O związkach nieszczęśliwej miłości z literackimi arcydziełami


"Arcydzieło literatury francuskiej. Francja tuż przed I wojną światową. Do szkoły Sainte-Agathe przybywa nowy uczeń - Augustin Meaulnes. Żądny przygód impulsywny chłopak nie chce poddać się dyscyplinie. Szybko staje się swoistym przywódcą zyskując podziw i uznanie kolegów. Pewnego dnia ucieka ze szkoły i przypadkowo trafia do wioski, w której poznaje piękną Yvonne de Galais. To spotkanie staje się początkiem wielkiej namiętności, która opęta nie tylko Augustina, ale także jego najlepszego przyjaciela Franoisa. Czy słowo kocham zniszczy tą więź? Czarująca opowieść o miłości trudnej i pięknej, niosącej ze sobą dylematy i wyzwania. O miłości w sercach pełnych młodzieńczego żaru, który zagłusza głos rozumu i każe pędzić w świat emocji."


Nie wiem czy wszyscy, którzy książki piszą lub do ich pisania się przymierzają, wiedzą, co najlepiej stymuluje wenę twórczą, co wpływa na natchnienie niczym nadejście wiosny na pierwiosnki, krokusy i fiołki. A jest to takie oczywiste - wystarczy się zakochać! Poszukać obiektu, w którym można ulokować uczucie, najlepiej nieodwzajemnione ;) i to wszystko - jak historia literatury zdaje się pokazywać, wystarczy wówczas już tylko usiąść i czekać na Muzę, która prędzej czy później się pojawi i napełni głowę literata wiekopomnymi pomysłami.

Cóż, przyznaję, że brzmi to wszystko troszeczkę bzdurnie, ale nie można zaprzeczyć, iż niektórzy poeci płodzili najlepsze swoje utwory w okresach, w których bujali w obłokach, bo akurat obdarzyli względami kolejną wybrankę ;) W każdym razie od dawna usiłuję sprawdzić to osobiście i póki co, nie mogę poświadczyć o skuteczności owego tajnego składnika :)

Nie potwierdzam, ale i nie kwestionuję. Za to coś Wam opowiem - w ramach przykładu, który może przyczynić się do uznania wyżej opisanego sposobu, za godny uwagi.

Sekwana ma to do siebie, że wielu ludzi widzi w niej rzekę o dziwnie romantycznym oddziaływaniu. Mnie też od razu nasuwa się takie skojarzenie i jest ono związane, oczywiście, z pewnym rozdziałem mojej biografii (którą może ktoś kiedyś napisze, a wówczas dowiecie się prawdy). Właśnie tak musiał do końca życia myśleć o Sekwanie Henri Alban Fournier. Osiemnastoletnim chłopcem będąc, błądząc sobie jej brzegami, spotkał pewnego czerwcowego popołudnia 1905 roku kobietę, która na zawsze odmieniła jego życie. Nazywała się Yvonne Toussaint de Quièvrecourt i niestety, okazała się niezwykle odporna na urok osobisty młodzieńca, który robił co w jego mocy, by piękną nieznajomą w sobie rozkochać. 


Zniknęła na horyzoncie, a on nieszczęsny, został sam, wpatrzony w dal i zakochany po same uszy. Dokładnie rok później przybył w to samo miejsce, mając nadzieję, że Los zetknie ich ze sobą ponownie. Do tego momentu historia Henri'ego na tyle już mnie wzruszyła, że mocno kibicowałam jego zauroczeniu i miałam nadzieję, że Yvonne wyłoni się jednak zza wzgórza i wpadnie mu w ramiona. Guzik z pętelką. Spotkali się dopiero osiem lat później, gdy ona była już mężatką i miała dwójkę dzieci...

To zdarzenie i owa nieszczęśliwa, dziwnie mocna i nieprzemijalna miłość do dziewczyny, o której przecież niewiele wiedział, zmieniła całe życie młodego człowieka - postanowił albowiem napisać o tym książkę :)


Alain-Fournier

Tworzył ją i tworzył, i tworzył... latami. Jak widać, Muza bywa nierychliwa, ale za to niezwykle skuteczna. Czytał dzieła wielkich pisarzy (Dickensa, Dostojewskiego, sióstr Brontë, Hardy'ego) poszukując pomysłu na stworzenie własnego, indywidualnego stylu. Początkowo skłaniał się ku formie wyszukanej i skomplikowanej, pełnej surrealistycznych metafor. I chyba za bardzo się w tych abstrakcjach pogubił, bo zmieniwszy zdanie i sięgnąwszy po bardziej przejrzyste środki wyrazu, machnął arcydzieło literatury francuskiej zupełnie od niechcenia. 
"Zacząłem pisać po prostu, bezpośrednio, jak któryś z moich listów, małymi krótkimi i zmysłowymi fragmentami historię dość prostą, moją własną historią. Porzuciłem całą tę abstrakcję i filozofię którymi byłem skrępowany."
Henri Alban Fournier stał się Alainem-Fournierem, a "Mój przyjaciel Meaulnes", jego jedyna ukończona powieść, przeszła do historii literatury jako dzieło wyjątkowe.

Autor teoretycznie przeznaczył swoją książkę dla młodzieży, ale jest ona na tyle uniwersalna, że nie znudzi i nie rozczaruje czytelnika w żadnym wieku. Opowiada o chłopcu, który w nietypowych okolicznościach, przez jego młodzieńczą, wybujałą wyobraźnię przeobrażonych w niemal baśniowe przygody, poznaje dziewczynę o imieniu Yvonne. Zakochuje się w niej, ale na skutek dziwnych zbiegów okoliczności, przez bardzo długi czas nie może jej odnaleźć.

Akcja powieści toczy się nieprędko, ale niesie ze sobą głębię, jakiej ze świecą szukać we współczesnych utworach skierowanych do młodego odbiorcy, głębię nienarzucającą się, wciągającą, a przy tym zachwycającą poetyckim wdziękiem. Mimo pozornego spokoju, jaki panuje w świecie przedstawionym, uczucia bohaterów buzują napięciem, a to, czego doświadczają, nie pozwala się od książki oderwać.

Valery Larbaud, francuski pisarz, tak mówił o "Moim przyjacielu Meaulnesie":
"Lubię ją bardzo, to piękna książka. Odczuwam ją najpierw jak delikatną muzykę w oddali. Kiedy się przybliża, rozróżniam w niej wzloty, wyznania, zduszone bardzo szybko namiętności, powstrzymywany płacz, całą tę czułość melodii ludowych i te długie bezkresne zawołania, jakie zdaje się nam słyszeć w romansach cygańskich, po północy - ale tutaj one są i pora jest obojętna."
Bohater kocha, tęskni i szuka swojej wybranki. W tym czasie jego namiętność zmienia się razem z nim, staje się dojrzalsza, bardziej męska. Paradoksalnie, w momencie, w którym ją w końcu odnajduje, wypadki toczą się jeszcze dramatyczniej, a akcja przyspiesza.

Alain-Fournier nie nacieszył się długo sukcesem swojej debiutanckiej powieści, wydanej w 1913 roku. Wybuchła wojna, młody francuski pisarz został wcielony do wojska i zginął niemal od razu po stawieniu się na front.

Jego książka to literatura najwyższych lotów, piękna, błyskotliwa, świeża i porywająca. Minęło już sto lat od chwili, w której ujrzała światło dzienne, ale przez te wszystkie lata nie straciła w ogóle na atrakcyjności. Niedawno wydawnictwo Zysk i S-ka wydało ją ponownie, w przepięknej szacie graficznej. 


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 304 s.
Oprawa: twarda z obwolutą 
ISBN: 978-83-7785-458-7 





11 komentarzy:

  1. Żal takiej miłości,gdzieś zagubionej,nieodwzajemnionej,a tak intensywnej,wyzwalającej jak najlepsze pasje,dającej natchnienie,wenę twórczą.
    Dzięki niej mamy arcydzieło literatury francuskiej,do niedawna zapomniane,leżące gdzieś na zakurzonych półkach.Dobrze,że w końcu ujrzała światło dzienne pozycja tak pięknie,poetycko określona przez Valerego Larbaud.
    Jak widzę i dzięki Twojej recenzji,że warto po nią sięgnąć:-).
    Szkoda tylko człowieka,który kochał nieszczęśliwie,potem zaś zginął w młodym wieku,chyba nadal wierny temu młodzieńczemu,niespełnionemu uczuciu.
    Przystojny,melancholijny chłopak:-),oj,te marzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda chłopaka, to prawda - młody, przystojny, wrażliwy, zanim poszedł na wojnę zabierał się za pisanie kolejnej powieści - kto wie, może byłoby to następne arcydzieło...

      Usuń
  2. Jak Ty to robisz Aniu ? Jak ty to robisz, że Twoje recenzje przemawiają ?
    Ta przeczytana z okładki książki raczej by mnie nie zachęciła. Zastanowiłabym się nad nią chwilę, bo "arcydzieło literatury francuskiej", ale do końca nie jestem pewna czy zdecydowałabym się ją przeczytać:) (aktualnie dopisuję ją do listu do Świętego Mikołaja) Taka różnorodna uczta....to dopiero UCZTA !!!
    Buziaki. Pozdrawiam.
    I oczywiście czekam na tajemnicę "Twojej" Sekwany :)
    Cedra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się polecić tę książkę, bo faktycznie, hasło "arcydzieło literatury francuskiej" jest nie tylko enigmatyczne, ale dość zniechęcające w dzisiejszych czasach, gdy czyta się przede wszystkim nowości. Wydawnictwu należy się medal nie tylko za wznowienie, ale także za to, w jaki sposób ta książka jest wydana - to taka urocza perełka dla zakochanych w książkach :)

      Usuń
  3. Ach, tak pięknie to opisałaś, że aż chcę od razu lecieć do księgarni po ten tom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, ta książka jest prześliczna i na pewno warto ją przeczytać. Początkowo nie wciąga, trzeba się wdrożyć w specyficzny styl autora, ale gdy już się czytelnik przyzwyczai do tej baśniowej, mglistej atmosfery, to zaczyna się zachwycać i nie chce wychodzić z tego pięknego, a przy tym groźnego świata.

      Usuń
  4. Ja mam podobnie - za żadne skarby świata nikt by mnie nie zmusił do tego, żeby czytać książkę, której na okładce napisano "arcydzieło literatury francuskiej", chyba że na tej samej okładce byłyby fragmenty Twojej recenzji!!! Cudny tekst!
    Eli

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe są te spostrzeżenia odnośnie twórczego warsztatu pisarza. :) Może to i brzmi głupio, ale naprawdę emocje mają ogromny wpływ na twórcę. A najlepsze jest to, że utwory powstające pod wpływem emocji są bardzo prawdziwe i yyy... pełne życia? Nie wiem czy to dobre określenie. Moja wena się dzisiaj akurat zacięła. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście mam wrażenie, że pod wpływem miłości, głównie nieszczęśliwej, ale także spełnionej, powstało bardzo dużo arcydzieł :)

      Usuń
  6. Masz rację, wenę do twórczości daje miłość. Zwłaszcza jak się pisze książki o miłości. Wydaje mi się, że ktoś kto nie jest zakochany albo nigdy nie był zakochany szaleńczo nie napisze dobrej książki o miłości. Dlatego taką książkę musiał napisać ktoś kto przeżył coś tak wielkiego... :)

    OdpowiedzUsuń