Joanna Szwechłowicz "Tajemnica szkoły dla panien"



"26 listopada 1922 roku, Mańkowice w dawnym zaborze pruskim. W szkole dla dziewcząt wybucha skandal. Jedna z podopiecznych powiesiła się! Ciało znajduje Łucja Kalinowska, niespełna trzydziestoletnia nauczycielka przyrody. 
Śledztwo prowadzi podkomisarz Hieronim Ratajczak, wielbiciel landrynek od Fuchsa. Nie jest on typowym rzutkim i podejrzliwym detektywem. Raczej prowincjonalnym koniunkturalistą, który dotąd skupiał się na poszukiwaniach skradzionych worków z cukrem i wolałby, aby tak zostało. Zagadka śmierci Marianny Szulc jest mu zdecydowanie nie na rękę, zwłaszcza że w sprawę zdają się być wplatane najważniejsze osoby – może nie w państwie – ale na pewno w Mańkowicach – dyrektor szpitala Korman i zięć burmistrza Zuber, jednocześnie dyrektor gimnazjum męskiego. Po kilku dniach tajemnicze wydarzenia nabierają tempa i zaczynają wpływać na losy szkoły i wszystkich mieszkańców miasteczka, w tym Łucji."

Lubię kryminały, ale mimo to zawsze lądują gdzieś na końcu szeregu książek pchających się w moje ręce. Zwykle trafiam na coś ważniejszego, bardziej mnie ciekawiącego, na coś, co nieodwołalnie pragnę przeczytać "na wczoraj". Powieści "z trupem" są fascynujące, wciągają, zdarza się, że zachwycają misternie skonstruowaną intrygą, ale... nie mogę się opędzić od wrażenia, że nie są w stanie zaoferować mi nic więcej. Jeśli po nie sięgam, to tylko z polecenia, przy tym najlepiej, żeby kilka osób potwierdziło, iż rzeczywiście warto je przeczytać. W przypadku tego typu literatury mój instynkt czytelniczy niemal zupełnie się nie sprawdza. Zazwyczaj wychodzę z założenia, że książka jest warta przeczytania tylko wówczas, gdy czegoś mnie nauczy, gdy dzięki niej poznam nowe fakty (fantastyka stanowi wyjątek od tej reguły, ale to zupełnie inna bajka). A kryminały zawierają niezbyt wysoki poziom pożytecznych informacji.

No, a teraz, kiedy już niemal ze szczętem skrytykowałam powieści kryminalne i publicznie wytknęłam im brak wartości (za co zostanę, jak przypuszczam, zmierzona przez niektórych spojrzeniem zabijającym poprzez ekrany monitorów - będzie morderstwo doskonałe, czyli fabuła jak marzenie!), zamierzam napisać wam co nieco o książce, która właśnie do tego gatunku należy. I jest rewelacyjna! 

Na pierwszy rzut oka wydanie takie, że się jeszcze w księgarni chce brać i czytać. Urocza okładka z twarzą o bardzo przedwojennej urodzie, wewnątrz wszystko jak trzeba (przede wszystkim czcionka rozmieszczona nie za gęsto, nie za rzadko), opis zachęcający... Czasami pierwsze wrażenie bywa mylące, ale w tym przypadku stało się wręcz przeciwnie. Przeczytałam "Tajemnicę szkoły dla panien" jednym tchem, nie tylko gryząc paznokcie ze zdenerwowania, nie tylko śmiejąc się w głos, ale przede wszystkim zachwycając się niezwykle dojrzałym i intrygującym stylem autorki.


Parę słów o treści (bez obaw, streszczeń tworzyć nie lubię). Książka jest o tym, jak to w małym wielkopolskim miasteczku, z rozrzewnieniem wspominającym czasy zaboru pruskiego, zaczyna się robić niebezpiecznie. Do tej pory spokojne, nudne wręcz, staje się sceną dla tajemniczego i nieprzebierającego w środkach mordercy kobiet. Policja głupieje, nie różni się tym jednak od większości mieszkańców. Czytelnik, który ma na usługach wiele wiedzącego narratora, zauważa w tym tłumie bardziej ogarnięte jednostki, jednak podkomisarz Hieronim Ratajczak takiego przywileju nie posiada. Gubi się więc na każdym zakręcie. Trzeba mu jednak przyznać, że odnajduje się za każdym razem całkiem sprawnie, choć do rozwiązania zagadki drogę ma daleką i wyboistą. 

Podobała mi się sympatyczna uczciwość autorki - w tym samym momencie, w którym czytelnik domyśla się czegoś, co może być pomocne w śledztwie, do tego samego faktu dochodzi chluba mańkowickiej policji. Podczas czytania kryminałów do szewskiej pasji doprowadza mnie moment, w którym mam podane na tacy informacje jasne jak słońce na niebie, podobnie jak główny detektyw/inspektor/komisarz, ale ja z tych danych wyciągam wnioski, a on nie. Tutaj tego nie ma - nie musiałam co rusz chwytać się za głowę z powodu braku mózgu w czerepie Ratajczaka.

W książce Szwechłowicz niczego nie brakuje i niczego nie jest za wiele. Sugestywne opisy, które w momencie przywołują obrazy otoczenia, budynków czy bohaterów, są dynamiczne, zupełnie pozbawione rozwlekłości i monotonii. Bardzo dobrze skonstruowane postaci nie pchają się nachalnie na pierwszy plan, a dowcip, ukuty niemalże w piecu epoki międzywojennej, choć promieniuje z każdej niemal strony, nie przesłania wcale dramatycznej sytuacji.
"Korman, wysoki i zbudowany zgodnie z renesansowymi proporcjami, zazwyczaj chodził w bieli kontrastującej z lekko smagłą cerą. Teraz jednak, skoro spadł śnieg, lekarz zdecydował się na odcienie czerni przełamanej białym szalikiem. Przystojny był jak cholera."
I wszystko jasne :)
"Tego, że biedna Hanka zostanie znaleziona bez głowy na polanie w podmiejskim lasku, oczywiście nikt się nie spodziewał. Wyglądało to bardzo fantazyjnie: wśród bieli śniegu głowa zatknięta na gałąź i owinięta dookoła mysim warkoczem nieboszczki. Do tego głową w dół na świerku wisiała reszta ciała, z czerwonymi rękami wzniesionymi do góry i przywiązanymi do pnia drzewa. To znaczy: gdyby głowa była na swoim miejscu, zwisałaby w dół."
Fenomenalny styl pisarki, żywcem przeniesiony z lat dwudziestych ubiegłego wieku, wprawiał mnie w zdumienie graniczące z uwielbieniem. Miałam wrażenie, że czytam fragmenty pamiętników pensjonarek, artykułów prasowych, listów zarówno wielkich dam, jak i małomiasteczkowych plotkarek... A wszystko to z lekka skrzywione przez współczesne szkiełko ironii.
"Gdy miała dwadzieścia lat, została sama z histeryczną i ciągle sprzątającą matką oraz dwiema młodszymi siostrami. Jedna z nich już w dzieciństwie ciągle nurzała się w odmętach melancholii napędzanej literaturą, druga co tydzień odnajdywała nową ideologiczną drogę. Matka zaś wkrótce umarła, we właściwy sobie sposób unikając odpowiedzialność."
Jeśli chodzi o konstrukcję fabuły, to autorka długo trzyma nas w szachu. Podejrzanym czyni każdego, kto się nawinie pod rękę, ale robi to delikatnie, nie rzuca w nas własnymi opiniami i wnioskami, czego wybitnie nie lubię. Ostatecznie, nigdy nie możemy być pewni, czy dana postać jest podejrzana naprawdę, czy tylko ma specyficzny sposób bycia. Suspens - jest, klimat grozy i niepewności - jest, denerwujący bohaterowie - są. Czyli wszystko jak potrzeba :)

Na koniec wisienka na torcie! To nie jest zwykły kryminał, w którym ktoś kogoś morduje, ktoś inny mordującego szuka, a jeszcze inny owego mordującego znajduje (bądź nie!). To także powieść o tym, jak wyglądało życie na prowincji po przetoczeniu się przez Europę Wielkiej Wojny, po odejściu zaboru pruskiego wraz z jego urzędnikami i przepisami. To historia zaściankowej mentalności prezentowanej przez ludzi, którzy nie chcą mieć nic wspólnego ze zmianami (nawet jeśli jedną z nich jest niepodległość!) oraz odmiennością. Jest to też opowieść o sytuacji kobiet w tym dziwnym, nie do końca jeszcze ukształtowanym, świecie. Tło społeczno-historyczne w zupełności mnie usatysfakcjonowało.

Żyję nadzieją, że Joanna Szwechłowicz jeszcze niejedną książkę popełni. Rzucę się na każdą w ciemno, nawet jeśli nie będzie miała tak zachęcającej okładki jak "Tajemnica szkoły dla panien".


Wydawnictwo: Prószyński
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 344 s.
Oprawa: miękka 
ISBN: 9788378396918

Recenzja powstała dla portalu:





19 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o tej książce, ale dzięki za oświecenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak słabą promocję miała, aż szkoda... W każdym razie na pewno warto ją przeczytać, gdy się lubi takie klimaty :)

      Usuń
  2. Dzięki Ci wielkie dobra kobieto :) Tytuł sobie zapisałam. opinię niestety mogę przeczytać póxnym wieczorem (o ile nie padnę przy dziecku). serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co :) Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu i niedługo przeczytam o niej na Twoim blogu ;)

      Usuń
  3. Im częściej o niej czytam, tym apetyt rośnie:) ps - i czasem faktycznie czytam jeszcze w księgarni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Apetyt warto czasem zaspokoić :) Mam nadzieję, że jak ją dorwiesz, to Ci się spodoba!

      Usuń
  4. Zapowiada się świetnie,lubię tego typu powieści:),dzięki,że o niej napisałaś,teraz mam motywację do zakupu:),a Twoja recenzja jak zawsze mnie motywuje,uwielbiam je czytać!
    Rzadkością jest teraz dobry,lekki kryminał,a wieczory coraz to dłuższe,więc...do czytania!
    Aniu,pozdrawiam jesiennie,złotym blaskiem liści w słońcu...Zoja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ci się spodoba, bo ta książka ma w sobie o wiele więcej, niż tylko morderstwo i tropienie jego sprawcy. Niby lekki, a pożyteczny, niby wesoły, a posiadający drugie dno.
      Wesoło uściskuję!

      Usuń
  5. Okładka ładna. :)
    Jeśli chodzi o kryminały retro, to jeszcze pani Kwiatkowska nieźle pisze, zerknij w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o Katarzynie Kwiatkowskiej to akurat wiem: http://zielonowglowie.blogspot.com/2013/05/katarzyna-kwiatkowska-abel-i-kain.html :) :)
      I drugą też czytałam, tylko jakoś mi recenzji pisanie umknęło :)

      Usuń
    2. A, to przepraszam, nie sprawdziłam. Okazuje się, że siedzisz głęboko w temacie :)

      Usuń
  6. Retro kryminał, w dodatku dobrze napisany...czego chcieć więcej?;) No i jeszcze ta tytułowa szkoła dla panien - zapowiada się ciekawie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właśnie ta szkoła się tak spodobała, bo przypomniały mi się znakomite pensjonarskie powieści z czasów liceum :) Powieść Szwechłowicz niewiele ma z nimi wspólnego, ale sentyment robi swoje, po książkę sięgnęłam i nie żałuję!

      Usuń
  7. Ja to wiem, czuję wszystkimi zmysłami, jak mnie ta ksiażka przyzywa wrzeszczac: weź mnie babo przeczytaj!. Do kryminałów mam stosunek wielce ambiwalentny, ale Twojej recenzji nie sposób się oprzeć:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, bo ja taki hipnotyzer jestem :) Żartuję, cieszę się, że Cię recenzja zachęciła i mam nadzieję, że się długo opierać nie będziesz. Bo w tym przypadku to nie kryminał jest najważniejszy.
      Pozdrówka wesołe!

      Usuń
  8. Fajnyś hipnotyzer, trwam nieustajaco w zachwycie nad Twoim pisaniem;-) A ksiażkę ciężko dorwać, w bibliotekach brak, a w domu zakaz kupowania ksiażek do końca roku:-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasugeruj paniom z biblioteki do następnego doposażania biblioteki. U mnie są wdzięczne za sugestie i podpowiedzi :)

      Usuń
  9. Przeczytałam i mam bardzo mieszane uczucia. Bo nie wszystko mi się podobało, oraz uważam, że każda recenzja powinna zawierać ostrzeżenie o psach. Nigdy tak szybko nie pisałam wiadomości do Ani2 o treści "Przestań czytać natychmiast!". Zwłaszcza, że ten wątek wcale nie musiał być tak plastycznie pokazany. Nie podobało mi się kilka rozwiązań fabularnych, takich troszkę na łatwiznę i tzw "od czapy". Nie podobała mi się końcówka, miałam wrażenie, że samo odkrycie mordercy (i to co po tym) nastąpiło w niepasującym do reszty pośpiechu. Nie podobał mi się brak końcowego katharsis, czyli tego co mnie najbardziej przyciąga do kryminałów. Ale co mi się bardzo podobało, to metoda na scenarzystę BBC czyli "nie przywiązuj się czytelniku do postaci" ;) Najbardziej jednak oczarowało mnie małe wielkopolskie miasteczko i perfekcyjne sportretowanie jego mieszkańców. Bawi mnie jak wiele przywar i nawyków jest wciąż w nas poznaniakach obecnych, mimo upływu tylu lat. Bardzo podobało mi sie pokazanie kontrastu - były zabór pruski/kongresówka. I pełnokrwiści bohaterowie drugoplanowi! Ogólnie - bez zachłyśnięcia z zachwytu, ale nie żałuję lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest z książkami, że ma się w stosunku do nich mieszane uczucia :) Ja też miałam w tym przypadku, jeśli chodzi o zakończenie i rozwiązanie zagadki, ale mam zasadę, żeby w recenzjach o zakończeniach raczej nie pisać, o tym, czy mi się podobają, czy też nie, o tym, czy rozczarowują, czy zachwycają.

      A wiesz, że jakoś nie pamiętam o co chodzi z psami? :)

      O tak, metoda BBC zastosowana fantastycznie :) ;)

      Cieszy mnie Twoja pozytywna opinia, mieszkanki tamtych terenów, o przywarach i postaciach - ja nie mam żadnego niemal porównania, więc nie mogłam obiektywnie stwierdzić, czy autorka je dobrze odmalowała. Doceniłam jedynie ich autentyczność. No bo poznanie kilku poznanianek się nie za bardzo liczy - one na forum publicznym ukrywają swoją poznańskość chyba :) :) ;) ;)

      Usuń