Strony

3 maja 2013

Kobiety Boya [4] - Anna Belina

Sporo już czasu minęło od chwili, gdy ostatnio zaglądaliśmy do mojego ulubionego skandalisty okresu międzywojnia i sprawdzaliśmy, co u niego słychać. Najwyższy więc czas znów go odwiedzić. Pamiętacie romans młodego małżonka Zofii Pareńskiej z aktorką, Jadwigą Mrozowską? Tym razem przygoda zakończyła się bez większych dramatycznych scen (pomijając kilkudniowe topienie smutków w kieliszku, ale o tym nie warto nawet wspominać - takie niewinne morderstwo popełniane na troskach było dla ówczesnych artystycznych dusz chlebem powszednim), pozostali przyjaciółmi i przez jakiś czas odwiedzali się wzajemnie. A choć w pismach Żeleńskiego nie raz można natknąć się na zdania świadczące o tym, iż był on sceptyczny wobec kobiet uprawiających zawód aktorki i nie miał o nich najlepszego zdania, ciągnęło go do nich niezmiernie i kolejnych ofiar swojego uroku poszukiwał właśnie na scenie.

Znaną anegdotę o tym, jak "wielki pan pediatra" Tadeusz Żeleński usiłował wmówić matce chorego niemowlęcia, które skończyło zaledwie drugi miesiąc życia, że maleństwo zatruło się rybą, a potem ze skruchą zgodził się wezwać "prawdziwego" lekarza, przytaczałam już przy okazji artykułu o Dagny Przybyszewskiej (a propos - Bukowy Las wydaje w maju powieść biograficzną o tej fascynującej kobiecie - nie przegapcie!). Przypominam ją dlatego, że właśnie zamierzam napisać parę słów o mamie tego biednego dziecka, powierzonego lekarzowi, którego powołaniem było zostać pisarzem. Nazywała się Izydora Leszczyńska i po jakimś czasie została, jakżeby inaczej, aktorką.

Po dość niefortunnej próbie leczenia dziewczątka o imieniu Inka Żeleński zniknął pani Leszczyńskiej z oczu na dziesięć lat. W 1915 roku rozpoczęła ona właśnie swoją przygodę z występami scenicznymi, zwróciła więc uwagę skrytego wielbiciela pań występujących w na deskach teatralnych. Zakochał się w niej szybko i wcale tego nie ukrywał. Zasypywał ją czułymi liścikami i prośbami o to, by została jego muzą (całkiem naiwnie przykrzy mi się za panią). Trwała właśnie Wielka Wojna. Izydora, której pseudonim sceniczny to Anna Belina (od herbu rodowego Leszczyńskich), wyjechała do stolicy, by tam robić karierę, a zmobilizowany lekarz zasypywał ją listami przepełnionymi czułością. Ja wiem, że pani Niusia bardzo jest zajęta teraz i zaabsorbowana, ale choć kartkę można co parę dni choć wrzucić, ja byłbym bardzo kontent choć z niewielkiej karteczki! Nic nie wiem, co pani porabia, jak się ma, co myśli, jakie ma projekty, sam też nie umiem już pisać w takim odcięciu!


Anna Belina w filmie Cud nad Wisłą
Romans kwitł, początkowo na odległość, w końcu Żeleński zdołał się wyrwać do Warszawy, skąd wrócił cały w skowronkach. Zakochani wymieniali listy, z których przebija serdeczność i wielka zażyłość. Tylko przykrzy mi się za panią wprost nie do wytrzymania, tak już chciałbym trochę tego ludzkiego głosu usłyszeć! On pisał o wiele częściej skarżąc się, że na odpowiedź od niej musi czekać czasem kilka miesięcy - mimo to tłumaczył się z zadedykowania żonie "Prób" Montaigne'a, co świadczy o tym, iż aktorka czuła się na tyle pewnie, by mieć o to do niego pretensje. Ponieważ Warszawa była wówczas okupowana przez armię niemiecką, a listy sprawdzała cenzura, te, które biegły pocztą oficjalną pisane były stylem dość suchym, zwięzłym i niewiele nam mówiącym. Prawdziwe uczucia przebijają w tych epistołach, które przekazywali znajomi lub ktoś z rodziny.

Widywali się bardzo rzadko, każde spotkanie było dla niego przeżyciem i radością, bo wkładał w to zauroczenie całego siebie, jak zwykł to robić w przypadku swoich miłosnych przygód. Jak pani Niusia widzi, żyję wyłącznie w świecie fikcji, z których Niuśka jest najśliczniejszą i najbardziej zmyśloną. Pod koniec 1916 roku Leszczyńska przyjechała do Krakowa, by spędzić święta  z matką i dzieckiem, a także dawno niewidzianym kochankiem. Pozostawiła go "naelektryzowanego", tęskniącego, mającego pretensje o to, że poświęca mu tak mało czasu. Jej kariera sceniczna rozwijała się dobrze, chciała się temu poświęcić bez reszty. Kochanek był przyjemną odskocznią, jednak nie stanowił poważniejszego etapu w życiu. Boy miał do Swojej Niusi żal o to, iż nie podzielała jego sentymentalnego uczucia, nie czuła potrzeby sprawiania mu radości choćby krótkimi wiadomościami, których wypatrywał niczym źródlanej wody, a otrzymywał tak rzadko, że rzadziej już się chyba nie dało. Listy stawały się coraz bardziej sporadyczne i chłodne, wkrótce romans zakończył się równie gwałtownie jak się rozpoczął.


Po jakimś czasie, gdy Boy zdobył już większą sławę dzięki swoim znakomitym tłumaczeniom z języka francuskiego, a ona czuła się coraz bardziej samotna, Anna Belina przypomniała sobie o nim i jego wielkim do niej sentymencie. Napisała list, korespondencja została na krótką chwilę wznowiona, jednak Boy nie był już zainteresowany. Nazwał ich znajomość "wiotką rzeczywistością" i dziwił się, że jeszcze o nim pamiętała. Magia minęła, urok przybladł. Rok później Izydora Leszczyńska rozwiodła się z mężem i poślubiła dyplomatę Jackowskiego, z którym wyjechała z kraju.

Żeleński spalił wszystkie jej listy, ona zachowała nawet najmniejszą karteczkę od niego.


Źródła:
*T. Żeleński Boy "Listy", opr. B. Winklowa;
*S. Koper "Życie prywatne elit artystycznych II Rzeczypospolitej";
*J. Hen "Błazen, wielki mąż;

13 komentarzy:

  1. Kolejna odsłona "zauroczenia" wielbiciela płci pięknej przekazana w sposób ciekawy,wręcz humorystyczny:)))!
    I pomyśleć,że to znowu aktorka;dziwne upodobanie tego wielkiego amanta i kolejny romans "na boku"...Ile on w końcu miał kochanek???
    Z przyjemnością powróciłam do Twoich wcześniejszych postów o miłostkach Boya,Halszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie koniec kochanek, co więcej - nie koniec aktorek:) Tym razem kolejną odsłonę postaram się napisać szybciej!

      Pozdrawiam wesoło i dziękuję za głos smsowy!

      Usuń
  2. Dagny,bardzo interesująca piękność o melancholijnym,powłóczystym spojrzeniu...Dzięki za info.:)) H.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja Aniu!Może inni tak,ale ja w ogóle nic nie słyszałam o aktorce Annie Belina,a już jako o kolejnej miłości Boya,nie miałam pojęcia.Dzięki za tak ciekawie przedstawione fakty.Buziaki na dobranoc-Izuszka Jackowska:)))*
    Z przyjemnością poczytam sobie o Dagny,zaopatrzę się na pewno w tę pozycję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym o Belinie nie słyszała, gdyby nie Boy. Ich romans ją unieśmiertelnił:) No niech będzie, że tylko dla wielbicieli literatury i samego Żeleńskiego... :):)

      Usuń
  4. Romansiki "na boku" z aktorkami,to jak widzę,Boya specjalność!!! Ale to kochliwy facet:))) dobrej nocy pachnącej majem-Zoja

    OdpowiedzUsuń
  5. O...widzę,że uzupełniłaś opowieść o Belinie o jej nowe zdjęcie;niezbyt ciekawa uroda!
    Zoja

    OdpowiedzUsuń
  6. "Żeleński spalił wszystkie jej listy, ona zachowała nawet najmniejszą karteczkę od niego"-tak To właśnie bywa,gdy się nieco nadto "przeciągnie"strunę miłości(?),romansu,zauroczenia ,czy jak tam owo uczucie zwać...
    Boy znany był zresztą z ogromnej łatwośći owych "zauroczeń"płcią piękną.Czekam- Pani Aniu- na dalsze części owego serialu uczuć naszego enfant terrible polskiego międzywojnia.
    Jeszcze pachnącym majem ciepło żegnam.
    Halina G.

    OdpowiedzUsuń
  7. ...w uzupełnieniu dodam jedynie,że Agata Tuszyńska jednej z jego flam poświęciła powieść pt."Długie zycie gorszycielki"
    Halina G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowieść o Irenie Krzywickiej dojrzewa we mnie od dawna, w sumie cały cykl powstał z myślą o tym, aby doprowadzić go do niej:) Jest postacią niezwykłą, można o niej pisać bardzo dużo, dlatego na razie jeszcze chwilę się do tego tekstu poprzymierzam.

      Usuń


  8. "W przedwojennym dworze Anny i Tadeusza Jackowskich we Wronczynie,wykupionym pod koniec XIXw.z rąk niemieckich bywali najwybitniejsi artyści, uczeni, pisarze, mężowie stanu a przede wszystkim ludzie teatru.

    Wronczyński dwór był położony nad jeziorem Wronczyn,do którego z ogrodu prowadziła aleja włoskich topoli. Zachowały się resztki betonowego kręgu, który służył do prób scenicznych. Dwór tonął w kwiatach.
    W latach międzywojnia dwór tętnił życiem towarzyskim, teatralnym przede wszystkim. Gdy przegląda się "Wronczyńską księgę" opatrzoną herbem "Gozdawa" przechowywaną
    w bibliotece PAN w Krakowie (rkp 9616), najpierw pytamy: kto tu bywał? Po przejrzeniu wpisów, łatwiej odpowiedzieć na pytanie: kogo tu nie było...
    Wpisali się więc m.in. Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Kornel Makuszyński, Bolesław Leśmian, Egon Erwin Kisch, Ludwik Hieronim Morstin, Ferdynand Antoni Ossendowski, Jerzy Stempowski, Juliusz Kaden - Bandrowski, Paul Claudel, Janusz Kusociński, Leon Schiller, Ryszard Ordyński, Juliusz Osterwa (wiernie adorujący od lat Panią Dworu), Jerzy Leszczyński,Karol Szymanowski, Stefan Askenaze, Arnold Szyfman, Grzegorz Fitelberg, Ludomir Różycki, Henryk Sztompka. Prawie 540 dedykacji, autografów, zawiera domowa księga, jeśli liczyć także i wpisy Artura Rubinsteina, Jana Kiepury i Ludwika Solskiego oraz innych osobistości dokonane w Warszawie, Krakowie i za granicą.
    "W Bogu i pracy , pokój i moc" "- ta dewiza herbu Jackowskich mieszcząca się nad gankiem witała gości , którzy przyjeżdżali pracować, wypoczywać, oddychać magią tego miejsca. Grano więc etiudy , śpiewano, dyskutowano, tkano kilimy.

    Czas zapytać, kim była ta, która stworzyła niezwykłe miejsce, do którego ciągnęła nie tylko artystyczna bohema, ale i mężowie stanu, nauki, purpuraci... Izydora Wiesława Zofia Leonia Schiller de Schindelfeld, primo voto Leszczyńska, secundo voto Jackowska, pseudonim artyst. Anna Belina, była żoną ( w pierwszym małżeństwie) wybitnego aktora Jerzego Leszczyńskiego.
    Debiutowała w przedstawieniu dla Legionów w obecności m.in. Józefa Piłsudskiego.
    Cieszyła jej "niepospolita uroda i urok, wdzięk, naturalność gry i świeżość uczucia" (A.Dobrowolski).
    Zarzucano braki w technice aktorskiej i brak postępów, co powodowało, że była "bezlitośnie jednakowa" (Jan Lechoń).
    W roku 1923, rozwiedziona z Leszczyńskim, poślubiła dyplomatę Tadeusz Gustawa Jackowskiego, w którego domu stworzyła ową "wronczyńską Arkadię". Po jej śmierci "Życie Warszawy" napisało "Była i powinna pozostać symbolem szczególnego rozkwitu, polskiej kultury literackiej, artystycznej i towarzyskiej na początku XX wieku".
    [art.Jerzy Grupiński]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - niepospolita osobowość, intelekt, urok osobisty... Nie musiała być klasycznie piękna. Piękny tekst, ciekawe informacje - dziękuję, świetnie pasują do mojego tekstu jako jego dopełnienie.

      Usuń