"Niby tak dużo już wiemy o życiu towarzyskim w XIX wieku, ale Agnieszka
Lisak znów udowadnia, że pozory mylą. Zdziera puder z pięknych
twarzyczek i zagląda pod spódnicę. Przy okazji
zabiera czytelnika na pokazy iluzjonistów, by obejrzeli najnowsze
osiągnięcia dziewiętnastowiecznej magii, na seanse spirytystyczne, na
pokaz cudu natury w postaci braci syjamskich i baby z wąsami. Jest i
strasznie, i śmiesznie. Bo taka już autorki natura, że lubi pośmiać się z
przodków, a nieobecni jak zawsze nie mają racji. Jeszcze lepiej jednak,
gdy można pośmiać się z nich razem z czytelnikiem."
Takie książki to skarb bezcenny. Nie tylko dlatego, że są książkami (jak zapewne większość z Was zdążyła się zorientować każdy tom, który mam na swoich półkach jest dla mnie na wagę złota), a tym samym ozdobą moich czterech kątów, moją dumą i radością. Przede wszystkim dlatego, że tak doskonale pomagają mi przenieść się w czasie do epoki, którą opisują, wyobrazić sobie życie ludzi istniejących w przeszłości, a przecież dokładnie takich jak ja. Dają mi możliwość namacalnego wręcz uzmysłowienia sobie, że nie byli oni tylko postaciami na papierze, ale że patrzyli na świat takimi samymi oczyma jak moje, mieli takie same ręce i nogi, tak samo marzyli, czuli. Mogę ich niemal dotknąć, bo wyobraźnię mam mocno wizualizującą:) Mogę z nimi porozmawiać o tym, co zajmowało ich myśli, bo dzięki takim książkom mam o tym pojęcie.
Wracam do tych pozycji co jakiś czas, przeglądam, podczytuję, pochłaniam klimat dawnych lat. Dlatego zawsze mam pod ręką "Miłość staropolską" - poprzednią książkę Agnieszki Lisak, dlatego też "Życie towarzyskie w XIX wieku" będzie zawsze leżało w bliskiej okolicy mojego biurka i ukochanego fotela z lekka szalonej czytelniczki.
XIX wiek to epoka, o której czytać lubię najbardziej. W jakiejkolwiek formie. Podręczniki do historii, rozprawy naukowe o literaturze, poematy, biografie, powieści historyczne, obyczajowe, fantastyczne, publicystyka - cokolwiek wpadnie mi w ręce długo się w dziewiczym stanie nie uchowa. Sprawili to zapewne poeci romantyczni, których twórczość i życiorysy upodobałam sobie już w szkole podstawowej, potem nauka historii, fascynacja malarstwem impresjonistycznym, wreszcie ukochanie angielskiej literatury wiktoriańskiej. Skończyło się na tym, że w snach najczęściej ląduję w malarskim atelier Degasa lub Renoira, piję zdrowotne wody w XIX-wiecznym Bath lub pomykam na koniu obok adiutanta generała Langiewicza. Zdarza mi się także przebywać w ramionach twórcy "Giaura" wpatrując się w jego szaroniebieskie, byronowskie oczy i długie rzęsy (ale to tajemnica, więc nie rozgadajcie!).
Nikogo więc nie może dziwić, że po nową książkę autorki "Miłości staropolskiej" sięgnęłam zachłannie spragniona wiedzy i kolejnych obrazów, które mogłyby się przydać moim snom:) Znalazłam w niej wszystko to, co było mi do szczęścia potrzebne - świetny, gawędziarski styl oraz informacje, które pogłębiły moją znajomość epoki. A przy tym wszystkim estetyczną przyjemność sprawiło mi jej niezwykle urocze wydanie.
Początkowo zmyliła mnie reprodukcja obrazu Renoira umieszczona na okładce - sugerowała, że książka opowiada o życiu towarzyskim nie tylko Polaków. Przypuszczałam, że autorka zapuszcza się także na angielską prowincję, do paryskich sal balowych czy w niemieckie uzdrowiska. Szybko przekonałam się, że w trakcie lektury pozostanę jednak w granicach naszego kraju. W XIX wieku z tymi granicami różnie bywało, ale nie ma to w tym przypadku większego znaczenia, gdyż Agnieszka Lisak zręcznie starała się przez większość książki omijać zagadnienia polityczne i ignorować fakt, że bywali wówczas tacy, którzy twierdzili, iż Polska nie istnieje. I bardzo dobrze zrobiła, czasem przydaje się świeże spojrzenie i przypomnienie sobie, że poza polityką istniało jeszcze życie codzienne, normalne, niepodporządkowane nieustającej walce o to, czy o tamto. Autorka wskrzesiła świat przeszły, miniony, czyniąc go swojskim, bliskim, naszym.
Nagle okazało się, że życie kobiet należących do polskich wyższych sfer nie różniło się tak bardzo od tego, o jakim czytałam w powieściach Jane Austen. Pierwsze bale, nauka trzymania haftowanych chusteczek do nosa w odpowiedni sposób, bezustanne roztrząsanie tego, czy ktoś nie weźmie nas na języki i nie zrujnuje nam opinii, polowanie na odpowiedniego kandydata na męża, wizyty składane o odpowiedniej porze, setki nakazów i zakazów, których przestrzegania bacznie pilnowały liczne matrony - niańki, ciotki i panie matki - o wszystkim tym czytałam już wcześniej w "Dumie i uprzedzeniu", "Emmie", "Perswazjach", w "Cranford" oraz "Żonach i córkach" Elizabeth Gaskell, w "Lokatorce Wildfell Hall" Anne Brontë oraz w wielu innych ukochanych przeze mnie powieściach z epoki. "Życie towarzyskie" uświadomiło mi, że te zwyczaje były także obecne w moim własnym kraju.
Nie ma w tej książce rozdziału, który by mnie nie zainteresował. Moda, nie tylko dotycząca stroju, ale także języka i rozrywek, sposoby podróżowania, rodzaje zabaw salonowych, tajemnice seansów spirytystycznych, wizyty kurtuazyjne, lokale, pojedynki, rozrywki mniej lub bardziej kulturalne, rywalizacja między salonami literackimi - wspaniała kopalnia wiedzy o życiu naszych przodków, napisana przy tym językiem sugestywnym, mającym zdolność do wywoływania w umyśle czytelnika bogatych w szczegóły wizji. Przenosiłam się w czasie, by na przykład:
*współczuć Janowi Matejce, który mając dorosłe córki na wydaniu musiał przez całą noc przesiadywać na balach pilnując, by przypadkiem krzywda jakaś nie stała się jego latoroślom (a dokładniej - czy dziewczęta zachowują się odpowiednio skromnie oraz czy aby na pewno mają powodzenie i nie podpierają ścian);
*wczytywać się w zabawne, a czasem mrożące krew w żyłach ("magiczno-fizykalne widowisko pod tytułem Bót zaczarowany, w którym, przy zdejmowaniu tegoż, cała noga oderwaną od ciała zostanie, co wprawi widzów w zadumienie, a tym samym wielką sprawi przyjemność") reklamy pokazów, sztuk teatralnych, zabaw na świeżym powietrzu;
*zastanawiać się, czy aby na pewno nasi pradziadowie nie umierali częściej z powodu nie dbania o higienę niż przez choroby zakaźne ("Nie czyść zębów szczoteczką: bo gdy pooddzierasz dziąsła od kości, tedy ci z gęby nieznośnie cuchnąć będzie; najlepiej uczynisz, jeśli z rana i wieczorem, a także po każdym jadle czystą wodą gębę wypłuczesz, jeśli palca zamiast szczotki używać będziesz.");
*dochodzić do wniosku, że wcale tak bardzo marzenia ludzi żyjących 150-200 lat temu nie różniły się od moich ("Człowiek nowoczesny zaczynał wzdychać do Paryża jak muzułmanin do Mekki");
Styl Agnieszki Lisak jest lekki i przyjemny - ma ona zdolność do wyszukiwania w przepastnych archiwach oraz w niezliczonych pamiętnikach i wspomnieniach fragmentów niezwykle interesujących, zabawnych, a przy tym niesamowicie typowych dla epoki, którą akurat wzięła na tapetę. "Ot ktoś przyniósł na spotkanie nowinkę na temat automatycznych pojazdów. Była ona nader wątpliwa, bo czy ktoś widział kiedyś wóz jadący bez konia? (...) Ci o bardziej otwartych umysłach wpadali w zachwyt. Gdyby pojazdy takie faktycznie rozpowszechniły się na ulicach, podniosłaby się zdrowotność miasta. W końcu zniknąłby z nich zapach końskiego moczu, wsiąkającego tak łatwo w drewniane bruki. Miałyby także wpływ na bezpieczeństwo, zmalałaby liczba wypadków spowodowanych płoszeniem się i przewracaniem koni. I w końcu nastałaby cisza, z ulic zniknąłby stukot kopyt i klekot kół, który zmuszał do zamykania okien latem."
Dla mnie jest to pozycja obowiązkowa. Myślę, że wielu z Was sprawi ona tak samo wielką przyjemność. Dodam, że jak ktoś kocha Kraków, to znajdzie tu bardzo wiele fragmentów dotyczących życia towarzyskiego w tym właśnie mieście. Miło będzie znów odwiedzić gród Kraka mając o nim o wiele większą wiedzę niż przed lekturą tej książki.
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 334 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-11-12421-9
Wracam do tych pozycji co jakiś czas, przeglądam, podczytuję, pochłaniam klimat dawnych lat. Dlatego zawsze mam pod ręką "Miłość staropolską" - poprzednią książkę Agnieszki Lisak, dlatego też "Życie towarzyskie w XIX wieku" będzie zawsze leżało w bliskiej okolicy mojego biurka i ukochanego fotela z lekka szalonej czytelniczki.
XIX wiek to epoka, o której czytać lubię najbardziej. W jakiejkolwiek formie. Podręczniki do historii, rozprawy naukowe o literaturze, poematy, biografie, powieści historyczne, obyczajowe, fantastyczne, publicystyka - cokolwiek wpadnie mi w ręce długo się w dziewiczym stanie nie uchowa. Sprawili to zapewne poeci romantyczni, których twórczość i życiorysy upodobałam sobie już w szkole podstawowej, potem nauka historii, fascynacja malarstwem impresjonistycznym, wreszcie ukochanie angielskiej literatury wiktoriańskiej. Skończyło się na tym, że w snach najczęściej ląduję w malarskim atelier Degasa lub Renoira, piję zdrowotne wody w XIX-wiecznym Bath lub pomykam na koniu obok adiutanta generała Langiewicza. Zdarza mi się także przebywać w ramionach twórcy "Giaura" wpatrując się w jego szaroniebieskie, byronowskie oczy i długie rzęsy (ale to tajemnica, więc nie rozgadajcie!).
Nikogo więc nie może dziwić, że po nową książkę autorki "Miłości staropolskiej" sięgnęłam zachłannie spragniona wiedzy i kolejnych obrazów, które mogłyby się przydać moim snom:) Znalazłam w niej wszystko to, co było mi do szczęścia potrzebne - świetny, gawędziarski styl oraz informacje, które pogłębiły moją znajomość epoki. A przy tym wszystkim estetyczną przyjemność sprawiło mi jej niezwykle urocze wydanie.
Początkowo zmyliła mnie reprodukcja obrazu Renoira umieszczona na okładce - sugerowała, że książka opowiada o życiu towarzyskim nie tylko Polaków. Przypuszczałam, że autorka zapuszcza się także na angielską prowincję, do paryskich sal balowych czy w niemieckie uzdrowiska. Szybko przekonałam się, że w trakcie lektury pozostanę jednak w granicach naszego kraju. W XIX wieku z tymi granicami różnie bywało, ale nie ma to w tym przypadku większego znaczenia, gdyż Agnieszka Lisak zręcznie starała się przez większość książki omijać zagadnienia polityczne i ignorować fakt, że bywali wówczas tacy, którzy twierdzili, iż Polska nie istnieje. I bardzo dobrze zrobiła, czasem przydaje się świeże spojrzenie i przypomnienie sobie, że poza polityką istniało jeszcze życie codzienne, normalne, niepodporządkowane nieustającej walce o to, czy o tamto. Autorka wskrzesiła świat przeszły, miniony, czyniąc go swojskim, bliskim, naszym.
Nagle okazało się, że życie kobiet należących do polskich wyższych sfer nie różniło się tak bardzo od tego, o jakim czytałam w powieściach Jane Austen. Pierwsze bale, nauka trzymania haftowanych chusteczek do nosa w odpowiedni sposób, bezustanne roztrząsanie tego, czy ktoś nie weźmie nas na języki i nie zrujnuje nam opinii, polowanie na odpowiedniego kandydata na męża, wizyty składane o odpowiedniej porze, setki nakazów i zakazów, których przestrzegania bacznie pilnowały liczne matrony - niańki, ciotki i panie matki - o wszystkim tym czytałam już wcześniej w "Dumie i uprzedzeniu", "Emmie", "Perswazjach", w "Cranford" oraz "Żonach i córkach" Elizabeth Gaskell, w "Lokatorce Wildfell Hall" Anne Brontë oraz w wielu innych ukochanych przeze mnie powieściach z epoki. "Życie towarzyskie" uświadomiło mi, że te zwyczaje były także obecne w moim własnym kraju.
Nie ma w tej książce rozdziału, który by mnie nie zainteresował. Moda, nie tylko dotycząca stroju, ale także języka i rozrywek, sposoby podróżowania, rodzaje zabaw salonowych, tajemnice seansów spirytystycznych, wizyty kurtuazyjne, lokale, pojedynki, rozrywki mniej lub bardziej kulturalne, rywalizacja między salonami literackimi - wspaniała kopalnia wiedzy o życiu naszych przodków, napisana przy tym językiem sugestywnym, mającym zdolność do wywoływania w umyśle czytelnika bogatych w szczegóły wizji. Przenosiłam się w czasie, by na przykład:
*współczuć Janowi Matejce, który mając dorosłe córki na wydaniu musiał przez całą noc przesiadywać na balach pilnując, by przypadkiem krzywda jakaś nie stała się jego latoroślom (a dokładniej - czy dziewczęta zachowują się odpowiednio skromnie oraz czy aby na pewno mają powodzenie i nie podpierają ścian);
*wczytywać się w zabawne, a czasem mrożące krew w żyłach ("magiczno-fizykalne widowisko pod tytułem Bót zaczarowany, w którym, przy zdejmowaniu tegoż, cała noga oderwaną od ciała zostanie, co wprawi widzów w zadumienie, a tym samym wielką sprawi przyjemność") reklamy pokazów, sztuk teatralnych, zabaw na świeżym powietrzu;
*zastanawiać się, czy aby na pewno nasi pradziadowie nie umierali częściej z powodu nie dbania o higienę niż przez choroby zakaźne ("Nie czyść zębów szczoteczką: bo gdy pooddzierasz dziąsła od kości, tedy ci z gęby nieznośnie cuchnąć będzie; najlepiej uczynisz, jeśli z rana i wieczorem, a także po każdym jadle czystą wodą gębę wypłuczesz, jeśli palca zamiast szczotki używać będziesz.");
*dochodzić do wniosku, że wcale tak bardzo marzenia ludzi żyjących 150-200 lat temu nie różniły się od moich ("Człowiek nowoczesny zaczynał wzdychać do Paryża jak muzułmanin do Mekki");
Styl Agnieszki Lisak jest lekki i przyjemny - ma ona zdolność do wyszukiwania w przepastnych archiwach oraz w niezliczonych pamiętnikach i wspomnieniach fragmentów niezwykle interesujących, zabawnych, a przy tym niesamowicie typowych dla epoki, którą akurat wzięła na tapetę. "Ot ktoś przyniósł na spotkanie nowinkę na temat automatycznych pojazdów. Była ona nader wątpliwa, bo czy ktoś widział kiedyś wóz jadący bez konia? (...) Ci o bardziej otwartych umysłach wpadali w zachwyt. Gdyby pojazdy takie faktycznie rozpowszechniły się na ulicach, podniosłaby się zdrowotność miasta. W końcu zniknąłby z nich zapach końskiego moczu, wsiąkającego tak łatwo w drewniane bruki. Miałyby także wpływ na bezpieczeństwo, zmalałaby liczba wypadków spowodowanych płoszeniem się i przewracaniem koni. I w końcu nastałaby cisza, z ulic zniknąłby stukot kopyt i klekot kół, który zmuszał do zamykania okien latem."
Dla mnie jest to pozycja obowiązkowa. Myślę, że wielu z Was sprawi ona tak samo wielką przyjemność. Dodam, że jak ktoś kocha Kraków, to znajdzie tu bardzo wiele fragmentów dotyczących życia towarzyskiego w tym właśnie mieście. Miło będzie znów odwiedzić gród Kraka mając o nim o wiele większą wiedzę niż przed lekturą tej książki.
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 334 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-11-12421-9
Przyznam się szczerze, że na sam tytuł pewnie nie zwróciłabym uwagi myśląc, że to kolejna, nudna rozprawa z serii "jak to dawniej bywało". I bardzo się cieszę, że rozwiałaś moje wątpliwości - nabrałam ogromnej ochoty na podróż w czasie, też chcę się zachwycić tą książką!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
No to pamiętaj na przyszłość - u Agnieszki Lisak nigdy nie jest nudno!:) Miejscami zaśmiewałam się do łez.
UsuńWidzę, że Twoja recenzja jest entuzjastyczna. W takim razie muszę się bliżej przyjrzeć tej książce...
OdpowiedzUsuńMiałam ją krótko w ręce, przeglądałam w pośpiechu w księgarni. Pamiętam miękką okładkę i jak to zwykle mam w zwyczaju przy tego rodzaju lekturach, spojrzałam na koniec, na bibliografię.
Wydawało mi się, że autorka zamieściła w bibliografii jedynie źródła drukowane, a może nie zrobiła podziału na archiwalne i drukowane?
Jeśli mogłabyś Aniu rozwiać moje wątpliwości jak to z tą bibliografią - będę wdzięczna.
Pozdrawiam i życzę pięknej wiosny. Własnie piję kawkę, a przez otwarte okno dobiegają do mnie wiosenne, ptasie arie...
Przyjrzyj się, przyjrzyj, bo warto, zwłaszcza że przecież epoka jest Ci równie bliska.
UsuńOkładka miękka, to fakt - w pewnym sensie szkoda, ale nie bardzo mi to przeszkadza, czyta się wygodnie, bo ma przyjemny format.
Bibliografia nie ma podziału na archiwalia i resztę, nie ma podanych źródeł ilustracji (a przynajmniej nie zostało zaznaczone, że z danego źródła pochodzi taki lub inny obrazek). Jednak przy niektórych pozycjach podano dostępność, np: "dokument dostępny w wersji elektronicznej w Federacji Bibliotek Cyfrowych."
Dla mnie bibliografia jest o tyle istotna, że wiem, do jakich tytułów sięgać, jeśli będę chciała pogłębić jeszcze swoją wiedzę, a do tego wystarcza mi taka, jaka jest:)
U mnie dziś pochmurno, ale to już na pewno wiosna!
Miłej niedzieli.
Książka do mnie doszła w minionym tygodniu:) Ja również jak Magda zawsze zaczynam od zajrzenia na stronę poświęconą bibliografii. Autorka tam zaznaczyła wyraźnie, że jest to jedynie wybór. Nie ma spisu źródeł niedrukowanych, jedynie jest ogólnikowy, a szkoda. Mimo to, też będę czytać oczywiście. Zresztą mam jeszcze dwie inne pozycje pani Lisak i tez nieprzeczytane:)
Usuń"Miłość staropolską" czytało się równie znakomicie. "Miłości, kobiety i małżeństwa w XIX wieku" nie mam, ale może Bellona wyda ponownie w podobnej szacie graficznej - w końcu "Miłość staropolska" to też było wznowienie.
UsuńRecenzja świetna,książka ciekawa,zamieściłaś pasujące do treści zdjęcia,które w połączeniu z Twoją zachętą nie pozostawiają wyjścia-nic,tylko kupić i czytać:)),zanurzyć się w dawne lata-Jar
OdpowiedzUsuńA wszędzie nam wmawiają, że ludzie nie czytają książek:) Bzdurka, jest nas, czytających, więcej niż się niektórym wydaje:) Po prostu badający rynek mają złe informacje:)
UsuńJak z Twojego polecenia,to na pewno się nie zawiodę:),tym bardziej,że tematyka mnie interesuje.Przeczytałam,dosłownie pochłonęłam poprzednią książkę A.Lisak;była świetna!Już szukam tej najnowszej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie i słonecznie-
Izuszka J.
Cieszę się, że nie moje rekomendacje są trafione, przynajmniej w Twoim odczuciu. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni:)
UsuńJa również pozdrawiam wiosennie, bo choć jeszcze niewiele zieleni, to już w powietrzu czuć ciepło. Niedługo będziemy mogli czytać na łonie natury - nareszcie!
Niekiedy tylko słów kilka do Ciebie napiszę...ale ZAWSZE zaglądam, zawsze czytam, inspirujesz mnie...
OdpowiedzUsuńDziękuję za "Miłość staropolską".
Dziękuję, że jesteś.
Serdecznie pozdrawiam.
Cedra.
A żebyś Ty wiedziała, jak MNIE inspirują takie słowa:)!
UsuńSerdeczności!
Dziękuję!
Przypomina mi się "Godzina pąsowej róży", urocza opowieść o bohaterce przeniesionej niespodziewanie w XIX w. Uwielbiałam ją w podstawówce. Nie wiem, czy nadal by mi się podobała, gdybym ją przeczytała teraz.
OdpowiedzUsuń