"Głód nieoczywistości" (powieść w odcinkach)

Pisałam to jakieś sześć - siedem lat temu. To najdłuższy tekst, jaki dotąd wyszedł spod mojego pióra (jak to ładnie, starodawnie brzmi, dobrze, że nie dodałam "gęsiego";  prawda jest taka, że był to długopis, ale to już byłoby zupełnie niepoetyckie)...  

 

 Głód nieoczywistości [1] - 2 komentarze

 

      Mam przed sobą pustą stronę, ale nie do końca wiem, co powinno się na niej pojawić. Coś prawdziwego o mnie, o moich myślach, czy coś, co pisać wypada - gładkie i poprawne? Tylko czy wtedy pisanie miałoby sens? Moje myśli są takie chaotyczne, nieogarnięte, niepoukładane, sprzeczne... Czy mam napisać, że sama nie jestem w stanie sprecyzować jakie jest moje życie? Powinnam być szczęśliwa... Nie, źle to sformułowałam. JESTEM szczęśliwa - mam wspaniałych przyjaciół i cudowną rodzinę, mam dużo książek do czytania i cały świat do podbicia. A mimo to coś jest ze mną nie tak. Jestem stale rozkojarzona, rozdzierają mnie myśli... Coś każe mi pisać, a po głowie kołacze się nadzieja, że może wśród gęstwiny słów znajdzie się odpowiedź na pytanie, które nie daje mi spokoju - dlaczego czasem czuję, jakbym była gdzieś indziej? Czy kiedyś się dowiem o co w tym chodzi? Czy ktokolwiek będzie w stanie się dowiedzieć?

      Właśnie za oknem przeleciał ptak. Strasznie się wydzierał. Ciekawe, czy coś go przestraszyło, czy po prostu informował cały świat, że istnieje, że jest częścią wszechświata i jemu też należy się trochę uwagi. To chyba była wrona. Jedna z milionów wron, ale tylko ona przeleciała za moim oknem kracząc wniebogłosy. I to sprawia, że jest jedyna i niepowtarzalna. Co się z nią teraz dzieje? 
      
      Na dworze jest szaro, ponuro, nudno, zimowo - przedwiośniowo. Mam ochotę zamknąć oczy, położyć głowę gdziekolwiek i zapaść w drzemkę pełną marzeń. Dreszcze chodzą mi po plecach, bo w pokoju jest dość zimno. Tęsknię za słońcem, za ciepłem, które dotyka każdej części ciała i zagląda do wnętrza, by ogrzać zmarzniętą duszę, za zieloną trawą i soczystymi drzewami. Zimą jestem chora z tęsknoty za wiosną i latem. Może dlatego jestem taka rozleniwiona i nastawiona pasywnie do wszystkiego? Mój anioł stróż oddał skrzydła do pralni, więc nie może mnie nimi otulić. A pranie w niebie trwa bardzo długo. 

      Co robi się w niebie? Czy siedzi się tylko i patrzy na Boga? To brzmi dość nudno. Mam nadzieję, ze istnieją tam książki, Internet, rowery i spotkania towarzyskie. Mediów chyba jednak nie może być w niebie - są pełne przemocy i nieprzyzwoitości. Więc co się tam robi? Czy będę pamiętała o swoich przyjaciołach, o ludziach, których kocham tu, na Ziemi? Czy poznam ich, gdy spotkam któregoś na niebiańskiej ulicy? Jeśli nie ma tam książek, to muszę poprosić Boga, żeby pozwolił mi żyć dotąd, dopóki ie przeczytam wszystkiego, co przeczytać warto. Wracając do anioła - chyba nie zasłużyłam na to, by opatulić mnie skrzydłami - zaczęłam właśnie podejrzewać, że wcale NIE są w pralni... 

"Czuję się szczęśliwy - w takim przynajmniej stopniu, jak można to powiedzieć o osobie, która miała nieszczęście przyjść na ten świat."  George Byron



Głód nieoczywistości [2] - 1 komentarz

      Chmury na błękitnym niebie przypominały dwa koniki morskie, które zaraz zamierzają zetknąć się swoimi spiczastymi pyszczkami w pocałunku. Nie byłaby to namiętność, lecz spokojne spotkanie warg. Zaraz ich ogonki zatrzepotałyby lekko, lecz radośnie. Błogość tej sceny była oczyszczająca, zapowiedź delikatnej pieszczoty - wyciszeniem.
Wiatr otworzył szerzej okno, trzasnęły drzwi, a ze stołu posypały się na wszystkie strony kartki papieru z luźnymi zapiskami wielkiej pisarki - czyli moje. Musiałam je ratować przed porwaniem przez nieubłagane prądy powietrzne i rozwleczeniem po całym mieście. Gdy znów mogłam spojrzeć w górę, koników morskich już nie było. W ich miejscu szybowały tylko strzępki śnieżnobiałej cukrowej waty. Dobrze się stało, że nie byłam świadkiem tej intymnej sceny.Wystarczyło mi to, co zdążyłam zobaczyć - natura jest pełna miłości, trzeba ją tylko dostrzec.


      Zawsze, gdziekolwiek się jest, cokolwiek się robi, trzeba pamiętać, że choć na niebie wiszą chmury i wydaje się, że zasnuwają cały świat mleczno-szarą smutnością, to jednak nad nimi świeci słońce, które zawsze JEST.

Jak to łatwo filozofować na papierze.


      Chciałabym umieć rzucić się na pachnącą latem trawę i wsłuchując się w ciszę zapomnieć o problemach, które mnie dręczą, a przynajmniej sprawić, żeby wydawały się mniej ważne, niż zwykle. Słońce w górze świeci, temu nie da się zaprzeczyć, ale tu, na dole, w moim sercu, umyśle i w mojej duszy wiszą chmury, których blask tego słońca nie przebija. Najgorsze jest to, że to nie są tylko moje chmury. Wydaje mi się, jakby należały one do wielu osób, jakby były tak stare, jak stary jest świat. Chwilami przygniatają mnie do ziemi, a czasami o nich zapominam i cieszę się życiem. Jak się ich pozbyć? Są nasiąknięte szeptami wielu głosów, są ciężkie od problemów, których nie rozumiem i nie potrafię rozwiązać. Stały się w końcu moimi problemami, duszącymi mnie i paraliżującymi. A przecież moje życie niewiele ma z nimi wspólnego. Jest szczęśliwe, pełne miłości i ciepła, pełne piękna. Dlaczego więc czuję, że mogłabym co najmniej dziesięć razy umrzeć, zginąć, a i tak nie skończyłoby się moje cierpienie?


Głód nieoczywistości [3] - 2 komentarze


      Siedziałam dziś przez chwilę bez ruchu i obserwowałam z pewnej odległości mężczyznę, którego kocham. Nie ma słodszej świadomości niż pewność, że ten dobry, uroczy, interesujący i intrygujący człowiek należy do mnie. Patrzyłam na jego usta i przypominałam sobie te chwile, w których szeptały słowa "kocham cię". Obserwowałam jego dłonie myśląc z dreszczem wędrującym po plecach o tym, jak mnie obejmują i pieszczą. Tyle jeszcze wspaniałych wspólnych chwil przed nami... 


      Tyle jest rzeczy ciekawych na tym świecie, gotowych na to, żeby je poznać, tyle jeszcze miłości nieprzekochanej, tyle szczęścia niespełnionego do tej pory. Za oknem ptaki wyśpiewywały pierwsze wiosenne trele i świeciło słońce, a ja... byłam bardzo szczęśliwa.


"Ujrzałem tę anielską kobietę na kolanach, zalaną łzami, pogrążoną w gorącej modlitwie. Jakiegoż boga ważyła się przyzywać? Czyż istnieje potężniejszy niż miłość?" 

Chaderlos de Laclos "Niebezpieczne związki" 


Głód nieoczywistości [4] - 1 komentarz

      Jak to jest możliwe, że jako zwykły człowiek, całkiem normalny, istniejący na świecie pełnym podobnych ludzi, nie wierzę w magię, elfy, duchy drzew i tym podobne "bzdury", a jednocześnie jako JA, jedyna i niepowtarzalna osobowość, kochająca krainę marzeń - jestem przekonana o istnieniu tego wszystkiego? 


To proste. Nie wierzę, że to wszystko istnieje w prawdziwym świecie, otaczającym nas na co dzień, ale wiem, że istnieje w MOIM świecie - w mojej myśli, wyobraźni, w krainie literatury, sztuki i marzeń. To, co mnie otacza dzień w dzień nie jest zbyt fascynujące, dlatego warto mieć coś, w co można uciec, w czym można się zatracić. 


Daje mi to szczęście, spokój i ucieczkę - od bólów głowy, lęków, problemów, złych snów pełnych śmierci i przerażającego szumu oceanu - szalejącego szatana. Kocham jego muzykę, ale w moich koszmarach jest mordercą.



" - Czy znaleźliśmy się w świecie legend, czy też chodzimy po zielonej ziemi, w blasku dnia?

- Można żyć w obu tych światach na raz. (...) Zielona ziemia, powiadasz? Jest w niej wiele tematów dla legendy, chociaż ją depczesz w pełnym blasku dnia." 
J.R.R. Tolkien "Władca Pierścieni"

Głód nieoczywistości [5] - 1 komentarz

      Siedzę przy ławie, która kiwa się na wszystkie strony, bo ma każdą nogę innej długości. Świeca rzuca chwiejne światło na dziwny, chropowaty, ciemny papier, a jej płomień czasami powiększa się wydostając z mroku twarze osób, które znajdują się w pomieszczeniu. Nieładne, wyniszczone, o grubych rysach. Widzę ich ukradkowe, nieufne spojrzenia. Czasem odnajduję w nich strach, rzadziej podziw. Nie należę do nich, choć są moją rodziną. Często czuję się, jakbym ich w ogóle nie znała, jakbym widziała ich pierwszy raz w życiu. Oni też czują, że coś tu nie jest takie, jakie być powinno. Mówię, poruszam się, zachowuję zupełnie inaczej niż oni. A przecież to moi rodzice, rodzeństwo, krewni. Jestem człowiekiem z ich krwi, z ich społeczności. Jednak od kiedy pamiętam odnosimy się do siebie z nieufnością. Ja traktuję ich jakby byli mi obcy i jakbym chwilowo została zmuszona do przebywania w ich gronie; oni chodzą naokoło mnie i obwąchują, nie zbliżając się - jakbym była wilkiem z ich stada, ale takim, który zbyt długo przebywał wśród nieznanych im istot i przez to nasiąkł obcym, przerażającym zapachem. Jedynie matka patrzy na mnie czasem ze smutkiem - mam wrażenie, że jest to wzrok kobiety, która utraciła swe dziecko, ale ma stale obok siebie kogoś, kto jej to dziecko przypomina. 
      Najbardziej boją się tego, że ktoś odkryje, iż potrafię czytać i pisać. Nie wiem, skąd mam te umiejętności - wydaje mi się, że umiałam to od zawsze. Głównie przez to jestem uważana za istotę nie z tego świata, jakbym spadła z nieba, a raczej wyłoniła się z wnętrza ziemi. Gdyby ktoś obcy dowiedział się, że dziewczyna z tego domu jest inna niż wszystkie dziewczęta wokoło, że potrafi - nie wiadomo skąd - posługiwać się przyrządami zarezerwowanymi tylko dla duchownych i władców, że potrafi czytać i pisać, czego często nie potrafią nawet książęta, cała rodzina mogłaby zostać oskarżona o uprawianie czarnej magii, lub co gorsza, o konszachty z diabłem. Nie tylko ja - oni także. Zostalibyśmy zaciągnięci w łańcuchach na zamek, osadzeni w lochach i poddani torturom. Robiliby z nami wszystko, co tylko by się im spodobało, aż wreszcie wśród szlochów i jęków każde z nas przyznałoby się do wszystkich zarzucanych nam czynów. 
      Wiem w jaki sposób działają - nie mam pojęcia skąd, ale wiem. Może dlatego, że w oczach ludzi prowadzonych na stos widziałam niewinność, a w chwili, gdy pod ich stopami podkładano ogień, na ich twarzach malowała się radość z rychłego spotkania z Bogiem. A przecież wszem i wobec ogłaszano, że są to czarownice i heretycy, którzy oddają cześć szatanowi, do czego przyznali się pod wszechwiedzącym okiem Inkwizytora. Ów "wszystko widzący" wzrok to koła do łamania kości, obcęgi, igły, których ślady zawsze widać na umęczonych ciałach skazanych. Zwykle nie są już podobni do ludzi - ich ręce i nogi są powykręcane, na głowach nie mają włosów, a ich skóra jest czarna i pełna ran.

Głód nieoczywistości [6]

      Tego właśnie lęka się moja rodzina. Dlatego zawsze, gdy siedzę przy tej chwiejnej ławie, obok migoczącej świecy, którą nie wiadomo skąd zdobyłam, trzymając w ręku pióro gęsi lub kury zamaczane co chwila w słoiczku z czarną mazią i pisząc coś na kartkach marnego papieru, patrzą na mnie z mieszaniną przerażenia, zdziwienia i trwożliwej czci. Zerkają co chwila na drzwi modląc się do Boga, by nikt nie wszedł. Boją się każdego obcego, ale jeszcze bardziej boją się mnie. Są przekonani, że spotykam się z siłami nieczystymi, które sprawiają, że jestem inna niż wszyscy ludzie, które dostarczają mi te wszystkie niewiarygodne, nigdy prawie nie widziane przez nich przedmioty - świece, inkaust, papier.

      Ja też czasem boję się sama siebie. Nie jestem do końca pewna, czy nie ma we mnie czegoś w rodzaju czarownicy. Nie potrafię sobie wytłumaczyć moich zdolności, mojej odmienności i tego, że czuję się we własnym domu jak chwilowy gość. Nie wiem skąd pod ręką znajduję zawsze przybory do pisania i dlaczego ciągnie mnie do nich jakaś nieodparta siła, której nie sposób się oprzeć. Czasami słyszę w sobie krzyk, który rozkazuje mi spisać moje myśli. Rodzina być może ma rację - może jest to krzyk szatana? Może jestem opętana przez złe duchy? Wtedy jednak nie mogłabym czuć takiej nieograniczonej miłości do Dobrego Stwórcy.

      Jakiś czas temu powieszono tu kobietę, tylko dlatego, że przebrała się za mężczyznę. Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale jestem pewna, że miała swoje powody. Może chciała uciec od brutalnego męża? Serce mi mówi, że miała do tego prawo - do ubierania się w to, w co miała ochotę się ubrać, do obcięcia włosów, skoro tak jej się podobało, do ucieczki. Jednak rozum podpowiada sercu - biedni ludzie nie mają prawa do niczego, a tym bardziej kobiety. Są zwierzętami chodzącymi na dwóch nogach. Jest z nich pewien pożytek, bo potrafią pracować. To stawia ich trochę wyżej niż kurę, ale mniej więcej na równi z koniem. Potrafią mówić, ale to tylko wada, która na szczęście nie przynosi wielkich szkód. Istnieje drobny procent niebezpieczeństwa, że niektórzy posiadają trochę więcej rozumu niż koń - mogą się któregoś dnia zbuntować i sprawiać kłopoty. Dlatego tych, którzy wykazują symptomy posiadania mózgu trzeba powoli unicestwiać. Wielu spośród nich tego rozumu w rzeczywistości nie posiada, ale to nie szkodzi. Zwierząt do pracy nie brakuje, a przestroga zawsze się przyda.

Głód nieoczywistości [7]

      Nie mamy żadnych praw - wiem o tym, widzę to na każdym kroku, ale moje serce buntuje się przeciwko temu! I to także odróżnia mnie od innych - oni się nie buntują, nie rozumieją, że powinno być inaczej, nie czują, że są ludźmi. W głębi duszy czuję, że to wszystko kiedyś się zmieni, choć obserwując ten świat mam wiele wątpliwości. Kto to zmieni i jak? A przede wszystkim kiedy?
      Zawsze, gdy zaczynam myśleć o tym, jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy ludzie mogli to samo, zaczyna boleć mnie głowa. Jest to nieznośne, uporczywe łomotanie w skroni, które zaćmiewa mój wzrok, ale rozjaśnia umysł. Uciekam wtedy na brzeg oceanu. Szmaragdowa woda szumi i faluje rozlewając się wszędzie, gdzie tylko sięga mój wzrok, jeśli tylko nie patrzę za siebie. Jej dźwięk uspokaja moją rozgorączkowaną głowę, a chłód wody ją ostudza. Kocham ten bezkres, który istnieje jakby tylko po to, by przynosić mi ukojenie. Gdy go nie widzę - tęsknię za nim. 

      Często zastanawiam się, skąd biorą się przypływy i odpływy. Wydaje mi się, że ma to jakiś związek z księżycem. Przypływ jest większy w czasie pełni, a mniejszy podczas nowiu. Skąd biorą się we mnie takie myśli, takie słowa? Nie uczyli mnie ich rodzice, nie usłyszałam tego od sąsiadów. Gdy kiedyś powiedziałam coś takiego na głos, zostałam ukarana, więc więcej tego nie zrobiłam. Przecież to herezje, bo ruchy wody są dziełem Boga - on wyciąga rękę i plaży ubywa. A ja wiem, że to Jego dzieło, ale przypuszczam, że nie musi za każdym razem wyciągać ręki. Po prostu tak skonstruował ziemię, wodę, księżyc i słońce, że działając na siebie w jakiś sposób, powodują swoje zmiany. 

      Takie myśli sprawiają, że czasem czuję się czarownicą. Muszę to wszystko ukrywać w sobie, bo zostanę z pewnością spalona na stosie, ale często mam ochotę eksplodować, wykrzyczeć na głos to, co myślę o prawach natury, a przede wszystkim o prawach człowieka. Dlatego muszę o tym pisać, żeby się uspokoić - to opóźni niebezpieczeństwo. Nie odsunie go całkiem - czuję to - ale trochę spowolni jego nadejście. Przynajmniej potrafię się powstrzymywać od otwartego, bezczelnego i grożącego złymi konsekwencjami stawania w obronie niewinnych, wykrzyczenia w twarz wielmożom, że to oni są jak zwierzęta, a nie ten poniżany przez nich, prosty, spokojny lud.

Głód nieoczywistości [8]

      Obudziłam się dziś w środku nocy z przeświadczeniem, że śniło mi się coś znajomego, coś, co kiedyś przeżyłam. A może dopiero przeżyję? Rano przerzuciłam album z malarstwem impresjonistycznym i na końcu znalazłam wczesny obraz Vincenta van Gogha "Jedzący kartofle", za którym, szczerze mówiąc, wcale nie przepadam, choć nie odmawiam mu geniuszu. Ale to, co holenderski kaznodzieja przekazał na tym płótnie, ja widziałam we śnie. A raczej coś bardzo do tego podobnego - atmosfera była tylko jakby ciemniejsza, groźniejsza i posępniejsza, a w twarzach nie było spokojnej rezygnacji, a strach.
V. van Gogh "Jedzący kartofle" (1885)

Głód nieoczywistości [9]

      Pytanie na dzisiaj: co w życiu bardziej się opłaca - kierowanie się rozumem czy też uleganie podszeptom serca i pragnień? Robić coś, co jest rozsądne i równocześnie trudne, nudne i czasem sprawiające ból, ale pewne i nie narażające nas na upadek, czy iść za swoimi marzeniami, co oznacza robienie tego, co w głębi serca chce się robić, choćby wiązało się to z wyrzeczeniami i nawet ostatecznie może się nie udać?
- Ryzykowanie może przynieść klęskę. Jeśli nie od razu, to w przyszłości.
- Tylu jest ludzi rozsądnych i przyziemnych, którzy nigdy nie zdobyliby się na żadne ryzyko, tylko - czy oni są szczęśliwi? Trudno zrozumieć tych wszystkich, którzy godzą się na "nie-próbowanie". Marzenia są czymś cudownym. Trzeba robić to, czego się pragnie, dążyć do ich realizacji, choćby to było trudniejsze i ryzykowne.
- Może się jednak nie udać i wtedy już nie będzie odwrotu.
- A kto powiedział, że go nie będzie? Może właśnie wtedy ułoży się lepiej... Nikt przecież nie gwarantuje, że wszystko będzie pięknie i gładko szło tylko dlatego, że nie ma w tym ryzyka i podążania za głupim sercem. Istnieje prawie takie samo prawdopodobieństwo klęski.
......................................................................................................

        Czy ja mam schizofrenię?
      Reasumując stwierdzam, że logiczni ludzie mogą mówić (i robić) co im się podoba. Trzeba słuchać swojego głosu wewnętrznego, bo on powie prawdę i rozwikła sprawę jak najlepiej. Wolę się poślizgnąć, niż całe życie żałować, że nie założyłam łyżew. Po prostu, jak zwykle, będę robić to, co mi się podoba i na co mam ochotę. Ufam mojemu sercu, wiem, że ono też kieruje się swoją logiką. Nie jest pozbawione rozumu i sumienia, więc dobrze mną pokieruje. To warunek - pragnienia nie mogą być nielogiczne, bezsensowne, krzywdzące innych ludzi. Od czego jest wiara? Wiara w siebie, we własne możliwości, w szczęście, może trochę w...  przeznaczenie? "Miej serce i patrzaj w serce" - chyba warto posłuchać Mickiewicza.

      Z moich rozważań, z walki między sercem a rozumem wynika, że zjem dziś całą tabliczkę czekolady, nie zostawię na jutro ani kawałeczka!

"Lepiej paść, niż na lot kreślony nisko
Miłość i wolność zamienić nikczemnie."
George Byron

Głód nieoczywistości [10] - 2 komentarze

      Trzeba umieć być szczęśliwym, złapać chwilę, obejrzeć ją i wycisnąć to, co w niej dobre i piękne. Jeśli tego nie będziemy potrafić, to jakim cudem chcemy być szczęśliwi kiedyś - za parę miesięcy, lat? Dzień, który nas otacza jest na wyciągniecie ręki, trzeba go tylko wykorzystać. Jest pełen życia, radości, powietrza, światła słońca i księżyca. Umieć znaleźć je pośród bólu, smutku, samotności, dostrzegać je między godzinami zwątpienia i bierności - to sztuka, którą musimy w sobie rozwijać. A gdy już się jej nauczymy - życie na tym świecie stanie się czymś wspaniałym.
      Mimo wszystkich lęków i spraw, które przytłaczają mnie do ziemi staram się jak tylko mogę, wyrywać się im i patrzeć z zachwytem na wiosenne słońce i drzewa obsypane kwiatami. Nawet w nagich jesiennych konarach jest cud boski - a co dopiero w okwieconych wiosną gałązkach.

      Nie jestem niezniszczalna... A myślałam, ze stworzono mnie wybrańcem, którego nie dotyczą problemy i choroby miliardów ludzi otaczających mnie na przestrzeni całej kuli ziemskiej. Boję się - szpitala, operacji, dalszego życia ze świadomością, że być może w jakimś zakamarku mojego ciała rozwija się choroba, z której nie zdaję sobie sprawy. Teraz już niczego nie jestem pewna. Do tej pory moje życie, moje zdrowie było wolne od takich problemów. Czy to kara za pychę? Nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę zachorować. Choruje miliony ludzi - to przypadkowe losowanie w niebie. Nie udało mi się uniknąć wyciągnięcia kartki z moim nazwiskiem.
      Wykryto u mnie ciało obce. Skąd się we mnie wzięło? Czy to kosmita żerujący w moim organizmie? Będę zmuszona położyć się na białym łóżku, w białej sali, która znajduje się w białym budynku. Będę musiała czekać na  wyrok. Tydzień wyjęty z życiorysu - oby nie więcej.
      Kupiłam sobie bambusa w doniczce. Jest uroczy i dość szybko rośnie - podobno. Pewnego dnia obudzę się, a cały pokój będzie zarośnięty pałeczkami tej miłej rośliny. A wśród nich będą buszować mali Wietnamczycy...
      Przykazanie na najbliższe dni (tygodnie? miesiące?): w każdym drobiazgu zauważać coś dobrego, radosnego i pięknego. Nie rozczulać się nad sobą, nie myśleć za dużo - wymienić to na szukanie dobrych stron każdej minuty.

Głód nieoczywistości [11]

      Znów spadł śnieg. Na moment przykrył pierwsze pączki i jasną, zieloną trawę. Po zmroku wybrałam się na spacer. Nie było bardzo późno, lecz o tej porze roku ciemność jeszcze wcześnie otula świat. Prószył śnieg, pod stopami tworzyła się warstwa białego puchu, z każdym krokiem coraz grubsza. Wyglądało to tak, jakby ulica pokrywała się płatkami ryżowymi. Lampy uliczne rzucały na świat żółte, przytulne światło. Drzewa, krzewy, domy, latarnie - wszystko ozdobione było bielą niczym bożonarodzeniowa choinka watą. Najbardziej romantycznie wyglądały sosny, jodły i inne iglaki. Świat był taki piękny. Zapomniałam o tym, że już powinno być ciepło, a na drzewach pojawiały się przecież pierwsze zaczątki kwiatów. Śnieg sypał, jego płatki błyskały w świetle latarni, a ja byłam szczęśliwa.
     Ktoś powie - przecież to nic niezwykłego, śnieg o tej porze roku pojawia się prawie zawsze, a wszyscy tylko na to narzekają. Ja odpowiadam - zwyczajne rzeczy wcale nie są niczym banalnym i pospolitym jeśli spojrzeć na nie w perspektywie kosmicznej. Takie urocze widoki zdarzają się tylko na Ziemi, na tej malutkiej planecie, która wisi sobie w niewyobrażalnie wielkim wszechświecie. Jak można twierdzić, że cokolwiek jest czymś normalnym i trywialnym, skoro wiadomo, że nie występuje nigdzie indziej tylko na naszym globie? Dotyczy to nie tylko sytuacji i zjawisk, ale także ludzi, zwierząt, przedmiotów - wszystko jest jedyne i oryginalne. Przecież nie ma jednakowych dni, nic nie spotyka nas po raz drugi w ten sam sposób. Najbardziej zwyczajne rzeczy wcale nie są takie zwyczajne, jakimi chcemy je widzieć.
      Człowiek to kosmita. Nie Marsjanin, lecz Ziemianin. W całym groteskowo olbrzymim wszechświecie nie ma nikogo, dla kogo Ziemianin byłby kosmitą. I dobrze - przez to widzimy jak bardzo jesteśmy ważni, jakim cudem jesteśmy, ile znaczymy. I jaka ciąży na nas odpowiedzialność!

      Zauważajmy więc chwilę, jej indywidualne piękno, czar i niespotykany urok - nigdy więcej już jej nie doświadczymy, zawsze zajdą pewne zmiany, które sprawią, że stanie się inna, znów niepowtarzalna i jedyna.
"Jedyne, czego nam potrzeba, abyśmy stali się dobrymi filozofami, to zdolność do dziwienia się światem."
J. Gaarder, Świat Zofii
"Nic na całym świecie nie jest zwyczajne. Bo wszystko, co jest na świecie stanowi cząstkę wielkiej zagadki. Także ty i ja. Jesteśmy zagadką, której nikt nie potrafi rozwiązać. (...) Mam głowę i umysł, który czyni ze mnie odrębny wszechświat."
J. Gaarder, Hej! Czy jest tu kto?

Głód nieoczywistości [12] - 1 komentarz

"Nawet kiedy śnimy wydaje nam się, że to, co przeżywamy jest rzeczywiste. Czy w ogóle istnieje coś, co odróżnia nasze odczucia na jawie od tych we śnie? Kiedy to dokładnie rozważam, nie znajduję an jednej cechy, która by zdecydowanie odróżniała jawę od snu - pisze Kartezjusz. I dalej: Skąd możesz mieć pewność, że całe twoje życie nie jest snem?"  
J. Gaarder, Świat Zofii

      Lubię czytać o snach... Może dlatego, że sama bardzo często je miewam. Nie ufam ludziom, którzy mówią, że sny coś znaczą, wróżbitom, którzy je "odczytują". Paradoksalnie nie mogę jednak z całym przekonaniem powiedzieć, że nie wierzę w sny wieszcze. Jestem przekonana, że miewają je ludzie wybrani, jak Józef, ojczym Jezusa, jak Joanna d'Arc i inni natchnieni przez Boga. Nie sądzę jednak, by zwykli ludzie mogli odczytywać ze swoich zwykłych snów swą zwykłą przyszłość. 
      W literaturze sen często coś zapowiada - śnią go jednak tylko jednostki nieprzeciętne, wybrane. Dotyczy ludów, narodów, królów, władców, a nie tego, czy Kowalskiemu uda się wygrać w lotto. Jednak wszystkie marzenia senne to tajemnica, której nie przeniknę. A ja uwielbiam tajemnice. 
      Często budzę się przerażona, z krzykiem na ustach. Zdarza się też, że otwieram oczy z niechęcią, bo sen był piękny, spokojny, gwieździsty lub słoneczny. Czasami śnienie jest jak poznawanie nowych światów, które mogą mi ofiarować coś więcej niż jawa. Ludzie pragną uwierzyć w moc snu, w możliwość odgadnięcia za jego pomocą przyszłości. Widzą w nim piękno, którego nie można dostrzec na co dzień wokół siebie. Wierzą, że pochodzi od Boga. Ja też, ale nie staram się ze snów wróżyć - to bezsensowne. 
      Zwykle moje sny cofają mnie w przeszłość, widzę w nich to, co już się wydarzyło. Nie tylko w moim życiu. Może to efekt studiowania historii, zbyt dogłębnego, dokładnego, za bardzo emocjonalnego podchodzenia do niej. Moje sny przypominają historię, lecz są bardziej zwyczajne, jakby mniej heroiczne. Wielkie wydarzenia schodzą na dalszy plan.
      
Czasem miewam sny jak Byron:
Miewam sny, że mię kochasz - będzież cię to gniewać?
Daruj marzeniom sennym,
Mogę się twej miłości tylko w śnie spodziewać -
I płakać w świetle dziennym.
Więc bierz mię, Morfeuszu! Za sprawą twej mocy
Wnet mnie unieprzytomnij;
Co za szczęście niebiańskie, jeśli sen tej nocy
Wczorajszy sen przypomni! (...)  
Do M.S.G.

Niestety, częściej przypominają sny Baczyńskiego:
Sny leżą na mnie warując milczenia
Jak lwy z pomników, co warują śmierci, (...)
Płacz milknie. Znów przywala grób,
Znów sen się kładzie głazem, warczący jak lew, znów dym spowija
I snem przybity, leżąc umieram. Wiek mija. (...)
Pieśń o ciemności

 

Głód nieoczywistości [13] - 2 komentarze

      Ocean - jego szum musi brzmieć jak najpiękniejsza muzyka... Jego ogrom, przestrzeń, którą zajmuje, musi wydawać się całym światem... Gdybym usiadła na jego brzegu, na przykład na jakiejś skale na zachodnim wybrzeżu Francji, zatopiłabym swój wzrok w jego wodach i wyobrażałabym sobie, że poza nim nic nie istnieje, że rozlewa się on na najdalsze końce globu ziemskiego, a jego chłodne, szmaragdowe fale nie napotykają na swojej drodze żadnej przeszkody. Oddałabym duszę, by go zobaczyć, by móc umrzeć wpatrując się w jego bezmiar, czując, jak przepełnia mój umysł i myśli. Najprawdopodobniej moje marzenie nigdy się nie spełni...
      Znów gdzieś niedaleko upadł pocisk. Cały dom się zatrząsł, a z półki w kuchni spadł ostatni talerz, roztrzaskując się w setki kawałków. Szyb w oknach już dawno nie ma, w przeciwnym wypadku teraz byłabym zasypana szkłem. Jak długo jeszcze ten budynek będzie stał i wołał o pomstę do nieba? Wokół same gruzy...
       Potwornie boli mnie głowa, ledwo mogę się skupić na tym, co piszę. Muszę jednak za wszelką cenę prowadzić te notatki, bo to nie pozwala mi zwariować w tym upale, kurzu, pośród krwi i bólu, a poza tym dzięki temu czas szybciej płynie. Czasem wydaje mi się, że już oszalałam - dzieje się tak wtedy, gdy nie pamiętam, co robiłam przed godziną, często z mojej pamięci umykają całe dni. Pulsowanie w czaszce pojawia się po każdym wybuchu, który odzywa się w pobliżu naszego domu - to strach o tę ostatnią przystań pośród szaleństwa. Jeszcze ciągle mam gdzie wrócić, gdy zwolnią mnie z posterunku na kilka godzin. Wiem, że ten budynek wciąż istnieje i dzięki temu w duszy może mi kiełkować myśl o pewnej stałości, o tym, że będę miała od czego zacząć, gdy skończy się koszmar, a mnie uda się przeżyć. To moja jedyna, ostatnia nadzieja.
      Na stole leży widokówka oceanu - ilustracja mojej tęsknoty. Gdy na nią spoglądam, moje myśli biegną w dwóch kierunkach. W jednym z nich mam ziarno nadziei, że kiedyś uda mi się ujrzeć go naprawdę. W drugim tkwi pewność, że to się nie stanie, że utknę tutaj na zawsze, pochowana na jakiejś warszawskiej ulicy, po której być może tak niedawno wędrowałam do szkoły lub pod gruzami mojego domu, w którym nie będzie już miał kto mieszkać. 


Głód nieoczywistości [14]

      W pierwszych dniach Powstania byłam szczęśliwa, pełna zapału i nadziei. Z czasem zaczęłam robić się coraz bardziej przerażona. Im dłużej to trwa, tym głębszy staje się mój strach. Mam nadzieję, że nie stracę zmysłów. Bóle głowy doprowadzają mnie do rozpaczy. Nie mogę wtedy myśleć, nie wiem, co się ze mną dzieje. Wykonuję wszystkie czynności automatycznie, potem wielu z nich nie jestem w stanie odtworzyć z pamięci. 
      Parę dni temu na moich rękach umarł Tadzio, nasz mały sąsiad, kochany brzdąc. Przynosił mi ciągle różne drobiazgi, które znajdywał na ulicach i w gruzach. Koraliki, bransoletki, sztuczne kwiaty... Miał jedenaście lat i słoneczny uśmiech nie schodzący z twarzy. Nie pamiętałam jego śmierci, nawet chwili, w której trafił do naszej piwnicy - "szpitala". Wczoraj przyszła do mnie Jadzia Zielińska, która jako sanitariuszka pracuje razem ze mną. Spytała, jak się czuję, czy nie chcę odpocząć, spróbować odreagować. Spojrzałam na nią zdziwiona. - W związku z Tadziem - dodała. - Wszyscy to przeżywamy, ale ty byłaś mu najbliższa.
Wtedy właśnie dowiedziałam się, że gdy przyniesiono go z raną postrzałową brzucha, nie odstępowałam go na krok, dopóki nie skonał mi na rękach. Jak mogę tego nie pamiętać? Czy stałam się już tak nieczuła? Nie, Jadzia wspominała, że nie mogłam przestać płakać. Łzy sypały mi się jak grad na jasne włosy chłopca, który do niedawna, wesoły i ruchliwy jak szczygieł, teraz ustami, z których odpłynęła cała krew, szeptał, że jest szczęśliwy, bo umiera jak żołnierz. Jego głosik był coraz cichszy. Chwilami wydaje mi się, że pamiętam, próbuję wygrzebać z poszatkowanej pamięci obrazy i uczucia. Wątłym ciałem wstrząsały dreszcze, po chwili się uspokoił. Spytałam Jadzię, czy Tadzio zasnął, ale ona przecząco pokiwała głową, badając jego puls. Otuliłam malca kocem, ale nie mogłam zdobyć się na to, by zasłonić mu nim twarz. Wbrew jego ostatnim słowom na buzi zastygł mu wyraz dziecięcego zdumienia pomieszanego z żalem za życiem i tęsknotą za matką. Wiem to wszystko od przyjaciółki, która była tam ze mną. Czuję się potwornie nie mogąc odszukać w pamięci palców chłopca zaciśniętych na mojej dłoni, błękitu jego gasnących oczu i bieli szepczących warg. Mam odczucie, jakbym się z nim nie pożegnała, jakby nagle zniknął bez ostrzeżenia, nie wiadomo jak i gdzie, z mojego życia.

     Co się stanie z Warszawą? Jak będzie wyglądała za kilka lat? Odbuduje się ją, czy zostawi na pastwę czasu, aż wyrośnie na jej gruzach puszcza, szumiąca opowieści o Powstaniu, o mieszkańcach stolicy, z których najlepsi zginęli, a pozostali popadli w obłęd? Bitwa porośnięta mchem... Co się stanie z Polską?

Głód nieoczywistości [15] - 1 komentarz

      Ulica przed naszym domem, niegdyś piękna, ruchliwa, otoczona zabytkowymi kamienicami i modnymi sklepami, zapełniona automobilami, uśmiechnięta radością słonecznego dnia lub wesołym pluskiem deszczu, dziś zasypana jest wiekowymi kamieniami, szkłem z okien, zatarasowana barykadą postawioną zaledwie pięćdziesiąt metrów od mojego mieszkania. Żaden budynek nie stoi cały. Ten, w którym mieściła się księgarnia, pełna cudownych tomów, do której biegałam każdego dnia w poszukiwaniu nowości, leży w pyle - ostała się tylko zachodnia ściana, pod którą wala się pełno postrzępionych, podartych książek. Powieści, podręczniki, historia, filozofia, literatura piękna - podeptane i zasypane.  Nie mam kiedy wybrać się tam i pozbierać, uratować choć kilka tomów. Właściwie - po co? Nie są mi teraz potrzebne - kiedy miałabym czytać?
      Nasz dom jeszcze się trzyma - brakuje mu dwóch górnych pięter. Mieszkanie państwa Ziębiewiczów wyciąga ściany do nieba i jest teraz naszym dachem. Jedynym wyższym punktem na tej ulicy jest kamienica, w której mieścił się Dom Mody pani Czuckiej. To tylko kwestia czasu, on także niedługo przestanie istnieć - jak my wszyscy, jak cały nasz świat, jak Warszawa, jak ocean... Gdy mnie już nie będzie, to jego ogrom też zniknie - po cóż miałby przelewać fale, skoro nie będę mogła go zobaczyć?
      Ten wspaniały, wzniosły, przeklęty sierpień... Będą o nas mówić "bohaterowie" czy może "straceńcy"? "Głupcy", czy "patrioci"? Nikt z nas nie miał wątpliwości, gdy to wszystko się zaczynało - nie istnieje inna możliwość, trzeba iść, walczyć, zdobyć miasto, nie możemy biernie czekać aż wyzwoli nas Armia Czerwona! Potem nadeszły inne myśli - może to nie ma sensu? Po co wyniszczać młodzież, która będzie przecież potrzebna w przyszłości do budowania Nowej Polski? Po co doprowadzać do ruiny miasto, które było naszą dumą, stolicę zabytek? Wraz z tymi myślami nadeszły wątpliwości - czy przyszłe pokolenia nas nie potępią nie rozumiejąc? Miejmy nadzieję, że pojmą, iż innego wyjścia nie mieliśmy. Polacy zawsze walczyli o swoją wolność i nam również nie wolno było zhańbić się biernym czekaniem, aż ktoś raczy za nas wygnać stąd Niemców.
      Czy ta wojna kiedyś się skończy? Czy za pięć, dziesięć lat będzie trwała nadal, czy narody będą już tylko lizały rany? Czy będzie Polska? Rosjanie wcale nie są mniej ambitni od Hitlera, oni mają swoją wojnę, będą parli naprzód i łupili co się da pod przykrywką walki z nazistami. Urwą się z tego cienkiego sznureczka, na którym trzymają ich alianci. A wtedy wojna może trwać nadal, tylko główny wróg się zmieni.
Parę metrów stąd znów strzelają. Chyba w okolicach księgarni. Muszę tam biec, na pewno będą ranni...

Głód nieoczywistości [16]

      Siedziałam w ciszy, we własnym pokoju i czekałam. Miałam wrażenie, że za moment stanie się COŚ, napinałam nerwy i mięśnie, żeby być gotową na huk, uderzenie, wybuch - cokolwiek miało to być - żeby tylko się nie przestraszyć. W pewnym momencie łzy zebrały mi się w gardle i uparcie dążyły ku oczom, by wytrysnąć - czułam się, jakby ktoś umarł.

      Dzieją się ze mną dziwne rzeczy, nie rozumiem ich, nie potrafię wytłumaczyć. Tyle uczuć na raz wzbiera we mnie, tak często bez powodu, nie wiadomo skąd, tyle nieznanych pragnień, strachów, bólu. Czasem, choć zdarza się to raczej rzadko, czuję zachwyt, uśmiech, ale najczęściej przychodzą one w chwili, gdy przydarza mi się coś przykrego, są więc obce, nie moje, zupełnie odrębne od mojej własnej uczuciowości.

      Przeglądałam dziś moje notatki i zauważyłam, ze parę razy zostawiłam po kilka czystych kartek. Nie skleiły się, więc dlaczego je opuściłam? Puste strony, jakby ktoś na nich myślał...
      Czy pewne fakty, pominięte zupełnym milczeniem w trakcie pisania pamiętnika, przestaną być ważne? Może przestaną istnieć? Nie pojawią się na kartkach, które przetrwają - czy więc można je uznać za niebyłe, nieobecne, usunięte z życiorysu? Chcę zapomnieć o strachu i bólu, o szpitalu i jego białych ścianach - czy wszystko to zniknie, gdy nie będę o tym pisała?...

Głód nieoczywistości [17] - 1 komentarz

"Znów mam w głowie mnóstwo głosów. Czuję się nawiedzony przez złośliwy rój dusz, które wykorzystują moje komórki mózgowe, żeby ze sobą gawędzić." 
J. Gaarder, Córka dyrektora cyrku

     Myślami błądzę wśród gwiazd i planet, próbuję objąć umysłem ogrom wszechświata, jego piękno i nieskończoność, która przeraża, gdy myśli się o niej zbyt długo. Szybuję po Drodze Mlecznej i wypatruję odległych galaktyk, po to jedynie, by wkrótce spaść na łeb na szyję w ramiona prozaicznej codzienności i zastanawiać się, czy zjeść kanapkę z szynką czy z jajkiem. Podejmuję decyzję szybko, by znów zatracić poczucie rzeczywistości i uciec wyobraźnią w niezbadaną przeszłość, przechadzać się po komnatach pałacu Wielkiego Inkwizytora i obserwować Zło malujące się na jego twarzy. Może to zresztą nie jest Zło, tylko pomieszanie niepewności, konsternacji, przerażenia, bólu i fanatyzmu? Robię krok i nagle zaczynam stąpać po oblanym słońcem placu. Wokół mnie ludzie o smutnych oczach i szarej skórze, z pochylonymi głowami i o niepewnych ruchach. Wśród nich wojskowym krokiem przesuwają się mężczyźni w mundurach, na których twarzach maluje się tylko jedno uczucie - pogarda.
      Gdzie w końcu jestem i kim jestem? Dlaczego nie mogę zasnąć w nocy rozmyślając o sprawach, których rozpiętość na przestrzeni wieków przyprawia o zawrót głowy. A może zachwyca, tak jak ogrom Układu Słonecznego?

Głód nieoczywistości [18] - 1 komentarz

      Nie znam piękniejszego uczucia - patrzeć w czyste, nocne, usiane świecącymi punkcikami niebo. Myślami uciekam w górę i marzę, by choć trochę zbliżyć się do gwiazd. A wtedy na szybkich nóżkach przybiega myśl, że Ziemia jest jednym z punkcików w tej czarnej, iskrzącej się otchłani, a ponieważ jest częścią nieba, ja również do niego należę. Po cóż więc tęsknić za przestrzenią kosmiczną, skoro cały czas w niej żyjemy? Gdybym stała na Marsie, czy na którymkolwiek z świetlistych lub ciemnych punktów rozsianych po nieboskłonie, zobaczyłabym Ziemię wyglądajacą tak samo, jak miliardy innych gwaiazd, planet i im podobnych obiektów. Jesteśmy wszechświatem! A cały ten ogrom jest cudem świecącym nieziemskim światłem.
 
      Jednak Ziemia czymś się wyróżnia spośród innych elementów kosmosu. Dźwięczy - gra, mówi, śpiewa - rykiem lwów, taktami symfonii Beethovena, biciem dzwonów, śpiewem ptaków, koncertami Mozarta i Chopina, krzykiem nowo narodzonych dzieci, pluskiem przelewających się fal oceanu. Żyjemy na wielkiej scenie operowej, słychać nas w całym wszechświecie, a Bóg uśmiecha się, bo to wyróżnia jego najwspanialsze dzieło od innych.
mgławica "Mistic Mountain", zdjęcie zrobione teleskopem Hubble'a

Głód nieoczywistości [19] - 3 komentarze

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam płomień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
(...)
Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -
i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
T. Miciński, Lucifer

      Kim jest Szatan? Czy jest zupełnie zły do szpiku kości, czy może zły być musi i żałuje, że kiedyś dokonał wyboru, którego już cofnąć nie można? Czy cierpi, że wszystko co piękne jest obliczem Boga, czy tylko go to wścieka? Dlaczego jego osoba, mimo że przerażająca, okrutna i zła jest fascynująca? Literatura sprawia, że zastanawiamy się nad jego postacią, próbujemy go tłumaczyć, widzimy go jako wysokiego, szczupłego, czarnego i nieprzeniknionego mężczyznę, który nigdy się nie uśmiecha, po którym nie widać żadnych emocji. Z którego oczu zieje nienazwane Zło. 

      Nie chcę, by mieszał się w moje życie, nie zniosłabym, gdyby mną rządził i mówił mi, co mam robić. A jednak często o nim myślę, pewne wiersze i utwory wzbudzają we mnie współczucie dla niego - czy to bardzo źle? Wojny, cierpienie, głód, nędza, gniew - to wszystko jego sprawka, a przecież był kiedyś aniołem grzejącym się w jasności i cieple Boga. Dlaczego z tego zrezygnował? Czy było to już wcześniej zapisane w planach Stworzyciela, czy też taki obrót spraw Go zaskoczył? Gdyby Bóg przewidział, że kiedyś zaistnieje Zło, znaczyłoby to, że upadek był przeznaczeniem Szatana. 
 
      Moje myśli i wspomnienia nie zawsze należą do mnie. Przez zwoje mózgowe przewijają mi się obrazy, których nie mogłam widzieć, a jednak funkcjonują we mnie niczym przeżyte sytuacje. Zamykam oczy i czuję zapachy, których nigdy nie poznałam, myślę o sprawach, które mnie nie interesowały. Jakbym żyła na wielu płaszczyznach, jakbym przeżyła kilka żyć w różnych epokach. Czasem mam ochotę porozmawiać z kimś o egzorcyzmach...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz