Pisałam to jakieś sześć - siedem lat temu. To najdłuższy tekst, jaki dotąd wyszedł spod mojego pióra (jak to ładnie, starodawnie brzmi, dobrze, że nie dodałam "gęsiego"; prawda jest taka, że był to długopis, ale to już byłoby zupełnie niepoetyckie)...
Głód nieoczywistości [1] - 2 komentarze
Mam
przed sobą pustą stronę, ale nie do końca wiem, co powinno się na niej
pojawić. Coś prawdziwego o mnie, o moich myślach, czy coś, co pisać
wypada - gładkie i poprawne? Tylko czy wtedy pisanie miałoby sens? Moje
myśli są takie chaotyczne, nieogarnięte, niepoukładane, sprzeczne... Czy
mam napisać, że sama nie jestem w stanie sprecyzować jakie jest moje
życie? Powinnam być szczęśliwa... Nie, źle to sformułowałam. JESTEM
szczęśliwa - mam wspaniałych przyjaciół i cudowną rodzinę, mam dużo książek do czytania i cały świat do podbicia.
A mimo to coś jest ze mną nie tak. Jestem stale rozkojarzona,
rozdzierają mnie myśli... Coś każe mi pisać, a po głowie kołacze się
nadzieja, że może wśród gęstwiny słów znajdzie się odpowiedź na pytanie,
które nie daje mi spokoju - dlaczego czasem czuję, jakbym była gdzieś
indziej? Czy kiedyś się dowiem o co w tym chodzi? Czy ktokolwiek będzie w
stanie się dowiedzieć?
Właśnie za oknem przeleciał
ptak. Strasznie się wydzierał. Ciekawe, czy coś go przestraszyło, czy po
prostu informował cały świat, że istnieje, że jest częścią wszechświata
i jemu też należy się trochę uwagi. To chyba była wrona. Jedna z
milionów wron, ale tylko ona przeleciała za moim oknem kracząc
wniebogłosy. I to sprawia, że jest jedyna i niepowtarzalna. Co się z nią
teraz dzieje?
Na dworze jest szaro, ponuro,
nudno, zimowo - przedwiośniowo. Mam ochotę zamknąć oczy, położyć głowę
gdziekolwiek i zapaść w drzemkę pełną marzeń. Dreszcze chodzą mi po
plecach, bo w pokoju jest dość zimno. Tęsknię za słońcem, za ciepłem,
które dotyka każdej części ciała i zagląda do wnętrza, by ogrzać
zmarzniętą duszę, za zieloną trawą i soczystymi drzewami. Zimą jestem
chora z tęsknoty za wiosną i latem. Może dlatego jestem taka
rozleniwiona i nastawiona pasywnie do wszystkiego? Mój anioł stróż oddał
skrzydła do pralni, więc nie może mnie nimi otulić. A pranie w niebie
trwa bardzo długo.
Co robi się w niebie? Czy
siedzi się tylko i patrzy na Boga? To brzmi dość nudno. Mam nadzieję, ze
istnieją tam książki, Internet, rowery i spotkania towarzyskie. Mediów
chyba jednak nie może być w niebie - są pełne przemocy i
nieprzyzwoitości. Więc co się tam robi? Czy będę pamiętała o swoich
przyjaciołach, o ludziach, których kocham tu, na Ziemi? Czy poznam ich,
gdy spotkam któregoś na niebiańskiej ulicy? Jeśli nie ma tam książek, to
muszę poprosić Boga, żeby pozwolił mi żyć dotąd, dopóki ie przeczytam
wszystkiego, co przeczytać warto. Wracając do anioła - chyba nie
zasłużyłam na to, by opatulić mnie skrzydłami - zaczęłam właśnie
podejrzewać, że wcale NIE są w pralni...
"Czuję się
szczęśliwy - w takim przynajmniej stopniu, jak można to powiedzieć o
osobie, która miała nieszczęście przyjść na ten świat."
George Byron
Głód nieoczywistości [2] - 1 komentarz
Chmury
na błękitnym niebie przypominały dwa koniki morskie, które zaraz
zamierzają zetknąć się swoimi spiczastymi pyszczkami w pocałunku. Nie
byłaby to namiętność, lecz spokojne spotkanie warg. Zaraz ich ogonki
zatrzepotałyby lekko, lecz radośnie. Błogość tej sceny była
oczyszczająca, zapowiedź delikatnej pieszczoty - wyciszeniem.
Wiatr otworzył szerzej okno, trzasnęły drzwi, a ze stołu posypały się na wszystkie strony kartki papieru z luźnymi zapiskami wielkiej pisarki - czyli moje. Musiałam je ratować przed porwaniem przez nieubłagane prądy powietrzne i rozwleczeniem po całym mieście. Gdy znów mogłam spojrzeć w górę, koników morskich już nie było. W ich miejscu szybowały tylko strzępki śnieżnobiałej cukrowej waty. Dobrze się stało, że nie byłam świadkiem tej intymnej sceny.Wystarczyło mi to, co zdążyłam zobaczyć - natura jest pełna miłości, trzeba ją tylko dostrzec.
Wiatr otworzył szerzej okno, trzasnęły drzwi, a ze stołu posypały się na wszystkie strony kartki papieru z luźnymi zapiskami wielkiej pisarki - czyli moje. Musiałam je ratować przed porwaniem przez nieubłagane prądy powietrzne i rozwleczeniem po całym mieście. Gdy znów mogłam spojrzeć w górę, koników morskich już nie było. W ich miejscu szybowały tylko strzępki śnieżnobiałej cukrowej waty. Dobrze się stało, że nie byłam świadkiem tej intymnej sceny.Wystarczyło mi to, co zdążyłam zobaczyć - natura jest pełna miłości, trzeba ją tylko dostrzec.
Zawsze, gdziekolwiek się jest,
cokolwiek się robi, trzeba pamiętać, że choć na niebie wiszą chmury i
wydaje się, że zasnuwają cały świat mleczno-szarą smutnością, to jednak
nad nimi świeci słońce, które zawsze JEST.
Jak to łatwo filozofować na papierze.
Chciałabym umieć rzucić się na
pachnącą latem trawę i wsłuchując się w ciszę zapomnieć o problemach,
które mnie dręczą, a przynajmniej sprawić, żeby wydawały się mniej
ważne, niż zwykle. Słońce w górze świeci, temu nie da się zaprzeczyć,
ale tu, na dole, w moim sercu, umyśle i w mojej duszy wiszą chmury,
których blask tego słońca nie przebija. Najgorsze jest to, że to nie są
tylko moje chmury. Wydaje mi się, jakby należały one do wielu osób,
jakby były tak stare, jak stary jest świat. Chwilami przygniatają mnie
do ziemi, a czasami o nich zapominam i cieszę się życiem. Jak się ich
pozbyć? Są nasiąknięte szeptami wielu głosów, są ciężkie od problemów,
których nie rozumiem i nie potrafię rozwiązać. Stały się w końcu moimi
problemami, duszącymi mnie i paraliżującymi. A przecież moje życie
niewiele ma z nimi wspólnego. Jest szczęśliwe, pełne miłości i ciepła,
pełne piękna. Dlaczego więc czuję, że mogłabym co najmniej dziesięć razy
umrzeć, zginąć, a i tak nie skończyłoby się moje cierpienie?
Głód nieoczywistości [3] - 2 komentarze
Siedziałam dziś przez chwilę bez ruchu i obserwowałam z pewnej
odległości mężczyznę, którego kocham. Nie ma słodszej świadomości niż
pewność, że ten dobry, uroczy, interesujący i intrygujący człowiek
należy do mnie. Patrzyłam na jego usta i przypominałam sobie te chwile, w
których szeptały słowa "kocham cię". Obserwowałam jego dłonie myśląc z
dreszczem wędrującym po plecach o tym, jak mnie obejmują i pieszczą.
Tyle jeszcze wspaniałych wspólnych chwil przed nami...
Tyle jest rzeczy ciekawych na tym świecie, gotowych na to, żeby je
poznać, tyle jeszcze miłości nieprzekochanej, tyle szczęścia
niespełnionego do tej pory. Za oknem ptaki wyśpiewywały pierwsze
wiosenne trele i świeciło słońce, a ja... byłam bardzo szczęśliwa.
"Ujrzałem
tę anielską kobietę na kolanach, zalaną łzami, pogrążoną w gorącej
modlitwie. Jakiegoż boga ważyła się przyzywać? Czyż istnieje
potężniejszy niż miłość?"
Chaderlos de Laclos "Niebezpieczne związki"
Głód nieoczywistości [4] - 1 komentarz
Jak
to jest możliwe, że jako zwykły człowiek, całkiem normalny, istniejący
na świecie pełnym podobnych ludzi, nie wierzę w magię, elfy, duchy drzew
i tym podobne "bzdury", a jednocześnie jako JA, jedyna i niepowtarzalna
osobowość, kochająca krainę marzeń - jestem przekonana o istnieniu tego
wszystkiego?
To
proste. Nie wierzę, że to wszystko istnieje w prawdziwym świecie,
otaczającym nas na co dzień, ale wiem, że istnieje w MOIM świecie - w
mojej myśli, wyobraźni, w krainie literatury, sztuki i marzeń. To, co
mnie otacza dzień w dzień nie jest zbyt fascynujące, dlatego warto mieć
coś, w co można uciec, w czym można się zatracić.
Daje
mi to szczęście, spokój i ucieczkę - od bólów głowy, lęków, problemów,
złych snów pełnych śmierci i przerażającego szumu oceanu - szalejącego
szatana. Kocham jego muzykę, ale w moich koszmarach jest mordercą.
" - Czy znaleźliśmy się w świecie legend, czy też chodzimy po zielonej ziemi, w blasku dnia?
- Można żyć w obu tych światach na
raz. (...) Zielona ziemia, powiadasz? Jest w niej wiele tematów dla
legendy, chociaż ją depczesz w pełnym blasku dnia."
J.R.R. Tolkien "Władca Pierścieni"
J.R.R. Tolkien "Władca Pierścieni"
Głód nieoczywistości [5] - 1 komentarz
Siedzę przy ławie, która kiwa się na wszystkie strony, bo ma
każdą nogę innej długości. Świeca rzuca chwiejne światło na dziwny,
chropowaty, ciemny papier, a jej płomień czasami powiększa się
wydostając z mroku twarze osób, które znajdują się w pomieszczeniu.
Nieładne, wyniszczone, o grubych rysach. Widzę ich ukradkowe, nieufne
spojrzenia. Czasem odnajduję w nich strach, rzadziej podziw. Nie należę
do nich, choć są moją rodziną. Często czuję się, jakbym ich w ogóle nie
znała, jakbym widziała ich pierwszy raz w życiu. Oni też czują, że coś
tu nie jest takie, jakie być powinno. Mówię, poruszam się, zachowuję
zupełnie inaczej niż oni. A przecież to moi rodzice, rodzeństwo, krewni.
Jestem człowiekiem z ich krwi, z ich społeczności. Jednak od kiedy
pamiętam odnosimy się do siebie z nieufnością. Ja traktuję ich jakby
byli mi obcy i jakbym chwilowo została zmuszona do przebywania w ich
gronie; oni chodzą naokoło mnie i obwąchują, nie zbliżając się - jakbym
była wilkiem z ich stada, ale takim, który zbyt długo przebywał wśród
nieznanych im istot i przez to nasiąkł obcym, przerażającym zapachem.
Jedynie matka patrzy na mnie czasem ze smutkiem - mam wrażenie, że jest
to wzrok kobiety, która utraciła swe dziecko, ale ma stale obok siebie
kogoś, kto jej to dziecko przypomina.
Najbardziej boją się tego, że ktoś odkryje, iż potrafię czytać i
pisać. Nie wiem, skąd mam te umiejętności - wydaje mi się, że umiałam
to od zawsze. Głównie przez to jestem uważana za istotę nie z tego
świata, jakbym spadła z nieba, a raczej wyłoniła się z wnętrza ziemi.
Gdyby ktoś obcy dowiedział się, że dziewczyna z tego domu jest inna niż
wszystkie dziewczęta wokoło, że potrafi - nie wiadomo skąd - posługiwać
się przyrządami zarezerwowanymi tylko dla duchownych i władców, że
potrafi czytać i pisać, czego często nie potrafią nawet książęta, cała
rodzina mogłaby zostać oskarżona o uprawianie czarnej magii, lub co
gorsza, o konszachty z diabłem. Nie tylko ja - oni także. Zostalibyśmy
zaciągnięci w łańcuchach na zamek, osadzeni w lochach i poddani
torturom. Robiliby z nami wszystko, co tylko by się im spodobało, aż
wreszcie wśród szlochów i jęków każde z nas przyznałoby się do
wszystkich zarzucanych nam czynów.
Wiem w jaki sposób działają - nie mam pojęcia skąd, ale wiem.
Może dlatego, że w oczach ludzi prowadzonych na stos widziałam
niewinność, a w chwili, gdy pod ich stopami podkładano ogień, na ich
twarzach malowała się radość z rychłego spotkania z Bogiem. A przecież
wszem i wobec ogłaszano, że są to czarownice i heretycy, którzy oddają
cześć szatanowi, do czego przyznali się pod wszechwiedzącym okiem
Inkwizytora. Ów "wszystko widzący" wzrok to koła do łamania kości,
obcęgi, igły, których ślady zawsze widać na umęczonych ciałach
skazanych. Zwykle nie są już podobni do ludzi - ich ręce i nogi są
powykręcane, na głowach nie mają włosów, a ich skóra jest czarna i pełna
ran.
Głód nieoczywistości [6]
Tego właśnie lęka się moja rodzina. Dlatego zawsze, gdy siedzę
przy tej chwiejnej ławie, obok migoczącej świecy, którą nie wiadomo skąd
zdobyłam, trzymając w ręku pióro gęsi lub kury zamaczane co chwila w
słoiczku z czarną mazią i pisząc coś na kartkach marnego papieru, patrzą
na mnie z mieszaniną przerażenia, zdziwienia i trwożliwej czci. Zerkają
co chwila na drzwi modląc się do Boga, by nikt nie wszedł. Boją się
każdego obcego, ale jeszcze bardziej boją się mnie. Są przekonani, że
spotykam się z siłami nieczystymi, które sprawiają, że jestem inna niż
wszyscy ludzie, które dostarczają mi te wszystkie niewiarygodne, nigdy
prawie nie widziane przez nich przedmioty - świece, inkaust, papier.
Ja też czasem boję się sama siebie. Nie jestem do końca pewna,
czy nie ma we mnie czegoś w rodzaju czarownicy. Nie potrafię sobie
wytłumaczyć moich zdolności, mojej odmienności i tego, że czuję się we
własnym domu jak chwilowy gość. Nie wiem skąd pod ręką znajduję zawsze
przybory do pisania i dlaczego ciągnie mnie do nich jakaś nieodparta
siła, której nie sposób się oprzeć. Czasami słyszę w sobie krzyk, który
rozkazuje mi spisać moje myśli. Rodzina być może ma rację - może jest to
krzyk szatana? Może jestem opętana przez złe duchy? Wtedy jednak nie
mogłabym czuć takiej nieograniczonej miłości do Dobrego Stwórcy.
Jakiś czas temu powieszono tu kobietę, tylko dlatego, że
przebrała się za mężczyznę. Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale jestem
pewna, że miała swoje powody. Może chciała uciec od brutalnego męża?
Serce mi mówi, że miała do tego prawo - do ubierania się w to, w co
miała ochotę się ubrać, do obcięcia włosów, skoro tak jej się podobało,
do ucieczki. Jednak rozum podpowiada sercu - biedni ludzie nie mają
prawa do niczego, a tym bardziej kobiety. Są zwierzętami chodzącymi na
dwóch nogach. Jest z nich pewien pożytek, bo potrafią pracować. To
stawia ich trochę wyżej niż kurę, ale mniej więcej na równi z koniem.
Potrafią mówić, ale to tylko wada, która na szczęście nie przynosi
wielkich szkód. Istnieje drobny procent niebezpieczeństwa, że niektórzy
posiadają trochę więcej rozumu niż koń - mogą się któregoś dnia
zbuntować i sprawiać kłopoty. Dlatego tych, którzy wykazują symptomy
posiadania mózgu trzeba powoli unicestwiać. Wielu spośród nich tego
rozumu w rzeczywistości nie posiada, ale to nie szkodzi. Zwierząt do
pracy nie brakuje, a przestroga zawsze się przyda.
Głód nieoczywistości [7]
Nie mamy żadnych praw - wiem o tym, widzę to na każdym kroku,
ale moje serce buntuje się przeciwko temu! I to także odróżnia mnie od
innych - oni się nie buntują, nie rozumieją, że powinno być inaczej, nie
czują, że są ludźmi. W głębi duszy czuję, że to wszystko kiedyś się
zmieni, choć obserwując ten świat mam wiele wątpliwości. Kto to zmieni i
jak? A przede wszystkim kiedy?
Zawsze, gdy zaczynam myśleć o tym, jak wyglądałby świat, gdyby
wszyscy ludzie mogli to samo, zaczyna boleć mnie głowa. Jest to
nieznośne, uporczywe łomotanie w skroni, które zaćmiewa mój wzrok, ale
rozjaśnia umysł. Uciekam wtedy na brzeg oceanu. Szmaragdowa woda szumi i
faluje rozlewając się wszędzie, gdzie tylko sięga mój wzrok, jeśli
tylko nie patrzę za siebie. Jej dźwięk uspokaja moją rozgorączkowaną
głowę, a chłód wody ją ostudza. Kocham ten bezkres, który istnieje jakby
tylko po to, by przynosić mi ukojenie. Gdy go nie widzę - tęsknię za
nim.
Często zastanawiam się, skąd biorą się przypływy i odpływy.
Wydaje mi się, że ma to jakiś związek z księżycem. Przypływ jest większy
w czasie pełni, a mniejszy podczas nowiu. Skąd biorą się we mnie takie
myśli, takie słowa? Nie uczyli mnie ich rodzice, nie usłyszałam tego od
sąsiadów. Gdy kiedyś powiedziałam coś takiego na głos, zostałam ukarana,
więc więcej tego nie zrobiłam. Przecież to herezje, bo ruchy wody są
dziełem Boga - on wyciąga rękę i plaży ubywa. A ja wiem, że to Jego
dzieło, ale przypuszczam, że nie musi za każdym razem wyciągać ręki. Po
prostu tak skonstruował ziemię, wodę, księżyc i słońce, że działając na
siebie w jakiś sposób, powodują swoje zmiany.
Takie myśli sprawiają, że czasem czuję się czarownicą. Muszę to
wszystko ukrywać w sobie, bo zostanę z pewnością spalona na stosie, ale
często mam ochotę eksplodować, wykrzyczeć na głos to, co myślę o
prawach natury, a przede wszystkim o prawach człowieka. Dlatego muszę o
tym pisać, żeby się uspokoić - to opóźni niebezpieczeństwo. Nie odsunie
go całkiem - czuję to - ale trochę spowolni jego nadejście. Przynajmniej
potrafię się powstrzymywać od otwartego, bezczelnego i grożącego złymi
konsekwencjami stawania w obronie niewinnych, wykrzyczenia w twarz
wielmożom, że to oni są jak zwierzęta, a nie ten poniżany przez nich,
prosty, spokojny lud.
Głód nieoczywistości [8]
Obudziłam się dziś w środku nocy z przeświadczeniem, że śniło
mi się coś znajomego, coś, co kiedyś przeżyłam. A może dopiero przeżyję?
Rano przerzuciłam album z malarstwem impresjonistycznym i na końcu
znalazłam wczesny obraz Vincenta van Gogha "Jedzący kartofle", za
którym, szczerze mówiąc, wcale nie przepadam, choć nie odmawiam mu
geniuszu. Ale to, co holenderski kaznodzieja przekazał na tym płótnie,
ja widziałam we śnie. A raczej coś bardzo do tego podobnego - atmosfera
była tylko jakby ciemniejsza, groźniejsza i posępniejsza, a w twarzach
nie było spokojnej rezygnacji, a strach.
V. van Gogh "Jedzący kartofle" (1885) |
Głód nieoczywistości [9]
Pytanie na dzisiaj: co w życiu bardziej się opłaca - kierowanie
się rozumem czy też uleganie podszeptom serca i pragnień? Robić coś, co
jest rozsądne i równocześnie trudne, nudne i czasem sprawiające ból,
ale pewne i nie narażające nas na upadek, czy iść za swoimi marzeniami,
co oznacza robienie tego, co w głębi serca chce się robić, choćby
wiązało się to z wyrzeczeniami i nawet ostatecznie może się nie udać?
- Ryzykowanie może przynieść klęskę. Jeśli nie od razu, to w przyszłości.
- Tylu jest ludzi rozsądnych i przyziemnych, którzy nigdy nie
zdobyliby się na żadne ryzyko, tylko - czy oni są szczęśliwi? Trudno
zrozumieć tych wszystkich, którzy godzą się na "nie-próbowanie".
Marzenia są czymś cudownym. Trzeba robić to, czego się pragnie, dążyć do
ich realizacji, choćby to było trudniejsze i ryzykowne.
- Może się jednak nie udać i wtedy już nie będzie odwrotu.
- A kto powiedział, że go nie będzie? Może właśnie wtedy ułoży się
lepiej... Nikt przecież nie gwarantuje, że wszystko będzie pięknie i
gładko szło tylko dlatego, że nie ma w tym ryzyka i podążania za głupim
sercem. Istnieje prawie takie samo prawdopodobieństwo klęski.
......................................................................................................
Czy ja mam schizofrenię?
Reasumując stwierdzam, że logiczni ludzie mogą mówić (i robić)
co im się podoba. Trzeba słuchać swojego głosu wewnętrznego, bo on powie
prawdę i rozwikła sprawę jak najlepiej. Wolę się poślizgnąć, niż całe
życie żałować, że nie założyłam łyżew. Po prostu, jak zwykle, będę robić
to, co mi się podoba i na co mam ochotę. Ufam mojemu sercu, wiem, że
ono też kieruje się swoją logiką. Nie jest pozbawione rozumu i sumienia,
więc dobrze mną pokieruje. To warunek - pragnienia nie mogą być
nielogiczne, bezsensowne, krzywdzące innych ludzi. Od czego jest wiara?
Wiara w siebie, we własne możliwości, w szczęście, może trochę w...
przeznaczenie? "Miej serce i patrzaj w serce" - chyba warto posłuchać
Mickiewicza.
Z moich rozważań, z walki między sercem a rozumem wynika, że
zjem dziś całą tabliczkę czekolady, nie zostawię na jutro ani
kawałeczka!
"Lepiej paść, niż na lot kreślony nisko
Miłość i wolność zamienić nikczemnie."
George Byron
Głód nieoczywistości [10] - 2 komentarze
Trzeba umieć być szczęśliwym, złapać chwilę, obejrzeć ją i
wycisnąć to, co w niej dobre i piękne. Jeśli tego nie będziemy potrafić,
to jakim cudem chcemy być szczęśliwi kiedyś - za parę miesięcy, lat?
Dzień, który nas otacza jest na wyciągniecie ręki, trzeba go tylko
wykorzystać. Jest pełen życia, radości, powietrza, światła słońca i
księżyca. Umieć znaleźć je pośród bólu, smutku, samotności, dostrzegać
je między godzinami zwątpienia i bierności - to sztuka, którą musimy w
sobie rozwijać. A gdy już się jej nauczymy - życie na tym świecie stanie
się czymś wspaniałym.
Mimo wszystkich lęków i spraw, które przytłaczają mnie do ziemi
staram się jak tylko mogę, wyrywać się im i patrzeć z zachwytem na
wiosenne słońce i drzewa obsypane kwiatami. Nawet w nagich jesiennych
konarach jest cud boski - a co dopiero w okwieconych wiosną gałązkach.
Nie jestem niezniszczalna... A myślałam, ze stworzono mnie
wybrańcem, którego nie dotyczą problemy i choroby miliardów ludzi
otaczających mnie na przestrzeni całej kuli ziemskiej. Boję się -
szpitala, operacji, dalszego życia ze świadomością, że być może w jakimś
zakamarku mojego ciała rozwija się choroba, z której nie zdaję sobie
sprawy. Teraz już niczego nie jestem pewna. Do tej pory moje życie, moje
zdrowie było wolne od takich problemów. Czy to kara za pychę? Nigdy nie
dopuszczałam do siebie myśli, że mogę zachorować. Choruje miliony ludzi
- to przypadkowe losowanie w niebie. Nie udało mi się uniknąć
wyciągnięcia kartki z moim nazwiskiem.
Wykryto u mnie ciało obce. Skąd się we mnie wzięło? Czy to
kosmita żerujący w moim organizmie? Będę zmuszona położyć się na białym
łóżku, w białej sali, która znajduje się w białym budynku. Będę musiała
czekać na wyrok. Tydzień wyjęty z życiorysu - oby nie więcej.
Kupiłam sobie bambusa w doniczce. Jest uroczy i dość szybko
rośnie - podobno. Pewnego dnia obudzę się, a cały pokój będzie
zarośnięty pałeczkami tej miłej rośliny. A wśród nich będą buszować mali
Wietnamczycy...
Przykazanie na najbliższe dni (tygodnie? miesiące?): w każdym
drobiazgu zauważać coś dobrego, radosnego i pięknego. Nie rozczulać się
nad sobą, nie myśleć za dużo - wymienić to na szukanie dobrych stron
każdej minuty.
Głód nieoczywistości [11]
Znów spadł śnieg. Na moment przykrył pierwsze pączki i jasną,
zieloną trawę. Po zmroku wybrałam się na spacer. Nie było bardzo późno,
lecz o tej porze roku ciemność jeszcze wcześnie otula świat. Prószył
śnieg, pod stopami tworzyła się warstwa białego puchu, z każdym krokiem
coraz grubsza. Wyglądało to tak, jakby ulica pokrywała się płatkami
ryżowymi. Lampy uliczne rzucały na świat żółte, przytulne światło.
Drzewa, krzewy, domy, latarnie - wszystko ozdobione było bielą niczym
bożonarodzeniowa choinka watą. Najbardziej romantycznie wyglądały sosny,
jodły i inne iglaki. Świat był taki piękny. Zapomniałam o tym, że już
powinno być ciepło, a na drzewach pojawiały się przecież pierwsze
zaczątki kwiatów. Śnieg sypał, jego płatki błyskały w świetle latarni, a
ja byłam szczęśliwa.
Ktoś powie - przecież to nic niezwykłego, śnieg o tej porze roku
pojawia się prawie zawsze, a wszyscy tylko na to narzekają. Ja
odpowiadam - zwyczajne rzeczy wcale nie są niczym banalnym i pospolitym
jeśli spojrzeć na nie w perspektywie kosmicznej. Takie urocze widoki
zdarzają się tylko na Ziemi, na tej malutkiej planecie, która wisi sobie
w niewyobrażalnie wielkim wszechświecie. Jak można twierdzić, że
cokolwiek jest czymś normalnym i trywialnym, skoro wiadomo, że nie
występuje nigdzie indziej tylko na naszym globie? Dotyczy to nie tylko
sytuacji i zjawisk, ale także ludzi, zwierząt, przedmiotów - wszystko
jest jedyne i oryginalne. Przecież nie ma jednakowych dni, nic nie
spotyka nas po raz drugi w ten sam sposób. Najbardziej zwyczajne rzeczy
wcale nie są takie zwyczajne, jakimi chcemy je widzieć.
Człowiek to kosmita. Nie Marsjanin, lecz Ziemianin. W całym
groteskowo olbrzymim wszechświecie nie ma nikogo, dla kogo Ziemianin
byłby kosmitą. I dobrze - przez to widzimy jak bardzo jesteśmy ważni,
jakim cudem jesteśmy, ile znaczymy. I jaka ciąży na nas
odpowiedzialność!
Zauważajmy więc chwilę, jej indywidualne piękno, czar i niespotykany
urok - nigdy więcej już jej nie doświadczymy, zawsze zajdą pewne zmiany,
które sprawią, że stanie się inna, znów niepowtarzalna i jedyna.
"Jedyne, czego nam potrzeba, abyśmy stali się dobrymi filozofami, to zdolność do dziwienia się światem."
J. Gaarder, Świat Zofii
"Nic na całym świecie nie jest zwyczajne. Bo wszystko, co jest na
świecie stanowi cząstkę wielkiej zagadki. Także ty i ja. Jesteśmy
zagadką, której nikt nie potrafi rozwiązać. (...) Mam głowę i umysł,
który czyni ze mnie odrębny wszechświat."
J. Gaarder, Hej! Czy jest tu kto?
Głód nieoczywistości [12] - 1 komentarz
"Nawet kiedy śnimy wydaje nam się, że to, co przeżywamy jest
rzeczywiste. Czy w ogóle istnieje coś, co odróżnia nasze odczucia na
jawie od tych we śnie? Kiedy to dokładnie rozważam, nie znajduję an
jednej cechy, która by zdecydowanie odróżniała jawę od snu - pisze
Kartezjusz. I dalej: Skąd możesz mieć pewność, że całe twoje życie nie
jest snem?"
J. Gaarder, Świat Zofii
Lubię czytać o snach... Może dlatego, że sama bardzo często je
miewam. Nie ufam ludziom, którzy mówią, że sny coś znaczą, wróżbitom,
którzy je "odczytują". Paradoksalnie nie mogę jednak z całym
przekonaniem powiedzieć, że nie wierzę w sny wieszcze. Jestem
przekonana, że miewają je ludzie wybrani, jak Józef, ojczym Jezusa, jak
Joanna d'Arc i inni natchnieni przez Boga. Nie sądzę jednak, by zwykli
ludzie mogli odczytywać ze swoich zwykłych snów swą zwykłą przyszłość.
W literaturze sen często coś zapowiada - śnią go jednak tylko
jednostki nieprzeciętne, wybrane. Dotyczy ludów, narodów, królów,
władców, a nie tego, czy Kowalskiemu uda się wygrać w lotto. Jednak
wszystkie marzenia senne to tajemnica, której nie przeniknę. A ja
uwielbiam tajemnice.
Często budzę się przerażona, z krzykiem na ustach. Zdarza się
też, że otwieram oczy z niechęcią, bo sen był piękny, spokojny,
gwieździsty lub słoneczny. Czasami śnienie jest jak poznawanie nowych
światów, które mogą mi ofiarować coś więcej niż jawa. Ludzie pragną
uwierzyć w moc snu, w możliwość odgadnięcia za jego pomocą przyszłości.
Widzą w nim piękno, którego nie można dostrzec na co dzień wokół siebie.
Wierzą, że pochodzi od Boga. Ja też, ale nie staram się ze snów wróżyć -
to bezsensowne.
Zwykle moje sny cofają mnie w przeszłość, widzę w nich to, co
już się wydarzyło. Nie tylko w moim życiu. Może to efekt studiowania
historii, zbyt dogłębnego, dokładnego, za bardzo emocjonalnego
podchodzenia do niej. Moje sny przypominają historię, lecz są bardziej
zwyczajne, jakby mniej heroiczne. Wielkie wydarzenia schodzą na dalszy
plan.
Czasem miewam sny jak Byron:
Miewam sny, że mię kochasz - będzież cię to gniewać?
Daruj marzeniom sennym,
Mogę się twej miłości tylko w śnie spodziewać -
I płakać w świetle dziennym.
Więc bierz mię, Morfeuszu! Za sprawą twej mocy
Wnet mnie unieprzytomnij;
Co za szczęście niebiańskie, jeśli sen tej nocy
Wczorajszy sen przypomni! (...)
Do M.S.G.
Niestety, częściej przypominają sny Baczyńskiego:
Sny leżą na mnie warując milczenia
Jak lwy z pomników, co warują śmierci, (...)
Płacz milknie. Znów przywala grób,
Znów sen się kładzie głazem, warczący jak lew, znów dym spowija
I snem przybity, leżąc umieram. Wiek mija. (...)
Pieśń o ciemności
Głód nieoczywistości [13] - 2 komentarze
Ocean - jego szum musi brzmieć jak najpiękniejsza muzyka...
Jego ogrom, przestrzeń, którą zajmuje, musi wydawać się całym światem...
Gdybym usiadła na jego brzegu, na przykład na jakiejś skale na
zachodnim wybrzeżu Francji, zatopiłabym swój wzrok w jego wodach i
wyobrażałabym sobie, że poza nim nic nie istnieje, że rozlewa się on na
najdalsze końce globu ziemskiego, a jego chłodne, szmaragdowe fale nie
napotykają na swojej drodze żadnej przeszkody. Oddałabym duszę, by go
zobaczyć, by móc umrzeć wpatrując się w jego bezmiar, czując, jak
przepełnia mój umysł i myśli. Najprawdopodobniej moje marzenie nigdy się
nie spełni...
Znów gdzieś niedaleko upadł pocisk. Cały dom się zatrząsł, a z
półki w kuchni spadł ostatni talerz, roztrzaskując się w setki kawałków.
Szyb w oknach już dawno nie ma, w przeciwnym wypadku teraz byłabym
zasypana szkłem. Jak długo jeszcze ten budynek będzie stał i wołał o
pomstę do nieba? Wokół same gruzy...
Potwornie boli mnie głowa, ledwo mogę się skupić na tym, co
piszę. Muszę jednak za wszelką cenę prowadzić te notatki, bo to nie
pozwala mi zwariować w tym upale, kurzu, pośród krwi i bólu, a poza tym
dzięki temu czas szybciej płynie. Czasem wydaje mi się, że już oszalałam
- dzieje się tak wtedy, gdy nie pamiętam, co robiłam przed godziną,
często z mojej pamięci umykają całe dni. Pulsowanie w czaszce pojawia
się po każdym wybuchu, który odzywa się w pobliżu naszego domu - to
strach o tę ostatnią przystań pośród szaleństwa. Jeszcze ciągle mam
gdzie wrócić, gdy zwolnią mnie z posterunku na kilka godzin. Wiem, że
ten budynek wciąż istnieje i dzięki temu w duszy może mi kiełkować myśl o
pewnej stałości, o tym, że będę miała od czego zacząć, gdy skończy się
koszmar, a mnie uda się przeżyć. To moja jedyna, ostatnia nadzieja.
Na stole leży widokówka oceanu - ilustracja mojej tęsknoty. Gdy
na nią spoglądam, moje myśli biegną w dwóch kierunkach. W jednym z nich
mam ziarno nadziei, że kiedyś uda mi się ujrzeć go naprawdę. W drugim
tkwi pewność, że to się nie stanie, że utknę tutaj na zawsze, pochowana
na jakiejś warszawskiej ulicy, po której być może tak niedawno
wędrowałam do szkoły lub pod gruzami mojego domu, w którym nie będzie
już miał kto mieszkać.
Głód nieoczywistości [14]
W pierwszych dniach Powstania byłam szczęśliwa, pełna zapału i
nadziei. Z czasem zaczęłam robić się coraz bardziej przerażona. Im
dłużej to trwa, tym głębszy staje się mój strach. Mam nadzieję, że nie
stracę zmysłów. Bóle głowy doprowadzają mnie do rozpaczy. Nie mogę wtedy
myśleć, nie wiem, co się ze mną dzieje. Wykonuję wszystkie czynności
automatycznie, potem wielu z nich nie jestem w stanie odtworzyć z
pamięci.
Parę dni temu na moich rękach umarł Tadzio, nasz mały sąsiad,
kochany brzdąc. Przynosił mi ciągle różne drobiazgi, które znajdywał na
ulicach i w gruzach. Koraliki, bransoletki, sztuczne kwiaty... Miał
jedenaście lat i słoneczny uśmiech nie schodzący z twarzy. Nie
pamiętałam jego śmierci, nawet chwili, w której trafił do naszej piwnicy
- "szpitala". Wczoraj przyszła do mnie Jadzia Zielińska, która jako
sanitariuszka pracuje razem ze mną. Spytała, jak się czuję, czy nie chcę
odpocząć, spróbować odreagować. Spojrzałam na nią zdziwiona. - W
związku z Tadziem - dodała. - Wszyscy to przeżywamy, ale ty byłaś mu
najbliższa.
Wtedy właśnie dowiedziałam się, że gdy przyniesiono go z raną
postrzałową brzucha, nie odstępowałam go na krok, dopóki nie skonał mi
na rękach. Jak mogę tego nie pamiętać? Czy stałam się już tak nieczuła?
Nie, Jadzia wspominała, że nie mogłam przestać płakać. Łzy sypały mi się
jak grad na jasne włosy chłopca, który do niedawna, wesoły i ruchliwy
jak szczygieł, teraz ustami, z których odpłynęła cała krew, szeptał, że
jest szczęśliwy, bo umiera jak żołnierz. Jego głosik był coraz cichszy.
Chwilami wydaje mi się, że pamiętam, próbuję wygrzebać z poszatkowanej
pamięci obrazy i uczucia. Wątłym ciałem wstrząsały dreszcze, po chwili
się uspokoił. Spytałam Jadzię, czy Tadzio zasnął, ale ona przecząco
pokiwała głową, badając jego puls. Otuliłam malca kocem, ale nie mogłam
zdobyć się na to, by zasłonić mu nim twarz. Wbrew jego ostatnim słowom
na buzi zastygł mu wyraz dziecięcego zdumienia pomieszanego z żalem za
życiem i tęsknotą za matką. Wiem to wszystko od przyjaciółki, która była
tam ze mną. Czuję się potwornie nie mogąc odszukać w pamięci palców
chłopca zaciśniętych na mojej dłoni, błękitu jego gasnących oczu i bieli
szepczących warg. Mam odczucie, jakbym się z nim nie pożegnała, jakby
nagle zniknął bez ostrzeżenia, nie wiadomo jak i gdzie, z mojego życia.
Co się stanie z Warszawą? Jak będzie wyglądała za kilka lat?
Odbuduje się ją, czy zostawi na pastwę czasu, aż wyrośnie na jej gruzach
puszcza, szumiąca opowieści o Powstaniu, o mieszkańcach stolicy, z
których najlepsi zginęli, a pozostali popadli w obłęd? Bitwa porośnięta
mchem... Co się stanie z Polską?
Głód nieoczywistości [15] - 1 komentarz
Ulica przed naszym domem, niegdyś piękna, ruchliwa, otoczona
zabytkowymi kamienicami i modnymi sklepami, zapełniona automobilami,
uśmiechnięta radością słonecznego dnia lub wesołym pluskiem deszczu,
dziś zasypana jest wiekowymi kamieniami, szkłem z okien, zatarasowana
barykadą postawioną zaledwie pięćdziesiąt metrów od mojego mieszkania.
Żaden budynek nie stoi cały. Ten, w którym mieściła się księgarnia,
pełna cudownych tomów, do której biegałam każdego dnia w poszukiwaniu
nowości, leży w pyle - ostała się tylko zachodnia ściana, pod którą wala
się pełno postrzępionych, podartych książek. Powieści, podręczniki,
historia, filozofia, literatura piękna - podeptane i zasypane. Nie mam
kiedy wybrać się tam i pozbierać, uratować choć kilka tomów. Właściwie -
po co? Nie są mi teraz potrzebne - kiedy miałabym czytać?
Nasz dom jeszcze się trzyma - brakuje mu dwóch górnych pięter.
Mieszkanie państwa Ziębiewiczów wyciąga ściany do nieba i jest teraz
naszym dachem. Jedynym wyższym punktem na tej ulicy jest kamienica, w
której mieścił się Dom Mody pani Czuckiej. To tylko kwestia czasu, on
także niedługo przestanie istnieć - jak my wszyscy, jak cały nasz świat,
jak Warszawa, jak ocean... Gdy mnie już nie będzie, to jego ogrom też
zniknie - po cóż miałby przelewać fale, skoro nie będę mogła go
zobaczyć?
Ten wspaniały, wzniosły, przeklęty sierpień... Będą o nas mówić
"bohaterowie" czy może "straceńcy"? "Głupcy", czy "patrioci"? Nikt z
nas nie miał wątpliwości, gdy to wszystko się zaczynało - nie istnieje
inna możliwość, trzeba iść, walczyć, zdobyć miasto, nie możemy biernie
czekać aż wyzwoli nas Armia Czerwona! Potem nadeszły inne myśli - może
to nie ma sensu? Po co wyniszczać młodzież, która będzie przecież
potrzebna w przyszłości do budowania Nowej Polski? Po co doprowadzać do
ruiny miasto, które było naszą dumą, stolicę zabytek? Wraz z tymi
myślami nadeszły wątpliwości - czy przyszłe pokolenia nas nie potępią
nie rozumiejąc? Miejmy nadzieję, że pojmą, iż innego wyjścia nie
mieliśmy. Polacy zawsze walczyli o swoją wolność i nam również nie wolno
było zhańbić się biernym czekaniem, aż ktoś raczy za nas wygnać stąd
Niemców.
Czy ta wojna kiedyś się skończy? Czy za pięć, dziesięć lat
będzie trwała nadal, czy narody będą już tylko lizały rany? Czy będzie
Polska? Rosjanie wcale nie są mniej ambitni od Hitlera, oni mają swoją
wojnę, będą parli naprzód i łupili co się da pod przykrywką walki z
nazistami. Urwą się z tego cienkiego sznureczka, na którym trzymają ich
alianci. A wtedy wojna może trwać nadal, tylko główny wróg się zmieni.
Parę metrów stąd znów strzelają. Chyba w okolicach księgarni. Muszę tam biec, na pewno będą ranni...
Głód nieoczywistości [16]
Siedziałam w ciszy, we własnym pokoju i czekałam. Miałam
wrażenie, że za moment stanie się COŚ, napinałam nerwy i mięśnie, żeby
być gotową na huk, uderzenie, wybuch - cokolwiek miało to być - żeby
tylko się nie przestraszyć. W pewnym momencie łzy zebrały mi się w
gardle i uparcie dążyły ku oczom, by wytrysnąć - czułam się, jakby ktoś
umarł.
Dzieją się ze mną dziwne rzeczy, nie rozumiem ich, nie potrafię
wytłumaczyć. Tyle uczuć na raz wzbiera we mnie, tak często bez powodu,
nie wiadomo skąd, tyle nieznanych pragnień, strachów, bólu. Czasem, choć
zdarza się to raczej rzadko, czuję zachwyt, uśmiech, ale najczęściej
przychodzą one w chwili, gdy przydarza mi się coś przykrego, są więc
obce, nie moje, zupełnie odrębne od mojej własnej uczuciowości.
Przeglądałam dziś moje notatki i zauważyłam, ze parę razy
zostawiłam po kilka czystych kartek. Nie skleiły się, więc dlaczego je
opuściłam? Puste strony, jakby ktoś na nich myślał...
Czy pewne fakty, pominięte zupełnym milczeniem w trakcie
pisania pamiętnika, przestaną być ważne? Może przestaną istnieć? Nie
pojawią się na kartkach, które przetrwają - czy więc można je uznać za
niebyłe, nieobecne, usunięte z życiorysu? Chcę zapomnieć o strachu i
bólu, o szpitalu i jego białych ścianach - czy wszystko to zniknie, gdy
nie będę o tym pisała?...
Głód nieoczywistości [17] - 1 komentarz
"Znów mam w głowie mnóstwo głosów. Czuję się nawiedzony przez złośliwy
rój dusz, które wykorzystują moje komórki mózgowe, żeby ze sobą
gawędzić."
J. Gaarder, Córka dyrektora cyrku
Myślami błądzę wśród gwiazd i planet, próbuję objąć umysłem ogrom
wszechświata, jego piękno i nieskończoność, która przeraża, gdy myśli
się o niej zbyt długo. Szybuję po Drodze Mlecznej i wypatruję odległych
galaktyk, po to jedynie, by wkrótce spaść na łeb na szyję w ramiona
prozaicznej codzienności i zastanawiać się, czy zjeść kanapkę z szynką
czy z jajkiem. Podejmuję decyzję szybko, by znów zatracić poczucie
rzeczywistości i uciec wyobraźnią w niezbadaną przeszłość, przechadzać
się po komnatach pałacu Wielkiego Inkwizytora i obserwować Zło malujące
się na jego twarzy. Może to zresztą nie jest Zło, tylko pomieszanie
niepewności, konsternacji, przerażenia, bólu i fanatyzmu? Robię krok i
nagle zaczynam stąpać po oblanym słońcem placu. Wokół mnie ludzie o
smutnych oczach i szarej skórze, z pochylonymi głowami i o niepewnych
ruchach. Wśród nich wojskowym krokiem przesuwają się mężczyźni w
mundurach, na których twarzach maluje się tylko jedno uczucie - pogarda.
Gdzie w końcu jestem i kim jestem? Dlaczego nie mogę zasnąć w nocy
rozmyślając o sprawach, których rozpiętość na przestrzeni wieków
przyprawia o zawrót głowy. A może zachwyca, tak jak ogrom Układu
Słonecznego?
Głód nieoczywistości [18] - 1 komentarz
Nie znam piękniejszego uczucia - patrzeć w czyste, nocne,
usiane świecącymi punkcikami niebo. Myślami uciekam w górę i marzę, by
choć trochę zbliżyć się do gwiazd. A wtedy na szybkich nóżkach przybiega
myśl, że Ziemia jest jednym z punkcików w tej czarnej, iskrzącej się
otchłani, a ponieważ jest częścią nieba, ja również do niego należę. Po
cóż więc tęsknić za przestrzenią kosmiczną, skoro cały czas w niej
żyjemy? Gdybym stała na Marsie, czy na którymkolwiek z świetlistych lub
ciemnych punktów rozsianych po nieboskłonie, zobaczyłabym Ziemię
wyglądajacą tak samo, jak miliardy innych gwaiazd, planet i im podobnych
obiektów. Jesteśmy wszechświatem! A cały ten ogrom jest cudem świecącym
nieziemskim światłem.
Jednak Ziemia czymś się wyróżnia spośród innych elementów
kosmosu. Dźwięczy - gra, mówi, śpiewa - rykiem lwów, taktami symfonii
Beethovena, biciem dzwonów, śpiewem ptaków, koncertami Mozarta i
Chopina, krzykiem nowo narodzonych dzieci, pluskiem przelewających się
fal oceanu. Żyjemy na wielkiej scenie operowej, słychać nas w całym
wszechświecie, a Bóg uśmiecha się, bo to wyróżnia jego najwspanialsze
dzieło od innych.
mgławica "Mistic Mountain", zdjęcie zrobione teleskopem Hubble'a |
Głód nieoczywistości [19] - 3 komentarze
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam płomień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
(...)
Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -
i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
T. Miciński, Lucifer
Kim jest Szatan? Czy jest zupełnie zły do szpiku kości, czy
może zły być musi i żałuje, że kiedyś dokonał wyboru, którego już cofnąć
nie można? Czy cierpi, że wszystko co piękne jest obliczem Boga, czy
tylko go to wścieka? Dlaczego jego osoba, mimo że przerażająca, okrutna i
zła jest fascynująca? Literatura sprawia, że zastanawiamy się nad jego
postacią, próbujemy go tłumaczyć, widzimy go jako wysokiego, szczupłego,
czarnego i nieprzeniknionego mężczyznę, który nigdy się nie uśmiecha,
po którym nie widać żadnych emocji. Z którego oczu zieje nienazwane
Zło.
Nie chcę, by mieszał się w moje życie, nie zniosłabym, gdyby
mną rządził i mówił mi, co mam robić. A jednak często o nim myślę, pewne
wiersze i utwory wzbudzają we mnie współczucie dla niego - czy to
bardzo źle? Wojny, cierpienie, głód, nędza, gniew - to wszystko jego
sprawka, a przecież był kiedyś aniołem grzejącym się w jasności i cieple
Boga. Dlaczego z tego zrezygnował? Czy było to już wcześniej zapisane w
planach Stworzyciela, czy też taki obrót spraw Go zaskoczył? Gdyby Bóg
przewidział, że kiedyś zaistnieje Zło, znaczyłoby to, że upadek był
przeznaczeniem Szatana.
Moje myśli i wspomnienia nie zawsze należą do mnie. Przez zwoje
mózgowe przewijają mi się obrazy, których nie mogłam widzieć, a jednak
funkcjonują we mnie niczym przeżyte sytuacje. Zamykam oczy i czuję
zapachy, których nigdy nie poznałam, myślę o sprawach, które mnie nie
interesowały. Jakbym żyła na wielu płaszczyznach, jakbym przeżyła kilka
żyć w różnych epokach. Czasem mam ochotę porozmawiać z kimś o
egzorcyzmach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz