"Choć Kiki ukrywa swój ból, nie może zapomnieć
tragicznych wydarzeń z przeszłości. Siłę daje jej muzyka. Jest jej
jedyną radością, źródłem nadziei. Gdy pewnego dnia Kiki traci zdolność
cieszenia się swym darem, postanawia na nowo odnaleźć w sobie muzykę.
Zaczyna wędrówkę do świata dźwięków, a tak naprawdę do głęboko ukrytych
zakamarków własnej duszy. Wsłuchując się w siebie, odkrywa wreszcie
dawno zapomniane uroki życia."
Spore rozczarowanie, a do tego pewna doza złości na
wydawnictwo za swoiste okłamywanie ludzi. Po pierwsze - "Kiki van Beethoven" to
zbeletryzowana na szybko sztuka teatralna tegoż autora, która zajmuje
raptem 50 stron, czyli jakąś 1/3 książki; reszta to esej na temat
fascynacji muzycznych autora, o którym później. Nie ma o tym na okładce ani jednego słowa. Rozumiem, że copywriter nie ma w obowiązku, a nawet nie ma prawa, zdradzania wszystkiego, co kryje się pod obwolutą, uważam jednak, że ewentualnemu nabywcy książki należy się informacja o tym, iż tytułowa opowieść jest de facto lekko rozbudowanym utworem dramatycznym.
Po drugie - okładka sugeruje opowieść w stylu Schmitta, czyli uroczą bajkę o dziecku/nastolatku, które może przeżywa tragedię i/lub szuka swojej drogi, odpowiedzi, może ma niesamowity talent i problemy z jego rozwijaniem, itp. Miód na duszę dla wielbicieli twórczości francuskiego pisarza. Okładka jednak nijak się ma do treści. Książka (sztuka? miniatura? nowela?) opowiada o starszej kobiecie, która już nie rozumie muzyki Beethovena tak, jak w młodości, która zapomniała, co to znaczy wzruszenie melodią, która po stracie syna nie znajduje już w życiu niczego wartego uwagi. Jak się ma do tego dziewczynka z wiolonczelą (czy kontrabasem?)?
Druga część to wyznanie autora, który objaśnia wątek autobiograficzny w "Kiki" - kiedyś kochał Beethovena, potem przestał go rozumieć, spowszedniał mu, znudził się, po jakimś czasie jednak odkrył go na nowo. Nie podobało mi się zdecydowane stwierdzenie, że Bach pisał o Bogu, Mozart dla Boga, a Beethoven swoją muzyką udowadniał, że Bóg nie jest już potrzebny, bo to człowiek jest najważniejszy. Do tego podsumował, że właśnie dlatego ten kompozytor to twórca najbardziej humanistyczny ze wszystkich. Mam zupełnie odmienne zdanie - ja np. w V symfonii zawsze słyszę opowieść o potędze, magii i niesamowitości Bożego Stworzenia. To Stravinski był pogański, a nie Beethoven! Schmitt ma jednak prawo do swoich poglądów, do tego właśnie wybrał formę eseju.
Tylko dlaczego wydawca nie ostrzegł klientów księgarni przed tym, że kupują za spore pieniądze kilka kartek przerobionej sztuki teatralnej i wiele stron subiektywnych wypowiedzi autora na temat muzyki?
Wydawnictwo: ZNAK
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 146 s.
Oprawa: twarda
Wymiar: 130x200 mm
ISBN: 978-83-240-1642-6
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 146 s.
Oprawa: twarda
Wymiar: 130x200 mm
ISBN: 978-83-240-1642-6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz