"Jestem pisarzem, ponieważ jestem czytelnikiem" - Jaume Cabré na Festiwalu Conrada

      
Nie czarujmy się, Jaume Cabré (jakby ktoś jeszcze nie wiedział, jak to się wymawia, to można sobie sprawdzić TUTAJ) pisze cegły! A nawet CEGŁY! Ale ponieważ wkłada w to pisanie całą swoją duszę, nikomu nie przeszkadza objętość jego książek. Wręcz przeciwnie - im więcej stron, tym lepiej. Przed spotkaniem z pisarzem nie miałam pojęcia, że stworzył on już dziesięć obszernych powieści, które my, polscy czytelnicy, poznajemy od końca. I świetnie, bo to oznacza, że jeszcze wiele wspaniałości przed nami:) 

A przecież czytanie książek katalońskiego prozaika wcale nie jest takie łatwe. Jego styl jest pogmatwany, narrator mówi raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie (w zależności od tego, czy zdanie ma charakter subiektywny czy obiektywny), a bohaterowie wyskakują z tekstu jak rybki z wody, by zaraz z powrotem w niego wskoczyć i siedzieć cicho w nurtach powieści przez następne dwieście stron. Książki Cabré są jak rozregulowany wehikuł czasu - nigdy nie wiesz, gdzie i kiedy wylądujesz. Jakim cudem autor ogarnia to wszystko w trakcie pisania, w dodatku bez tworzenia żadnych planów i wykresów - nie mam pojęcia. Ja bym się zgubiła na pierwszym zakręcie. Najważniejsze jednak, że ogarnia i to genialnie. 

Jaume Cabré jest Katalończykiem - to ważne, bo jego dorobek wyrasta z poczucia tożsamości narodowej i z przynależności do środowiska barcelońskiego. Rodzi się pod wpływem tego, czym twórca żył przez wszystkie lata swojego istnienia. Może to jest tajemnicą sukcesu "Wyznaję", "Głosów Pamano" i pozostałych powieści?

Cabré był gościem tegorocznego krakowskiego Festiwalu Conrada. Spotkanie, w którym miałam wielką przyjemność uczestniczyć, było przeżyciem głębokim, zachwycającym, a jednocześnie uroczym. Bo Cabré taki właśnie jest - inteligentny, dowcipny i przesympatyczny. A przy tym gawędziarz z niego zawołany -  jak zacznie mówić, to przestać nie może. 

Spotkanie odbyło się w piątek, 24 października, w Centrum Kongresowym. Mój plan przedwyjazdowy zakładał, że sobie wieczorny spacerek zrobię, ale zimno mnie przerosło, więc wsiadłam w tramwaj i zajechałam na miejsce ze zgrzytem i chrzęstem. :) Jak już wspomniałam wcześniej, organizacja Conrad Festival była znakomita. Ledwo postawiłam swoją stopę wewnątrz gigantycznego budynku, z miejsca zostałam zauważona przez życzliwego człowieka z obsługi, który po sprawdzeniu wejściówki, łopatologicznie wytłumaczył mi, co mam robić i w jakiej kolejności. Szatnia, słuchawki i już siedzę wygodnie na sali, czekając na pisarza. Przy okazji warto pochwalić jakość tłumaczenia, jakie na żywo rozbrzmiewało w słuchawkach. Autorka przekładu nie gubiła wątku, nie zacinała się - płynność przekazu pozwalała w pełni docenić wysoki poziom gadulstwa bohatera wieczoru. :)


Spotkanie prowadził Michał Nogaś, dziennikarz radiowy zajmujący się kulturą. Dowcipny i oczytany - wprowadził słuchaczy w niemal szampański nastrój. Jego pytania zadawane pisarzowi (miałam napisać "pisarzowi hiszpańskiemu", ale Cabré tak dobitnie zaznaczał różnicę między tym co hiszpańskie, a tym co katalońskie, że miało się wrażenie, iż są to dwa kraje leżące na przeciwnych półkulach) były intrygujące i znakomicie skonstruowane, pozornie proste, w rzeczywistości niezwykle błyskotliwe. 

W przeciwieństwie do tego, co zaprezentowała druga osoba prowadząca - Urszula Kropiwiec. Zagmatwany, sztywny i pozbawiony polotu wstęp przeczytała z kartki, podobnie rzecz się miała z pytaniami, które przygotowała. Poruszała pięć różnych kwestii jednocześnie, jakby bała się, że ktoś wejdzie jej w słowo. Gubiłam się w tym w połowie, Cabré jeszcze wcześniej, bo musiał mieć to dodatkowo przetłumaczone. W pewnym momencie pani Kropiwiec poczuła się nawet urażona tym, iż pisarz nie do końca zrozumiał jej wypowiedź i naburmuszyła się niczym dziecko w szkole.

Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, co miał nam do opowiedzenia sam Jaume Cabré. A miał wiele. Słuchanie go było nie tylko świetną rozrywką. Było przede wszystkim niezwykle pouczające. I inspirujące dla każdego, kto chciałby zostać pisarzem z prawdziwego zdarzenia. 

Cabré kilkakrotnie kładł nacisk na to, że natchnienie trzeba czerpać przede wszystkim z własnego wnętrza, z tego, kim się jest i czym się żyje. Zaczynał tworzyć jako młody chłopak - opisywał świat wokół siebie, nieustannie doskonaląc styl. Po jakimś czasie zaczął dopisywać dalszy ciąg do każdej dobrej książki, którą przeczytał - tym sposobem przedłużał przyjemność czytania. Zanim został pisarzem, był czytelnikiem - jedno wynika z drugiego. 

Stworzeni przez niego bohaterowie żyją w świecie, który pisarz dobrze zna, w którym się wychował, pracował, w którym żyje. Tworzy ich, wskrzesza, umieszcza w przestrzeni wykreowanej na podstawie własnych doświadczeń, a potem dopisuje im to, czego potrzebują - miejsca, przyjaciół, wrogów. Słuchając Katalończyka miałam wrażenie, że jest on święcie przekonany o tym, iż historie, które odmalowuje napływają do niego z jakiejś niesprecyzowanej, wirtualnej rzeczywistości, w której istnieją i żyją własnym życiem. A on tylko nasłuchuje, żeby wyłapać ich dźwięki.


Jaume Cabré dużo mówił o swoich korzeniach. O tym, czym żył w dzieciństwie, a co znajduje odzwierciedlenie w jego powieściach. Opowiadał o muzyce, którą rozbrzmiewał jego rodzinny dom, o religii, w której się wychował i kulturze katolickiej, która w nim została na zawsze, mimo iż w pewnym momencie przestał być człowiekiem wierzącym.

Michał Nogaś nie omieszkał zapytać pisarza o styl, który jest dla niego tak charakterystyczny. I w żartach dorzucił zdanko, które mnie nurtuje od dawna - czy Cabré zdaje sobie sprawę z tego, jak niesamowicie trudno jest tłumaczyć jego powieści? Katalończyk z czarującym uśmiechem odrzekł, że owszem, zdaje sobie sprawę. Co więcej - wie, że jego styl jest niezwykle wymagający i nie każdy czytelnik sobie z nim poradzi. Albo się go pokocha, albo strzeli w kąt po przeczytaniu trzeciej strony. 

Cóż, widać, że pisarz nie poświęca tylu lat swojego życia na pisanie po to, by czytało się go prosto, łatwo i przyjemnie. Robi to dla tych czytelników, którzy będą w stanie docenić jego pracę. W tym przypadku to nie tylko odbiorca żąda od pisarza dobrej opowieści, tutaj także nadawca wymaga i to nie byle czego - spostrzegawczości, dostrzegania zależności przyczynowo-skutkowych, wyobraźni i zrozumienia. A przede wszystkim wewnętrznego przeżycia czytanej historii.

Słuchając pisarza wyobrażałam go sobie przy pracy, siedzącego obok dużego stołu zawalonego szpargałami, tonącego w powodzi papieru, wymachującego rękoma i rozmawiającego ze swoimi bohaterami. Pyta ich, co sądzą o innych postaciach, czy chcą z nimi współistnieć. To od nich zaczyna się opowieść, cały świat przedstawiony powstaje właśnie dla nich. Jego historie też żyją w ten sposób. Nie kończą się w chwili, w której Jaume Cabré kreśli ostatnie słowo zamykające książkę. On po prostu przestaje o nich pisać, a one trwają nadal, istnieją w przestrzeni. 


Tak się wszyscy zasłuchaliśmy, że nawet prowadzący się zagapił i zostało za mało czasu na pytania od widzów. Padły więc tylko dwa lub trzy, na które pisarz odpowiedział niezwykle wyczerpująco i wreszcie cała sala ustawiła się w kolejce po autograf. Istniało niebezpieczeństwo, że będziemy stać do rana, bo autor, oprócz podpisu, chciał w każdej książce zostawić po sobie również imienną dedykację - a to trwałoby godzinami. Michał Nogaś oświadczył, że on nie będzie autora popędzał, bo popędzać Katalończyka jest niebezpiecznie. :) Z jednej strony dobrze, że Cabré w końcu zorientował się w sytuacji, bo kolejka ruszyła z kopyta, niemniej jednak trochę mi żal, że nie mam w moim egzemplarzu "Wyznaję" osobistej dedykacji. Dać jej palec, to chce rękę ;)




16 komentarzy:

  1. Dzięki tak obszernej relacji mogę sobie wyobrazić, jak wyglądało to spotkanie. Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo tego, iż relacja obszerna, chce się to komuś czytać ;)

      Usuń
  2. Festiwal Conrada moim skromnym zdaniem przyćmiewa Targi Książki. Świetna impreza. O niebo bardziej wartościowe jest dla mnie posłuchanie tego, co pisarz jeden z drugim ma do powiedzenia, niż zgarnięcie jego autografu.
    No i nasze nowe ICE - naprawdę oszałamiające przestrzenie, tylko zimno tam niemożebnie.
    Zapraszamy ponownie do Małopolski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Conrad zdecydowanie wybija się na prowadzenie. Na Targach jest sporo rzeczy, na które można narzekać, a na Conradzie - jeszcze nie słyszałam, żeby się coś komuś nie podobało. Na Targach też było sporo spotkań, na których pisarze coś tam o sobie i o swojej twórczości mówili, ale to nie to samo, co impreza zorganizowana tylko dla spotkań i wykładów.
      W przyszłym roku na pewno pojawię się w Krakowie z planem przede wszystkim na FC, a Targi będą przy okazji :)
      Centrum faktycznie świetne. I faktycznie zimne :)

      Usuń
  3. Wielu moich znajomych uwaza Cabré za nadetego bufona - niezle sie zdziwia, gdy im opowiem, jak czarujacy byl na spotkaniu w Krakowie (nie tylko Ty jestes nim zachwycona, haha). Ja, abstrahujac zupelnie od jego pisarstwa, mam do niego uraz za sposob, w jaki manifestuje swe poglady polityczne. Ale to juz inna bajka.
    Dziekuje za relacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja niezastąpiona ekspertka od hiszpańskiej literatury! :)
      Cabre na spotkaniu był naprawdę przyjemny, taki jowialny starszy pan, nie pokazał się od złej strony. Odpowiadał na każde pytanie niezwykle wyczerpująco, sympatycznie i dowcipnie. Przy podpisywaniu był cierpliwy i uśmiechał się przemiło do każdego. Oczywiście, że może to być tylko poza, ale takim go w Polsce będziemy teraz pamiętać.

      O swoich politycznych przekonaniach też mówił i to sporo. Nogaś nazwał go "separatystą", ale Cabre stwierdził, że jest raczej "nacjonalistą". Nawiązali do szkockiego referendum, itd., ale nic o tym nie pisałam, bo nie znam kontekstu - hasło katalońskiej walki o wolność nic mi nie mówi. W każdym razie tak, zdecydowanie, pisarz z naciskiem dawał do zrozumienia, że jest bojownikiem o sprawę odłączenia się Katalonii od Hiszpanii. W jaki sposób manifestuje to na co dzień - nie mam pojęcia.

      Usuń
  4. Ten autor jest chyba na 2. miejscu (a może i 1.?) obowiązkowych do przeczytania!! A to jak Nogaś potrafi zachęcić do książki najlepiej słychać w TRÓJCE:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiedy się za Cabre zabierasz? Skoro na pierwszym miejscu, to łapiesz w najbliższym czasie? ;) ;)

      Muszę Nogasia czasem posłuchać. Radio i ja jakoś się nie lubimy, ale robi się wyjątki :)

      Usuń
  5. To musiało być ciekawe spotkanie. Ja niestety nic nie czytałam tego autora ;)

    I nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać, ale jeszcze rok temu nie wiedziałam, że istnieje taki pisarz. Natknęłam się na niego na Warszawskich Targach Książki i zrobiłam mu zdjęcie do relacji. Całkowicie przypadkowo, bo polowałam na innych. Jak powiedziałam o tym AnnRK, że widziałam Go na żywo i zrobiłam zdjęcie przypadkiem, to mało mnie nie udusiła :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak rok temu "Wyznaję" u nas wyszło, a raczej mało kto wcześniej go u nas znał, tak więc się nie przejmuj :)
      O, wyobrażam sobie Anię w tym momencie, hihi (oj, narażam się!) ;)

      Usuń
    2. Yhm. Nie wiedziałam, czy płakać z zazdrości czy udusić Wiki za to, że nie doceniła tego, koło kogo stała. :D

      Usuń
  6. Nie czytałam ani "Wyznaję" ani "Głosów Pamano", ale po spotkaniu autora z czytelnikami na Targach Książki postanowiłam nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto przynajmniej spróbować, sprawdzić, czy jego styl to jest to, co zaczaruje i wchłonie.

      Usuń
  7. Chyba przeoczyłam focha prowadzącej. :D A wrażenia miałam bardzo podobne. Fajny ten Cabre i mam nadzieję, że tłumaczenie kolejnej jego książki jest w toku. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może latałaś wówczas za słuchawkami, bo ja wiem ;) ;)

      Usuń
    2. Nieeeee... Ominęłam tylko zapowiedź spotkania, na resztę zdążyłam. Szybko latam. :D Ale mogło być tak, że akurat w tym czasie wyłączyłam słuchawki. Zdarzyło mi się kilka razy. No, może kilkanaście. :P

      Usuń