Strony

2 maja 2013

Katarzyna Kwiatkowska "Abel i Kain"


"Jest lipiec 1900 roku. Europa żyje drugimi Igrzyskami Olimpijskimi połączonymi z paryską Wystawą Światową, lecz w Wielkim Księstwie Poznańskim tamte wydarzenia schodzą na dalszy plan wobec popełnionej właśnie zbrodni. Zamordowano młodego arystokratę, zaś o dokonanie tego przestępstwa policja pruska podejrzewa... brata ofiary. Detektyw-amator Jan Morawski po raz kolejny staje przed koniecznością rozwiązania tajemnicy zbrodni. 
Nieżyjący mężczyzna był dziedzicem olbrzymiego majątku, wobec tego najbardziej prawdopodobnym motywem wydaje się pragnienie zdobycia fortuny. W miarę jednak, jak Morawski poznaje mieszkańców pałacu i okolicy, a także fakty z życia zamordowanego, dochodzi do wniosku, że poza chciwością powodem morderstwa mogła być również zemsta lub miłość. Na szczęście Jan nie musi zajmować się tylko tropieniem mordercy: bierze udział w pikniku, zwiedza wzorowe gospodarstwo, ratuje starego kawalera z matrymonialnej opresji, zaplata pewnej damie warkocze i przygląda się drylowaniu... porzeczek."

Czasami zdarza mi się, że w trakcie czytania jakiejś książki mam poczucie, iż gdzieś już natknęłam się na podobny klimat, analogiczne zdarzenia lub postaci. Zwykle ciężko jest mi to sprecyzować, bo jest to po prostu wyślizgujące się, ulotne wrażenie. Tak działa moja wyobraźnia - rejestruje drobne szczegóły i splata je w sobie tylko znaną kompozycję, która może przyjść mi na myśl w najmniej spodziewanym momencie. Właśnie tak było z "Ablem i Kainem" - pochłaniałam tę książkę jednym tchem zastanawiając się jednocześnie, cóż takiego znajomego w niej dostrzegam. Specyficzny nastrój? Miejsce akcji zbliżone duchem do jakiegoś już poznanego? Porównywalne charaktery bohaterów? Podobne wydarzenia? W pewnym momencie doznałam olśnienia, a tym samym spokój spłynął na mój udręczony dochodzeniem umysł. Nie uwierzycie, do jakich doszłam wniosków:) Otóż ten kryminał retro, którego akcja toczy się w Wielkopolsce na przełomie wieków przywiódł mi na myśl "Szatana z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego!

Wiem, iż drogi mojego myślenia pokrętne są i trudno dostępne - ciężko mi będzie to wyjaśnić, bo przecież powieść Katarzyny Kwiatkowskiej zdecydowanie dla dzieci nie została przeznaczona, poza tym jest o wiele bardziej mroczna, tragiczna, poważna i zagmatwana od (skądinąd znakomitej) książki ulubionego autora mojego dzieciństwa. Może sprawiło to miejsce akcji, którym jest polska prowincja, dworek szlachecki, zamieszkiwany w sporej części przez charaktery prawe i uczciwe, może upalne lato i urocze okolice majątku Ponińskich, a może postać rezydenta, Terencjusza Drojewskiego, jowialnego sabaryty, którego nie sposób nie polubić od pierwszego wejrzenia, a który pasowałby jak ulał do świata przedstawionego przez Makuszyńskiego. Zapewne głównym powodem jest atmosfera tajemnicy, zagadka do rozwiązania. A więc tym bardziej dziwne jest to, że nie zalała mnie fala przypomnień związanych z lekturą kryminałów Agathy Christie - byłoby to zupełnie uzasadnione, gdyż autorka "Abla i Kaina", podobnie jak twórczyni postaci Herkulesa Poirot, wprowadza powoli do akcji kolejnych podejrzanych, a i rozwiązanie zagadki jest nam podane w dość analogiczny sposób. Jak już powiedziałam, moje wrażenia bywają czasem zupełnie irracjonalne, ale jestem pewna, że niektórzy z Was wyczują tutaj podobne fluidy:)


Książka spodobała mi się niewymownie, przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i nie omieszkałam umieścić poprzedniej powieści Katarzyny Kwiatkowskiej ("Zbrodnia w błękicie") w pozycjach pod hasłem: "Przeczytać koniecznie!" Łączy je niezwykle sympatyczna para bohaterów, która amatorsko para się rozwiązywaniem zagadek (nie jestem pewna, czy aby na pewno zupełnymi laikami są w tym względzie, gdyż większej wiedzy o ich przeszłości nie posiadłam w trakcie lektury "Abla i Kaina" - wiem tylko, że na pewno coś tam już kiedyś rozwiązali) - Jan Morawski, szlachcic, wyedukowany panicz oraz jego nieodłączny kamerdyner Mateusz. Jeśli tym razem przyszedł Wam na myśl Conan Doyle, to macie zupełną rację. Autorka wcale nie wstydzi się takich porównań, co więcej - z przymrużeniem oka wspomina o nich w powieści. Tak więc, jak już wspomniałam, bohaterowie są niezwykle sympatyczni, dowcipni i inteligentni, a tym samym stanowią znakomitą parę detektywów.

Jan i Mateusz trafiają do majątku zarządzanego twardą, ale niezwykle gospodarną ręką Adama Ponińskiego. Morawski obiecuje rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa, które miało miejsce w Stępowie - życie stracił najstarszy syn, dziedzic -  birbant, awanturnik, narkoman i hazardzista, a o pociągniecie za spust oskarżono syna młodszego, którego charakter świecił dotychczas przykładem w całym Księstwie Poznańskim, a także poza jego granicami. Młodego detektywa poproszono, by zrobił wszystko, co w jego mocy, aby odnaleźć dowody niewinności Edwarda Ponińskiego. Z każdą nową wiadomością sprawy się gmatwają, podejrzanych przybywa, a rozwiązanie zagadki pozornie się oddala.

Autorka cały ciężar skomplikowanej układanki udźwignęła nadzwyczajnie. Wątki splatają się z sobą w logiczną całość, a przemyślana konstrukcja intrygi zachwyca głębią. Mankamentem jest to, iż znakomita akcja rozwija się dopiero w miarę upływu czasu - początek powieści nie zapowiada tak doskonałej lektury, jakby pisarka powoli się rozgrzewała. Dość sztywne dialogi dopiero po chwili nabierają blasku, a nieustanne posiedzenia przy stole i rozmowy o jedzeniu po jakimś czasie przestają razić i wydają się najzupełniej na miejscu. Bardzo podobała mi się galeria świetnych postaci, w której mogłam wybierać do woli tworząc masę nieprawdopodobnych rozwiązań tajemnicy.

Zasada, która zazwyczaj sprawdzała się w przypadku powieści Agathy Christie, iż mordercą okaże się na pewno bohater, którego od pierwszej chwili polubiłam najbardziej, a którego za żadne skarby nie podejrzewałabym o niecne uczynki, w tym przypadku zaprowadziłaby mnie na manowce. Winnym zabójstwa okazał się ktoś, do kogo od pierwszej chwili czułam podświadomą niechęć - tak więc w moim przypadku autorce nie udało się dostatecznie zamaskować mordercy - rozwiązanie zagadki nie było dla mnie niespodzianką. Zdaje mi się, że winę za to znów ponosi autorka angielskich kryminałów - przeczytałam ich w życiu tyle, że teraz naprawdę trudno mnie zwieść.

Jest jeszcze parę rzeczy, które powinny Was zadowolić w trakcie lektury "Abla i Kaina" - dobrze, choć bez rozmachu oddane realia epoki, piękny dwór opisany dokładnie i sugestywnie, klimat gorącego lata w niezwykłym majątku zarządzanym przez patriarchę rodu - surowego szlachcica, który z jednaj strony trzyma wszystko żelazną ręką, a z drugiej pomaga każdemu, kogo uważa za godnego tej pomocy. Katarzynę Kwiatkowską poznałam wcześniej jako znakomitą tłumaczkę angielskiej literatury - teraz uważam ją także za jedną z lepszych autorek kryminałów w Polsce. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie mi dane zetknąć się z uroczym Janem Morawskim, który w chwili obecnej stoi dość wysoko w hierarchii inteligentnych przystojniaków spotkanych na powieściowych kartach:)


Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania:
Ilość stron: 402 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 9788377225844


12 komentarzy:

  1. Narobiłaś mi chęci na tę książkę :) I Makuszyńskim, i detektywami- amatorami, i ziemiańskim życiem. Ale chyba na początek postaram się znaleźć pierwszą część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sięgnęłabym po tą pozycję ze względu na klimat. Pamiętam że "Szatan z siódmej klasy", była jedną z moich ulubionych książek. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak już taka sceneria-dworkowa,kryminał retro osadzony w realiach epoki,klimat nieco z Makuszyńskiego,czyli świetnie się czyta-to już koniecznie kolejna pozycja do przeczytania!Poza tym stworzyłaś doskonałą atmosferę,która od razu mnie wciągnęła,to zasługa Twojego stylu recenzji,dzięki:)))-z majowym pozdrowieniem,pachnącym czeremchą-Zoja

    OdpowiedzUsuń
  4. Wy się tak kurczowo nie trzymajcie tego Makuszyńskiego, bo możecie go wcale w "Ablu i Kainie" nie wyczuć, niemniej jednak powieść jest zdecydowanie warta przeczytania! :)

    Czytajcie, czytajcie, a potem mi powiecie, czy drogi tylko mojej wyobraźni są takie pokrętne, czy Wy też tutaj tego "Szatana..." wyczuwacie:):):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam dobrze Makuszyńskiego,a "Szatana...uwielbiałam:),z przyjemnością poszukam tutaj tamtego klimaciku-Zoja

    OdpowiedzUsuń
  6. Przemiła książka,która przeniosła mnie w dawny świat,który bezpowrotnie minął...Atmosfera polskiego dworu,jego mieszkańcy,zresztą bardzo sympatyczni,z małymi wyjątkami,ukazani barwnie,pełni życia,temperamentu,pasji.
    Akcja powieści wciąga,czyta się ją z przyjemnością.
    Jest tutaj i walka o utrzymanie polskości na terenie Księstwa Poznańskiego,wzmianka o poznańskim Bazarze,o okolicznych dworach,o rodzinie Raczyńskich.Lekki kryminał z nostalgią w tle;faktycznie,że przypomina swym klimatem powieści Makuszyńskiego,jego bohaterów-jak chociażby przesympatyczna postać rezydenta dworu i przyjaciela właściciela,p.Tercjusza,wiecznie roztargnionego wielbiciela dobrej kuchni:-))).Polecam i ja tę pozycję,jako nietuzinkowa,miłą lekturę,pozdrawiam nieco jesiennym nastrojem,M.

    OdpowiedzUsuń
  7. własnie polknęłam Zbrodnię w błekicie. jeste rewelacyjna! Własnie dzięki wspaniale odmalownej scenerii w której nic nie zgrzyta. Tak jakby autorka żyła w XIX w.teraz pędzę szukać Abla:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze znajdziesz, bo to jeszcze bardziej urocza książka od "Zbrodni w błękicie". Miejmy nadzieję, że autorka zamierza kontynuować cykl, bo, tak jak mówisz, ma świetne wyczucie epoki.

      Usuń
  8. A wróciłaś do Makuszyńskiego po latach? Bo ja "Szatana.." niedawno odświeżyłam i...no właśnie, już nie było tak ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami bardzo się boję sięgać ponownie po lektury z dzieciństwa, bo odbiór już nigdy nie będzie taki jak wówczas - drżę przed tym, żeby nie zepsuć sobie wspomnień. Z daleka omijam na przykład Pana Samochodzika - kochałam te książki, a potem, już jako filolog, naczytałam się tyle pejoratywnych opinii, że włosy dęba mi na głowie stawały. Makuszyński jednak to stary, przedwojenny styl, a on do mnie przemawia niezależnie od wieku, w którym jestem. Jeszcze moment i pewnie zaczniemy z synkiem czytać - wówczas się zobaczy.

      Usuń
  9. Właśnie, bo za mna jakoś chodzi od dłuższego czasu temat ukochanych książek dzieciństwa. Trochę mnie sprowokowało ostatnie zamieszanie wokół listy lektur szkolnych. Patrzę sobie na ten regał, na którym trzymam książki dla dzieciaków, z nadzieją, że będą się w nich zaczytywały na mój obraz i podobieństwo...Ale jaki w tym sens? Czy będą ich, za te kilka lat, interesowały przygody Tomka, skoro mają Internet, a od bidy Cejrowskiego w telewizorze? Czy przygody rzeczonego Samochodzika będa jeszcze atrakcyjne? Obawiam się, że w dobie, gdy literatura dziecięca i młodzieżowa zyskała tyle nowych tematów, o których wcześniej nie mówiła, te tytuły nie wytrzymają konkurencji. Już dla mnie Samochodzik trącił starym strychem, co dopiero dla następnego pokolenia.
    No i mam dylemat - trzymać te wszystkie księgi na tej półce, czy zrobić miejsce na nowe (i nowoczesne) tytuły, posiłkując się w razie potrzeby biblioteką, gdzie Nienacki i Szklarski będą chyba zawsze?
    A może pomyślałabyś o poście opisującym wrażenia Twojego synka po Twoich książkach dzieciństwa??...:) Ja bym chętnie go przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pomysł na artykuł - rozmyślam nad nim od miesiąca i chyba rzeczywiście coś takiego stworzę - ale musi to we mnie dojrzeć.

      Moja półka z ukochanymi książkami z dzieciństwa pęka w szwach. Po troszku czytam je synkowi, bo mimo iż jest już na tyle duży, że sporo czyta sam, to nie mogę się powstrzymać i wykorzystuję okazję do tego, by wracać do cudownych przygód, które przeżywałam... 20-25 lat temu :) On sobie czyta Tappiego, Narnię, Magiczne drzewo, Smoki ze Zwyczajnej Farmy czy detektywa Pozytywkę, a razem czytamy na przykład "Skarb pradziadka", który wymaga moich wyjaśnień i wprowadzenia go w tematykę Powstania Styczniowego. Nie rezygnuję z tego, co stare na rzecz tego, co nowe - lektury współczesne doskonale koegzystują ze starociami :)

      Nie wiem jak będzie z Panem Samochodzikiem, bo Bąbel jeszcze trochę z mały. Ostatnio czytałam artykuł, który mnie przeraził - o tym, jak bardzo te książki są nudne, schematyczne i... prl-owskie. Aż się boję na nie patrzeć, żeby sobie nie zrujnować wspomnień, bo ja obłędnie Nienackiego kochałam, czytałam każdy tom po kilka razy, namiętnie zanurzałam się w przygodach i w historii.

      Zerkam już w stronę Makuszyńskiego i chyba wkrótce zaczniemy od "O dwóch takich...", "Przyjaciela wesołego diabła", "Awantury o Basię" i "Wyprawy pod psem".

      Tyle jeszcze skarbów przed nami! :)

      Usuń