Próbuję się wytłumaczyć mydląc Wam oczy tekstem o teatrze :)

Nie pamiętam, czy pisałam Wam już kiedyś o tym, jak bardzo kocham teatr... To ważny element mojego życia - sztuki na żywo, nagrane, czytane. Potęga słowa i wyobraźni - jedna z najwspanialszych dziedzin kultury!


G. Moreau,
Melpomena, muza tragedii
Z dobrego dramatu utalentowany reżyser potrafi zrobić genialne przedstawienie. Niestety, zdarza się też, że jest zupełnie na odwrót - ponadczasową sztukę można zepsuć do reszty. Wystarczy, że zabraknie odrobiny wyczucia, tchnienia oddechu Melpomeny lub Thalii. Teatr to magia, a jego twórcy są czarodziejami realnego świata. Mają do dyspozycji pozornie niewiele - kawałek przestrzeni, dźwięk i światło, jednak przede wszystkim mają Słowo, które jest potęgą. Ci naprawdę wielcy nie potrzebują monumentalnych scenografii, dziesiątek rekwizytów, wystawnych kostiumów. Talent aktora potrafi zastąpić wszystko to, czego do sukcesu potrzebuje film. Może widza zahipnotyzować, wciągnąć w świat przeżyć niedostępnych na żadnym innym poziomie, nie istniejących w żadnej innej przestrzeni zarówno sztuki, jak i życia w realnym świecie. 

Nie potrafię z niczym porównać tych niesamowitych emocji budzących się we mnie, trzepoczących motylami w żołądku, gdy obserwuję na żywo człowieka, który na scenie przeistacza się w kogoś zupełnie odmiennego od tego, kim jest na co dzień, który staje się na parę godzin zdrajcą, królem, katem, świętym, tyranem... Najlepsi aktorzy potrafią samym monologiem wypowiadanym na pustej scenie zatrzymać widza w czasie, przenieść w inny wymiar rzeczywistości, rzucić go w wir zachwytu i podziwu. Teatr jest niczym wehikuł czasu - niby niepozorny, a posiadający potęgę nieporównywalną z niczym innym.

Każdemu bywalcowi teatrów zdarza się od czasu do czasu trafić na kiepskie przedstawienie, takie, którego reżyser nie wykorzystał nawet w połowie możliwości sceny. Dla własnego dobra nie powinien się zniechęcać, bo w tej dziedzinie sztuki, jak zresztą w każdej innej, można się natknąć zarówno na geniuszy, jak i na dyletantów. 

Moje teatralne doświadczenia obejmują niezapomniane zachwyty i olbrzymie rozczarowania. Każde z przedstawień, które mnie wbiło w fotel i nie pozwalało przez wiele dni myśleć o niczym innym zostawiło w moim sercu nieśmiertelny ślad. Wystarczy, że sięgnę w głębinę wspomnień, pogrzebię w jej przepastnych obszarach i już mogę przenieść się w czasie i od nowa przeżyć coś bardzo pięknego. Rozczarowania zazwyczaj dotyczyły komedii, oczarowania tragedii. Taka już moja natura wykuta w ogniu literatury romantycznej, że większe wrażenie robi na mnie rozpaczliwy monolog uwięzionego człowieka niż pogmatwane perypetie zakochanych czy wytykanie wad społeczeństwu współczesnemu autorowi. Nie jest to jednak regułą, gdyż zdarzało mi się oglądać komedie zagrane tak cudownie, że do tej pory wybucham śmiechem na samo ich wspomnienie. Przecież właściwie nie ma znaczenia - komedia czy tragedia, sztuka współczesna czy historyczna, w bogatej czy minimalistycznej scenografii. Najważniejszy jest zawsze tekst oraz aktor, jego sposób interpretacji, jego głos, gest, wyraz twarzy. I mówcie co chcecie - wg mnie aktorzy brytyjscy należą do największych geniuszy na świecie!



Thalia - muza komedii
Zdarzają się reżyserzy teatralni, którzy wybierają przede wszystkim dramaty zawierające wiele didaskaliów, wskazówek od autora - jak powinna wyglądać scena, co aktor powinien w danym momencie robić, jak powinien wyglądać, a najlepiej, żeby w ogóle były podane na tacy konieczne gesty, sposób operowania głosem, wygląd zewnętrzny. Tacy twórcy budzą moją niechęć - widząc tak wielki brak inwencji twórczej mam ochotę podejść i wykrzyknąć: Nie na tym polega teatr! Tutaj najważniejsze jest indywidualne podejście, subiektywna interpretacja. To dlatego jedną sztukę można oglądać w dziesiątkach odsłon - bo za każdym razem może być tworzona od nowa, mimo iż za każdym razem ma do wykorzystania dokładnie te same słowa.

Dawniej często mówiłam, że nie jestem zwolenniczką uwspółcześniania sztuk historycznych - moje doświadczenia na tym polu nie były najlepsze. Od tamtych czasów wiele się wydarzyło - byłam świadkiem tak genialnych interpretacji, tak nieśmiertelnie magicznych przełożeń dramatów, których akcja pierwotnie toczy się setki lat temu, na język współczesności, że moje wcześniejsze przekonania wydają mi się dzisiaj herezją. Podobnie miała się sprawa ze scenografią - lubiłam, gdy wszystko było dosłowne, piękne, wystawne i oryginalne. Z czasem coraz częściej wychodziłam z teatru olśniona sztuką, której reżyser nie potrzebował niczego, poza światłem, dźwiękiem i aktorami - magia najwyższej klasy, wrażenia nie do opisania. Im bogatsze były moje teatralne doświadczenia, tym głębsze i wspanialsze stawały się przeżycia i wspomnienia, uczucia pojawiające się na poziomach niedostępnych na co dzień. 

Starożytni Grecy doskonale znali tę tajemnicę. Katharsis! To jedno słowo mówi wszystko!

A teraz muszę trochę pobić się w piersi i przeprosić za to, że Was tak długo zaniedbywałam. Moja chwilowa nieobecność w przestrzeni zielono-blogowej wynikała z faktu zupełnego zaaferowania sprawą, która wypełniała każdą moją myśl przez wiele ostatnich tygodni, a wymagała poświęcenia jej większości mojego wolnego czasu. Miało się spełnić jedno z tych marzeń, które do tej pory wydawało się zupełnie niemożliwe, które zazwyczaj zaliczałam do grona pragnień "niespełnialnych" - zobaczenie sztuki Szekspira zagranej w oryginale na deskach teatru londyńskiego! Moje uwielbienie dla tego elżbietańskiego dramaturga wymagałoby osobnego tekstu, bo raz zacząwszy, nie wiedziałabym, kiedy skończyć, tak więc pomińmy ten temat. Na razie:)

Potrzebowałam mocnej inspiracji, której w sposób zupełnie nieoczekiwany dostarczyły mi autorki strony Teatralny Londyn. Wg nich zrealizowanie tego marzenia to naprawdę nic wielkiego - jak można się w ogóle wahać? - obie Anie wędrują do Anglii kilka razy do roku, by uczestniczyć we wszystkim, co ważnego dzieje się na londyńskich scenach. Dzięki nim, po dłuższych i dość burzliwych dyskusjach, podjęłam niepodważalną decyzję - jesienią 2014 roku jadę, choćby się paliło i waliło, by zobaczyć w oryginale najnowszą interpretację szekspirowskiego "Hamleta". 


Budynek Royal Shakespeare Theatre w Stratford-upon-Avon
      
W końcu doszło już do tego, że z tęsknotą i żalem obserwowałam doniesienia o "Ryszardzie II" granym od października na scenie w Stratford-upon-Avon, a następnie w Londynie. I w tym przypadku dziewczęta z Teatralnego Londynu udowodniły mi, że nigdy na nic nie jest za późno. Na początku grudnia na stronie teatru Barbican, który wystawiał sztukę Szekspira pojawiła się informacja o tym, że jest jeszcze dostępna pewna ilość biletów. Potrzebowałam już tylko delikatnej zachęty (wyrażonej kilkoma wykrzyknikami), by niemal bez wahania kliknąć napis Book tickets. I tak oto marzenie zaczynało się spełniać.


Barbican Centre - wieloletnia siedziba Royal Shakespeare Company
(1982-2002)

Życie potrafi zaskakiwać - nigdy nie przypuszczałam, że otrzymam tak wielkie wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Nie doceniałam ich do tej pory. Dla wielu z nich moje "szaleństwo" okazało się czymś najnormalniejszym w świecie - spełnianie marzeń zasługuje przecież na burzenie wszelkich przeszkód i barier. Moja wdzięczność dla nich nie ma granic. Dzięki kilku osobom leciałam do Londynu niemal tak, jakbym jechała pociągiem do Krakowa - sama, ale z wielką radością i spokojem w sercu. Jedynym stresem były dla mnie sprawy związane z lotniskiem, bo podczas dziesięciu lat, które minęły od mojego ostatniego lotu do stolicy Wielkiej Brytanii wszystko zmieniło się tam niewyobrażalnie. Pokonawszy te przeszkodę wkroczyłam do Londynu tak, jakbym witała się ze starym znajomym. 


Barbican Centre - teatr, kina, galerie sztuki, biblioteka, sale konferencyjne, sala koncertowa, itd. - marzenie:)

Tego specyficznego miasta nie da się zapomnieć - gdy pozna się je raz, to już nigdy mapa nie będzie potrzebna. Chodziłam po ulicach uśmiechnięta i pełna wspomnień, a Brytyjczycy oddawali uśmiechy ze zwykłą dla nich życzliwością i serdecznością. Spytaj w Londynie kogoś o drogę, to niewiele zabraknie do tego, by ci za taksówkę zapłacił! Uśmiechnij się do kogoś, to ci zaraz niemal historię swojego życia opowie! Pobyt tam to jak porządny łyk radości życia!

Następnego dnia po przylocie siedziałam już na widowni teatru w Barbican Centre czekając z zapartym tchem na rozpoczęcie przedstawienia. Po przeciwnej stronie sali siedziała Ania, w wielkiej mierze sprawczyni mojego szczęścia, która bilet na ten wystąp miała kupiony już od bardzo długiego czasu. A co było dalej - to już zupełnie inna historia:)


Trzeci rząd, trzecie miejsce - stamtąd chłonęłam swój pierwszy anglojęzyczny spektakl na żywo!



26 komentarzy:

  1. Aktor, który gra w filmie, otrzymuje wsparcie w postaci efektów komputerowych, retuszu obrazu, światła kamer i odpowiednio zmodulowanego dźwięku. Jednak, gdy występuje na deskach teatru, to sam swoją grą aktorską musi stworzyć efekt dzieła skończonego, nie wymagającego poprawek. I dlatego teatr jest takim wielkim wyzwaniem dla aktorów i taką bombą emocji dla widza..Cieszę się Aniu, że mogłaś podziwiać na własne oczy sztukę szekspirowską w nie byle jakim wykonaniu :) To cudowne, że wytrwałaś w marzeniach i nie pozwoliłaś się zniechęcić wątpliwościom i strachom, że coś może się nie udać. Dzięki temu dowiodłaś sama sobie, że gdy troszkę pomożesz marzeniom, to spełnią się nawet te, które wydawały się nierealne :):) A cóż może być piękniejszego niż realizowanie swoich marzeń? Przecież tak definiujemy szczęście :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - dla aktora występ w teatrze to wyzwanie nie lada. Jest to także przeżycie nieporównywalne z niczym innym, dlatego Ci najwspanialsi, najwięksi aktorzy długo nie wytrzymują bez występów na scenie. A my możemy tylko się tym cieszyć i chłonąć każdą koleją sztukę. West End to cudowne miejsce - tak wiele teatrów, dziesiątki sztuk, które co wieczór gromadzą na widowniach tłumy ludzi. Dla mnie to centrum kulturalnego świata!

      Cała ta przygoda jeszcze nadal wydaje mi się snem, nie do końca wiem, jak to się wszystko stało, bo organizacja naprawdę nie była łatwa - w moim przypadku trzeba było pokonać sporo przeszkód, które zawsze wydawały mi się nie do przeskoczenia. Czasami jednak warto machnąć ręką na wszystko i postarać się nie martwić na zapas.

      Usuń
  2. Fantastyczna przygoda! Tak się cieszę, że mogłaś spełnić swoje marzenie! To musiało być cudowne przeżycie - i w tym miejscu życzę Ci, by realizowanie kolejnych było dla Ciebie jak bułka z masłem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci - mam nadzieję, że będzie to możliwe. Teraz już wiem, czego się spodziewać, wiem, że warto robić wszystko, żeby jechać - to mi pomoże następnym razem pokonywać przeszkody.

      Usuń
  3. Wspaniała podróż :) Często, gdy spełniają się marzenia, aż trudno uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Czekam na dalsze posty londyńskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja siedziałam w teatrze i w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywistość, czy też siedzę po prostu w domu, przed ekranem. Jak się widzi Davida Tennanta na wyciągnięcie ręki, to się przeciera oczy i nie wierzy ;)

      Usuń
  4. Muszę ci napisać, że myślalam o tobie kilka razy i zastanawiałam się, jak ci się udała londyński.teatralna eskapada. Rozumiem cię doskonale, spełnianie marzeń jest fantastyczne i warte każdej ceny, a jeśli są to do tego tak ekscytujące marzenia to dają siłę do znoszenia szarej rzeczywistości na długie lata. Wystarczy tylko przenieść się we wspomnieniach na teatralną salę do pięknego wnętrza galerii, nad morze, czy w inne miejsce, a już buzia nam się śmieje i robi lekko i wzniosłe i fantastycznie i człowiek jest w stanie fruwać. Cieszę się zawsze, ilekroć czytam takie teksty, bo są one i przypomnieniem moich największych skarbów przechowywanych w pamięci; wspomnień spełnionych marzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało się, naprawdę się udało! Nawet w połowie nie marzyłam, że zdarzy się to wszystko, co się zdarzyło:) Spełnienie tego marzenia warte było pokonania wszystkiego. Przetarłam szlaki, teraz, mam nadzieję, będzie łatwiej. Od powrotu uśmiech nie schodzi mi z twarzy - jest właśnie tak, jak piszesz, wystarczy zamknąć oczy i już siedzę w teatrze:) Teraz już nic nie jest takie samo, teraz już nic mnie nie odwiedzie od planowania kolejnych wyjazdów.

      Usuń
  5. Pani Aniu, nie wiem na jakim temacie teatralnym mam się skupić … czy to ma być spojrzenie ogólnikowe czym jest teatr, czy sprecyzować odczucia dotyczące sztuk teatralnych , czy opisać czym jest aktorstwo? A może zatrzymać przy temacie z napisem „Moje marzenia”? Oj, poruszyła Pani w tym londyńskim wpisie wiele, wiele wątków obok których należałoby choćby na chwilkę przystanąć po głębszy oddech refleksji.
    Gratuluję Pani realizacji marzeń. Nigdy marzenia nie są absurdalne ani niedorzeczne. Bo cóż byłoby warte życie bez marzeń? – zionęłoby rutyną i szarością. A Londyn ? – nigdy nie byłam we włościach Królowej Elżbiety ( pomijam wypad nad Gibraltar) więc trudno mi wypowiadać się na temat uroków tego miasta. Może kiedyś i ja tam zawitam, choć moje preferencje podróżnicze zerkają pod inną szerokość geograficzną. Pani Aniu, nie tak dawno usłyszałam wywiad z pewnym podróżnikiem, który podróżowanie podporządkował swoim marzeniom – „Zjeść miskę ryżu w Chinach, wędrować przez Saharę, pobiec w maratonie nowojorskim, polecieć na księżyc, oglądnąć balet moskiewski …itd. ” A Pani ? – posłuchała słów Szekspira w oryginale , które wypowiadał tak sympatyczny aktor. Ech, chwilo trwaj wiecznie! Życzę Pani jak najwięcej marzeń, które doczekają się spełnienia!
    W kwestii odczuć teatralnych pozwoliłam sobie zacytować fragment wpisu pewnego aktora, którego niejednokrotnie widziałam „na żywo” na deskach teatru. Pan Artur tak pięknie opisał czym jest teatr i gra aktorska, że trudno mi jest coś dodać od siebie.

    Dorota Kubiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma Pani rację, Pani Dorotko, temat rzeka - o każdym jego aspekcie można stworzyć osobny artykuł i pisać, pisać, pisać. We mnie teraz buzuje tyle pozytywnych, wspaniałych emocji, że spieszno mi wszystkie Wam przekazać, a moje pojmowanie teatru wypłynęło niejako przy okazji:) Miał to być tylko wstęp do recenzji sztuki, ale na tyle się rozrósł, że musiał zostać osobnym wpisem. Może kiedyś napiszę cykl tekstów o każdym elemencie, który zachwyca mnie podczas oglądania sztuki na deskach teatru, wówczas będziemy mogły szczegółowo każdy omówić:)

      Czasem ciężko jest realizować marzenia, rzeczywistość często rzuca pod nogi ogromne kłody. Tak długo się tymi kłodami przejmowałam, tak długo wydawały mi się zbyt wielkie. A teraz już wiem - każdą kłodę da się obejść! Oczywiście nie obędzie się to bez konsekwencji i to długoterminowych, ale w chwili obecnej nikt nie jest w stanie mi wmówić, że podążanie za marzeniami nie jest warte każdej ceny!

      Usuń
  6. „Niedojrzałość”
    Nie wiem, jaką brodę ma ten żart, może bardzo długą, ale ja usłyszałem go niedawno. – Mamo! Jak dorosnę będę aktorem ! – Albo jedno, albo drugie synku – odpowiada zatroskana mama.
    W garderobach teatralnych żart ten wywołuje salwy śmiechu, co świadczy o poczuciu humoru moich kolegów, mnie jednak skłonił do pewnej refleksji, która wcale nie jest jak mi się wydaje, zabawna.

    Bo w gruncie rzeczy cóż jest śmiesznego w tym, że jakiś mężczyzna świadomie skazuje się na wieczną niedojrzałość. Pamiętam dreszcz emocji, kiedy będąc dzieckiem stałem za kulisami szkolnej sceny, by za chwilę wyjść i wyrecytować jakiś wiersz. Uwielbiałem akademie z okazji różnych ówczesnych rocznic, Rewolucji Październikowej, czy 1 Maja, bo były szansą na przeżycie tego niezwykłego stanu. Normalne dzieci, perspektywa występu przed tłumem paraliżowała, mnie podniecała.

    Kiedy po skończonym wierszu kłaniałem się nisko, a do moich uszu docierał aplauz widowni, byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Dziś mam 57 lat i ciągle czuję tan sam dreszcz, kiedy podnosi się kurtyna i zapalają światła. Gdy słyszę szczere brawa, które rosną kiedy pojawiam się na scenie by się ukłonić, czuję to samo, co 45 lat temu. Chcę żeby tak było do końca mojego życia. Słyszę awantury o przedłużaniu wieku emerytalnego i nic z tego nie rozumiem, bo dla mnie przymusowa emerytura byłaby absolutną tragedią. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez aktorstwa i jedno co mnie napawa prawdziwym lękiem, to jakaś choroba, która odebrałaby mi możliwość uprawiania ukochanego zawodu.

    Pewnie dlatego gdy tylko coś mi dolega, nie czekam, tylko lecę do lekarza, a w domu mam opinię hipochondryka. Oczywiście, nawet gdybym miał 40 C gorączki, to nie odwołałbym przedstawienia i pojechałbym do teatru. Skrajna nieodpowiedzialność, ale nie potrafię inaczej. Wiem, że wejdę na scenę i przez te dwie godziny będę zdrowy. Gdy słucham moich starszych kolegów jak w garderobie narzekają na bóle w stawach, albo opowiadają o innych swoich dolegliwościach uśmiecham się, bo jestem pewien, że za chwilę tam na scenie, nie będą czuli żadnego bólu, a każda reakcja widowni będzie na nich działała jak najlepsze lekarstwo.(…)
    Niby staramy się oddzielać życie zawodowe od prywatnego, ale przecież nawet nasi bliscy nigdy nie są pewni do końca, kiedy przestajemy grać. My sami też często tego nie wiemy. Jak dzieci. Wielki polski aktor Tadeusz Łomnicki miał opinię człowieka, który nigdy nie był sobą i nawet jak nie grał, to tak naprawdę tylko grał, że nie gra. Szczytem aktorskiego zdziecinnienia jest marzenie, by umrzeć na scenie przy pełnej widowni. Aktor kona, ludzie biją brawo, kurtyna opada, koniec. Łomnickiemu prawie się udało. Prawie, bo umarł, co prawda w teatrze, ale za kulisami i kilka dni przed premierą. Pochlebiam sobie, że aż tak bardzo niedojrzały nie jestem, bo wcale o odejściu z tego świata na deskach scenicznych, nie marzę. No, bo sami powiedzcie, co to za przyjemność zagrać rolę swojego życia, a potem nie móc się ukłonić.
    Artur Barciś.”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak pięknie Pan Barciś opisał swój zawód, swoją pasję i swoje szczęście! Jakże ja kiedyś marzyłam o tym, żeby być aktorką - właśnie tak sobie wyobrażałam moje życie! I wtedy nie podążyłam za głosem marzenia... :( Gdybym miała tę mentalność, którą mam dzisiaj, to pokonałabym wszystkie przeszkody, byle tylko pracować na scenie - teraz pozostaje mi już tylko zachwycać się genialnymi występami innych.

      Usuń
  7. Aniu bo marzenia trzeba spełniać - zwłaszcza te londyńsko-teatralne :) Do zobaczenia jesienią (a może i wcześniej) znowu gdzieś w teatrze! I dziękuję za przemiłe towarzystwo - dzięki Tobie także moja wyprawa stała się o wiele lepsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Tobie moja wyprawa w ogóle miała miejsce - jestem Twoją dłużniczką na wieki! Następnym razem idziemy razem za kulisy, prawda? :):):)

      Usuń
  8. Bardzo lubię teatr, niestety kilka ostatnich nowoczesnych sztuk zupełnie mnie zniechęciło do niego. Nie będę pisał, do którego teatru nie warto chodzić bo nie o to chodzi, brakuje jednak dobrej sztuki na porządnym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodziłoby o teatr krakowski, to wyobrażam sobie, że chyba wiedziałabym, o który chodzi:)
      Co racja, to racja, coraz trudniej trafić u nas na sztukę zrobioną na poziomie. Doprawdy, zaczyna to być powoli zniechęcające. Tym bardziej, że będąc w Londynie i zaglądając do przeglądu teatrów, czytając recenzje i oglądając fotosy widziałam, na jak wysokim poziomie stoją tam przedstawienia, jak wielki potencjał mają, jak cudownie ich twórcy potrafią stworzyć coś nowego nie odcinając się jednocześnie od tradycji i klasyki. Teraz chyba jeszcze trudniejszy będzie dla mnie wybór sztuki w Polsce...

      Usuń
  9. No wreszcie, zostawiam komentarz... :P Tak to wszystko opisałaś, że teraz mam nieodpartą ochotę iść do teatru i jechać do Londynu. Połączenie tych dwóch, jak widać, daje niezapomniane przeżycia. :) Jeśli zainspirowałam Cię do tego, chociaż w małej części, swoim żartem na fb o souvenirach, to jestem szczęśliwa. ;)

    Wszystko prezentuje się cudownie. Czekam na dalsze posty. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że trochę zainspirowałaś:) Na razie przywiozłam tylko souveniry, które mogę sobie na półce położyć, ale wszystko przede mną:) BC w LA siedział, wredny:(

      Usuń
  10. Jak cudnie spełniać swe marzenia!!!
    Pozdrowienia,MAJKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć czasem wydaje się to niemożliwe, to jednak okazuje się, że się da i to jak!

      Usuń
  11. Pozdrawiam serdecznie i cieszę się razem z Tobą.Realizować swoje plany,marzenia,to rzecz wspaniała.Na dodatek jeszcze Szekspir w...Londynie!Gratuluję i czekam na dalsze posty:),czytam zawsze z ogromną przyjemnością i witam po dłuższej nieobecności.Cieszę się,że już jesteś z nami,Izuszka J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem z Wami i zostanę, bo mnie teraz nic nie rozprasza i mogę się skupić na pisaniu. Tęskniłam za Wami. Już dzisiaj kolejny tekst o teatrze:) Pozdrówka bardzo wesołe- dziękuję za to, że jesteś

      Usuń
  12. Och,Aniu,co za fantastyczna wyprawa!
    Londyn,Centrum Kultury Barbican...na dodatek Szekspir "jakby u siebie";rewelacja!!!
    Czytam z wielką przyjemnością,po prostu jestem tam z Tobą,choć nie znam dobrze tekstu sztuki...chłonę wrażenia.I za to Ci dziękuję,jednak widzę,że marzenia mogą się spełnić tylko trzeba im dopomóc i...trochę powalczyć-Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mogą się marzenia spełniać, mogą... Ale same nie zawsze dadzą radę. Czasem trzeba machnąć ręką na przeciwności i nie myśleć o konsekwencjach - raz na jakiś czas:) Wyprawa na sztukę do Londynu była cudownym szaleństwem, ale takim, które zorganizowałam sobie sama, bo postanowiłam wreszcie spełnić jakieś porządne marzenie. Wymagała samozaparcia, odwagi i takich tam różnych:) Ale druga część spełnionego marzenia, czyli porozmawianie z odtwórcą głównej roli w sztuce nie wymagało już niczego więcej - wystarczyła odrobina przebojowości doprawiona szczyptą bezczelności. I mamy dwa marzenia w jednym:) A teraz, zamiast się cieszyć tym, co było, chcę więcej i więcej... :) Niebezpieczne to spełnianie marzeń:)

      Usuń
  13. To dawkuj sobie powoli,rozciągnij w czasie...wtedy jeszcze większa radość,a przede wszystkim oczekiwanie,snucie planów...Izuszka J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się dowiedziałam, że prawdopodobnie "Hamlet" zostanie przeniesiony na przyszły rok - więc moja wyprawa na niego się odwlecze. Nic to, coś się znajdzie innego po drodze:)

      Usuń