P. Gregory, D. Baldwin, M. Jones "Kobiety Wojny Dwu Róż"


"Fascynująca prawda o trzech kobietach uwikłanych w burzliwe dzieje Wojny Dwu Róż. Philippa Gregory, bestsellerowa autorka "New York Timesa", oraz wybitni brytyjscy historycy David Baldwin i Michael Jones opisują losy wyjątkowych kobiet, które odegrały znaczącą rolę w Wojnie Dwu Róż - konflikcie pomiędzy zwaśnionymi rodami Yorków i Lancasterów w XV-wiecznej Anglii. Zaciekłą rywalizację o koronę wygrał potomek obu rodów, zapoczątkowując dynastię Tudorów. Kobiety Wojny Dwu Róż to nowatorska, pięknie ilustrowana portretami i wzbogacona materiałami źródłowymi książka, która nie tylko poszerza wiedzę o mniej znanych postaciach historycznych, ale daje także wgląd w inspiracje kryjące się za powieściami Philippy Gregory."

Książka, o której chcę dzisiaj Wam napisać nie należy do beletrystyki, jak mogłoby sugerować umieszczone na okładce imię i nazwisko znanej dobrze w Polsce autorki powieści historycznych. Jest to zbiór trzech esejów biograficznych - inicjatorką powstania tej pozycji była właśnie Philippa Gregory, ona też napisała jeden z rozdziałów oraz obszerny i naprawdę znakomity wstęp. W pełni zasłużyła więc na to, by jej nazwisko zostało na obwolucie szczególnie wyróżnione. Przypuszczam, iż nie wszyscy wiedzą, że jest ona przede wszystkim doktorem historii, badaczem, autorką wielu publikacji naukowych. Przedmowa, którą przygotowała do "Kobiet Wojny Dwu Róż" przybliża nam jej warsztat, pracę, którą wykonuje przed przystąpieniem do pisania czegokolwiek, także powieści.

Wstęp ten sprawia, że nie tylko esej o Jakobinie Luksemburskiej, który wyszedł spod pióra (no dobrze, klawiatury zapewne) Gregory, ale także wszystkie jej powieści stają się pozycjami niezwykle cennymi pod względem historycznym. Autorka w profesjonalny, a przy okazji pełen pasji sposób pisze o swoich poszukiwaniach, o tym, jak tworzy każdą ze swoich postaci, opisuje proces poprzedzający powstawanie tekstów historycznych. Wszystko to jest tak wiarygodne i budzące respekt, że każe zupełnie inaczej spojrzeć przede wszystkim na powieści Gregory, które niektórzy mogą uznawać za wyssane z palca romantyczne obyczajówki. Tymczasem są to twory pisarki, która do historii ma olbrzymi respekt, podchodzi do niej z szacunkiem, miłością i wiedzą.

Opisanie postaci Jakobiny, baronowej Rivers, matki przyszłej królowej Anglii, nie było łatwe. Źródła historyczne praktycznie o niej milczą. W końcu kobiety, według ówczesnej mentalności, nie zasługiwały na to, by kronikarze rozwodzili się nad ich losami i działaniami. Dochodzenie do tego, jak toczyły się dzieje jakiejkolwiek niewiasty żyjącej w średniowieczu przypomina syzyfową pracę, niemniej jednak łatwiej opisać królową, niż jej matkę. O Jakobinie nie wiadomo prawie nic, a jednak Philippie Gregory udało się zbudować przekonujący i na pewno prawdziwy obraz jej życia. Jakim cudem?


Elżbieta Woodville
Autorka podeszła do sprawy z wielkim profesjonalizmem. Ponieważ nie istnieje żadna biografia bohaterki, którą się zajęła, musiała sama zanurzyć się w archiwach, bibliotekach, starych pismach, manuskryptach, tropić, przesiewać i wyciągać wnioski. Brak mi słów, żeby opisać, jak fascynującą wydaje mi się ta praca, pionierska i niezwykle ważna dla każdego Anglika, a także dla każdego człowieka zainteresowanego historią Albionu. Gregory jest także bardzo dobrym psychologiem, potrafi więc na podstawie udokumentowanych zachowań i twierdzeń ludzi, żyjących w czasach jej bohaterek, snuć wnioski dotyczące tego, w jaki sposób mogły postępować i myśleć kobiety, o których pisze, a które miały podobne wychowanie, wiedzę, spojrzenie na świat. Przy tym podchodzi do swojej pracy krytycznie twierdząc, że nic, co pisze nie jest bezsporne, wszystko może ulec zmianie wraz z odkryciem kolejnych tekstów z epoki. Jednocześnie uświadamia nas, że żaden tekst biograficzny nie może być prawdą absolutną, jest zawsze punktem widzenia tworzącego go historyka.

Jakobina Luksemburska była żoną Jana Lancastera, brata króla Henryka V. Pełnił on ważną funkcję w ówczesnym świecie, był mianowicie przedstawicielem swego władcy na ziemi francuskiej w czasach wojny stuletniej. Dla nas jego postać może być o tyle ciekawa, iż to właśnie on przyczynił się do skazania i spalenia na stosie Joanny d'Arc. Jakobina została wdową w 1435 roku, a w dwa lata później, bez wiedzy i zgody króla, poślubiła zwykłego rycerza, Ryszarda Woodville'a. Skandal zrobił się wielki, ponieważ księżna popełniła mezalians nie do pomyślenia. Jej drugie małżeństwo było niezwykle udane, przepełnione wzajemnym szacunkiem i miłością.

Z racji faktu, iż Jakobina została damą dworu królowej Małgorzaty Andegaweńskiej, wiemy, gdzie mogła przebywać i czego mogła być świadkiem w czasie swojego dość długiego, jak na tamte standardy, życia. Na podstawie niewielu wzmianek Philippa Gregory snuje opowieść o czasach i wydarzeniach, o ludziach i ich mentalności, co jakiś czas uczciwie dodając, iż Jakobina mogła coś widzieć, ale nie musiała, mogła coś zrobić, ale nie jest to pewne do końca, prawdopodobnie tak postępowała, ale możliwe, że robiła jednak coś innego. Mimo tego, iż wyciąganie takich wniosków wydaje się szyte grubymi nićmi, wcale się takim nie wydaje przy lekturze eseju rozpoczynającego "Kobiety Wojny Dwu Róż". Autorka przedstawia wszystko w sposób tak profesjonalny i niekwestionowalny, że postać Jakobiny, córki księcia Luksemburga, żony królewskiego brata, a w końcu prostego rycerza staje się czytelnikowi bliska, niezwykle realna, namacalna, prawdziwa.

Philippa Gregory ma jeszcze jeden talent - potrafi w kilku zaledwie fascynujących i obrazowych zdaniach zamieścić szereg informacji, które sprawiają, iż obraz przeszłości staje nam przed oczyma. Język, jakim się posługuje jest przejrzysty, przystępny, a jednocześnie rzetelny. Pisarka potrafiła na niewielu stronach w taki sposób streścić Wojnę Kuzynów, że miałam wrażenie, iż wiedza sama płynie mi do głowy, bez najmniejszego wysiłku z mojej strony. Przytoczyła najważniejsze fakty, które ilustrują konflikt i jego dzieje wręcz doskonale, a jednocześnie zrobiła to w taki sposób, że nie mamy wrażenia czytania tekstu naukowego. Jest on przepełniony opisami ludzi, ich czynów, wnioskami wyciąganymi z zachowań i wydarzeń, natomiast daty przewijają się tam niemal niepostrzeżenie. Nie sadźcie jednak, że ich tam nie ma - esej ten jest, mimo wszystko, pracą naukową, dającą nam wyczerpującą i znakomitą wiedzę, która zapada w pamięć i daje dużo satysfakcji.

Małgorzata Beaufort
Pozostałe dwa teksty stworzone przez zaprzyjaźnionych z Gregory historyków są równie ciekawe, wciągające i pełne prawdy, nie mają jednak tego posmaku gawędy, brakuje w nich tak wielu umotywowań psychologicznych, umieszczenia zachowań bohaterek na tle epoki. Przyczyna jest prosta - o Elżbiecie Woodville i Małgorzacie Beaufort wiadomo o wiele więcej niż o Jakobinie Luksemburskiej, fakty, które autorzy mieli do dyspozycji nie pozostawiały wiele miejsca na snucie domysłów i tworzenie tła społeczno-obyczajowego. Nie chcę jednak, by ktoś z Was zniechęcił się do tych tekstów. To, że są napisane odmiennie od eseju Gregory niczego im nie ujmuje - na równi zaciekawiają postaciami i czasami w nich opisanymi.

Elżbieta Woodville była córką Jakobiny, piękną kobietą, której drugim mężem został zafascynowany nią młody i przystojny zwycięzca nad Lancasterami Edward IV. Poślubił ją po kryjomu, bez niczyjej wiedzy, po jakimś czasie po prostu stawiając przed faktem dokonanym cały swój dwór i wszystkich doradców. Z racji faktu, iż Elżbieta była córką człowieka, który baronem został niedawno, a wcześniej wywodził się z niższej szlachty, przez całe swoje życie musiała się borykać z oskarżeniami o bycie czarownicą rozkochującą w sobie króla za sprawą magii. Jej losy były niesamowite, pełne bólu, tragedii i cierpienia. Philippa Gregory napisała o niej powieść zatytułowaną "Biała królowa", na podstawie której powstał właśnie serial BBC, na który już nie mogę się doczekać (szczególnie czekam na rolę, genialnego niegdyś w roli Thomasa Cromwella, Jamesa Fraina jako Richarda Neville'a). Scenariusz zawiera w sobie także wątki z innych książek Gregory, która była jednym z jego twórców - "Królowej rzek" o Jakobinie, "Czerwonej królowej" opowiadającej o Małgorzacie Beaufort, przypuszczam, że także "Córki Twórcy Królów" o Annie Neville, żonie Ryszarda III.


Elżbieta Woodville w serialu "The White Queen"
Ostatnia z bohaterek "Kobiet..." budzi szacunek i respekt swoją walką o posadzenie na tronie syna i utworzenie tym samym nowej dynastii. Batalia Małgorzaty zakończyła się powodzeniem - Tudorowie to chyba najsłynniejsza rodzina królewska, nie tylko najbardziej kontrowersyjna, ale przede wszystkim najbardziej fascynująca. Przodek pierwszego króla z tej dynastii był żołnierzem i dworzaninem, ostatni władca tego nazwiska przyczynił się do powstania złotego wieku w historii Anglii. Niezwykłe dzieje Małgorzaty Beaufort, matki króla Henryka VII Tudora, babki Henryka VIII również znalazły swoje miejsce w książce o najważniejszych kobiecych postaciach Wojny Kuzynów nazwanej później Wojną Dwu Róż. 

Początkowo zdziwiło mnie pominięcie w tym zestawieniu Małgorzaty Andegaweńskiej, żony Henryka VI, króla, którego niezdolność do rządzenia stała się przyczyną wybuchu wojny domowej, królowej, która jak lew walczyła o prawa do tronu najpierw swojego męża, a następnie syna. Po lekturze książki doszłam do wniosku, że Anglicy muszą na tę postać patrzeć niezbyt przychylnym wzrokiem. Waleczna do przesady tyle razy zmieniała front, udawała się po pomoc do każdego, kto miał armię i ochotę wyruszyć na Londyn, że w pewnym sensie może być nieraz traktowana jak zdrajczyni. "Kobiety Wojny Dwu Róż" opowiadają o postaciach, którymi każdy Anglik może się chlubić, umieszczenie wśród nich Małgorzaty widocznie nie do końca twórcom pasowało.

Forma, jaką tym razem wybrała Philippa Gregory do przedstawienia losów trzech wspaniałych kobiet nie powinna nikogo odstraszać - eseje są napisane stylem wciągającym i przystępnym, a wiedza z nich płynąca wiąże się z doskonałą rozrywką jaką jest czytanie o losach i przygodach postaci, które kiedyś istniały naprawdę. Wydanie przyciąga wzrok, choć trochę rozczarowała mnie ilość ilustracji (w opisie okładkowym napisano, iż pozycja została pięknie zilustrowana portretami, jest ich jednak w książce jak na lekarstwo), a także po macoszemu potraktowana sprawa przypisów, których trzeba szukać pod koniec każdego rozdziału, a przy tym nie są one powiązane z tekstem. Bądź co bądź jest to książka naukowa, a więc przypisy są tu nie tylko wskazane, ale wręcz niezbędne - podawanie źródeł, ale nie przypisywanie ich do wykorzystanych w tekście cytatów jest zabiegiem co najmniej dziwnym. 

Na koniec dodam jeszcze, że do tego, aby książkę tę w pełni zrozumieć, a także docenić konieczna jest miłość do historii, do poznawania faktów, a także podstawowa wiedza o tym, co się działo w Anglii w latach ok. 1450 - 1510 (przynajmniej). Zorientowanie się w tym, kto - z kim - kiedy - dlaczego może być zbyt zawiłe dla kogoś, kto sięgając po "Kobiety Wojny Dwu Róż" nie ma najmniejszego pojęcia o tym, o co chodziło tym wszystkim awanturnikom, którzy toczyli walki o kawałek władzy nie przejmując się zupełnie krajem i ludźmi, nad którymi mieli panować. Jednak już podstawowa wiedza wystarczy do tego, by rozsmakować się w opowieściach, które zostały nam przedstawione z talentem, wiedzą i zamiłowaniem przez Philippę Gregory, Davida Baldwina i Michaela Jonesa.



Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania:
Ilość stron: 304 s.
Oprawa: twarda
ISBN: 9788324580880 



Recenzja powstała dla portalu:




18 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że mamy po lekturze podobne odczucia:) Wiesz, ja również miałam wrażenie, że sylwetka Małgorzaty Beaufort została potraktowana inaczej, nie tak rzetelnie, jak jej antagonistek, ale byłam przekonana, że to kwestia moich sympatii i antypatii - jakoś nie przyszło mi do głowy, że ta postać mogła po prostu "nie leżeć" autorowi eseju :D
    Mimo to książkę czytało mi się rewelacyjnie, ale to akurat żadnym zaskoczeniem nie jest:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównywałam po prostu tekst Gregory o kobiecie, o której prawie nic nie wiadomo z tekstem o Małgorzacie, o której, dla odmiany, wiemy wiele, ale nic naprawdę ważnego. I tekst o Jakobinie wypadł o niebo lepiej - jest pełen wiedzy o epoce, o ludziach, tekst Jonesa natomiast to głównie wymienianie faktów dotyczących matki Henryka VII. Nie mówię, że jest zły, bo wiele się z niego dowiedziałam, niemniej jednak nie zrobił na mnie takiego wrażenia.
      Książka jest jednak źródłem dla mnie niezastąpionym, nie mogłam z niej nosa wyściubić (i nadal nie mogę, bo piszę teksty o wojnie i o Elżbiecie),

      Usuń
  2. Dzięki za cynk - wszystko wskazuje na to, że Odmieniec będzie mój!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, to tym razem miałam inne odczucia po lekturze. Esej Philippy Gregory jakoś nie bardzo przypadł mi do gustu. Zdecydowanie wolę ją w wydaniu powieściowym. Zdecydowanie bardziej spodobał mi się ten napisany przez Baldwina. Chociaż przyznam jednocześnie, że wstęp był fascynujący.

    Co do przypisów to chyba przemówiło do mnie wytłumaczenie, że autorzy chcieli uniknąć efektu "przenaukowienia" książki. Tego, że otwiera ją laik, widzi pół strony przypisów i odkłada bo uznaje, że to zbyt naukowe i nie dla niego. Ale zgadzam się z Tobą, że brakuje ich w tradycyjnym miejscu i w powiązaniu z tekstem.

    A i jeszcze: co do wyszczególnienia nazwiska Philippy Gregory na okładce to ja się zastanawiałam czy to nie jest tylko chwyt marketingowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że każda z nas znalazła w tym tomie coś dla siebie:)

      Dla mnie tekst o Elżbiecie był miejscami trochę za suchy, za mało gawędziarski. Gregory na kilku stronach potrafiła ciekawie streścić całą Wojnę Róż podając nam na tacy najważniejsze fakty w taki sposób, aby nasze wyobrażenie było jak najpełniejsze. Za to Baldwin miota się miejscami wśród chaosu nie do końca istotnych faktów (a przynajmniej takich, bez których moglibyśmy się obejść), wymienia je jednym tchem zapominając o tym, że przecież miał snuć interesującą i wciągającą opowieść. Dotyczy to jednak tylko fragmentu, który traktuje o wojnie. W chwili, gdy płynnie przechodzi w czasy pokoju (względnego), w opisy stosunków między królową a resztą Anglii, opowieść nabiera tempa i charakteru ciekawej sagi. Znakomicie tłumaczy wszystkie legendy i mity, jakimi obrósł portret Elżbiety Woodville, cudownie i przekonująco się z nimi rozprawia.

      Nienawidzę, gdy przypisów trzeba szukać pod koniec książki, a co dopiero pod koniec rozdziału, brrr. Autorzy postanowili napisać taką, a nie inną książkę - siłą rzeczy nie nadaje się ona do czytania dla całkowitych laików - skoro nie tworzyli opowiastki opartej tylko na swojej pamięci i własnych domysłach, ale poważną książkę pełną odniesień i odwołań do źródeł, powinni swoich czytelników traktować poważnie i stworzyć przypisy, które nadałyby książce większej rangi. W końcu mamy tu jedyną powstałą do tej pory naukową biografię Jakobiny Luksemburskiej! Czy Gregory chciała dać ją do czytania tylko laikom, którzy boją się przypisów? Bo jeśli jej celem było zaistnienie także na łonie historiografii, to powinna przypisom poświęcić zdecydowanie więcej uwagi. Przypisów nie było znowu tak wiele, żeby zajmowały pół każdej strony - byłyby na jej spodzie ledwie widoczne. Zdecydowanie uważam, że podawanie w tekście cytatu z Szekspira i nie wyjaśnianie w żaden sposób z jakiego utworu ten cytat pochodzi jest mało profesjonalne.

      Oczywiście, że jej nazwisko to chwyt marketingowy, ale gdyby coś takiego napisał i wydał ktoś mało znany, to zapewne miałby problemy z wydaniem swojej pracy:) Mimo wszystko powstanie tej pozycji jest zasługą Gregory, poza tym jej tekstu jest najwięcej.

      Dziękuję Ci za komentarz, w którym piszesz o tym, z czym się nie zgadzasz. Takie wpisy są dla mnie bardzo ważne i cenne - zawsze mogą stać się zarzewiem dyskusji.

      Usuń
    2. Czekaj, czekaj- właśnie sprawdziłam, tam nie ma ani jednego przypisu. Na końcu podana jest jedynie bibliografia (i tu się zgadzam, że koniec rozdziału jest dla niej lepszym miejscem niż koniec książki- w końcu są to trzy odrębne prace, trzech różnych autorów), ale przypisu jako takiego nie ma. Co jedynie jest podparciem tezy, że książka ma nie odstraszać "naukowym" wyglądem. Może autorzy nie mieli jakiś większych ambicji co do niej?

      Zgadzam się oczywiście z tym, że rola Gregory jako inicjatorki przedsięwzięcia jest warta podkreślenia. I nie żałuję jej wcale miejsca na okładce :)

      Poruszasz ciekawe tematy w interesujący sposób więc chętnie będę dyskutować :)

      Usuń
    3. Bibliografia bibliografią, jest ok i bardzo dobrze, że każdy rozdział ma swoją - tak jak mówisz, jest to logiczne i bardzo wygodne.

      Niemniej jednak przed każdą bibliografią są tzw. źródła i to jest właśnie coś, co nazwać można pseudoprzypisami. Cytuję fragment ze źródeł do Wstępu: "Wyrażenie 'niewidoczna dla historii', tak zgrabnie opisujące brak wzmianek o kobietach na kartach historii zaczerpnęłam z pracy..." oraz fragment źródeł do rozdziału o Jakobinie: "Słynne wezwanie do broni pochodzi z dramatu Williama Shakespeare'a 'Henryk V' (akt III, scena I)...". Jest to niezwykle niewygodne, gdy natrafia się w tekście na cytat, którego źródło nie jest od razu podane. Nie dość, że wyjaśnienia trzeba szukać stale na końcu rozdziału, to jeszcze, co zupełnie niepojęte dla mnie, trzeba przelecieć wzrokiem cały dział "Źródła", żeby zorientować się, jaki jego akapit mówi o poszukiwanym cytacie, ponieważ nie ma odnośnika w postaci cyferki do właściwego fragmentu tekstu. Wydaje mi się to bardzo nieprofesjonalne.

      Nie wierzę, żeby Philippa Gregory, doktor historii, tworząc jedyną istniejącą biografię Jakobiny Luksemburskiej, postaci niezwykle ważnej dla historii jej kraju, nie miała ambicji, by praca jej, tytaniczna niemal, nie została potraktowana poważnie przez historiografię. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że wcześniej ogłosiła ten tekst w periodykach naukowych wraz z porządnymi przypisami, a potem zredagowała go i wydała ponownie w postaci tej książki uważając, że laik nie potrzebuje wiedzieć, z jakich źródeł korzystała, a ktoś zainteresowany zajrzy na tył rozdziału i, klnąc pod nosem, będzie próbował namierzyć źródło informacji, która zainteresowała go w tekście głównym:) Cóż, mam nadzieję, że na mojej czytelniczej drodze nie natrafię na więcej książek, w których przypisy będą udawały, że wcale przypisami nie są i będą się ukrywały przede mną:)

      Usuń
  4. Znakomita recenzja. Jestem wielkim fanem historii i ta pozycja bardzo mnie zainteresowała. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Nałogowiec nałogowca zawsze znajdzie:) Mam nadzieję, że wygrzebiesz na moim blogu jeszcze coś, co Cię zainteresuje.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. świetna, rzeczowa recenzja, od razu wiem z czym będę miała do czynienia gdy sięgnę po książkę, ciekawa forma eseistyczna jest jeszcze bardziej zachęcająca, co ja mówię - już sama okładka kusi szalenie, poza tym dzięki tobie dowiedziałam się o nowym serialu, choć jak już właśnie wyczytałam niektórzy zarzucają mu wiele, zatem czekam na niego tak samo jak ty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarzucają, zarzucają, a ja i tak się nie mogę doczekać:) Pewnie i ja będę zarzucać, bo już widzę, że jak dla mnie, to za dużo romansowania, ale... w końcu historia Elżbiety Woodville zaczęła się od niemal niemożliwego romansu:) Oglądając "Filary ziemi" zarzucałam ile wlezie, denerwowały mnie zmiany w porównaniu z książką, denerwowali niektórzy aktorzy, w ogóle sporo rzeczy mnie denerwowało, ale nie przeszkodziło to "Filarom" w byciu jednym z moich ulubionych seriali. Ot, zagwozdka:):):)

      Usuń
  6. w mojej księgarni jest promocja -40% na książki tej autorki (chociaż w tutaj jest ona autorką tylko jednego eseju)... mam "nieszczęście" mieszkać nad księgarnią i kuszą mnie tam takie różne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 40% - cudownie to brzmi. Na wszystkie jej pozycje, czy tylko te najnowsze? Ja też niemal mieszkam nad księgarnią (w której onegdaj pracowałam), ale już tam nie zaglądam, bo książki kupuję przez Internet - wychodzi zwykle od 30 do 80% taniej:)

      Usuń
  7. Jak ja to u Ciebie lubię;spontaniczność przekazu odczuć,swoboda w operowaniu bogatym słownictwem i ten kolaż literacko-malarski,przeplatany zdjęciami z filmów i innymi ciekawostkami!
    Gregory to jedna z moich ulubionych pisarek:-)-pozdrawiam w pełni lata,życzę pięknych dni,wypoczynku i relaksu z dobrą książką przy pucharku lodów,mniam:)-Halszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy te moje teksty są takie spontaniczne? :) Tworzą się czasem przez kilka dni i ciągle nie mogę się pozbyć nawyku poprawiania ich w nieskończoność:)

      Miło mi, że doceniasz to, iż często staram się urozmaicać tekst informacjami okołotematowymi:) To dobra okazja do polecenia Wam jakiś tytułów filmów lub książek, które pasują, a o których osobno pisać nie planuję.

      Usuń
  8. Te informacje "okołotematowe",jak je nazywasz są właśnie doskonałym,barwnym uzupełnieniem Twoich recenzji-to mi się podoba na Twoim Blogu-pozdrawiam letnią porą-Piotr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Często mam sygnały, że dzięki wtrąceniom w moich recenzjach i innych artykułach trafiacie często na coś ciekawego, na interesujący film, na książkę, której jeszcze nie znaliście. I to jest dla mnie największy komplement i motywacja do tego, by jak najwięcej takich powiązań, połączeń, odwołań prezentować.

      Usuń