Strony

10 sierpnia 2012

Agnieszka Lisak "Miłość staropolska"

      

"Autorka zaprasza czytelnika na chwilę do staropolskiej alkowy, gdzie działo się naprawdę wiele. Nasi pradziadowie podlegli tym samym słabościom i pragnieniom, co my: potrzebie miłości, bliskości drugiego człowieka, pożądaniu. Pod aksamitnym kubrakiem zdobionym drogimi kamieniami, pod pancerzem zbroi dokładnie tak sam biło i pękało z miłości serce jak pod wiejską koszulą czy współczesnym garniturem. W tej książce nie znajdą czytelnicy ani królów w koronie, ani wielkich magnatów w kontuszach. Nie będzie też nic o marsowych zwycięzcach, którym bliżej do pomników ze spiżu niż do żywego człowieka. Odnajdą za to zwykłych ludzi z ich namiętnościami - w sypialni, w nocnej koszuli, w plątaninie wątpliwości. W czasach staropolskich, podobnie jak i dziś, każda dziewczyna marzyła o wielkiej dozgonnej miłości. Śpiewano o niej piosenki, zaczytywano się w romansach, korzystano z porad wróżek. Niestety nie każdej pannie dane było wyjść za mąż z wielkiej miłości. O zamęściu bowiem decydowała zasadniczo wola rodziców, którzy z racji wieku i doświadczenia lepiej wiedzieli, kto będzie właściwym kandydatem do ręki córki. Dokonując wyboru, nie zawsze miano przy tym na względzie dobro dziecka."


Stanisław Szczęsny Potocki, będąc jeszcze bardzo młodym człowiekiem i nie śniąc nawet o tym, co wydarzy się za jakiś czas w ukraińskiej miejscowości o złowrogiej nazwie Targowica, zakochał się w pannie ślicznej, lecz pochodzącej z rodziny, dla której progi magnackich rezydencji Potockich były o wiele za wysokie. Miłość ta rozwinęła się w romans niemalże narodowy, bo takim uczynił go słynny utwór poetycki Antoniego Malczewskiego pt. „Maria”. Nie minęło wiele czasu i Gertruda Komorowska, bo tak zwało się dziewczę, zaszła w ciążę. Szczęsny, zachowując resztki godności, poślubił ukochaną, czym niewyobrażalnie naraził się rodzicom.

Wkrótce potem na dwór Komorowskich napadli nieznani złoczyńcy wywlekając Gertrudę w samej koszuli nocnej na mróz – następnego dnia ciało dziewczyny znalazło się pod lodem zamarzniętej rzeki. Jedna z wersji wydarzeń mówi, że przygnieciono ją futrami, które miały stłumić krzyki, co doprowadziło do uduszenia się ofiary. Szczęsny chciał podobno popełnić samobójstwo, ale jednocześnie nie przestawał błagać ojca, prawdopodobnego sprawcy śmierci Gertrudy, o przebaczenie mezaliansu.


L. Wyczółkowski, Gertruda Komorowska


Wiele takich fascynujących, czasem smutnych, innym razem zabawnych lub wzruszających opowieści, w które obfituje nasza historia Agnieszka Lisak opisuje w swojej książce „Miłość staropolska”. Pozycja ta jest kopalnią wiedzy na temat życia prywatnego naszych przodków. Dzięki autorce postaci, które znane są nam ze stron podręczników, stają się żywe, prawdziwe, mamy okazję zaprzyjaźnić się z nimi. Królowie nie są już tylko portretami z matejkowskiego pocztu, ponieważ autorka zdradza nam ich tajemnice i opowiada o tych, których kochali. Dzięki tej książce poznamy lepiej podwójną moralność Polaków żyjących w czasach od Mieszka I do Stanisława Augusta Poniatowskiego – jedną wystawioną na pokaz, na potrzeby historyków i ku zdziwieniu prawnuków, drugą, ukrywaną skrzętnie przed każdym, kto potrafił pióro w ręce utrzymać i mógłby nieopatrznym słowem zdradzić tajemnice alkowy.

Znakomity styl sprawia, że od książki nie można się oderwać. Jest prosty, bez zbędnych ozdobników, a przy tym tryskający erudycją i ukazujący wielkie oczytanie autorki, która posiada przy tym wielki talent gawędziarski. Dodać jednak trzeba, że pozycja ta nadaje się raczej dla czytelników, którzy mają większą niż ogólna wiedzę o historii Polski – dynamika opowieści sprawia, że bez przygotowania można poczuć się zagubionym wśród intryg rozgrywających się na przestrzeni tak wielu lat, prezentowanych na wyrywki, bez porządku i zachowania jednoznacznej chronologii. Razić może także kilkakrotne powtarzanie tych samych anegdot w różnych miejscach książki, nie jest to jednak zarzut, który mógłby zniechęcić mnie do przeczytania tak ciekawej pozycji.

Zasiadając wygodnie w fotelu z książką w ręce w jednej chwili przenosiłam się w czasy staropolskie, wędrowałam po królewskich dworach, magnackich pałacach, po mieszczańskich kamienicach, ziemiańskich dworkach i wiejskich chatach, poznając moralność, uczuciowość i zmysłowość ich mieszkańców. Czasy nie sprzyjały miłości – dlatego autorka najwięcej miejsca poświęca nieudanym małżeństwom zawieranym z rozsądku, tragicznym losom niekochanych królowych, cudzołożnikom, kochankom, nierządnicom. Wszystko to jednak opisane jest w sposób delikatny i taktowny, poparte źródłami i wyważone.

Dzięki „Miłości staropolskiej” możemy poznać bliżej fascynujące postaci kobiece często pomijane na lekcjach historii – Marię Ludwikę Gonzagę, Krystynę Rokiczankę, Barbarę Giżankę, Zofię Wittową i wiele, wiele innych. Z wypiekami na twarzy czytałam o Kazimierzu Wielkim, który nagle zszedł z portretu i przestał być brodatym budowniczym naszego kraju, a stał się człowiekiem z krwi i kości, bohaterem skandali, kochankiem nieszczęsnej Klary Zach, którą uwiódł na węgierskim dworze swojej siostry Elżbiety, a potem zostawił na pohańbienie, królem, który wcześniej niż Henryk VIII starał się u papieża o unieważnienie małżeństwa po to, by poślubić kochankę.

Wydaje się wam, że historia Emmy i pana Knightley’a jest wytworem brytyjskiej wyobraźni Jane Austen? Poczytajcie wspomnienia niejakiej Wirydianny Fiszerowej, która ratowała od staropanieństwa swoją siostrę Antosię. Nie wiecie, co wspólnego ma „Opowieść zimowa” Szekspira z Ziemowitem III Mazowieckim? Spróbujcie odnaleźć romans pasterski Roberta Green’a, który dramaturg angielski najprawdopodobniej czytał. Możecie też po prostu zajrzeć do książki Agnieszki Lisak, która wyjawi wam wszystko ze szczegółami.

Do sięgnięcia po tę pozycję dodatkowo może zachęcić jej piękne wydanie – opowieści przeplatane są wkładkami z ilustracjami wprowadzającymi nas w epokę wizualnie, a format książki i czcionka sprawiają, że czyta się ja bardzo przyjemnie.

Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania:
Ilość stron: 278 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-1112131-7



9 komentarzy:

  1. Też się na tę książkę czaiłam :) Teraz wiem, że muszę po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie książki,a historia Gertrudy Komorowskiej,wprost mnie poraża!
    Piękny i tajemniczy obraz Wyczółkowskiego,w ogóle go nie znałam,dziękuję gorąco:),z wrześniowym pozdrowieniem,Majka

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego typu opracowania tematu zawsze znajdą wdzięcznego czytelnika.Do nich zaliczam się i ja.
    Jak zwykle -w przypadku recenzji pióra Pani Ani-wspaniały styl,doza ciekawej intrygi i rosnąca w człowieku konieczność przeczytania "natychmiast" i" od razu"...A tymczasem ja muszę dopiero poczekać na zakup w miejskiej bibliotece....czyli chęć zatopienia się w tytule rozłożyć muszę na raty...Nic to jednak...ja poczekam.
    Serdecznie pozdrawiam i pragnę powiedzieć,ze stęskniłam się juz bardzo za Pani blogiem.

    H.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się, żeby nadal było ciekawie:) Mam nadzieję, że książka pojawi się szybko w bibliotece.

      Usuń
  4. O,Aniu,piszesz tak sugestywnie,że potrafisz od razu zachęcić do przeczytania danej pozycji!To się nazywa pasja czytelnicza,miłość do książek przekazywana innym:),pozdrawiam,Piotr

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu,recenzja świetna!
    Już cieszę się na fascynujące historie opisane w tej książce;Szekspir i książę Mazowiecki???Ale będzie czytanie,dzięki serdeczne:),pozdrawiam w jesienny wieczór,J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mroczna historia Gertrudy Komorowskiej i jej nieszczęśliwej miłości oraz pełen tajemnicy obraz mroźnej nocy gdzieś tam hen wśród stepów Ukrainy,idealne połączenie literatury i malarstwa nawiązujące do Twoich "Listopadowych myśli" Moja Droga Aniu:)Zoja

    OdpowiedzUsuń
  7. "(...)Najmłodszy brat GERTRUDY, Augustyn Komorowski, z podziału pamiątek rodzinnych otrzymał naszyjnik – trzy sznury niedużych lecz kształtnych perełek – zapinany na wysadzany drobnymi brylancikami ozdobny zameczek (fermoir), prawdopodobnie ślubny dar Szczęsnego dla panny Komorowskiej.
    Augustyn ofiarował ów klejnot swej wnuczce Henryce, która – niezmiernie zakochana – poślubiała właśnie, pomimo przestróg rodziców, poetę Kornela Ujejskiego.
    Mariaż okazał się wszakże nieudany (chimeryczny Ujejski ulokował swe uczucia w pięknej lwowskiej pianistce, Leonii Wildowej) i zakończył się separacją. Odtrącona pani Ujejska żyła samotnie, wychowując syn Romana.
    Gdy ten żenił się z uroczą Zofią Bukowską, matka ofiarowała przyszłej synowej perły Gertrudy. Roman i Zofia przeżyli kilka lat w szczęśliwym związku, lecz młoda pani Ujejska, mając niespełna 27 lat, zmarła na dyfteryt, którym zaraziła się lecząc wiejskie dzieci.
    Naszyjnik przeszedł na jej córkę Teresę; ona też tragicznie zmarła nie dożywszy nawet 30 lat, w wyniku zarażenia tyfusem plamistym. Przed śmiercią zdążyła jeszcze podzielić swe klejnoty pomiędzy rodzinę.
    Perłowy naszyjnik dostał się jej kuzynce, Felicji z Zaklików Mycielskiej. Wówczas energicznie zakrzątnięto się koło „odczarowania” złowieszczego klejnotu. Zajął się tym Andrzej Mycielski, syn właścicielki, wtedy student wydziału prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wybrał się w tym celu do zaprzyjaźnionego z rodziną księdza Czesława Wądolnego, który w latach 1918 – 1925 był archiprezbiterem kościoła Mariackiego w Krakowie.

    Ksiądz Wądolny z podręcznej biblioteki wyciągnął wiekową księgę, gdzie znalazł jedną z najstarszych modlitw Kościoła, pochodzącą z IV w. i zatwierdzoną przez sobór nicejski – modlitwę przeciw złym kamieniom. Młody Mycielski w odprawionej ceremonii egzorcyzmów posłużył za ministranta. W swoich wspomnieniach zanotował, iż perły „stały się od tego momentu nie przynoszącym już pecha świecidełkiem... Nicejskie zaklęcie podziałało”(...)"

    [Hanna Widacka,Fatalny naszyjnik Gertrudy Komorowskiej]

    OdpowiedzUsuń
  8. NA OCZY KRÓLEWNY ANGIELSKIEJ, KTÓRA BYŁA ZA FRYDERYKIEM,
    FALCGRAFEM REŃSKIM, OBRANYM KRÓLEM CZESKIM

    Twe oczy, skąd Kupido na wsze ziemskie kraje,
    Córo możnego króla, harde prawa daje,
    Nie oczy, lecz pochodnie dwie nielitościwe,
    Które palą na popiół serca nieszczęśliwe.
    Nie pochodnie, lecz gwiazdy, których jasne zorze
    "Błagają nagłym wiatrem rozgniewane morze.
    Nie gwiazdy, ale słońca pałające różno,
    Których blask śmiertelnemu oku pojąć próżno.
    Nie słońca, ale nieba, bo swój obrót mają
    I swoją śliczną barwą niebu wprzód nie dają.
    Nie nieba, ale dziwnej mocy są bogowie,
    Przed którymi padają ziemscy monarchowie.
    Nie bogowie też zgoła, bo azaż bogowie
    Pastwią się tak nad sercy ludzkimi surowie?
    Nie nieba: niebo torem jednostajnym chodzi;
    Nie słońca: słońce jedno wschodzi i zachodzi;
    Nie gwiazdy, bo te tylko w ciemności panują;
    Nie pochodnie, bo lada wiatrom te hołdują.
    Lecz się wszytko zamyka w jednym oka słowie:
    Pochodnie, gwiazdy, słońca, nieba i bogowie."

    (Daniel Naborowski)
    Lubię staropolszczyznę i poetycką apoteozę miłości-Zyg.

    OdpowiedzUsuń