Carla Montero "Szmaragdowa tablica"


Madryt, początek XXI wieku. Ana pracuje w Muzeum Prado i prowadzi spokojne życie u boku Konrada, bogatego niemieckiego kolekcjonera dzieł sztuki, aż do chwili, gdy pewien list napisany podczas drugiej wojny światowej naprowadza go na ślad tajemniczego obrazu "Astrolog" przypisywanego Giorgionemu, malarzowi epoki renesansu. Skuszony wielką wartością tego dzieła, Konrad przekonuje Anę, żeby zajęła się jego poszukiwaniem. Mimo piętrzących się trudności Ana odkrywa nie tylko zawiłe losy rodziny, która od pokoleń strzeże Astrologa, ale i niezwykłą prawdę, która całkowicie zmienia jej życie. Paryż podczas niemieckiej okupacji. Major SS Georg von Bergheim, żołnierz elity i bohater wojenny, dostaje rozkaz: ma odnaleźć obraz Giorgionego. Hitler jest przekonany, że dzieło kryje wielki sekret. Poszukiwania prowadzą majora do Sarah Bauer, francuskiej Żydówki. Rozpoczyna się niebezpieczna gra, której konsekwencje będą zaskakujące dla nich obojga.

Mam wielu ukochanych pisarzy, których nazwiska wprawiają mnie w ekstazę i których książki zazwyczaj kupuję w ciemno - od jakiegoś czasu rej wodzą wśród nich Hiszpanie. Zaczęło się bodajże od Arturo Péreza-Reverte - zaczarował mnie "Klubem Dumas" i "Szachownicą flamandzką", a potem pozwolił mi odkrywać kolejne swoje znakomite powieści i zachwycać się nieskończoną erudycją każdej z nich. Następnie pojawił się niezaprzeczalny faworyt - Carlos Ruiz Zafón, którego "Cień wiatru" czytałam już niezliczoną ilość razy i jeszcze mi się nie znudziło, a każdy wydany tytuł sygnowany jego nazwiskiem staje się dla mnie obietnicą magicznej przygody, na którą czekam w większym napięciu niż w dzieciństwie czekałam na urodziny. Do tego dochodzi jeszcze Ildefonso Falcones i jego cudowne historyczne powieści (oczy mi się świecą na myśl o tym, że za jakiś czas pojawi się kolejna - "Bosonoga królowa"). W cieniu tych trzech nazwisk siedzą sobie w moim sercu Julia Navarro ("Bractwo Świętego Całunu", "Krew niewinnych"), Maria Dueñas ("Krawcowa z Madrytu") i Julián Sánchez ("Antykwariusz", a w nim cudowne opisy Barcelony). Ilekroć wezmę do ręki coś pochodzącego z największego kraju Półwyspu Iberyjskiego, tylekroć na wiele godzin zanurzam się w historii, przygodzie, pięknie języka, wiedzy (wyjątek stanowi Chufo Lloréns i jego "Władca Barcelony", który na kolana mnie nie powalił - może ktoś z Was mi powie, czy warto sięgać po jego "Uciekinierkę z San Benito", z jednej strony kuszącą mnie treścią, ale z drugiej odstraszającą nazwiskiem autora)... Jakoś jeszcze nie nadarzył mi się Eduardo Mendoza, ale coś mi się zdaje, że jak tylko po niego sięgnę, to zawodu nie przeżyję.

Oznacza to także, że mam pewne oczekiwania.  Od pisarzy z Hiszpanii wymagam więcej - zdaję sobie sprawę, że nie jest to do końca sprawiedliwe, ale cóż, Pérez-Reverte i Zafón wysoko postawili poprzeczkę. W momencie, gdy w zapowiedziach namierzę książkę o interesującej mnie treści a pochodzącą z kraju Cervantesa (o, właśnie sobie uświadomiłam, że przecież za "Don Kichotem" zdecydowanie nie przepadam, coś takiego!), z automatu wpisuję ją na listę "do koniecznego przeczytania", ale spodziewam się, że w zamian za to zaufanie otrzymam powieść, która będzie kolejną perełką na liście moich lektur.

"Szmaragdowa tablica" od pierwszego wejrzenia ciągnęła mnie do siebie niczym magnes. Zaginione w czasie wojny dzieło sztuki, a do tego akcja tocząca się w sporej mierze w Paryżu - zapowiedzi takiej przygody nie mogłam się oprzeć. A ponieważ autorka pochodzi z kraju, o którego literackich nazwiskach tyle się spisałam powyżej... możecie się domyślić, że pragnęłam do mojego serca dołączyć kolejne.

Może właśnie dlatego, że moje wyobrażenia i oczekiwania były tak duże, książka Carli Montero nie powaliła mnie na kolana. Pod wieloma względami czułam się rozczarowana już w trakcie lektury - nie musiałam na to czekać do momentu, gdy przewrócę ostatnią stronę. Nie mogę jednak powiedzieć, iż uważam czas poświęcony tej książce za całkowicie zmarnowany. Jest to bardzo interesująco wymyślona opowieść, która wciąga i każe pogłębiać historyczną wiedzę, by na ostatku pozostawić czytelnika z wrażeniem, że nie tylko miło spędził kilka wieczorów, ale także dowiedział się czegoś ciekawego.

Laptopa trzymałam pod ręką, ponieważ autorka często strasznie zwlekała z wyjaśnianiem, o czym tak w ogóle pisze. Pojawiają się nazwiska historyczne, które nie muszą być znane szerokiemu ogółowi (takie jak Pico della Mirandola czy Elijah Delmedigo), w końcu przez wiele stron mowa o samej Szmaragdowej Tablicy, ale na słowa wyjaśnienia pojęć i imion trzeba czekać, chyba że wcześniej wyszpera się je samemu. W związku z tym muszę przyznać, że dzięki książce Montero dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy.


To, że Hitler miał obsesję na punkcie tzw. przedmiotów magicznych nie jest tajemnicą. Poszukiwał wszystkiego, co miało mu łatwo i szybko zapewnić władzę nad światem, a o czym czytał w mitach i legendach. A to Święty Graal, a to Włócznia Przeznaczenia, a to Tablica Szmaragdowa... Ta ostatnia jest chyba najmniej znana - z prostej przyczyny: nie jest do końca jasne, czym w ogóle była. Tabula Smaragdina to najprawdopodobniej najstarszy tekst alchemiczny, której autorem był ni to bóg, ni to człowiek, legendarny twórca hermetyzmu Hermes Trismegistos. Wierzono, że na tablicy zawarto m.in. informację, jak stworzyć kamień filozoficzny (zauważyliście, że jeśli mowa o alchemii, to zawsze wszystko sprowadza się do tego, jak pozyskać to cudo?). Tekst z tablicy znamy, gorzej z jego interpretacją. Cóż, Adolf wierzył, iż jakimś cudem tablica i jej podobne precjoza wyniosą go na tron świata.


Giorgione (1470-1510)
Carla Montero przygarnęła jednego z najbardziej tajemniczych malarzy renesansu - Giorgia Barbarelli da Castelfranco zwanego Giorgionem, dodała zagadkowy artefakt alchemiczny, przyczepiła do tego Hitlera i wyszła jej całkiem zgrabna opowieść historyczno-sensacyjna, na pewno bardziej racjonalna i ciekawsza od osławionego "Kodu da Vinci" Dana Browna. I wszystko byłoby dobrze, gdyby trzymała się dalszej i bliższej przeszłości. Wielkim błędem było sięgnięcie po bohaterów współczesnych i opisywanie perypetii głównej bohaterki, Any Garcii-Brest, która mimo posiadania tytułu doktora inteligencją nie grzeszy. Naiwna i infantylna irytuje dziecinnym podejściem do życia i kompletnym brakiem komórek mózgowych. Na szczęście jest jeszcze akcja, która toczy się w czasie wojny, a tam bohaterką jest sympatyczna i rozgarnięta (o tyle, o ile) Sarah Bauer. Ta część opowieści rekompensuje męki przedzierania się przez rozterki życiowe doktor Any. Wojna, kradzieże dzieł sztuki, francuski ruch oporu, Paryż - to wszystko wciąga i sprawia, że macha się ręką na głupkowatość współczesnej "heroiny", która do końca nie jest w stanie odgadnąć tego, co ja, a przypuszczam, że także każdy inny czytelnik, wiedziałam niemal od samego początku.

Na szczęście motywu wojny i losów francuskich Żydów nie psują żadne odniesienia do magii, alchemii i ezoteryki - wszystko to zostało potraktowane w kategoriach historycznych. Mowa tylko o tym, w co wierzono, jak interpretowano fakty, do jakich wniosków dochodzono. Sporo tu informacji dotyczących kradzieży dzieł sztuki w czasie wojny, co jest tematem niezwykle mnie interesującym od czasu lektury książki Roberta M. Edsela "Obrońcy dzieł sztuki" (a w zapowiedziach znajdziecie "Bezcennego" Zygmunta Miłoszewskiego - ciekawam tej pozycji niezwykle). Nie będę się czepiać wątku miłosnego, bo choć dla mnie mógłby nie istnieć, to jednak zdaję sobie z tego sprawę, że niejedna czytelniczka obetrze łzę nad losami Sary, Georga i Jacoba (choć chyba nie znajdzie się nikt, kto zrobiłby to samo w przypadku trójkąta - Ana, Alain, Konrad).

Powieść mogła być o połowę chudsza, gdyby wyrzucić z niej współczesny wątek poszukiwań zaginionego obrazu Giorgiona, na którym malarz zaszyfrował wiedzę potrzebną do odszukania Szmaragdowej Tablicy. I wyszłoby jej to zdecydowanie na dobre. Myślę i myślę, ale jakoś nie udaje mi się znaleźć niczego pozytywnego w opisach przygód wiecznie "lekko zemdlonej" Any. W jakim celu autorka dołożyła do tego wszystkiego obleśnego i wulgarnego przyjaciela-geja? Zagadka goni zagadkę (i wszystko byłoby dobrze, gdyby odnosiło się to do samej fabuły, a nie do jej konstrukcji i stylu) - dlaczego bezustannie histeryzująca bohaterka, która zwykle nie jest w stanie samodzielnie wykonać telefonu, nagle nie mówiąc nic nikomu udaje się na spotkanie z tajemniczym prześladowcą, który wcześniej jej grozi? na czym opiera się związek niepozornej, bezbarwnej pani doktor z niemieckim multimilionerem? gdzie mamy szukać tej niezwykłej oryginalności, o której trąbiły reklamy, skoro całość jest nieziemsko wtórna?
     
Wypada napisać jeszcze coś o stylu - tu także mam wiele zastrzeżeń. Autorka do pięt nie dorasta swoim rodakom, jakoś więc wierzyć mi się nie chce, żeby Hiszpanie, mając Péreza-Reverte, Zafóna czy Mendozę uznali "Szmaragdową Tablicę" za bestseller... Sympatycznie i inteligentnie wyglądająca na zdjęciu matka czwórki dzieci wkładająca co jakiś czas w usta swoich bohaterów wyrażenia rodem z rynsztoka, które raniły moje poczucie estetyki - niestety, Carla Montero na pewno nie znajdzie się na liście twórców, których kolejnych powieści będę wyczekiwała jak wody na pustyni. Jej powieść jest zgrabnie wymyślona, ale napisana stylem przesadzonym, momentami zbytnio napuszonym, chwilami prostackim.

Po tym wszystkim aż mi głupio napisać, że jako całość nie jest to wcale zła książka, że czytało mi się ją świetnie i wcale nie żałuję tych godzin, które nad nią spędziłam. Niemniej jednak tak właśnie jest - przyglądając się szczegółom zauważałam zwykle niedociągnięcia, błędy i wady, patrząc na całość nie sposób powiedzieć, że "Szmaragdowa Tablica" jest powieścią, po którą nie warto sięgać. Tym razem musicie sami zdecydować - ja się narażać na reklamacje nie będę:)

Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania:
Ilość stron: 670 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7510-975-7

Recenzja powstała dla portalu Oblicza Kultury





29 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja, powiem szczerze, ża zaciekawiła mnie ta powieść. Zastanawiam się, czy istnieje możliwość i sens czytania jej z pominięciem wątku współczesnego. Jak Pani myśli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma szansy, by pominąć wątek współczesny - jest organiczną częścią powieści, wątki łączą się ze sobą i przeplatają, a epoki nie są od siebie oddzielone wyraźną cezurą.

      Usuń
  2. Przygoda z literaturą hiszpańską jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zdecydowanie polecam tę przygodę - naprawdę wciąga:)
      Ja bardzo lubię czekać na przyjemności, czasem odkładam lekturę jakiejś wymarzonej książki tylko po to, by cieszyć się chwilą, w której jest ona jeszcze przede mną - trochę więc zazdroszczę każdemu, kto dopiero odkryje fascynujący świat niektórych powieści...

      Usuń
  3. Jeśli powieść zawiera sporo faktów dotyczących francuskiego ruchu oporu oraz informacje dotyczące losów dzieł sztuki podczas II wojny,to pomijając już te wszystkie "poboczne tematy",z chęcią po nią sięgnę!
    Recenzja Twoja,jak zawsze napisana z pasją i zacięciem,czyta się świetnie;barwna i sugestywna.Dzięki za ukazanie wszelkich za...i przeciw...Serdecznie pozdrawiam-miłej niedzieli bez deszczu a z ciepłym słonkiem-Zoja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezsprzecznie książka posiada wiele plusów, a najważniejszym z nich jest historia, dobre oddanie klimatu okupowanej Francji, a także zachęta do poszukiwania i porównywania faktów.
      Wczoraj nie padało - może i dziś wytrzyma:) Pozdrówka!

      Usuń
  4. Świetna recenzja, po której trudno zostać wobec książki obojętnym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że jak ktoś ją przeczyta, to odczuje potrzebę przekonania się na własnej skórze, czy mam rację:) Z jednej strony się cieszę, z drugiej - nie miejcie pretensji, bo lojalnie uprzedzałam ;)

      Usuń
  5. Prawdę powiedziawszy,jeszcze nigdy się nie zawiodłam,gdy coś polecałaś:) Halszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miód na moje serce:):)
      W przypadku książki Carli Montero nie polecam zdecydowanie, bo mam mieszane uczucia w stosunku do niej.

      Usuń
  6. Czuję, a twoja opinia tylko to potwierdza, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej historii. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie. Miałam ogromną ochotę na tę książkę, odkąd zobaczyłam ją w zapowiedziach, ale mój entuzjazm nieco ostudziły pierwsze wyważone - delikatnie mówiąc - recenzje. Twoje są zawsze rzetelne, więc nie mam powodów, by nie ufać twojej ocenie. Jeśli książka trafi w moje ręce - nie odmówię sobie lektury, ale jakoś namiętnie poszukiwać jej raczej nie będę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie zmarnowany potencjał. Historię należało opowiedzieć delikatnie, z pietyzmem, w sposób wyważony, kulturalny - to pasowałoby do opowieści o historii, walce, tragediach wojennych, o dziele sztuki i wierze w to, co sobą reprezentuje. Tania sensacja, przesadzony sentymentalizm, nadmiar kolokwializmów wszystko zepsuły. A mogło być tak pięknie... ;)

      Usuń
  7. Czasem czekamy na jakąś książkę z wielkim upragnieniem, a gdy wreszcie ukaże się w księgarniach, czytamy ją z wypiekami na twarzy :) Nie dziwię się, że sięgnęłaś po "Szmaragdową tablicę", bo sama bym ją kupiła, zaraz, jak tylko dostrzegłabym ją na wystawie :) Okładka książki przywodzi przecież na myśl powieści Zafona, które są dla mnie jak dotąd na pierwszym miejscu hiszpańskiej listy lektur przeczytanych :)
    Wiele książek ma niedociągnięcia i ta ma poważne, jak czytam z Twojej opinii. Ale przyznajesz zarazem, że przeczytałaś ją jednym tchem i nie żałujesz straconego czasu - a przecież masz całe mnóstwo cudownych książek czekających na to, by zagłębić się w ich świecie :)
    Zgadzam się z Tobą, że tania sensacja, kolokwializmy i zbytnia emocjonalność w opisie może znacznie pomniejszyć walory książki. Ale jest też trochę tak, że czytamy i delektujemy się tym co piękne, a to, co razi spychamy na margines nieuwagi. Ja tak zazwyczaj mam, że jak dam się wciągnąć w lekturę powieści, to patrzę na świat niemal jak postać z jej kart - przeżywam tę podróż bardzo osobiście, a na obiektywne wnioski jestem w stanie się zdobyć dopiero, jak ochłonę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, okładka książki jest piękna i zachęcająca. zawsze twierdzę, że dobrze skomponowana obwoluta stanowi w dużej mierze o sukcesie książki. Ta daje nadzieję na coś w typie Zafóna, a w rzeczywistości oferuje coś w rodzaju... hmm, może Steve'a Berry'ego pomieszanego z Danem Brownem i jeszcze czymś sensacyjnym dla kobiet.

      Usuń
  8. Chyba się jednak na nią skuszę,bo kocham wszystko co hiszpańskie!
    Interesuje mnie historia tego kraju,bogata tradycja,przyroda,sztuka i fantastyczna architektura:)
    Ostatnio to bardzo głośna powieść,chyba jednak przereklamowana-
    miłe pozdrowienia z Tarnowa-Gośka Klinicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, w tej książce nie znajdziesz Hiszpanii. Bohaterka od razu wyjeżdża do Paryża i siedzi tam do końca, od czasu do czasu robiąc wypady w inne miejsca, ale co ojczyzny się nie zbliżając. Sarah Bauer tym bardziej.
      Jeśli lubisz historię Hiszpanii to powinien Ci się podobać Pérez-Reverte i jego "Huzar" czy "Oblężenie".
      Pozdrówka!

      Usuń
  9. Zastanawia mnie rola tłumacza... Wrażenie niejednolitego stylu i przemieszanie kolokwializmów ze stylem wysokim, może być wynikiem niestaranności i przypadkowości w doborze słów przez tłumaczącego. A może po prostu zabrakło korekty przed oddaniem powieści do druku? W każdym razie - dla mnie kulawy styl stanowi przeszkodę w płynnym odbiorze tekstu i nie pozwala do końca wejść w fabułę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że sporo w tym winy tłumacza, który, jeśli ma talent, potrafi załagodzić kiepskawy styl. Panu Charchalisowi to nie wyszło, zdecydowanie.

      Usuń
  10. Dzięki za podpowiedź i nowe dla mnie tytuły,sięgnę po nie na pewno.
    Paryż jednak też kocham:))) bezgranicznie i tęsknię za nim,gdyż dość krótko tam byłam.
    Ściskam.miłego,ciepłego wieczoru-Gośka

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem w trakcie czytania,wciąga:)))-Jar

    OdpowiedzUsuń
  12. W pelni sie zgadzam z Twoja opinia na temat tej ksiazki. Dodam, ze mieszkam w Hiszpanii, gdzie jakims wielkim bestsellerem to ona nie byla. Polskie wydawnictwo zapewnilo Carli Montero swietny marketing, nic poza tym. Przyznam sie, ze siegnelam po te pozycje poniewaz rok wczesniej przeczytalam naprawde dobra powiesc hiszpanska o bardzo podobnej tematyce zatytulowana "Espejo negro" czyli "Czarne lustro" autorstwa dosc znanego dziennikarza Alonso Domingo. Powiesc ta opowiada historie historyka sztuki z Muzeum Prado, ktory zostaje uwiklany w poszukiwanie zaginionego podczas wojny obrazu Hieronima Boscha- obrazu, ktory nigdy ponoc nie istnial. Czytajac ksiazke "Tablice" mialam wrazenie, ze to niemalze kiepski plagiat Domingo. W listopadzie ma wyjsc w Polsce kolejna ksiazka Montero- wydawnictwo idzie za ciosem. Tutaj jest ona raczej malo znana i nigdy nie bylo wokol jej powiesci tyle szumu, co wokol np. Marii Dueñas, autorki "Krawcowej z Madrytu". Nota bene, Dueñas wydala w ubieglym roku kolejna powiesc "Misión Olvido", ktora zupelnie nie spelnila oczekiwan, choc trzeba przyznac, ze po "Krawcowej..." miala bardzo wysoko postawiona poprzeczke. Ale wracajac do tematu powiesci o kradziezy dziel sztuki podczas wojny, to polecam "Bezcennego", jesli jeszcze nie przeczytalas. Ja sie swietnie przy tej lekturze ubawilam i jesli poszukiwanie obrazow skradzionych przez Niemcow podczas wojny ma stac sie nowym Swietym Graalem powiesci przygodowej i sensacyjnej, to Miloszewski zasluguje na miano klasyka gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Twój komentarz jest dla mnie bezcenny - zawsze jestem bardzo wdzięczna każdemu, kto przynosi mi wieści z Rynku Książki w innych krajach. Zawsze proszę o więcej! :)

      Alonso Domingo jest u nas zupełnie nieznany, mam nadzieję, że ktoś go wyda - będę czekała na "Czarne lustro" z niecierpliwością. Co do Carli Montero - jej nowa powieść zapowiada się świetnie (wg opisu okładkowego, hihi), ale raczej na pewno powieli poziom "Szmaragdowej Tablicy".

      "Krawcowa z Madrytu" tak mnie wchłonęła, że czytałam długo w noc - napisana znakomicie. Po takiej książce oczekiwania musiały być faktycznie wielkie - może kolejną powieść autorka wydała za szybko, nie dopracowała jej? Zapewne wydawca naciskał... Nic to, ważne, że jest choć "Krawcowa..." :)

      "Bezcennego" ciągle mam w rękach i ciągle jakoś coś innego mnie od niego odciąga. Podobnie miałam ostatnio w rękach najnowszą książkę mojego ukochanego Pereza-Reverte "Mężczyzna, który tańczył tango", ale jeszcze tym razem odłożyłam ją na rzecz Alison Weir i jej dwóch powieści o historii Anglii. Niemniej jednak Reverte nigdy się przede mną nie schowa, prędzej czy później na moim nocnym stoliku ląduje wszystko, co napisał.

      Czytałaś "Walkę kotów" Mendozy? - pisałam o niej ostatnio. To też książka o zaginionym obrazie, tym razem Valasqueza, choć więcej tam historii Hiszpanii niż sztuki. Jak dla mnie - pozycja obowiązkowa do tego, by ją czytać, mieć i tulić do serca:):):)

      Usuń
  13. Ja tez mam kilka ksiazek, ktorych lekture ciagle odraczam- m.in. "Walke kotow". Mendoza dostal za nia Premio Planeta, najwazniejsza nagrode literacka w Hiszpanii (poza Cervantesem oczywiscie, ale to sie dostaje za caloksztalt). W ubieglym roku przeczytalam jego "Awanture o pieniądze albo życie"- typowa dla niego novela picaresca. Osobiscie nie przepadam za tego typu humorem, ale zarowno w Hiszpanii jak i w Polsce trafia on do wielu osob (choc w przypadku Polakow bardzo mnie to dziwi). Jest natomiast inny laureat Planeta, ktorego chcialabym polecic, choc niestety nagrodzona powiesc nie zostala przetlumaczona na polski. Chodzi mi o Juan José Millás i jego "El Mundo" (Swiat), wydane w 2007r. Moze kiedys... Za to na pewno niedlugo zostanie w Polsce wydana nowa powiesc Julli Navarro "Dispara, yo ya estoy muerto" (Strzelaj, ja juz jestem martwy), ktora jest teraz w Hiszpanii bestsellerem.
    A co do Carli Montero obawiam sie, ze masz racje, haha. Ja na pewno nie siegne po jej druga w Polsce, a pierwsza w rzeczywistosci, powiesc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Walka kotów" nie ma w sobie wiele z powieści łotrzykowskiej, humoru w niej też nie ma za dużo. Najkomiczniejsze fragmenty to te, w których bohater ma problemy z kobietami. Nie czytałam jeszcze niczego, co Mendoza napisał, poza tą jedną książką, ale znając ogólną charakterystykę jego twórczości mam wrażenie, że "Walka kotów" bardzo się na jej tle wyróżnia.
      Będę wypatrywać na naszym rynku wydawniczym Millása - oby się pojawił. Do Navarro mam słabość, więc cieszę się, że ją wydają. Czy ta nowa powieść jest w jakiś sposób związana z historią, bo tytuł wskazuje na współczesny kryminał?
      Nie wiedziałam, że "Wiedeńska gra" Montero powstała przed "Szmaragdową Tablicą" - tym bardziej nie wróży to dobrze.

      Mam jeszcze pytanie - czy w Hiszpanii wieść niesie jakoby Zafón pracował nad czymś w chwili obecnej?

      Usuń
  14. O Zafonie cos cicho. Natomiast ksiazka Navarro opowiada historie dwoch rodzin: zydowskiej i palestynskiej, i koncentruje sie na konflikcie izraelsko-palestynskim. Glowny bohater przezyl Shoah (podejrzewam, ze zawiera opisy Ghetta w Warszawie i ktoregos z obozow) i po wojnie wyjechal do Palestyny. Powiesc ma duzo zlych recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mnie zafascynował wątek miłosny: żydówki Sary Bauer i Niemca Georga. Potwierdza on to, co słyszałam od mojej śp. Babci, że wśród tych, którzy nosili mundury hitlerowskie byli przyzwoici ludzie. Moja Babcia często wspominała Niemca (miał złoty ząb), który uprzedzał ją o niemieckich obławach na wioskę, w której mieszkała. Być może to pozwoliło mojej Babci przeżyć wojnę z małym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Książkę naprawdę chciałam przeczytać do końca. Zacisnęłam zęby, gdy drażniła mnie płycizna portretów psycholpsychologich, błędy językowe, przewidywalność, brak realizmu wydarzen i postaw ludzkich. Nie do przebrnięcia okazały się wylgaryzmy, jak to napisałaś: rodem z rynsztoka. Dla mnie ta ksiażka to koszmar i strata czasu. Żałuję, że po nią sięgnęłam. Potwierdziła tylko moją opinię, by książki z napisem na okładce bestseller omijać szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej! Czy ktoś wie kim w tej całej historii był Konrad Koller? Dowiadujemy się, że Sarah Bauer po przebytym zakażeniu nie mogła mieć więcej dzieci, a synek Georga zginął podczas bombardowania miasta. Natomiast w Epilogu pojawiają się informacje, iż Konrad nosił nazwisko von Bergheim...

    OdpowiedzUsuń