"Nim świat wyłonił się z chaosu, ona już istniała - pradawna
melodia duszy. Ten, który odkryje jej sekret, zdobędzie panowanie nad
ziemią i ludźmi. Jednak przyjdzie mu za to zapłacić tym, co
najważniejsze. Matthieu z rozkazu króla Francji Ludwika XIV wyrusza w
pełną niebezpieczeństw wyprawę w poszukiwaniu melodii duszy. Jednak nie
tylko on pragnie odkryć prastarą tajemnicę. Ścigany przez bezlitosnych
morderców dociera na Madagaskar. Piękno wyspy oczarowuje go niemal tak
bardzo jak tajemnicza i zmysłowa kapłanka Luna, która zdaje się czekać
na niego od zawsze... Niezwykła powieść, w której przeplatają się egzotyka, przygoda i namiętność."
"Na początku był Eru, Jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Ilúvatarem: On to powołał do życia Ainurów, Istoty Święte, zrodzone z jego myśli. (...) Rozmawiał z nimi i poddawał im tematy muzyczne. Ainurowie zaś śpiewali przed Nim i On radował się tą muzyką. (...) Wówczas rzekł: - Chcę, abyście z tego tematu, który wam objawiłem, rozwinęli harmonijną Wielką Muzykę (...). Gdy zaś znaleźli się w Pustce, Ilúvatar rzekł: - Spójrzcie, oto wasza Muzyka! I pokazał im Wizję, aby wzrokiem poznali to, co przedtem było dostępne tylko ich uszom; zobaczyli nowy Świat w postaci kuli zawieszonej pośród Pustki, z niej wyodrębnionej."Każdy, kto czytał Tolkiena od razu rozpozna początkowe fragmenty Ainulindalë, najpiękniejszej i najbardziej poetyckiej księgi "Silmarillionu". Któregoś dnia natknęłam się na "Kompozytora burz" i po przeczytaniu opisu na okładce od razu przypomniał mi się ten fragment, czytany tak wiele razy i tak bardzo przeze mnie ukochany. Czyż mogłam przejść obok takiej pozycji obojętnie? Znacie mnie, wiecie, że nie ma takiej możliwości:)
Andrés Pascual |
Ta książka jest po prostu piękna - melodyjna, kolorowa, bajeczna... Tyle określeń, których zwykle nie używam w opisach książek, ciśnie mi się na klawiaturę. Opowiada o przygodach młodego, francuskiego muzyka, żyjącego w drugiej połowie XVII wieku, przybranego bratanka Marca-Antoine'a Charpentiera - kompozytora bardzo cenionego przez współczesnych. Największym marzeniem Matthieu jest dołączenie do grona osobistej orkiestry Ludwika XIV. Dzięki jego romansowi z królewską sopranistką możemy wraz z nim poznawać zwyczaje panujące na dworze Króla Słońce, zwiedzić lukrowany wersalski świat, uczestniczyć w większych lub mniejszych intrygach i obserwować z bliska ludzi znanych z historii. Przypadek sprawia, że chłopak zostaje wplątany w kryminalną aferę, w wyniku której życie traci jego ukochany brat, a nad resztą rodziny gromadzi się chmura poważnego niebezpieczeństwa.
Wszystko ma związek z Melodią Duszy - muzyką stworzoną przez Boga, niczym nie skalaną, pradawną, mającą moc tworzenia. Chciwość ludzka nie zna granic, nie dziwi więc wcale to, iż wielu chciałoby poznać nuty Pierwotnej Muzyki i wykorzystać ją do własnych celów. Alchemicy są przekonani, że za jej pomocą mogą stworzyć kamień filozoficzny, starzejący się Ludwik XIV chce stać się dzięki niej nieśmiertelnym, a tajemniczy mordercy nie cofną się przed niczym, by zdobyć choć kilka nut w celu, jaki objawi się nam dopiero pod koniec powieści i trochę rozczaruje. Nie mogę jednak skreślić wszystkiego, co wcześniej mnie zachwyciło tylko dlatego, że uważam rozwiązanie zagadki za ciutkę banalne:)
Madagaskar |
Matthieu wyrusza w podróż na Madagaskar z polecenia samego Króla Słońce. Ma tam odnaleźć plemię, w którym żyje Luna - kapłanka Melodii. Opuszczamy więc olśniewającą, złotą, a przy tym tak bardzo przytłaczającą siedzibę króla Francji, by wyruszyć wraz z bohaterem na morza, przeżyć cudowne przygody - takie, o jakich marzy każdy chłopiec oraz prawie każda dziewczynka i znaleźć się na czystych, pachnących, przyprawiających o zawrót głowy z zachwytu plażach Madagaskaru.
"Klejnoty, które go otaczały, wydały mu się zwykłym żelastwem, obrazy - jedynie zabazgranymi płótnami, a kosztowne szaty i peruki mogły budzić tylko śmiech. Cały Wersal wydał mu się w tej jednej chwili groteskowym pałacem, który był niczym więcej niż owocem chorobliwie wybujałej ambicji i, co smutne, tak bardzo, bardzo ludzkiej."
Nie przepadam za banalnymi wątkami romantycznymi, czekałam więc z lekką obawą na mającą się pojawić "namiętność". Ku mojej radości motyw miłości między Matthieu a Luną został opisany tak perfekcyjnie, że zadowoli zarówno miłośników romansów, jak i takich "niewrażliwców" jak ja:) Istnieje, ale nie jest nachalny, nie narzuca się, nie razi. Czego mi brakowało? Może trochę bardziej rozbudowanych opisów dzikiej przyrody Madagaskaru i jej mieszkańców, większej dawki egzotyki. Nie można mieć jednak wszystkiego - zadowoliłam się fantastycznymi pirackimi przygodami i poruszeniem tematu niewolnictwa, który dodaje książce powagi.
"Jedyne, co do niego docierało, to szum oceanu w oddali, kojący i niosący śmierć jak kołysanka wymruczana przez lwicę."
Baobaby malgaskie |
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 386 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7515-117-6
Rewelacja! Sprawiłaś, że po prostu zamarzyłam o tej lekturze! Na szczęście czeka na półce na odrobinę wolnego czasu i odpowiedni nastrój, gdyż mam zamiar ją celebrować, nie zwyczajnie czytać :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nastrój sam przyjdzie, gdy zaczniesz ją czytać:) Miłej lektury!
UsuńSwego czasu było bardzo głośno o tej ksiązce na blogach. być może dlatego, nie zdecydowałam się. Ale jak coś się "zestarzeje" to nabiera smaczku:) Dziękuję za przypomnienie i nadanie odpowiedniego cudnego tonu zachęty.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli.
Nie ma za co:) Mam nadzieję, że Tobie spodoba się tak samo, jak mnie. Miłego Dnia Pisarza:)
UsuńBędzie moja, na allegro po osiem zeta chodzi:)
UsuńSwoja drogą Autor przystojny, a baobaby piękne.
Dziękuję:)
Trochę mi się ciężko czytało ją na początku, ale fakt - jest inna, oryginalna i przede wszystkim interesująca :) I ma piękną okładkę :)
OdpowiedzUsuńO tak, wydanie jest zachwycające - aż się prosi o twardą okładkę.
UsuńKsiążki nie czytałam, więc nie będę się wypowiadać. Zachwyciło mnie zjawiskowe zdjęcie baobabów.
OdpowiedzUsuńGdy myślę o Madagaskarze, to mam czytelnicze jedno skojarzenie: "Madagaskar, okrutny czarodziej" A. Fiedlera.
Jak to dobrze, że powstają książki z gatunku fantastyki, które są zarazem bardzo dobrą literaturą. One bardzo dobrze rozwijają naszą wyobraźnię. Po przeczytaniu jednej myślimy już o drugiej :) Od czasu przeczytania "Władcy Pierścieni" jestem gorącą wielbicielką tego gatunku, więc książeczkę opisaną przez Ciebie na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że przeczytasz, już ja o to zadbam:) A literatura fantazy w najlepszym wydaniu (Tolkien, Bradley, Funke, Lewis, etc., etc.) jest czymś, co koloruje świat.
Usuń