Bazgrolę w kolorowankach i jestem z tego dumna!

Czy kolorowanki dla dorosłych są antystresowe, czy też nazywanie ich tym określeniem jest jedynie sprytnym chwytem marketingowym? Cofamy się przez nie w rozwoju (tak, wiem, że niektórzy uważają ten zwrot za oksymoron - ja do nich nie należę, bo jest dla mnie najzupełniej sensowny), dziecinniejemy? Kretyniejemy - jak jedna z polskich pisarek raczyła niedawno określić spory procent ludzkości? 



Na swoim facebookowym profilu Katarzyna Zyskowska-Ignaciak napisała lamentacyjną notkę, bo zauważyła, że w jednej z internetowych księgarni na czele bestsellerów widnieją kolorowanki. I zamiast poużalać się w spokoju nad wrzucaniem (przez administratora strony? system?) artykułów papierniczych do jednego worka z najchętniej ostatnio kupowanymi książkami, zwyzywała rodaków od imbecylów. "Czy my naprawdę jesteśmy narodem kretynów? Czy dzisiaj dorośli ludzie zamiast czytać, kolorują lub łączą kropki?! To nawet mój syn, mający osiem lat, dawno wyrósł z takich głupot. I czyta. CZYTA! Nie koloruje (...). Czyta!"

Posypały się komentarze, więc pisarka w kolejnej notce odniosła się do fali zarzutów. Nie myślcie sobie, że przeprosiła - brnęła w zaparte, bo zamiast przyznać, że postąpiła wstrętnie, to tych, którzy poczuli się urażeni, określiła (choć niedosłownie), jako istoty bezrozumne, nie potrafiące czytać ze zrozumieniem. ...Jej przecież chodziło tylko i wyłącznie o to, że kolorowanki zostały umieszczone na listach bestsellerów książkowych, nie miała zamiaru nikogo urażać... 

Cóż, z moim czytaniem ze zrozumieniem jest całkiem nieźle, a wypowiedzią pisarki poczułam się bardzo, ale to bardzo oburzona. Nie tylko w imieniu swoim i mojego dziewięcioletniego syna, który oprócz tego, że dużo czyta, to także lubi kolorować, ale w imieniu wszystkich ludzi, których znam, którzy są osobami niezwykle inteligentnymi i oczytanymi, a które znajdują sporo przyjemności w wypełnianiu barwami najróżniejszych obrazów. 


Tak, czasami zamiast czytać, koloruję. Mój syn robi to samo, co wcale nie czyni go gorszym od syna pani Ignaciak, który "dawno wyrósł z takich głupot". Malowanie było dla mnie zawsze jakąś formą odstresowania się, przyjemnego spędzenia czasu. W dzieciństwie chodziło o rozwijanie zdolności artystycznych i motorycznych, potem, gdy na świat przyszedł mój Bąbel, było świetną okazją do wspólnej zabawy. A teraz, kiedy on koloruje swoje własne, rysowane z ogromnym talentem, małe arcydziełka, ja sięgam po książeczki z pięknymi, pełnymi detali ilustracjami, zakładam na uszy słuchawki i odpływam w świat barw. I nie czuję się przez to głupsza. Czuję się za to dotknięta przez Katarzynę Zyskowską-Ignaciak.

Mam wrażenie, że wypowiedź pisarki zniknęła z facebooka, bo jakoś nie mogę jej już odnaleźć, zostały po niej teksty rozsiane po sieci (np. tutaj). 


Nie wnikam w to, czy określenie "antystresowe" jest chwytem marketingowym. Mnie kolorowanki relaksują, to pewne. Lubię poświęcić im kilka chwil w ciągu dnia, lubię dobierać kolory, bawić się ich łączeniem, lubię patrzeć na efekty. Nie mam ambicji, by kolorować artystycznie, by kupować coraz to nowe kredki. Ma to być miły - i zdecydowanie kreatywny - sposób na spędzenie czasu. 

Do niedawna miałam z kolorowaniem problem. Malowanki dziecięce bywają ładne, ale w większości mają za mało detali, nie stanowią wyzwania. A ja kocham te najdrobniejsze, maluśkie fragmenciki, uwielbiam co dwie sekundy brać do ręki inną kredkę. Moda na kolorowanki dla dorosłych spadła mi więc jak z nieba, na rynku pojawiają się coraz to nowe cudeńka, z coraz to piękniejszymi, bardziej pogmatwanymi, ciekawszymi ilustracjami. 


Mój czas wolny jest niezwykle ograniczony, a rzeczy do zrobienia mam zawsze dziesiątki. Książki, filmy, pisanie, zdobywanie wiedzy o tym, co mnie w danej chwili pasjonuje - tak wiele spraw, tak szybko pędzące wskazówki na zegarze. Wtrynić w to dodatkowo kolorowanie - nie jest łatwo. Udało się w chwili, w której odkryłam, że mam wreszcie okazję, by słuchać audiobooków i tak bardzo ukochanej przeze mnie muzyki!

Audiobooków kijem nie tykałam od dawna. Kiedyś mieliśmy bardzo przelotny romans, który zakończył się z hukiem, bo zawsze, ilekroć włączałam nagraną książkę, przysypiałam po pięciu minutach. Nie potrafiłam podczas słuchania robić niczego innego, nie mogłam skupić się na tekście podczas prac manualnych - w momencie przestawałam zwracać uwagę na produkującego się aktora. Pozostawało jedynie siedzenie i wgapianie się w sufit, a to mnie tak nudziło, że najciekawsza fabuła nie była w stanie powstrzymać mnie przed drzemką lub uciekaniem wyobraźni w marzenia. Mniej więcej to samo dotyczyło muzyki. Kocham ją całym sercem, przeżywam ją, wchłaniam w siebie, ale przez to nie potrafię skupić się na jednoczesnym pisaniu czy czytaniu. Od razu przestaję robić cokolwiek, bo dźwięki przejmują nade mną kontrolę. W efekcie bardzo rzadko czegoś słucham. 



Teraz, gdy łączę kolorowanie z audiobookiem lub z muzyką, jestem w stanie robić dwie rzeczy na raz. I obie tak, by mieć wrażenie kreatywnego spędzania czasu. Malując, mogę skupić się na słuchanym tekście - czy to jakiś cud? Co więcej - ambitnie zabrałam się za "The Lords of the North" Bernarda Cornwella, więc przy okazji szlifuję rozumienie tekstu po angielsku. Przed sięgnięciem po antystresowe cudeńka dla dorosłych nie było mowy, bym nawet rozważyła możliwość założenia słuchawek z gadającym w nich aktorem.

Kolorowanki mają więc w moim przypadku zalet bez liku. Nie czuję się przez nie dziecinna, nie czuję się kretynką (pamiętajcie, że to nie jest określenie, którego używam sama od siebie - to cytat z wypowiedzi wyżej wymienionej pisarki). Czuję się spokojniejsza, mądrzejsza, przepełniona barwami i dźwiękami - szczęśliwsza. A jeśli ktoś chce uważać z tego powodu mnie, moich znajomych i moje dziecko, za istoty niższego rzędu, to będę wdzięczna, jeśli zachowa takie przemyślenia dla siebie, zamiast formułować je na forum publicznym. Bo od wyrażania własnej opinii do obrażania kogoś - daleka droga. 



Tekst miał być li jedynie zachwytami nad książką do kolorowania, która ostatnimi czasy zajmuje mnie najbardziej. To ona ilustruje cały tekst, który właśnie czytacie (o ile dotrwaliście do tego momentu). Wzorki, kwiatki i inne ornamenty są cudne, ale czasami musi się od nich odpocząć i sięgnąć po coś, co ma... fabułę! "Inwazja bazgrołów", wydana niedawno przez Naszą Księgarnię, zdecydowanie takową posiada. To świat fantazji opanowany przez małe, dziwaczne stworki wyglądające trochę jak kosmici! Zgroza w najczystszej postaci! ;) Koloruje się to znakomicie, bo nie trzeba się przejmować dobieraniem barw tak, by było artystycznie. Tutaj im bardziej kolory się gryzą, tym lepiej. I fajnie!


Nie wszystkie obrazki trafiły w moją estetykę, jest tu kilka ilustracji, które mają zdecydowanie zbyt wielkie elementy. Olbrzymie miśki, wiolonczele czy wieloryby są na szczęście zawsze otoczone przez Bazgroły i to na tych drobnych maleństwach można skupić swoje artystyczne wizje. ;) Brnę przez nie dzielnie, bawię się świetnie, słucham opowieści o Uhtredzie i jego wędrówkach po wczesnośredniowiecznej Anglii i mam poczucie, że to jedna z kilku naprawdę doskonałych form łączenia przyjemnego z pożytecznym.



"Inwazja bazgrołów", poza kilkoma obrazkami mającymi zbyt wielkie - przy moim umiłowaniu dla drobiazgów - elementy, nie ma właściwie wad. Wydana jest tak ładnie, że ma się ochotę położyć ją na półce w widocznym miejscu. Utwardzona okładka, dobrze sklejony grzbiet, kartki, które łatwo można wyrywać, a jednocześnie nie wylatują, gdy się ich nie chce oddzielać od całości, duży format - wszystko to stawia tę kolorowankę na równi z najwyższej jakości produktami. 

Na tym dziś zakończę. Znów pędzę dziecinnieć. Wyładowując się artystycznie, słuchając książki po angielsku lub genialnej muzyki Martina Phipps'a do serialu "Północ & Południe" wg powieści Elizabeth Gaskell i relaksując się z szerokim - niech już będzie, że dla niektórych głupawym - uśmiechem na twarzy. 




16 komentarzy:

  1. "Inwazja bazgrołów" jest przecudna! Aż dziw, że jeszcze nie mam własnego egzemplarza. Ale pewnie prędzej czy później będę miała. Albo poczekam na "Wyspy". :)

    Zaskoczyłaś mnie tym, że wypowiedź Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak zniknęła. Pozostawię to bez komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zniknęła - nie jestem pewna, w każdym razie ja nie mogę już jej odszukać...

      Zdecydowanie dziw, że jeszcze nie masz Bazgrołów! :) Ja już połowę książki Cornwella przesłuchałam przy nich - drugą połowę planuję nad "Wyspami" :)

      Usuń
  2. Super tekst! :) Też mi się zrobiło wtedy bardzo przykro, a ja w sumie nie koloruję, za to bardzo lubię takie logiczne obrazki (malowane liczbami czasem się nazywa). Natomiast mam prawie ośmioletniego syna i na razie rysowanie i kolorowanie u niego zdecydowanie wygrywa z czytaniem (bardzo lubi jak ja mu czytam, ale sam niestety nie). I co, mam udusić? Kredki mu zabrać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie takie same miałam przemyślenia - dlaczego kolorowanie dla ośmioletniego dziecka ma być głupotą - toż to same zalety!

      Usuń
  3. Mam te kolorowanki i mogę powiedzieć z całą przyjemnością, że je po prostu uwielbiam. Są pracochłonne, ale gdy widać efekty - naprawdę czuje się dumę i radość! :) W dodatku to świetna zabawa i guzik mnie obchodzi, że przez to mogę "kretynieć" według pewnych autorek! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też guzik obchodzi, ale czasami człowiek musi coś powiedzieć - o jednego hejtera za wiele!

      Usuń
  4. Skoro wszyscy teraz tak je chwalą i lubią, ja też chcę je mieć :D Jak to jest takie fajne to na pewno nie poprzestanę na jednej kolorowance, a jak nie to trudno xd
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj! Nie trzeba poświęcać na to wiele czasu, wystarczy kilka minut, ale jeśli dodasz do tego słuchanie muzyki lub książki, to odkryjesz, że jest to niesamowicie kreatywne zajęcie.

      Usuń
  5. Ja właśnie idę dziś po Tajemny ogród, a cudne są Zwierzęta świata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkryłam ostatnio coś zupełnie nowego, ale o tym napiszę Wam notkę - już wkrótce. Mniam! ;)

      Usuń
  6. kolorowanki to świetna sprawa, powinno być tego jeszcze więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj jest, jest tego tyle, że człowiek nie wie, w którą stronę się odwrócić :) Co kilka dni słyszę o nowym wydawnictwie - chciałoby się mieć wszystko! :)

      Usuń
  7. Mnie chyba właśnie tego audiobooka brakowało, bo jakoś przy kolorowaniu miałam niejasne poczucie straconego czasu.
    Natomiast co do samej idei kolorowania, dziwi mnie zdanie wspomnianej autorki. Ale co tam ja.

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam podobny problem z audiobookami, normalnie nie mogę się przy nich skupić i słuchałam tylko jeżdżąc na rowerze do pracy, a zimą nic. Na czym cierpiała moja nauka języka, bo nie mogłam się do audiokursów i nagrań fiszek zmotywować. Ale kolorowanki są super, deszcz za oknem, a ja kredki w dłoń i słucham, słucham :D

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo fajny post, zapraszam do siebie na konkurs z kolorowankami:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też bardzo lubię kolorowanki antystresowe. To mnie odpręża po ciężkim dniu. Mój mąż twierdzi, że to trochę dziecinne, ale co tam, ważne że ten sposób działa. Chyba bardziej by miał mi za złe gdybym złością reagowała. A tak nikomu krzywda się nie dzieje.

    OdpowiedzUsuń