"Monografia Lwowa od lat najdawniejszych do
powojennych. Pasjonująco opisane zabytki, historia i kultura tego
pięknego miasta. Lwów jako centrum kulturalne i naukowe, pozostawiające
daleko w tyle sąsiednie metropolie. Jako miasto, które ma coś, czego nie
ma żadna z okolicznych stolic – legendę i to w dodatku legendę ściśle
związaną z Polską.
Przeczytamy więc o Piłsudskim, który szykując się na wojnę o
niepodległość, skierował do Lwowa pierwsze kroki. O wielokulturowości:
współegzystencji Polaków, Żydów, Rusinów – nie zawsze łatwej, ale
wzbogacającej miasto. "
Budzyński
to urodzony gawędziarz, szkoda, że z wrodzonego stylu zrezygnował po
2/3 książki. Na początku mamy parę rozdziałów mówiących o XIX wieku,
jednak nie jest to opowieść o samym Lwowie, ale bardziej o ludziach,
których słynne nazwiska z Lwowem się kojarzą. Ale w końcu to przecież
ludzie tworzyli niepowtarzalną atmosferę tego miasta - Lwów to nie tylko
mury i kamienice,
ale przede wszystkim wspaniałe, wielkie nazwiska, buzująca inteligencja
- krew Leopolis (gdy jej zabrakło, gdy została wytoczona przez Sowietów
i Niemców, miasto zostało pustym, martwym organizmem).
Po pięknych
opowieściach o biskupie Teodorowiczu, Grottgerze, Łukasiewiczu zatapiamy
się w sugestywnie przedstawionej atmosferze przedwojennego Lwowa,
narastania grozy, przeczuwania wojny i zupełnego szoku w chwili, gdy
nadciągnęli barbarzyńcy. Niewyobrażalne rzeczy działy się we Lwowie po
wkroczeniu Rosjan, niewyobrażalne dla wszystkich ludzi, którzy żyli do
tej pory w europejskim mieście, pełnym artystów, naukowców, sław na
skalę światową, pełną uczelni wyższych, teatrów, znakomitych szkół.
Następnie
jesteśmy z impetem wciągnięci historię mordu profesorów
lwowskich, która ciągnie się przez większą część książki. Widać, ze
autor poświęcił tematowi sporo czasu i zgłębił go na tyle, na ile
dzisiaj jest to możliwe. Przytacza własną hipotezę, którą sformułował po
długich badaniach i przemyśleniach - nie zgadzam się z nią, ale to inna
para kaloszy.
Potem przez 1/3 książki przemyka po
informacjach, cytuje raporty AK, zarysowuje historię Eugeniusza Bodo i
innych ofiar - chciałoby się więcej, ale autorowi jakby zabrakło impetu,
wygląda, jakby chciał już szybko skończyć nie zagłębiając się w nic
więcej. Ten brak symetrii razi trochę po części o profesorach. Nie
zmienia to faktu, że książka jest kopalnią przeciekawej wiedzy, pełna
fascynujących przypisów, biografii, dygresji. Z niecierpliwością czekam
na kolejne książki pana Budzyńskiego.
Abp Józef Teodorowicz
Ignacy Łukasiewicz
Jan Henryk Rosen
Artur Grottger
Wydawnictwo: Weltbild, Świat Książki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 368 s.
Oprawa: twarda
Wymiar: 150x210 mm
ISBN: 978-83-7799-042-1
Lwów bardzo mnie zachwycił, miałam szczęście być tam dwukrotnie i z przyjemnością jeszcze kiedyś się wybiorę.
OdpowiedzUsuńTo jest miasto "z duszą"...
Kiedyś dawno temu myślałam "co to miasto w sobie ma, że tak wielu mówi o nim z dumą i rozrzewnieniem" - teraz wiem!
Miasto założył w XII wieku książę halicki i nazwał na cześć swego syna Lwa Daniłłowicza - "LWIM GRODEM". Książę Lew panował tu przez 40 lat.
Pozdrawiam p. Aniu! c.d.n.
W granicach II-ej Rzeczypospolitej LWÓW był wielkim ośrodkiem kulturalnym i naukowym - znaczącym ośrodkiem literackim i teatralnym.
OdpowiedzUsuńLista sławnych Polaków związanych ze Lwowem jest naprawdę długa...
Mieszanina ukraińskich, polskich i austriackich budowli, stojących tuż obok współczesnych budynków, odzwierciedla barwną przeszłość miasta.
Sercem Lwowa jest STARÓWKA.
Specjaliści doliczyli się tutaj przeszło 1000 zabytków budownictwa, a 200 spośród nich - to arcydzieła na skalę światową.
Od 1998 roku Starówka znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Jest to jeden z najpiękniejszych historycznie - architektonicznych rezerwatów Europy.
Jestem pod urokiem opisu zabytków Lwowa przez J.Wittlina:
OdpowiedzUsuń"(...)"osobliwością naszego miasta są aż trzy katedry.Trzy katedry:łacińska,grecko-unicka,ormiańska.Każda czym innym wspaniała,każda wzniesiona w innym stylu,w innym wieku.Beniaminkiem jest tu niewątpliwie najmłodsza:grecko-katolicka cerkiew metropolitalna św.Jura.Godna wyróżnienia i przez to,że w XVIIIw.zbudował ją nie żaden Włoch,tylko Polak,w dodatku komendant Kamieńca Podolskiego.Nazwisko co prawda miał nie bardzo polskie:Jan de Witt.Jakim on tam był komendantem Kamieńca Podolskiego-trudno dziś dociekać,ale że architektą był nie byle jakim,przyzna każdy,kto widział obie jego lwowskie kreacje:kościół Dominikanów i katedrę św.Jura.Umiał de Witt wybrać dla niej prześliczne wzgórze i umiał zestroić rokokową architekturę z przyrodą i powietrzem.Kolosalny,zamczysty,forteczny,a jednocześnie lekki,pełen gracji,niemal polotny jest ten święty Jur.I płynie nad naszym miastem,i płynie nad naszą młodością jak nadobłoczny okręt weselny.Szczególnie zachwyca wiosną,gdy się unosi ponad bujną zielenią parków i kwieciem osypanych sadów,co łagodnymi stokami owijają się dokoła dolnych kondygnacji katedry.Okadzona wszystkimi wonnościami szczodrej lwowskiej primavery-podrywa się ta świątynia ku obłokom niby symbol niebiańskiego triumfu nad udrękami ziemskiego bytowania.W mrocznym jej wnętrzu sławne chóry ukraińskie śpiewają akafisty u złoconych "carskich wrót".I nawet ludzkie głosy są tu jakieś pozłacane,bizantyńskie(...)"
"(...)Więc niechaj nas rozmarzy wspomnienie kościoła Bernardynów,wizja tej niezapomnianej sylwety na tle lwowskiego nieba,które nostalgia oczyściła z chmur.Masywną fasadę wieńczy architraw z tryglifami i metopami,dźwigający wydatne gzymsowanie,na którym wspiera się cudo wdzięku i rytmu:Wysoki,barokowy fryz.Przy każdej esownicy po obu bokach trójkątnego fryzu stoi jaj gdyby na warcie kamienny mnich.Efekt tych mnichów,zwłaszcza na tle jasnego nieba przy księżycowej pełni-jest naprawdę niezrównany.Wysoko przed kościołem,na kolumnie,na której podwójny cokół zdobią kamienne rokokowe latarnie-klęczy z podniesionymi rękami błogosławiony Jan z Dukli.Kołyszą się nad nim rozkwitłe kasztany.Różowe i białe kwiaty sterczą jak pęki świec,zapalonych do modlitwy błogosławionego,modlitwy o wybawienie Lwowa..Obok,za klasztornym murem,pachnie sad.Znowuż sad w środku miasta.Ptaki świergolą na gałęziach,a z drugiej strony sadu,od ulicy Wałowej,słyszę gwar setek głosów.To w filii naszego gimnazjum u Bernardynów jest właśnie duża pauza(...)"
[J.Wittlin,Mój Lwów,Warszawa 1991,str.43-44,str.47-48]
Lwów ma przeszło 40 kościołów, każdy kto odwiedził to miasto z pewnością zwiedzał przynajmniej te najważniejsze. Miasto ma naprawdę wiele budowli i miejsc które zobaczyć trzeba koniecznie.
OdpowiedzUsuńWspomnę tylko jeszcze WYSOKI ZAMEK (Kopiec Unii Lubelskiej).
Taką nazwę nosi jedno z lwowskich wzgórz, na którym Kazimierz Wielki wybudował murowany zamek obronny. Był on wielokrotnie odbudowywany, ale kiedy w końcu i tak rozsypał się w gruz, inny wielki syn lwowskiej ziemi (choć z pochodzenia Ślązak) - Franciszek Smolka zbudował pomnik trwalszy od kamieni Kopiec Unii Lubelskiej - na jej 300-lecie.
Ze wzgórza roztacza się wspaniała panorama miasta, wszystkie budowle widać jak na dłoni...
Książki, którą Pani omawia nie czytałam, ale z przyjemnością sięgnę po nią i przeczytam. Pozdrawiam serdecznie! Crysta
Przytoczę tutaj "poetycki" opis panoramy Lwowa,którą zachwycał się zakochany w tym mieście,Kornel Makuszyński:
OdpowiedzUsuń"(...)Och,Boże!To naprawdę piękne!W głębokiej kotlinie,zasnutej w tej chwili złotym,przedwieczornym pyłem,jakby przesianym przez sito słońcem,legło kamienne miasto,najeżone dziesiątkiem wież.Jak gdyby mu było ciasno,obległo stoki wzgórz i pięło się na ich szczyty.
Na jednym jak kamienna korona góry wspaniały jakiś bielił się kościół;na innym stożkowaty kopiec jak ostro zakończona czapka.Z dalekiego widnokręgu zdawały się schodzić ku miastu sine lasy,otaczały je wieńcem i niepoliczoną ciżbą drzew.Miasto zamknęło im drogę,lecz niektórym jakby udało się wejść do jego wnętrza,bo się skupiły w wielu miejscach:to parki i ogrody.Jakżeż ich wiele!Może dlatego to miasto jest takie wesołe i radosne,że mieszka wśród zieleni,wśród wzgórz i lasów.
Lwów wygląda z oddali jak kamienne gniazdo w cichej kotlinie ocienionej zielonością.
Słońce migoce na złoconych krzyżach wież,łuną czerwieni okna i krwią zalewa miedziany dach wspaniałej jakiejś budowli.
Staram się wyrazić to,co widzę,jak najpiękniej,ale nie umiem.Dobieram takich słów,które mi się wydają kolorowe i złote,wiem jednak,że wszystkie są niezdarne.Nie!Nie umiem tego wypowiedzieć.To za piękne,to za piękne..."
(K.Makuszyński,Uśmiech Lwowa,Kraków 1989,str.11)
Było mi dane wielokrotnie przebywać we Lwowie...
OdpowiedzUsuńNiestety to był już "Lwiw..."!!!
Prawdziwy Lwów jest na Łyczakowie i w naszym przymglonym oglądzie
z tarasu widokowego na Wysokim Zamku...
A także w książkach i albumowych wydaniach traktujących o zabytkach
tego cudownego miejsca...
Postanowieniem "trzech panów" zniweczona została wielowiekowa
ciągłość funkcjonowania wielokulturowego miasta...
Zostały nam tylko nieliczne już pamiątki kultury materialnej,a i ludzi pamiętających "tamten" Lwów jest coraz mniej wśród nas...
Pozdrawiam serdecznie.!!!
Jakże bliski ten daleki świat
OdpowiedzUsuństarych fotografii...
"Świt. Budzą się rogatki Lwowa.
Już pejsaty Żyd wybiega przed sklep
zaprasza, chwli towar.
Czyścibut rozkłada szczotki.
Turkoczą furmanki gdzieś od Łyczakowa -
w półkoszach kokoszą się gosposie...
Płynie "Lwowska Fala"
echo brukiem dudni.
Ktoś zażył tabaki - kichnął! -
przestraszyły się wróble...
Przy cukierni gazeciarz
w bramie śmiech baciarów.
Zegar na Ratuszu wybił trzy na siódmą.
Sygnaturka! - to Franciszkanie:
- od gromów, od złodziei
broń nas Łyczakowski Panie!...
Świat drewnianych liczydeł
szum długich spódnic -
wszystko się oddala, milknie
w ciepłej sepii..."
[Teresa Paryna]
Śliwiak Tadeusz
OdpowiedzUsuńLWÓW
"Czy wiesz jakie to szczęście
urodzić się we Lwowie
i patrzyć z Góry Jacka
na Wysoki Zamek
na place i ulice
na lwy przed ratuszem
i czy wiesz co to znaczy
opuścić to miasto
być wygnańcem
żyć daleko stąd
jak niewidomy
Jakże miałbym tam jechać
aby być gościem
własnego domu?"
Chciałabym znów powrócić do tego przepięknego miasta!
Pozdrowienia gorące-Miki
OdpowiedzUsuń"Nie wiadomo, jak ta pieśń dostała się do Lwowa, gdzie zrobiła zawrotną karierę z tekstem Henryka Zbierzchowskiego (1881-1942), lwowskiego poety, ostatniego „Cygana” miasta zawsze wiernego, w 1928 roku laureata Lwowskiej Nagrody Literackiej Miasta Lwowa, a w 1938 roku Wawrzyna Polskiej Akademii Literatury.
„Piosnka o naszym Lwowie”, bo taki nosiła tytuł, ze słowami Henryka Zbierzchowskiego i oczywiście, muzyką Rudolfa Sieczyńskiego (1879-1952), do dziś krąży po świecie, krusząc serca Polaków i niosąc wspomnienia dawno minionych lat… Oto początkowa zwrotka lwowskiej wersji pieśni.
Gdy wiosny jest czas, wśród parków swych kras,
W girlandach z czeremchy i bzów,
Wśród dolin i wzgórz, spowity w mgieł róż,
Jak wizja wyłania się Lwów.
Gdzie zwrócisz się w krąg, granaty lśnią łąk,
I modry rozwiewa się dym.
Kto poznał go raz, w blasku wiosny kras,
Ten przenosi to miasto nad Rzym.
Więc niech biegnie w dal piosenka ta,
Co wre jak rew, co skrzy i gra.
Lwów, Lwów, jak cudnie brzmi
I jak nam tętni to słowo we krwi.
Ten tylko poznał wartość twą,
Kto cię raz żegnał rozstania łzą.
Lwów, Lwów, jak cudnie brzmi
I jak nam tętni to słowo we krwi.
O, drogie, słodkie ty miasto me,
Tu żyć i umrzeć chcę."
DOM
OdpowiedzUsuńOdszukałem dom ten
pięć szerokich schodów
sczerniałe sztachety
strzegą ciszy ogrodu
okna puste – to dziwne
o tej porze dnia...
gdzie jest twarz mojej matki
kto ją tutaj zna
Wszystko takie jak było
wszystko inne przecież
tego samego domu
nie ma dwa razy na świecie
szklane drzwi
lecz nie szyby w nich
a płytki lodu
obco patrzą
w ich świetle
nie ma już barw miodu
dziki bez
– czy w gałązkach jego wciąż ta gorycz
imię pewnej dziewczyny
miało smak tej kory
Przyszedłem dom zobaczyć
nie powiem nikomu
że byłem nie zastałem
nie ma domu w domu
[Lwów 1963]
LWÓW
Ewie
Czy wiesz jakie to szczęście
urodzić się we Lwowie
i patrzyć z Góry Jacka
na Wysoki Zamek
na place i ulice
na Lwy przed ratuszem
i czy wiesz co to znaczy
opuścić to miasto
być wygnańcem
żyć daleko stąd
jak niewidomy
Jakże miałbym tam jechać
aby być gościem
własnego domu?
[Tadeusz Śliwiak]
Przypadkowo trafiłam na lwowskie,zrodzone z tęsknoty za miastem,wiersze Tadeusza Kubiaka.
Piękna panorama Lwowa z Wysokiego Zamku,choć po nim ani śladu:(,zamieszczam je jako uzupełnienie recenzji,Maja