Musiałam więc złamać postanowienie, że na Targach książek nie kupuję i zaopatrzyłam się w "Gniew". Zaopatrzyłam się więc także w autograf z dedykacją. Próbowałam autora wziąć pod włos i uświadomić mu, że ogłoszona przez niego niedawno rezygnacja z pisania kryminałów nie jest dobrym pomysłem. Niestety, nie padł przede mną na kolana błagając o wybaczenie, że takie niemądre pomysły mu do głowy przychodzą. Dziwne...




Kolejka do Borisa stała już od dłuższego czasu, więc się w nią wpakowałam. Postałam, usiadłam, podpis dostałam, podziękowałam i "spasiba" usłyszałam - chyba pierwszy raz w życiu ktoś do mnie coś po rosyjsku powiedział! A mnie trochę zatkało, co nie jest normalne, tak więc z Akuninem sobie nie pogadałam, bo nie wiedziałam po jakiemu. :(



Wlazłam na spotkanie z Wojciechem Cejrowskim spodziewając się fajerwerków i wybuchów śmiechu. Zawiodłam się na całej linii, bo nudnawo było i za krótko. Autor po ciekawsze wrażenia odsyła na płatne z nim spotkania, tutaj głównie promował serię, w której do tej pory wydawał swoje książki. Przy okazji zapewnił obecnych, że bardzo lubi porozmawiać sobie z czytelnikami, że nie przepada, gdy ktoś podchodzi, strzela uśmiech pod tytułem "autograf proszę", a po osiągnięciu celu chyłkiem umyka. 



Ja do takich łowców autografów zdecydowanie nie należę, bo za bardzo gadać lubię, żeby pozbawiać kogokolwiek przyjemności porozmawiania ze mną. :) Podpłynęłam więc pod stanowisko wydawnictwa Bernardinum gotowa do konwersacji. Zaczynam - odpowiedź jednowyrazowa. Próbuję znowu - odwraca się do kogoś innego. Proszę o autograf - podpisuje. Kolejna próba - nic. Proponuję wspólne zdjęcie - ależ oczywiście. Ostatnie podejście - przenosi uwagę na następną osobę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o chęć Wojciecha Cejrowskiego do rozmawiania z czytelnikami.



Po kilku dobrych godzinach biegania, przepychania się, pytlowania i dźwigania na plecach niezliczonej ilości kartek papieru pospinanych w tomy - byłam padnięta. Zjadłam coś w restauracji na piętrze, patrząc sobie z zachwytem na nieogarnięte tłumy ludzkie wlewające się przez główne wejście. Odpoczęłam na wykładzie profesora Andrzeja Biernata dotyczącym polskich grobów na paryskich cmentarzach - miło posłuchać o miejscach, w których się było, a które są bardzo bliskie sercu. Naładowawszy bateryjki byłam gotowa do dalszej wędrówki.

Zajrzałam na stanowisko Wydawnictwa LTW, w którym swoje piękne książki wydaje Magdalena Jastrzębska, niezmordowana tropicielka śladów pozostałych po kobietach, które przemawiają do jej wyobraźni. Pogadałyśmy o tym i o tamtym, podpytałam ją trochę, w jaki sposób zbiera informacje do swoich biografii, pstryknęłam unikatową fotkę - bo autorka preferuje tajemniczość i bardzo rzadko pokazuje nam swoje, sympatyczne i uśmiechnięte, oblicze. I pobiegłam dalej...



Pod koniec dnia, z wywalonym już na wierzch językiem, dobrnęłam do Stefana Dardy, twórcy najlepszych, moim skromnym zdaniem, polskich thrillerów fantasy. Sadowiłam się wygodnie na krzesełku (dobrze, że tam było, bo już bym chyba na podłodze klapła) z "Bisami" w dłoni, gdy nagle pisarz spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem (rzecz jasna, autor thrillerów musi mieć takowy na podorędziu!) i powiedział: "Ja panią znam", co mnie zaskoczyło niezmiernie. Wyszczerzyłam się z niedowierzaniem i zdaje się, że trochę zaniemówiłam. Nic to, że zna mnie głównie z moich zachwytów nad Sherlockiem Holmesem, ważne, że zna, prawda? :) :) Minął moment, otrząsnęłam się z otępienia i znów byłam w formie, chwilkę więc porozmawialiśmy, zdjęcie, dedykacja, lodzio miodzio! :)



To tylko mała cząsteczka tego, co przydarzyło mi się w sobotę (25.10). Pełno tam było jeszcze po drodze radosnych spotkań i uścisków, rozmów, zdjęć, także załatwiania spraw zawodowych - ogólnie mam co wspominać przez cały rok, aż do następnych Targów.

Na ostatnich nogach do hostelu dotarłam, rzuciłam plecak, kończyny wymieniłam i popędziłam na przeurocze, wesołe spotkanie z cudownymi ludźmi - z blogerami, tymi od książek. O nim też już wszędzie napisano, więc powtarzać nie będę. Bawiłam się świetnie, nie tylko się pośmiałam, ale i poważnie porozmawiałam, a najważniejsze, że poznałam nowych znajomych, którzy za rok będą już starymi znajomymi! Dzięki Wam wszystkim za wszystko! 


15 komentarzy:

  1. Hura! Ileż optymizmu bije z tekstu! Jakbym tam nie była, to bym zazdrościła :) Ale byłam, wodę i kawę piłam, z autorami też rozmawiałam i w Kolanku siedziałam :) Buźka, Aniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Agniesiu, Ty to jedna z tych nowych znajomych, których za rok będę już mogła nazywać starymi! Cudnie było! :)

      Usuń
  2. Mnie się udało w ubiegłym roku chwilę porozmawiać z Cejrowskim, ale byłam upierdliwa i nie dałam się zbyć. :P W tym roku stałam przy nim dość długo, bo Wiki ustawiła się w kolejce po autograf, a ja czyhałam z aparatem przy okazji obserwując autora, ale nie zauważyłam, żeby z kimkolwiek rozmawiał. Chyba, że za rozmowę uznać opierniczanie jakiejś małolaty za to, że podsunęła do podpisu Wyborczą. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Na Conradzie byłam w poniedziałek i wtorek, na dwóch spotkaniach, ale marzy mi się udział w całym festiwalu, bo impreza jest fantastyczna!
    Dla mnie również Targi były świetną zabawą! Mnie z kolei rozczarował pan, który zamiast ze mną gadać, to chował pod marynarkę krówki mordoklejki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ledwo się o Conrada otarłam, ale od razu zauważyłam, że to znakomity festiwal. I na pewno będę na nim w przyszłym roku.
      Krówki? Interesujące... Widocznie należał to tych autorów, którym mało płacą ;)

      Usuń
  4. Słyszałem, że Cejrowski niezbyt się angażuje w rozmowy z czytelnikami :D Świetna relacja! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)
      To po grzyba plecie głupoty na spotkaniu? To sprawia, że traci się całą sympatię do niego. Sympatię, którą się z trudem, pod wpływem lektury "Wyspy na prerii", wygrzebało gdzieś spomiędzy narastających latami niechęci powodowanych różnymi jego publicznymi wypowiedziami.

      Usuń
  5. Miło się czytało Twoja relację. Na palmę zerknęłam o poranku przemykając się w stronę rynku koło Zaułku Niewiernego Tomasza.
    Myślałam, że bycie autorem to taka spokojna praca, biureczko, laptop, papiery i pisanie... a tu proszę co się okazało! Trzeba jeszcze pozować do zdjęć :))
    Do następnego spotkania Aniu, na kolejnych Targach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu, ale chyba mi nie powiesz, że nie było przyjemnie, że odsunięcie od czasu do czasu laptopa i podzielenie się sobą z ludźmi, nie jest miłe ;)
      Do zobaczyska - na krakowskich Targach... a może innych? ;)

      Usuń
  6. Wspaniała i bardzo ciepła relacja :) Widać Twoją energię i optymistyczne nastawienie do wszystkich i wszystkiego :) to cieszy :) Dziękuję i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Nietrudno mieć energię, gdy się spotyka tylu fantastycznych ludzi!

      Usuń
  7. A ja myślałam, że palma jest tylko w Warszawie ;)

    Mam nadzieję, że spotkamy się na kolejnych Targach Książki w Krakowie. A może uda Ci się wybrać w maju do Warszawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ta palma ciągle w Warszawie jest? Byłam tam sto lat temu, myślałam, że może już zniknęła. Na rondzie de Gaulle'a, prawda? :)

      W Krakowie na pewno, a co do Warszawy, to bardzo bym chciała. Poczekamy, zobaczymy :) W tym roku w maju byłam znów w Krakowie, był festiwal OffPlusCamera, więc już Warszawa mi się w planach nie zmieściła, ale mam nadzieję, że następnym razem uda mi się pokombinować i sprawić, żeby mnie ktoś służbowo wysłał :) :)

      Usuń
  8. Jak to dobrze,że są Targi Książki,że są tłumy,że coś w sprawach kultury się dzieje!
    Rewelacyjnie opisałaś swoje perypetie,swoje spotkania,zdobycze,hmm...świetne;zazdroszczę gdzieś tam w środku,ja jednak nie z tych "przebojowych",chyba bym stchórzyła i nic nie zdobyła:(,poza tym unikam tłumów.Taki ze mnie dziwaczny odludek!
    Pozdrawiam gorąco,podziwiam zdjęcie pod krakowska palmą:) i wszelkie zakupy książkowe wraz z autografami i miłymi dedykacjami...pogodniejszego listopada życzę Aniu-Anka

    OdpowiedzUsuń